banner daniela marszałka

Archiwum dla czerwiec, 2024

Col du Mollard NW

Autor: admin o 8. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Saint-Jean-de-Maurienne

Wysokość: 1634 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1068 metrów

Długość: 17,1 kilometra

Średnie nachylenie: 6,2 %

Maksymalne nachylenie: 10 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W tym dniu zaczęliśmy serię wypadów ku dolinom Maurienne oraz Tarentaise. To na terenie tych górskich krain mieliśmy się zapoznać z najwyższymi i zarazem największymi wzniesieniami wyprawy. Przy całym szacunku dla gór takich jak Mont du Chat czy Grand Colombier to jednak w drugim tygodniu owych wakacji zmierzyłem się z trzema najtrudniejszymi podjazdami tej wycieczki. Daniel debiutował na szosach Sabaudii, więc było oczywiste, iż celował tu będzie przede wszystkim w kultowe premie górskie rozsławione wielokrotnym „udziałem” w Tour de France. Ja w tych stronach byłem już kilkukrotnie, więc zdążyłem poznać wszystkie górskie legendy na obszarze od przełęczy Madeleine na zachodzie po Iseran na wschodzie, jak też od Roselend na północy po Galibier na południu. Szukając dla siebie nowych wyzwań wybierałem teraz wspinaczki duże i trudne, lecz niekoniecznie znane kolarskim wyścigom. To oznaczało, że w niektóre dni będziemy kręcić osobno. Tak stało się już w sobotę. Daniel postanowił zdobyć Col de la Croix-de-Fer. Przełęcz, którą od roku 1947 aż 21 razy umieszczono na trasie „Wielkiej Pętli”. Ostatnio w sezonie 2022, gdy w trakcie etapu do L’Alpe d’Huez na przełęcz „Żelaznego Krzyża” podjeżdżano tym samym północno-wschodnim szlakiem, który wybrał sobie mój kompan. Dodam jeszcze, że na Criterium du Dauphine z roku 2023 na tej przełęczy wytyczono metę etapu, który zaczynał się w „naszej” gminie Porte-de-Savoie. Ten królewski odcinek ubiegłorocznego „Delfinatu” zdecydowanie wygrał Jonas Vingegaard.

Pojechaliśmy zatem do oddalonego o 65 kilometrów Saint-Jean-de-Maurienne. Miejscowości dobrze znanej kolarskim kibicom, w której zakończyły się dwa górskie odcinki TdF. Oba przyniosły wiktorie kolarzom francuskim. Pierwszy z roku 2010 wygrał Sandy Casar, zaś drugi z sezonu 2015 Romain Bardet. W minionym roku zaczął się tu piąty etap Touru prowadzący do Saint-Vulbas. Ten zakończony historycznym, 35-tym triumfem Marka Cavendisha. Ja na pierwszy cel wziąłem Col du Mollard. Na tej przełęczy też bywałem i to nawet dwukrotnie. Niemniej prowadzą na nią aż trzy szlaki, więc jeden wciąż pozostał mi do zobaczenia. Wszystkie one zaczynają się w dolinie Maurienne i zmuszają do pokonania w pionie przeszło tysiąca metrów. Dwie ścieżki czyli wedle nomenklatury z „cyclingcols”: południowa i północno-zachodnia zaczynają się na ulicach miasta św. Jana Chrzciciela. Niemniej rozstają się one bardzo szybko. Już po 400 metrach na rondzie reklamującym noże firmy Opinel. Szlak południowy przez pierwsze 15 kilometrów prowadzi drogą D926 i jest zbieżny ze wspinaczką na Col de la Croix de Fer. Jedynie na ostatnich 6 kilometrach korzysta z szosy D80, która dociera na przełęcz od strony południowej. Ścieżka północno-zachodnia przez niemal całą długość pozostaje wierna drodze D110. Szosa ta początkowo biegnie wzdłuż potoku L’Arvan, po czym skręca na wschód ku wiosce Albiez-Montriond, gdzie łączy się z północno-wschodnim szlakiem zaczynającym się poniżej Villargondran. Wspólny finałowy odcinek o długości 1600 metrów prowadzi już po szosie D80.

Na Col du Mollard „Wielka Pętla” wjechała trzy razy. To znaczy w latach 2006, 2012 i 2015. Za każdym razem na etapach prowadzących do stacji La Toussuire. Premie górskie ledwie drugiej kategorii wygrywali tu: Duńczyk Michael Rasmussen i dwukrotnie Francuz Pierre Rolland. Podczas Touru na przełęcz tą wjeżdżano wyłącznie od strony południowej. Zawsze po ledwie 6-kilometrowej wspinaczce rozpoczynanej wprost po górnej fazie zjazdu z przełęczy Żelaznego Krzyża. Oba północne podjazdy przetestowano w minionej dekadzie na trasach Tour de l’Avenir. Wspinaczka od Villargondran biegnąca drogą D80 została pokonana w początkowej fazie ostatniego etapu z roku 2014. Natomiast niepełny wjazd szosą D110 był finałowym podjazdem „Touru Przyszłości” z roku 2017, którego ostatni odcinek zakończył się we wiosce Albiez-Montrond (1520 m. n.p.m.). Wygrał tam urodzony we Włoszech, lecz wychowany we Francji Rosjanin Paweł Siwakow. Pierwszy z tych podjazdów czyli wariant północno-wschodni wykorzystano też na wspomnianym już siódmym etapie Criterium du Dauphine 2023. W tej okolicy bywałem już nie raz. Najpierw w 2009 roku podjechałem na Croix de Fer od Saint-Jean-de-Maurienne. Następnie w 2013 wjechałem na przełęcz „Żelaznego Krzyża” północno-zachodnią drogą z Saint-Etienne-de-Cuines, po czym zjeżdżając wpadłem na południową końcówkę Col du Mollard. Przełęcz tą zdobyłem po raz drugi w sezonie 2017 podjeżdżając szlakiem z Villargondran, zaś dwa dni wcześniej odwiedziłem też pobliską stację La Toussuire. Cóż mi zatem pozostało? Ano, zdobyć Mollard szlakiem północno-zachodnim.

Wystartowaliśmy razem z miejsca na styku Avenue des Clapeys i drogi D906. Jednak już na drugim rondzie przyszło nam się rozstać. Daniel odbił w prawo wjeżdżając na szosę D926. Ja pojechałem prosto i na wylocie z miasteczka zaliczyłem krótki zjazd, który skończył się na wysokości osady La Combe. Następne cztery kilometry wiodły mnie na południe drogą biegnącą równolegle do potoku L’Arvan. Ten łagodny odcinek miał przeciętne nachylenie 4,2%. Po przejechaniu 3,1 kilometra minąłem tu budynek elektrowni w Tilleret. W połowie szóstego kilometra szlak definitywnie przeskoczył na prawy brzeg wspomnianej rzeczki. Niebawem na dojeździe do wioski Gevoudaz zacząłem najtrudniejszy segment  wspinaczki czyli kręte cztery kilometry o średniej 8,6%. Stromizna nieco odpuściła pod koniec dziesiątego kilometra w pobliżu osady Le Collet d’En Bas. W tym miejscu szlak zmienił kierunek z południowego na wschodni, zaś na 3-kilometrowym odcinku do osady La Cochette zawracał też nieco na północ. Nachylenie znów było poważne. Tym razem cztery kilometry ze średnią 7,5%. Luźniej zrobiło się dopiero na niespełna trzy kilometry przed przełęczą. Niemniej po wyjeździe z Albiez-le-Vieux trzeba było mocniej przycisnąć na finałowym kilometrze z wartością 8,1%. Na pokonanie całego podjazdu potrzebowałem 1h i 14 minut. Meta w dobrze mi znanym miejscu, gdzie na poboczu od lat stoi rower w barwach „Króla Gór”. Przed sobą mogłem już dojrzeć spiczaste wierzchołki Aiguilles d’Arves. Tego popołudnia miałem się im przyjrzeć jeszcze dokładniej.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11603412583

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11603412583

COL DE LA CROIX DE FER by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11603693729

ZDJĘCIA

Mollard_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Col du Mollard NW została wyłączona

Le Pleynet

Autor: admin o 7. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Allevard

Wysokość: 1450 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 986 metrów

Długość: 22,2 kilometra

Średnie nachylenie: 4,4 %

Maksymalne nachylenie: 9 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W piątkowe popołudnie chciałem upiec „dwie pieczenie na jednym ogniu”. To znaczy najpierw pokonać podjazd do stacji Le Pleynet, a następnie zobaczyć „profich” w akcji na początku wspinaczki ku mecie szóstego etapu Criterium du Dauphine Libere. Dlatego z Froges pojechaliśmy do Allevard. Nie było sensu wracać na autostradę. Owe miasteczka dzieli 20 kilometrów i najlepiej przemierzyć ten dystans szosami D523 i D525. Nie była to moja pierwsza wizyta w uzdrowisku nad rzeczką Breda. Odwiedziłem je w 2019 roku, gdy wraz z Darkiem i Tomkiem podjeżdżałem do stacji Super-Collet. Zaliczyliśmy wówczas przedłużoną wersję wspinaczki, która obecnie czekała na kolarzy uczestniczących w 76 edycji „Kryterium po Delfinacie”. Tego dnia organizatorzy próby generalnej przed lipcowym Tourem skierowali jej uczestników na stromy podjazd do ośrodka narciarskiego Collet d’Allevard. Dodam, że po raz czwarty w historii wyścigu, bowiem górskie odcinki „Delfinatu” kończyły się tam uprzednio w latach 1992, 1994 i 2011. Zawodowcy mieli pokonać 11,2 kilometra o średniej 8,5 % i zrobić w pionie 968 metrów. My nieco więcej, ale na dystansie niemal dwukrotnie dłuższym. Wspinaczki do Collet i Le Pleynet mają wspólny początek o długości 1,4 kilometra, lecz poza nim są diametralnie różne. Ten pierwszy od rozdroża leci na wschód krętą drogą D109 śmiało pnącą się po serpentynach. Natomiast drugi uparcie trzyma się szosy D525a, która sunie prosto na południe łagodną doliną Breda. Ten szlak dopiero na finałowych 6 kilometrach stawia cyklistom pewne, acz niezbyt wygórowane wymagania.

Długi podjazd do Le Pleynet wypróbowano na dwudziestym etapie Tour de France z roku 1981. Do Paryża wcale nie było blisko, gdyż owa edycja „Wielkiej Pętli” składała się z 24 etapów! Po dziewiętnastu w „generalce” prowadził Bernard Hinault z przewagą 9:39 nad Lucienem Van Impe. Na dwudziestym Tour żegnał się z Alpami. Słynny Bretończyk uznał, iż warto raz jeszcze pokazać rywalom kto tu rządzi. Odcinek był krótki, ale treściwy. Raptem 134 kilometry, ale z dwiema premiami pierwszej i trzema drugiej kategorii. „Borsuk” zwyciężył na solo. Drugi ze stratą 32 sekund finiszował jego rodak Jean-Rene Bernaudeau, zaś trzeci był Belg Fons De Wolf (+ 1:26). Patron wyścigu nad swymi „najbliższymi” rywalami nadrobił tu przeszło dwie i pół minuty. Tym samym po finiszu w Le Pleynet dystansował wicelidera o ponad 12 minut. Po dojechaniu do Allevard uznałem, że lepiej będzie zostawić samochód powyżej miejsca, z którego rozchodzą się drogi D525a i D109. Tak na wszelki wypadek, aby niezależnie od długości naszego pobytu na Le Pleynet czy tempa rywalizacji na szóstym etapie Dauphine mieć dostęp do auta po zjeździe. Tym samym na start drugiej z piątkowych wspinaczek musieliśmy zjechać ponad dwa kilometry. Tuż przed trzynastą nad miasteczkiem zebrały się ciemne chmury i nawet nieco popadało. Na szczęście ten pogodowy kaprys był krótkotrwały. Akurat na tej górze na aurę nie mogliśmy narzekać.

Wystartowaliśmy razem. Pierwsze półtora kilometra tej góry ma średnie nachylenie 6,5%. Całkiem solidny wstęp do ogólnie łagodnego wzniesienia. Do rozjazdu dojechałem w 6:09 czyli odrobinę szybciej niż w 2019 roku. „Profi” pokonali ten sam odcinek dwa razy szybciej „lecąc” z prędkością 27 km/h. Na kolejnych sześciu kilometrach szlak do Le Pleynet wyraźnie łagodnieje. Średnie nachylenie tego segmentu to jedynie 3,2%. Pod koniec siódmego kilometra minęliśmy wioskę Pinsot. W środkowej fazie wzniesienia pokonaliśmy trzy sektory z nieco wyraźniejszą stromizną. Kolejną ładną wioseczką na tym szlaku była La Ferriere minięta na dwunastym kilometrze. Z kolei w Le Grand Thiervoz osiągnęliśmy w końcu pułap 1000 metrów n.p.m. Zdobywanie wysokości szło tu opornie. Nie brakowało zupełnie płaskich odcinków. Jak choćby ten z początku szesnastego kilometra przy lazurowym Lac du Curtillard. W końcu na dojeździe do osady Fond de France zaczął się finałowy odcinek wzniesienia. Wkrótce dopiero po 16 kilometrach od startu pod kościołem św. Marcela droga D525a porzuciła towarzystwo rzeczki Le Breda. Szlak odbił na zachód i na dystansie 3,5 kilometra minęliśmy osiem wiraży. Ten kręty odcinek skończył się jakieś dwa kilometry przed finałem. Niemniej nachylenie dalej trzymało na poziomie 6-7%, by dopiero na ostatnich sześciuset metrach wyraźnie odpuścić. Do stacji dojechałem z przewagą niespełna trzech minut nad Danielem. Na pokonanie całej góry potrzebowałem 1h i 19 minut, zaś górny segment przejechałem w 23:41 jadąc ze średnią prędkością 14,5 km/h.

Zatrzymałem się na samym końcu długiego placu, skąd roztaczały się piękne widoki na ośnieżone szczyty masywu Belledonne. Spędziliśmy tam kwadrans. Chcieliśmy zdążyć na spotkanie z peletonem Dauphine. Na zjeździe nie spieszyliśmy się jakoś szczególnie. Po krótkim przystanku przy samochodzie do rozdroża dotarliśmy około szesnastej. Kolarze byli dopiero na Col du Granier czyli jakieś 45 kilometrów przed metą. Trasa wyścigu już zabezpieczona przez policję. Kibiców nie brakowało, choć rzecz jasna nie były to tłumy widywane na TdF. Wybraliśmy sobie miejscówkę i poczekaliśmy przeszło pół godziny na przyjazd asów światowego peletonu. Gdy pojawiła się kolumna wyścigu zacząłem nagrywanie. Wyszedł z tego 7-minutowy filmik. Najpierw minęli nas Romain Gregoire i Magnus Cort-Nielsen, którzy dopiero co zaatakowali z 5-osobowej grupki uciekinierów. Po upływie minuty i 15 sekund pojawił się pękający peleton prowadzony przez sześciu kolarzy ekipy Ineos. A potem już pojedynczo i grupkami ci, których zadaniem było już jedynie dojechanie do mety, by ewentualnie pokazać się z dobrej strony w najbliższy weekend. Na tym etapie rządzili kolarze Bora-Hansgrohe. Primoz Roglić wygrał z przewagą 3 sekund nad Giulio Ciccone i 11 na swym kolegą z drużyny Aleksandrem Własowem. Słoweniec nadrobił tu 42 sekundy nad Remco Evenepoelem i odebrał Belgowi koszulkę lidera. Co ważne wliczając bonifikatę zyskał też 27 cennych sekund nad Matteo Jorgensonem, z którym cały wyścig wygrał potem o skromne 8 sekund.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11596236450

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11596236450

LE PLEYNET by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11596304104

ZDJĘCIA

Le-Pleynet_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Le Pleynet została wyłączona

Prapoutel-les-Sept-Laux

Autor: admin o 7. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Froges

Wysokość: 1371 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1128 metrów

Długość: 15,8 kilometra

Średnie nachylenie: 7,1 %

Maksymalne nachylenie: 10 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W piątek drugi dzień z rzędu zajęliśmy się podjazdami w departamencie Isere. Tym razem jednak mieliśmy je dość blisko „domu”. Dojazd niespełna 40-kilometrowy, dzięki autostradzie A41 do zrobienia w niecałe pół godziny. W menu podjazdy do dwóch stacji należących do regionu narciarskiego Les Sept Laux. Największego ośrodka sportów zimowych w masywie Belledonne. Powstałego w roku 1970 i dziś mającego w swej ofercie 120 kilometrów tras dla fanów narciarstwa alpejskiego oraz 23 kilometry szlaków dla narciarskich biegaczy. Zjazdowcy mogą tu zjechać z poziomu 2370 na 1350 metrów n.p.m. Domena ta składa się z trzech stacji czyli Prapoutel i Pipay wybudowanych na zachodnich zboczach masywu oraz Le Pleynet z trzech stron otoczonej tymi górami. Chociaż w Belledonne jest blisko trzydzieści szczytów wyższych niż tatrzański Gerlach to żaden z nich nie przekracza 3000 metrów n.p.m. Niemniej wymagających podjazdów kolarskich tu nie brakuje. Najtrudniejsze z nich prowadzą do stacji narciarskich. Oprócz wyżej wymienionych mamy tu jeszcze: Chamrousse, Super Collet d’Allevard czy Val Pelouse. Warto też dodać, iż na wschodnich rubieżach tego masywu leży znana z wielu „występów” w Tour de France przełęcz Glandon. Celowo wybraliśmy się w te strony akurat 7 czerwca. Poza tym nie bez powodu na pierwsze danie ósmego etapu wybrałem nam Prapoutel, zaś na drugie Le Pleynet. Niemniej o tym więcej napiszę w kolejnym odcinku tej górskiej opowieści.

Podjazd do stacji Prapoutel można zacząć na dwa sposoby. To znaczy w miejscowościach Tencin lub Froges leżących przy drodze D523 i oddalonych od siebie o jakieś 5 kilometrów. Z tego pierwszego miasteczka zaczynałem przed pięcioma laty wspinaczkę do Pipay-les-Sept-Laux. Dlatego by nie powtarzać większej części tamtego wzniesienia tym razem zdecydowałem się podjechać autem do Froges. Drogi z Tencin i Froges łączą się z sobą na pośredniej przełęczy Ayes (944 m. n.p.m.), więc odrobiny znajomego szlaku nie dało się uniknąć. Tym niemniej w jakichś 85% piątkowy podjazd był dla mnie zupełną nowością. Oba warianty wspinaczki na Prapoutel są porównywalne pod względem trudności. Nieco trudniejszy jest ów południowy, rozpoczynany na drodze D250. Dolna połowa tego 16-kilometrowego podjazdu jest bardziej wymagająca. Na pierwszych ośmiu kilometrach średnie nachylenie wynosi 7,6%. Na górnym segmencie tej samej długości już tylko 6%. Tour de France finiszował w tej stacji podczas edycji z roku 1980. Finałowy podjazd poprzedzały cztery inne górskie premie czyli: Colombiere, Aravis, Champ-Laurent oraz Barioz. Tym samym ostatnia wspinaczka zaczęła się we wiosce Theys na wysokości 621 metrów n.p.m. czyli skorzystano ze skróconego północnego szlaku. Królem wszystkich gór był owego dnia mało znany Belg Ludo Loos, który do mety dotarł z przewagą ponad 5 minut nad grupą asów, którą przyprowadził Francuz Robert Alban.

Dwa lata wcześniej w Prapoutel zakończył się kluczowy etap Criterium du Dauphine Libere. Ze sporą przewagą wygrał go Belg Michel Pollentier. Kolarz, który w sezonie 1977 wygrał zarówno Giro d’Italia jak i Tour de Suisse, zaś rok później celował już w Tour de France. „Delfinat” z roku 1978 wygrał w cuglach, bo z przewagą ponad 3 minut nad Mariano Martinezem czyli dziadkiem jeżdżącego dziś w Groupamie Lenny Martineza. Półtora miesiąca później jako pierwszy dojechał do mety w L’Alpe d’Huez. Wywalczył nawet koszulkę lidera. Niemniej po chwili złapano go na grubym oszustwie przy kontroli antydopingowej i marzenia prysły. Na „Wielkiej Pętli” już nigdy się nie pojawił, acz w dalszej części swej kariery wygrał Ronde van Vlaanderen oraz dwukrotnie stanął na podium Vuelta a Espana. Większą część południowego Prapoutel przejechaliśmy z Danielem razem. Na dotarcie do Les Adrets potrzebowaliśmy blisko 33 minut. Dwa kilometry dalej we wiosce Villard-Chateau wskoczyliśmy na drogę D280. Niemniej na krótko, gdyż po dotarciu na Col d’Ayes trzeba było skręcić w prawo i wybrać szosę D281. Kolejne 2,3 kilometry tego szlaku już niegdyś widziałem, lecz po minięciu skrętu do Pipay znów pojechałem w nieznane. Do szczytu zostało mi stąd 3,7 kilometra. Na rondzie przed wjazdem do stacji obaj pojechaliśmy prosto, więc musieliśmy pokonać ściankę z nachyleniem do 11%. Ja metę na głównym placu stacji osiągnąłem w czasie 1h 10:49. Daniel pojawił się w tym miejscu półtorej minuty później. Dodaliśmy sobie jeszcze 600 metrów wspinaczki, ostatecznie finiszując pod budynkiem Les Ramayes.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11594294705

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11594294705

PRAPOUTEL by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11596304104

ZDJĘCIA

Prapoutel_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Prapoutel-les-Sept-Laux została wyłączona

Collet de Vaujany

Autor: admin o 6. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Le Verney

Wysokość: 1699 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 889 metrów

Długość: 9,5 kilometra

Średnie nachylenie: 9,4 %

Maksymalne nachylenie: 11 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Wycieczka do Bourg d’Oisans to już było równo 100 kilometrów dojazdu. Na początek szybki odcinek po autostradzie A41. Następnie nieco spowolnień na krajówkach N87 i N85 na odcinku z Grenoble do Vizille. Na koniec już jazda w głąb doliny Romanche szosą D1091. Wiadomo co przyciąga rzesze amatorów kolarstwa w te strony. Słynny podjazd do stacji L’Alpe d’Huez. Najpopularniejsza górska meta w historii Tour de France. Wzniesienie to zadebiutowało na trasie „Wielkiej Pętli” już w 1952 roku, gdy jego ojcem chrzestnym został Fausto Coppi. Niemniej ta wielka historia zaczęła się na dobre dopiero w sezonie 1976. Odtąd przed kolejne trzy dekady Tour wracał na szosę D211 niemal co roku. Ostatnimi czasy ten silny związek między kultową wspinaczką a największym z kolarskich wyścigów nieco się rozluźnił. Tym niemniej przez lata uzbierało się sporo wizyt. Uczestnicy TdF wspinali się po południowym zboczu tej góry aż 32 razy, z czego 31-krotnie ku etapowej mecie w stacji. Ostatnim zdobywcą legendarnej L’Alpe w roku 2022 został Tom Pidcock. Przed nim było 24 innych triumfatorów, w tym sześciu asów, którzy zwyciężali tam dwukrotnie. W ten sposób wyróżnili się Holendrzy: Hennie Kuiper, Joop Zoetemelk i Peter Winnen oraz Włosi: Gianni Bugno i Marco Pantani. Jak również pewien Teksańczyk, który rządził peletonem TdF na przełomie wieków. W tym roku góra ta powróciła na łamy sportowych gazet za sprawą dramatycznego finału Tour de France Femmes. Ostatni etap owej imprezy wygrała Holenderka Demi Vollering, lecz Kasia Niewiadoma po wspaniałej walce nie pozwoliła sobie wydrzeć zwycięstwa w całym wyścigu.

L’Alpe to podjazd może nie-najpiękniejszy, lecz sportowo trudny oraz z przebogatą kolarską historią. Z pewnością warto go choć raz w życiu przejechać. Niemniej ja uporałem się z nim już czterokrotnie. W latach 2005-06 kończyłem na tej górze wyścigi La Marmotte i L’Etape du Tour. Potem jeszcze w roku 2019 wespół z Tomkiem Busztą zaliczyłem przedłużoną wersję tej wspinaczki jadąc do końca szosy przy Lac Besson. Co więcej także w najbliższej okolicy Bourg d’Oisans sporo już widziałem. Przejechałem zachodni Col du Galibier oraz południowy Col du Glandon. Wpadłem do znanej z Touru i Giro stacji Les Deux Alpes oraz pokonałem stromą Col du Sabot. Podjechałem też na przełęcz Sarenne oraz do górskiej wioski Villard-Reymond. Pomimo tego wszystkiego zdecydowałem się raz jeszcze przyjechać w te strony. Przede wszystkim dlatego by mój kompan mógł zapoznać się z podjazdem pod L’Alpe d’Huez i zrealizować jedno ze swych kolarskich marzeń. Ja na piąte spotkanie z górską legendą Touru nie miałem już ochoty. Musiałem sobie znaleźć inne podjazdy w okolicy by jakoś zagospodarować ten dzień. Wybrałem dwa dość podobne. Krótkie, lecz bardzo konkretne. Wspinaczki około 10-kilometrowe ze średnimi nachyleniami rzędu 9%. Najpierw miałem wjechać na Collet de Vaujany. Następnie chciałem zaś pokonać podjazd z ulic Bourg d’Oisans w kierunku Col du Solude. Przy czym planowałem się zatrzymać u kresu szosy niespełna dwa kilometry za wioską Villard-Notre-Dame.

Do Bourg d’Oisans dotarliśmy kwadrans po dziesiątej. To było miasteczko startowe dla Daniela. Zasugerowałem swemu koledze by wspinaczkę skończył przy jeziorkach na wysokości 2080 metrów n.p.m. Ja pojechałem zaś nad sztuczne Lac du Verney, gdzie zatrzymałem się przy hydroelektrowni. Z parkingu do podnóża swego podjazdu miałem ledwie 350 metrów. Wspinaczka na Collet de Vaujany przez pierwsze 4 kilometry z małym hakiem wiedzie po szosie D43a biegnącej aż na przełęcz Sabot (2100 m. n.p.m.). Natomiast kolejne 5 kilometrów z małym okładem prowadzi już po węższej i gorszej jakościowo dróżce Route du Bessey. Na tym górskim szlaku wielki Tour de France jeszcze nie bywał. Tym niemniej najbardziej prestiżowe francuskie tygodniówki zaglądały już do stacji Vaujany. W sezonie 1994 zakończył się w niej piąty etap wyścigu Paris – Nice wygrany przez Szwajcara Pascala Richarda. W następnym roku zawitał do stacji „Delfinat”, wówczas znany pod marką Criterium du Dauphine Libere. Na czele 5-osobowej grupki najszybciej finiszował tu Francuz Richard Virenque. W minionej dekadzie „Kryterium” wpadło w te strony jeszcze dwa razy. Finisze lokowano w centrum stacji na wysokości tylko 1230 metrów n.p.m. po niespełna 6-kilometrowej wspinaczce. W 2016 roku Chris Froome minimalnie wyprzedził Richie Porte’a i Adama Yatesa. Natomiast w 2022 po życiowy sukces sięgnął Katalończyk Carlos Verona, który umknął pościgowi Primoza Roglica, Jonasa Vingegaarda i Bena O’Connora czyli pierwszej trójki tego wyścigu.

Podjazd do Vaujany był jednak przede wszystkim stałym punktem programu kobiecego Touru organizowanego pod szyldami Tour Cycliste Féminin oraz Grande Boucle Féminine Internationale w latach 1992-2009 przez organizatorów niezależnych od wszechpotężnego Amaury Sport Organisation. Wspinaczka ta poprzedzana na ogół północnym podjazdem na przełęcz Glandon była etapową metą tej imprezy przez dwanaście sezonów z rzędu w latach 1992-2003. Natomiast w 2005 roku na 6-kilometrowej trasie od jeziora zorganizowano czasówkę. W owych czasach na górskich trasach kobiecego Touru nie miała sobie równych Fabiana Luperini. Filigranowa Włoszka wygrała aż sześć górskich odcinków kończących się w tym miejscu (1995-98, 2001 i 2003). Maleńka gmina Vaujany swój rozwój zawdzięcza milionowym czynszom pobieranym od firmy EDF, właściciela zapór Verney i Grand Maison. Pieniądze z tego źródła pozwoliły jej rozwinąć swą infrastrukturę rekreacyjną. Obecnie tutejsza stacja posiada kolejkę linową oraz gondolową i należy do regionu narciarskiego Alpe d’Huez Grande Domaine. Latem po tej stronie masywu Grandes Rousses też można się nieźle pobawić, o ile ktoś nie stroni od pewnej dawki fizycznego cierpienia. Podjazd na punkt widokowy Collet de Vaujany jest stromy, lecz nad wyraz równy. Choć jego średnie nachylenie wyraźnie przekracza 9%, to maksymalna stromizna sięga ledwie 11%. Według „cyclingcols” wszystkie półkilometrowe segmenty mieszczą się w wartościach od 8 do 10,5%. Jednym słowem nic tu nas nagle nie zaskoczy, lecz tak „sztywne” wzniesienie z pewnością może stopniowo zamęczyć.

Zacząłem podjazd przed jedenastą, przy temperaturze 27 stopni. Pierwszą kwartę wzniesienia przemierzałem już nie raz tak rowerem jak i autem. W latach 2005 i 2006 przed startami w La Marmotte pomieszkiwałem bowiem w Pourchery oraz L’Enversin d’Oz. Kolejne dwa kilometry poznałem zaś w 2019 wspinając się na Col du Sabot. Już wówczas wracając z przełęczy mogłem wpaść na końcówkę podjazdu pod Collet. Jednak chłód i mżawka stanęły nam na przeszkodzie. Nie udało się wtedy, to teraz musiałem się bardziej pomęczyć. Od początku jechało mi się ciężko. Wspinałem się z prędkością około 10 km/h. Przed czwartym wirażem minąłem znajomą Chapelle Saint-Claude, zaś pod koniec trzeciego kilometra przejechałem przez Le Perrier. Tym razem nie musiałem dojeżdżać do Vaujany. Tuż przed wjazdem do stacji zawinąłem w lewo by wjechać na Route du Bessey. Odtąd zacząłem się wspinać w kierunku północno-zachodnim. Jechałem wąziutką i krętą dróżką z ośmioma zakrętami. Podniszczony asfalt, w niektórych miejscach posypanym żwirkiem, nie ułatwiał zadania. W końcu po 9 kilometrach minąłem wjazd na punkt widokowy, ale droga skręcała tu w prawo i szła jeszcze nieco wyżej. Dlatego za nim poszedłem podziwiać górskie widoczki dobiłem do końca szosy. Wspinaczka na poziom Belvedere zabrała mi przeszło 57 minut. VAM w okolicy 915 m/h czyli równie przeciętny co na Grand Colombier. Niestety w trakcie zjazdu pogoda zaczęła się psuć. Gdy wróciłem do Bourg d’Oisans rozpadało się na dobre i słychać było pomruki burzy. Zwinęliśmy zatem manatki i wróciliśmy do naszej sabaudzkiej bazy.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11587966659

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11587966659

LAC BESSON (L’ALPE D’HUEZ) by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11587171682

ZDJĘCIA

Collet-de-Vaujany_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Collet de Vaujany została wyłączona

Col de la Biche

Autor: admin o 5. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Seyssel

Wysokość: 1329 / 1310 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1071 / 1052 metry

Długość: 13,6 / 15,5 kilometra

Średnie nachylenie: 7,9 % / 6,8 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Z Col du Grand Colombier zjechaliśmy osobno, bo przetartymi wcześniej szlakami. Gdy dotarłem do samochodu ruszyłem nim na wschód i w pobliżu Beon przechwyciłem Daniela zmierzającego do Artemare. Dalej już razem pognaliśmy na północ w kierunku Seyssel, skąd mieliśmy ruszyć na Col de la Biche. Miejscowość ta wyrosła po obu stronach Rodanu i podzielona jest na dwie gminy należące do dwóch różnych departamentów. Wschodnia część jest większa. Mieszka w niej 70% lokalnej ludności. Ta „dzielnica” leży w granicach Górnej Sabaudii. Natomiast mniejsza prawobrzeżna zaliczana jest do departamentu Ain i stanowi bramę do jednego z najtrudniejszych podjazdów we francuskiej Jurze. Ponieważ w końcówce dojazdu przejechaliśmy na lewy brzeg rzeki musieliśmy skorzystać z wąskiego Vieux Pont by wrócić na jurajską stronę. Tam znaleźliśmy sobie idealnie zlokalizowany na potrzeby naszego wypadu parking w pobliżu dworca kolejowego Seyssel Corbonod. Miejscówkę z widokiem w jedną stronę na Rodan, zaś w drugą na pierwsze metry naszej wspinaczki. Od przyjazdu do Sabaudii czekaliśmy na poprawę pogody. Przez pierwsze pięć etapów jedynie sporadycznie dane nam było kręcić w słonecznych warunkach. Niemniej gdy już się trafił taki dzień to temperatura od razu poszybowała w niebezpieczne rejony. Przed godziną piętnastą u podnóża Biche powitał nas 35-stopniowy upał. Dodatkowy przeciwnik w starciu ze skądinąd ciężkim wzniesieniem.

Col czy też Golet de la Biche to sąsiadka słynniejszej Grand Colombier. Rzadko spotykany termin „Golet” w języku franko-prowansalskim, niegdyś powszechnie używanym na pograniczu Francji, Szwajcarii i Włoch oznacza „przełyk” lub „gardło”. Tymczasem każda przełęcz stanowi wszak rodzaj przejścia (nierzadko wąskiego) między dwoma górskimi wierzchołkami. Przez tą przebiega zaś stroma droga D123 łącząca wioskę Gignez na wschodzie z Brenaz na zachodzie. Tour de France dwukrotnie skorzystał z tej górskiej przeprawy. Zawsze w pakiecie z „Wielkim Gołębnikiem”. Po raz pierwszy w roku 2017 na wspominanym już przeze mnie etapie do Chambery. Podjeżdżano wówczas od trudniejszej wschodniej strony. Premię górską najwyższej kategorii wygrał tu Primoż Roglic. Przyszły gwiazdor wyścigów etapowych dopiero debiutował w Tourze, więc tak na tym etapie jak i w generalce nie odegrał większej roli. Warto dodać, że na zjeździe z Biche doszło do groźnej kraksy, która wykluczyła z wyścigu Gerainta Thomasa oraz Rafała Majkę. Trzy lata później podjazd na Biche ulokowano między wspinaczkami na Montee de la Selle de Fromentel i finałową na Grand Colombier od Culoz. Tym razem wspinano się od zachodu i tylko przez niecałe 7 kilometrów. Tym niemniej ta „górka” miała średnie nachylenie niemal 9%, więc w oczach organizatorów zasłużyła na pierwszą kategorię. Przy tej okazji pierwszy na górze pojawił się Pierre Rolland.

Wschodni podjazd na Biche to wspinaczka o wielce oryginalnym profilu. Sama przełęcz znajduje się na wysokości 1310 metrów n.p.m. Tym niemniej najwyższy punkt drogi prowadzącej ku niej osiąga pułap 1329 metrów już na wirażu znajdującym się jakieś 1,9 kilometra przed finałem. Potem mamy tu kilometrowy zjazd z początku nawet ostry i na zakończenie nieco krótszy odcinek pod górę, na którym daje się odrobić tylko część straconej przed chwilą wysokości. Wspinaczka zaczyna się od przejazdu przez tory kolejowe. Pierwsze dwa kilometry biegną po szosie D991 i nie stanowią większego problemu. Na tym odcinku średnie nachylenie wynosi 5,4%. Daniel ruszył pod górę jako pierwszy o dwie minuty przede mną. Niemniej zaczął bardzo spokojnie, więc na początku trzeciego kilometra udało mi się go dogonić. W Gignez trzeba było skręcić w lewo, by wjechać na górską D123 prowadzącą zrazu do niewielkiej stacji narciarstwa klasycznego Sur-Lyand mającej w swej ofercie 17 kilometrów tras dla biegaczy na deskach. Dojazd do tego ośrodka sportów zimowych to najtrudniejsze wyzwanie na szlaku do Golet de la Biche. Już sam początek owej drogi zmuszał do pokonania stromizny rzędu 13% i był jednym z najtrudniejszych fragmentów całego wzniesienia. Zresztą na tej górze dwucyfrowe wartości to normalka. Średnie nachylenie na segmencie 9,2 kilometra rozpoczynającym się Gignez to aż 9,3%.

Jednym słowem było stromo i gorąco. W tych warunkach każdy z nas walczył raczej o przetrwanie niż o dobry czas. Tym bardziej, że obaj zostawiliśmy sporo energii na potężnej Grand Colombier. Na stromiźnie powyżej Gignez choć kręciłem marny VAM na poziomie 890 m/h i tak odjechałem Danielowi na blisko sześć minut. Potwierdziło się, iż mój kompan ma słabszy dzień. Dojechawszy do zakrętu za Sur-Lyand po przeszło 66 minutach od startu nad Rodanem miałem już niemal tysiąc metrów przewyższenia w nogach i wszystko co najtrudniejsze za plecami. Kolejny odcinek o długości 1,2 kilometra i zmiennym nachyleniu doprowadził mnie na Croix de Famban (1316 m. n.p.m.). Zatem już w tym miejscu byłem wyżej niż na późniejszej mecie. Następnie przejechałem 900-metrowe falsopiano przez górską łąkę, kończące się na zakręcie w prawo. To była już kulminacja podjazdu. Najwyższy punkt osiągnięty po 13,5 kilometrach wspinaczki. Niemniej to wciąż nie była przełęcz, więc pojechałem dalej. Rozpocząłem kilometrowy zjazd. Zrazu ostry przez las. Następnie po łuku w lewo już znacznie delikatniejszy i w otwartym terenie. Na jego końcu zakręt w prawo i niebawem powrót do lasu na wysokości małego parkingu. Do przełęczy pozostało mi jeszcze 700 metrów z nachyleniem zrazu umiarkowanym, lecz w końcówce wymagającym. Cały podjazd zmęczyłem w 1h i 20 minut. Metą okazało się miejsce bez widoków, ukryte w leśnej gęstwinie. Nagrałem jeden filmik, a potem jeszcze drugi z przyjazdu Daniela. Tego dnia zrobiłem łącznie 2470 metrów w pionie. Jak dotąd najwięcej na tej wyprawie.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11582413780

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11582413780

COL DE LA BICHE E by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11580318742

ZDJĘCIA

Biche_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Col de la Biche została wyłączona

Col du Grand Colombier SW

Autor: admin o 5. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Artemare

Wysokość: 1498 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1254 metry

Długość: 15,7 kilometra

Średnie nachylenie: 8 %

Maksymalne nachylenie: 17 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Pierwszy ze środowych etapów w całości spędziliśmy na szosach Jury, gdyż na ten dzień przewidziałem nam trudne wspinaczki pod Col du Grand Colombier oraz Col de la Biche. Dojazd mieliśmy dwukrotnie dłuższy niż we wtorek. Tym razem przeszło 60-kilometrowy, bowiem musieliśmy dojechać do wioski Artemare w rejonie historycznym Valromey. Pierwszą połowę tej samochodowej trasy przerobiliśmy dzień wcześniej. Tym razem dłużej niż we wtorek trzeba się było trzymać znajomej szosy D1504, a po niej wskoczyć jeszcze na D921 i D904. Po drodze najpierw zapoznaliśmy się z zawiłą procedurą tankowania przy jednym w supermarketów. Po czym kilka kilometrów za Yenne przejechaliśmy most nad pięknym, modrym Rodanem wkraczając do departamentu Ain. Kolarskim kibicom znanego z rozgrywanej od sezonu 1996 górzystej etapówki Tour de l’Ain. W 1999 roku na Grand Colombier ulokowano metę ostatniego etapu tej imprezy. Wygrał go Nowozelandczyk Christopher Jenner, zaś drugi na kresce Grzegorz Gwiazdowski przypieczętował swe zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Tydzień przed swym wielkim rajdem na pucharowym klasyku Meisterschaft von Zurich. W późniejszych latach jeszcze nie raz górskie odcinki tej imprezy czy nawet cały wyścig kończył się na tej górze. Choćby w sezonie 2002, gdy triumfował tu Marek Rutkiewicz. Niemniej swój kolarski „debiut” wzniesienie to zaliczyło już w 1980 roku na trasie Tour de l’Avenir. Wygrał tu świeżo upieczony mistrz olimpijski z Moskwy czyli Siergiej Suchoruczenkow, zaś Czesław Lang finiszował na trzecim miejscu.

Na występ w Tour de France „Wielki Gołębnik” czekał aż do roku 2012. Jak dotąd uczestnicy TdF wspinali się na tą przełęcz pięciokrotnie. Trzykrotnie po punkty na górskiej premii i dwa razy ku etapowej mecie. Pierwszym zdobywcą Grand Colombier na trasie Touru został Thomas Voeckler. Na etapie do Bellegarde-sur-Valserine wygranym przez tego Francuza podjeżdżano „klasycznym” szlakiem z Culoz. W sezonie 2016 na tej górze rządził Rafał Majka. Polak najpierw jako pierwszy wjechał na przełęcz od strony północno-zachodniej (opcja z Lochieu), a następnie odjechał pozostałym uciekinierom na „połówce” podjazdu z Culoz nazwanej Lacets du Grand Colombier. Niestety dla nas mety nie przewidziano na samej górze, lecz po wjeździe na wysokość 891 metrów n.p.m. był zjazd do Anglefort i płaski finisz w Culoz. Naszego rodaka dogonił Kolumbijczyk Jarlinson Pantano, po czym ograł go na finiszu. W sezonie 2017 na jurajskim etapie z trzema premiami HC pod Grand Colombier wjeżdżano najbardziej stromą czyli zachodnią stroną, przy czym wspinaczkę zaczęto we wiosce Vireu-le-Petit, więc liczyła ona jedynie 8 kilometrów. Pierwszy linię górskiej premii przekroczył wówczas Warren Barguil. W 2020 roku niczym cztery lata wcześniej zafundowano kolarzom dwie wspinaczki na zboczach tej góry. Najpierw był podjazd z Artemare na la Selle de Fromental (1174 m. n.p.m.) czyli zawierający to co najtrudniejsze na szlaku powyżej Vireu-le-Petit. Tą premię górską wygrał Hiszpan Jesus Herrada.

Najważniejsze jednak, iż najbardziej znana z kilku dróg prowadzących na Grand Colombier czyli ta z Culoz wystąpiła w końcu w roli finałowego wzniesienia. W walce o zwycięstwo etapowe długo uczestniczyło dwunastu kolarzy. Jednak finiszu liczyli się tylko dwaj Słoweńcy. Ostatecznie Tadej Pogacar wyprzedził liderującego Primoża Roglicza. Pięć sekund za nimi finiszował Australijczyk Richie Porte. Tydzień później w Paryżu taka sama kolejność była na generalnym podium wyścigu. W sezonie 2023 etap z finałem na Col du Grand Colombier był łatwiejszy. Finałowy podjazd (znów od Culoz) był jedyną premią górską etapu rozegranego 14 lipca w dniu Święta Narodowego Republiki Francuskiej. O zwycięstwo walczyli uciekinierzy. U podnóża góry było ich szesnastu z przewagą czterech minut nad peletonem. Na metę tylko dwóch dotarło przed największymi asami tej edycji. Wygrał Michał Kwiatkowski z przewagą 47 sekund nad Maximem Van Gils, a tuż za młodym Belgiem na kresce pojawił się już Pogacar. Słoweniec urwał kilka sekund z przewagi liderującego Jonasa Vingegaarda. Na początku finałowego wzniesienia nic nie zapowiadało sukcesu mistrza świata z Ponferrady. „Kwiato” zaczął tą wspinaczkę spokojnie jadąc w środku rozsypanej już na pierwszym kilometrze stawki harcowników. Dogonił tych najbardziej wyrywnych pod koniec piątego kilometra na słynnych Lacets. Od razu im poprawił i na solo pognał po swe drugie etapowe zwycięstwo w TdF.

Col du Grand Colombier leży pomiędzy niewiele od niej wyższymi szczytami Grand Colombier (1534 m. n.p.m.) oraz Croix de Colombier (1525 m. n.p.m.). Te wierzchołki to kulminacyjne punkty wapiennego masywu, który na osi południe-północ rozciąga się na długości 10 kilometrów. Od wschodu graniczy z Rodanem, zaś od zachodu i południa okrąża go rzeczka Seran. Jakże szczęśliwą dla polskich kolarzy przełęcz postanowiliśmy „wziąć w dwa ognie”. Dla mnie miała to być już druga wspinaczka na tej górze. W 2013 roku dwa dni po ukończeniu niezapomnianej wyprawy na „dubeltowej” Route des Grandes Alpes wespół z Darkiem Kamińskim i Adamem Kowalskim pokonałem podjazd południowy zaczynający się w Culoz. Tą najbardziej kultową drogę poleciłem teraz swemu wspólnikowi. Dla siebie zaplanowałem zaś wjazd jeszcze trudniejszą ścieżką wyruszającą z ulic Artemare. Podjazd zmuszający do pokonania hardcorowego segmentu o długości 4,5 kilometra pomiędzy Vireu-le-Petit i la Selle de Fromentel. Na trasę szóstego etapu ruszyliśmy osobno i do tego w przeciwnych kierunkach. Daniel jako pierwszy, jakieś 10 minut przede mną. Niemniej przed rozpoczęciem swojej wspinaczki musiał przejechać 8 kilometrów  lekko pofałdowaną drogą D904. Ja do podnóża swego podjazdu miałem raptem 300 metrów, więc i tak jako pierwszy ruszyłem ku przełęczy. Do pokonania w pionie mieliśmy niemal tyle samo metrów. Według „cyclingcols” mój kolega miał do przerobienia 1261, zaś piszący te słowa 1243 metry.

Swój podjazd zacząłem wraz z pierwszymi metrami drogi D31. Przejechałem po niej odcinek o długości 1,9 kilometra ze stałą stromizną w okolicy 6%. Dojechawszy do Pont odbiłem w prawo by wjechać na szosę D69. Ten fragment wzniesienia liczył 5,1 kilometra i miał średnią 5,5%, ale dla odmiany zmienne nachylenie. Obok sektorów na poziomie 7% nie brakowało tu odcinków znacznie łagodniejsze. Najbardziej wymagający był przejazd przez wioski Munet i Assin. Nie forsowałem tempa oszczędzając nieco sił na drugą część wspinaczki. Do Vireu-le-Petit dojechałem w 27 minut jadąc ze średnią prędkością niespełna 15 km/h. Minąłem kościółek pod wezwaniem św. Piotra. Warto było się przeżegnać. Już po chwili tablica z napisem „Le Grand Colombier 8” zaprosiła mnie do potyczki z „bestią” na drodze D120c. Mijałem na niej tabliczki w charakterystycznym dla departamentu Ain kolorze limonkowym. A zatem wiedziałem czego się spodziewać na najbliższym kilometrze. Pierwsze półtora kilometra było nieprzesadnie ciężkie, bo z przeciętną 9,7% i chwilówkami do 12%. Niemniej wkrótce wjechałem na trzy najcięższe kilometry o średniej 13,3% i całym kilometrem na poziomie 15,7%. Według francuskiej wikipedii na jego najtrudniejszych czterystu metrach średnia wynosi 18%, zaś maksymalnie sięga 22%. Na stromiznach z Croisette czy Mont du Chat męczyłem, ale sytuację miałem pod kontrolą. Tutaj mogłem już mieć pewne wątpliwości czy podołam zadaniu. Niemniej udało się. Przepchnąłem co najgorsze. Jednak odsapnąć mogłem dopiero kilkaset metrów dalej po minięciu la Selle de Fromentel.

Wyjechałem z piekielnego lasu i wpadłem na drogę D120. Ten szlak przybywa tu z północnego-zachodu od miejscowości Lochieu. Przez kolejne półtora kilometra mogłem się zrelaksować w łagodniejszym terenie o przeciętnym nachyleniu tylko 4,8%. Warto było złapać głębszy oddech, bowiem to nie był koniec ciężkiej wspinaczki. Musiałem jeszcze pokonać finałowy sektor o długości 2,5 kilometra i średniej stromiźnie 9,8%, momentami dochodzącej do 12%. Nic strasznego, ale ostry kawałek na dobicie nie najmocniejszego amatora. Najpierw długi odcinek na północ pośród górskiej łąki. Potem wiraż w prawo i równie sztywne 700 metrów wzdłuż zachodniego zbocza Croix de Colombier. Na sam koniec finisz po zakręcie w lewo i meta, którą osiągnąłem 1h i 22 minuty od wyruszenia z Artemare. Wjazd przy średniej prędkości 11,5 km/h z VAM tylko 910 m/h. Niemniej plan minimum, którym była wspinaczka w trybie non-stop został wykonany. Poszedłem coś przekąsić do baru „La Pause du Grand Colombier”. Kupiłem sobie pamiątkę w postaci miniaturki przydrożnego „kamienia milowego” z zachodniego Grand Colombier. Na Daniela poczekałem nieco dłużej niż zakładałem. Na przełęczy pojawił się po 1h i 37 minutach od wjazdu na drogę D120 w Culoz. Niemniej wspinał się o kilka minut krócej niż sugeruje to jego wynik na stravie. Na przełęczy było dość ciepło. Niemniej wiało, zaś słońce walczyło z chmurami o prymat na niebie. Zdjęcia zrobiliśmy sobie zarówno pod starą tablicą jak i przy znacznie młodszym pomniku o kolarskiej tematyce.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11578875601

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11578875601

GRAND COLOMBIER from CULOZ by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11580318742

ZDJĘCIA

Grand-Colombier_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Col du Grand Colombier SW została wyłączona

La Feclaz

Autor: admin o 4. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Saint-Alban-Leysse

Wysokość: 1326 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1021 metrów

Długość: 16,7 kilometra

Średnie nachylenie: 6,1 %

Maksymalne nachylenie: 10 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po zjechaniu z Mont du Chat czekała nas wycieczka od św. Jana do św. Albana. Swoją drogą to ciekawe ilu świętych możemy „spotkać” na mapach laickiej Francji. Przejechaliśmy tunel pod górą, tym razem jadąc na wschód. Następnie objechaliśmy Lac de Bourget od południa. Wystarczyło przejechać nieco ponad 20 kilometrów by przenieść się z Jury w Alpy. Podobnie jak przed piętnastoma laty mogłem jednego dnia zaliczyć zarówno Mont du Chat jak i Mont Revard, ale zdobywając obie nowymi dla siebie drogami. Zatrzymaliśmy się w Saint-Alban-Leysse czyli miasteczku należącym do aglomeracji Chambery. Położonym na południowo-zachodnim krańcu masywu Bauges. Chcąc drugi raz w życiu znaleźć się w stacji Le Revard musiałbym stąd podjechać 22,5 kilometra o średnim nachyleniu 5,5%. Do zrobienia w pionie miałbym co najmniej 1230 metrów. Nieco więcej niż na pierwszej wtorkowej górze, lecz w terenie znacznie luźniejszym. Tym niemniej forma sprzed lat uleciała, więc ostatnimi czasy zacząłem kalkulować. Nie uśmiechał mi się aż tak długi podjazd. Tym bardziej, że wczesnym popołudniem zrobiło się gorąco. Na pierwszych kilometrach wspinaczki temperatura utrzymywała w okolicy 30 stopni. Do tego nazajutrz mieliśmy pokonać dwa wzniesienia najwyższej kategorii, więc wolałem co nieco sił zaoszczędzić. Uznałem, że skoro Mont Revard już kiedyś widziałem to teraz znajdę sobie metę nieco niżej. Założyłem sobie jako cel minimum wjazd na Col des Plainpalais (1173 m. n.p.m.). Niemniej miałem nadzieję dotrzeć do stacji La Feclaz.

Plainpalais to przełęcz, która w latach 1954-85 czterokrotnie wystąpiła na Tour de France w roli premii górskiej. Jednak od południowej strony wspinano się po punkty na niej tylko w 1978 roku, kiedy to pierwszy pojawił się tam Francuz Rene Bittinger. Tym niemniej uczestnicy TdF wspinali się południowym odcinkiem drogi D912 również w latach 1998 i 2013. Wtedy jednak zmierzali nie na wspomnianą przełęcz, lecz przez La Feclaz ku premiom górskim na Mont Revard. Obie te wspinaczki zaczynano z poziomu wioski Saint-Jean d’Arvey po zjeździe z Col des Pres. Za pierwszym razem ścigania nie było, gdyż na etapie do Aix-les-Bains kolarze strajkowali w odpowiedzi na wielogodzinne przesłuchania członków holenderskiej ekipy TVM. Piętnaście lat później premię przy Le Revard we wstępnej fazie etapu do stacji Semnoz zgarnął Niemiec Jens Voigt. Warto wspomnieć, że Mont Revard bywała na Tourze etapową metą. W 1965 roku 27-kilometrową czasówkę z Aix-les-Bains wygrał tam Felice Gimondi. Natomiast w sezonie 1972 na niemal identycznej trasie zorganizowano króciutki etap ze startu wspólnego, na którym triumfował Cyrille Guimard. Tym niemniej te odcinki biegły szlakiem przez Mouxy i Trevignin nie mającym nic wspólnego z naszą wtorkową wspinaczką. Można jeszcze dodać, że na TdF z roku 1991 dojechano do Le Revard szlakiem zbieżnym z naszym jedynie na ostatnich kilometrach. Wówczas premię górską wygrał tam Szwajcar Pascal Richard.

Maksymalistyczny cel mojej wspinaczki czyli La Feclaz to jeden z trzech ośrodków należących do domeny narciarskiej Savoie Mont Revard nazywanej potocznie „Małą Kanadą”. Na wschodnim stoku góry Orionde w roku 1935 rozpoczął tu działalność jeden z pierwszych francuskich wyciągów. Obecnie stacja ta ma w swej ofercie 36 kilometrów tras alpejskich. Niemniej miejsce to słynie przede wszystkim z warunków do uprawiania narciarstwa klasycznego. Na tutejszym płaskowyżu jest aż 140 kilometrów tras do biegania na nartach w obu olimpijskich stylach. Latem spora ich część zamienia się chyba w drogi służące miłośnikom kolarstwa górskiego, albowiem mają tu oni aż 120 kilometrów tras do swej dyspozycji. Poza tym w listopadzie 2014 roku otwarto tu jeszcze stadion biathlonowy. Dojechawszy do Saint-Alban-Leysse zatrzymaliśmy się na małym parkingu przy Avenue de la Mairie. W bezpośrednim sąsiedztwie miejscowego cmentarza. Na skutek mojego przeoczenia dopiero za drugą próbą wjechaliśmy na drogę D912. Na samym dole w cieplarnianych warunkach nie czułem się zbyt dobrze. Niemniej po kilku kilometrach jazdy okazało się, że to Daniel zostawił więcej energii na morderczej Mont du Chat. Praktycznie od samego początku towarzyszył nam przykuwający wzrok widok na wapienny klif wieńczący górę Mont Peney (1356 m. n.p.m.). Najbardziej imponujący był on w Saint-Jean d’Arvey, na przełomie czwartego i piątego kilometra tej wspinaczki.

Podjazd przez dziewięć kilometrów od startu trzymał całkiem solidnie. Średnie nachylenie tego segmentu to 6,6%. Chwila luzu trafiła się nam tylko na kilkuset metrach przed miejscowością Les Dessert. Za nią czekał nas odcinek o długości 3,5 kilometra z przeciętną 7,1%. Dłuższy czas jechałem z rezerwą, by nie zerwać słabnącego Daniela. Niemniej kilometr czy półtora przed osadą Plainpalais przyszło się nam rozstać. Na rozjeździe z początku czternastego kilometra dzieliło nas pół minuty. Obaj odbiliśmy tu w lewo wjeżdżając na zmierzającą ku stacjom narciarskim szosę D913. Dotychczasowa droga biegnie stąd w prawo, by po czterystu metrach minąć przełęcz Plainpalais. Jako, że do mety w stacji La Feclaz zostało mi tylko 3400 metrów starałem się skończyć tą wspinaczkę na tyle szybko na ile było to możliwe. Daniel musiał ostrożniej gospodarować siłami, chcąc dotrzeć aż na Mont Revard. Dlatego na następnych trzech kilometrach moja przewaga urosła o kolejne dwie minuty. Potem nasze drogi się rozeszły. Ja na rozjeździe przed Chapelle Notre-Dame-des-Neige pojechałem prosto ku swej mecie pod wyciągiem Orionde. Mój kompan objechał zaś centrum stacji po wybraniu szosy D913b. Dlatego u góry się nie spotkaliśmy. Na pokonanie całego wzniesienia potrzebowałem 1h i 11 minut. Ponoć rezygnując z ostatnich sześciu kilometrów tej górskiej drogi niewiele straciłem, bowiem mój kolega na swej mecie napotkał warunki pogodowe nieco tylko lepsze od tych z Mont du Chat.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11571491888

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11571491888

MONT REVARD by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11571934733

ZDJĘCIA

La-Feclaz_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania La Feclaz została wyłączona

Mont du Chat NW

Autor: admin o 4. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Saint-Jean-de-Chevelu

Wysokość: 1488 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1168 metrów

Długość: 15,4 kilometra

Średnie nachylenie: 7,6 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Wtorek i środę przeznaczyłem przede wszystkim na podjazdy w Jurze. Ten łańcuch górski na pograniczu Francji i Szwajcarii nie powala wysokościami. Jego najwyższy szczyt czyli Cret de la Neige sięga 1720 metrów n.p.m. czyli jest o przeszło trzy kilometry niższy niż Biała Góra, będąca królową pobliskich Alp. Pomimo to można w nich znaleźć bardzo wymagające szosowe wzniesienia. Trzem z nich organizatorzy Tour de France nie wahali się przyznać najwyższej kategorii. Dodam, iż całkiem zasłużenie. Dwa z nich odwiedziłem przed wieloma laty. Niemniej stwierdziłem, iż warto się im przyjrzeć także z drugiej strony. Tym bardziej, że od przeciwnej flanki też wyglądają one imponująco. Do Mont du Chat mieliśmy najbliżej. Uznałem, że po dwóch dniach dłuższych dojazdów zrobimy sobie krótszą wycieczkę samochodem. Tym razem chcąc się znaleźć u podnóża pierwszego z wybranych wzniesień musieliśmy przejechać autem tylko 30 kilometrów. Po krótkim odcinku na autostradzie wpadliśmy na drogę krajową N201. Następnie po minięciu Chambery zjechaliśmy na szosę D1504. Już wkrótce mknęliśmy wzdłuż zachodniego brzegu Lac de Bourget. To jest największego naturalnego jeziora spośród tych, które w całości znajdują się w granicach Francji. Ten odcinek zakończyliśmy wjazdem w półtorakilometrowy Tunnel du Chat. Gdy już pojawiliśmy się po zachodniej stronie góry znaleźliśmy sobie miejsce parkingowe przy bocznej dróżce w okolicy Lacs de Chevelu.

Mont du Chat (1496 m. n.p.m.) to z geologicznego punktu widzenia antyklina. Rozciąga się ona z południa na północ na długości 12 kilometrów pomiędzy przełęczami Col d’Epine i Col du Chat. Natomiast w ujęciu wschód-zachód leży ona pomiędzy wspomnianym już jeziorem Bourget oraz doliną rzeczki Le Flon, która w Yenne uchodzi do słynnego Rodanu. Budowę szosowej drogi biegnącej przez oba zbocza tej góry ukończono w 1965 roku. Powstała w związku z instalacją na niej nadajnika radiowo-telewizyjnego. Już w następnym sezonie ścigali się na niej uczestnicy Criterium du Dauphine Libere. „Wielka Pętla” zajrzała w te strony tylko dwukrotnie. W obydwu przypadkach kolarze musieli się zmierzyć z zachodnim podjazdem. Przy czym w 1974 roku wspinaczkę zaczęli w Yenne, zaś w 2017 w „naszym” Saint-Jean-de-Chevelu. To w sumie niewielka różnica, albowiem akurat te dwa początki łączą się bardzo wcześnie. To jest na wysokości około 400 metrów n.p.m. czyli 12,5 kilometra przed szczytem. Przed półwieczem scenariusz rywalizacji był podobny jak na rozegranym dzień wcześniej etapie do Gaillard. Znów na górze pierwszy pojawił się będący w życiowej formie Hiszpan Gonzalo Aja, lecz 23 kilometry dalej na mecie w Aix-les-Bains i tak najszybciej finiszował Eddy Merckx. Ponoć francuskim kibicom żywiej zabiły wówczas serca, gdy 38-letni już Raymond Poulidor na tym podjeździe zyskał ponad minutę nad liderującym w wyścigu Belgiem. Niemniej „Kanibal” był wyśmienitym zjazdowcem i na 8 kilometrów przed metą wraz z Mariano Martinezem dogonił obu najlepszych tego dnia górali.

Ciekawie na Mont du Chat było też w 2017 roku. Organizatorzy TdF na etapie z Nantui do Chambery „wycisnęli” z Jury to co najlepsze. Wytyczyli kolarzom trasę z czterema premiami górskimi, w tym trzema z gatunku HC. Wspinaczkami „poza kategorią” były: wschodnia Col de la Biche, górna połówka zachodniej Grand Colombier oraz na deser opisywana tu przeze mnie „Kocia Góra”. Przy tej okazji pierwszy na górze pojawił się Warren Barguil skutecznie finiszujący po punkty na czele 8-osobowej grupki. Na zjeździe kraksa wyeliminowała z gry Richie Porte’a oraz Dana Martina. Natomiast na ulicach Chambery Rigoberto Uran mimo problemów sprzętowych minimalnie wyprzedził Barguila. Niemniej „co się odwlecze to nie uciecze” Francuz wygrał potem po jednym etapie w Pirenejach i Alpach, zaś w Paryżu cieszył się też ze zwycięstwa w klasyfikacji górskiej tej edycji. Co ciekawe równo miesiąc wcześniej ten sam podjazd kolarze przetestowali na trasie Criterium du Dauphine. Jak można wywnioskować z danych stravy przejechali go wówczas jakieś trzy minuty szybciej niż na Tourze, co jednak nie dziwi zważywszy na fakt, iż górski odcinek z „Delfinatu” był znacznie łatwiejszy. Premię górską na Mont du Chat wygrał wówczas Fabio Aru, zaś etap z metą w La Motte Servolex Jakob Fuglsang późniejszy triumfator całej imprezy.

Każda wspinaczka na Mont du Chat jest bardzo wymagająca, ale która najtrudniejsza? Strona „cyclingcols” jedyny wschodni podjazd ocenia wyżej niż oba zachodnie warianty. „Climbfinder” opisuje aż cztery zachodnie opcje. Przy czym twierdzi, że jedna z nich jest trudniejsza od wspinaczki znad jeziora. Najlepiej samemu sprawdzić, ale nie polecam 15-letniej przerwy między wykonaniem obu podjazdów, bowiem wówczas ocena może być zaburzona upływem czasu 😉 Oba zbocza góry mają nieco inny charakter. Wschodni szlak jest przede wszystkim bardzo regularny. Mamy tam najpierw dwa kilometry o przeciętnej 6,7%, a potem już „clue programu” czyli 11,5 kilometra o średniej aż 9,6%. Tym samym niemal każdy amator kolarstwa (poza tymi najmocniejszymi) ma tu gwarantowaną godzinę „zabawy” z nachyleniem w okolicy 10%. Z kolei po zachodniej stronie stromizna jest nieco wyższa, ale utrzymuje się na krótszym segmencie. Wspinaczki z Saint-de-Chevelu oraz Yenne zaczynają się spokojnie. Początki z Le Campet i Marcieux są bardziej wymagające, przy tym ten drugi jest mocno nieregularny. Nasza droga od św. Jana na dolnym odcinku o długości 7,4 kilometra miała przeciętną tylko 4,6%. Po czym na górnych 8 kilometrach trzymała już na poziomie 10,4%. Jako pierwsza dołączyła do nas ścieżka biegnąca z Yenne, potem szlak z Le Campet (9 km przed szczytem) i w końcu ów z Marcieux (na 7 km przed końcem). Ten ostatni już na stromym odcinku, acz jeszcze przed wjazdem na nasycony dwucyfrowymi wartościami 6-kilometrowy finał wzniesienia.

Z parkingu przed miejscową szkołą na start wspinaczki przy rondzie obok piekarni musieliśmy dojechać półtora kilometra. Podjazd zaczęliśmy od wjazdu na drogę D921c. Pierwsze trzy kilometry do Saint-Paul-sur-Yenne co tu dużo mówić były łatwe. Bez trudu mogliśmy jechać z prędkością 20 km/h. Poprzeczka po raz pierwszy została nam podniesiona wkrótce po tym jak za wioską św. Pawła odbiliśmy w lewo, by skorzystać z szosy D41. Ten skręt wypada po pokonaniu 3,2 kilometra od startu. Przez pierwsze dwa kilometry na nowej drodze nachylenie było już znaczne, bo trzymało na poziomie od 7 do 8,5%. Niemniej przed miejscowością Trouet podjazd ponownie złagodniał. Po przebyciu 6,6 kilometra raz jeszcze trzeba było zjechać na lewo. Tym razem by wjechać na górską szosę D42, która miała nas zaprowadzić już na sam szczyt góry. Na niej tylko pierwsze kilkaset metrów miało dość luźne nachylenie. Odkąd do szczytu pozostało osiem kilometrów już niemal każdy przydrożny (biało-żółty w Sabaudii) kamień „milowy” straszył nas stromizną w przedziale od 9 do 12%. Pierwsze dwa kilometry ze średnią 9,4%, kolejne dwa już na poziomie 11,3%. Czwarty od końca nieco „łatwiejszy”, bo z wartością 9,9%. Po nim trzeba było się uporać z najtrudniejszym sektorem, gdzie na odcinku półtora kilometra średnia wynosi aż 12,2%. Następnie jeszcze jeden ostry kilometr z hakiem o nachyleniu 10,5% i dopiero na ostatnich 300 metrach luzik czyli 4%, które po wcześniejszej przeprawie wydawało się być płaskim terenem.

Cała górna połowa tego podjazdu na odcinku 7,7 kilometra prowadzi przez gęsty las. Jednym słowem można się skupić na walce z narastającą stromizną. Żadne piękne widoki tu nie rozpraszają. Niemniej liczyłem na nagrodę dla oczu u kresu naszej wspinaczki. Po wjeździe na Mont du Chat od strony wschodniej jaki wykonałem wraz z Darkiem Kamińskim w dalekim roku 2009 podziwiałem widok w kierunku jeziora Bourget i piętrzących się za nim rozmaitych pasm alpejskich. Niestety tym razem nie dane mi było tego doświadczyć. Widoczność na szczycie była niemal zerowa. Zresztą już na ostatnich czterech kilometrach wspinaczki niewiele było widać. Pogoda nadal nam nie dopisywała. Na górze było tylko 10 stopni czyli w krótkich słowach: chłodno, wilgotno i mgliście. Mimo to spędziliśmy w tym miejscu aż 40 minut, gdyż można było wstąpić do miejscowej restauracji czyli lokalu Resto des Aigles. Na tej górze również nie utrzymałem koła swego wspólnika. Daniel zaczął mi odjeżdżać, gdy tylko zaczęliśmy strome kilometry na drodze D42. Ostatecznie nie straciłem do niego wiele, bo równo minutę. Na pokonanie całej góry od ronda w Saint-Jean potrzebowałem 1h i 18 minut. Blisko 55 minut zajęło mi zmęczenie górnego segmentu wzniesienia o przewyższeniu 872 metrów. Co oznacza, że na stromym moja prędkość pionowa czyli VAM wyniosła tylko 954 m/h. Przed piętnastu laty wschodni podjazd na Mont du Chat przerobiłem w niespełna 1h 11 minut. Pomimo 35-stopniowego upału i omyłkowej rozgrzewki na pobliskiej Col du Chat.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11570090279

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11570090279

MONT DU CHAT by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11571934733

ZDJĘCIA

Mont-du-Chat_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Mont du Chat NW została wyłączona

Mont Saleve E

Autor: admin o 3. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Etrembieres

Wysokość: 1291 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 864 metrów

Długość: 13,4 kilometra

Średnie nachylenie: 6,4 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Spośród wszystkich 25 premii górskich tej wyprawy wschodnia Mont Saleve była jedyną, którą mogłem sobie dokładnie obejrzeć zanim zabraliśmy się do kolarskiej wspinaczki. Wszystko za sprawą trasy jaką nam wymyśliłem na pierwszy z dwóch poniedziałkowych etapów. Jej półmetek wypadał na północno-wschodnim krańcu masywu. Nieopodal miejscowości Etrembieres, skąd startuje ów podjazd. Niemniej zanim poznawać to wzniesienie od strony zjazdu musieliśmy podjechać z oberży na Col de la Croisette ku punktowi panoramicznemu w okolicy Grande Saleve. Jest on bowiem najwyższym fragmentem drogi D41a po wschodniej stronie wspomnianej przełęczy. Z owego miejsca przy dobrej pogodzie można dojrzeć wiecznie ośnieżony szczyt Mont Blanc. Dojazd był krótki i nieszczególnie wymagający. Wystarczyło przejechać 2,2 kilometra o średniej 5,4%. Potem mogliśmy się już cieszyć przeszło 13-kilometrowym zjazdem, tradycyjnie zatrzymując się w co ciekawszych miejscach. Tych nie brakowało. Najpierw zakręt Sur la Charrot przy budynku obserwatorium UNI Geneve. Po kolejnym kilometrze Observatoire du Saleve, sąsiadujące z wieżą telekomunikacyjną oraz restauracją. Nieco niżej minąłem też ośrodek tybetańskiego buddyzmu czyli Shedrub Choekhor Ling.

Po czterech kilometrach zjazdu zatrzymaliśmy się dłużej na wirażu przy górnej stacji Téléphérique du Salève. To kolej linowa z kabinami mogącymi pomieścić nawet 60 osób. Pokonuje ona przewyższenie 665 metrów na dystansie tylko 1,172 kilometra docierając tu na wysokość 1097 metrów n.p.m. Oddano ją do użytku w 1932 roku, gdy zastąpiła ona Chemin de fer du Salève, najstarszą na świecie elektryczną kolej zębatą. Z tej miejscówki mogliśmy ogarnąć wzrokiem całą aglomerację Genewy, jak i spory kawał Jeziora „Lemańskiego”. Natomiast na przydrożnym płocie ujrzeliśmy kolorowy baner zapraszający cyklistów na Rando de Pros. Rajd kolarski, której głównymi gwiazdami mieli być jeżdżący w barwach Decathlon-AG2R La Mondiale bracia Aurelien i Valentin Paret-Peintre, urodzeni w pobliskim Annemasse. Impreza ta odbyła się w sobotę 1 czerwca, gdy my zmagaliśmy się z podjazdami pod Montsapey-Tiouleve oraz Col de Champ-Laurent. Przeszło kilometr dalej rozpoczęliśmy najbardziej stromy odcinek zjazdu. To znaczy 2,5-kilometrowy leśny segment o średnim nachyleniu 10,2%. Można powiedzieć, że zawczasu zostaliśmy ostrzeżeni. Po stromym wpadliśmy do wioski Monnetier, która wraz z niżej położoną Mornex tworzy jedną gminę. Jej merem jest osoba o swojsko brzmiącym nazwisku czyli Ludovic Wiszniewski. W Mornex wjechaliśmy na drogę D15, zaś w samej końcówce zjazdu gdy wjechaliśmy do gminy Etrembieres zdążyliśmy jeszcze skorzystać z szosy D906a.

Około godziny 13:20 dotarliśmy do ronda z widokiem na blisko 40-tysięczne Annemasse. Teraz trzeba było zawrócić i dojechać do samochodu poznanym już szlakiem. Pogoda zrobiła się lepsza niż przed południem. Na niebie chmur wciąż nie brakowało, ale spomiędzy nich przebijało słońce, rozgrzewając dolinę nawet do 25 stopni. Pierwszą ćwiartkę podjazdu czyli odcinek 3,7 kilometra na dojeździe do Monnetier przejechaliśmy razem w nieco ponad 14 minut. Potem na najbardziej stromym sektorze cisnęliśmy zgodnie z prędkością 10 km/h. Po przeszło 43 minutach minęliśmy zakręt w pobliżu Téléphérique du Salève. W końcówce podjazdu Daniel znów okazał się mocniejszy i odjechał mi na 45 sekund. Do linii górskiej premii, którą podczas „Delfinatu-2024” wygrał Katalończyk Marc Soler dotarłbym w około 59 minut. Niemniej przedtem zatrzymaliśmy na kilka dobrych minut na wirażu Sur le Charrot. Po tym przystanku dokręciliśmy na spokojnie kilkaset metrów dzielące nas od Panorama sur les Alpes. Pogoda nie zachęcała do dłuższego pobytu w tym miejscu. Po krótkiej sesji zdjęciowej pozostały nam już tylko zjazdy. Zrazu łagodny na Col de la Croisette, następnie stromy ku Le Coin i na koniec znów luźniejszy przez teren zabudowany do przygranicznego Collonges-sous-Saleve. W sumie przejechaliśmy 55 kilometrów z łącznym przewyższeniem 1849 metrów. Gdybyśmy dodali sobie 7,5-kilometrowy wjazd z La Muraz na Croisette wyszłoby nam „godniejsze” 70 kilometrów z amplitudą 2381 metrów. Niemniej nazajutrz czekał nas Mont du Chat, a na pojedynek z tym „wielkim kotem” lepiej było oszczędzić siły.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11563023005

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11563023005

MONT SALEVE by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11563198719

ZDJĘCIA

Mont-Saleve_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Mont Saleve E została wyłączona

Col des Pitons N

Autor: admin o 3. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Collonges-sous-Saleve

Wysokość: 1358 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 880 metrów

Długość: 11,9 kilometra

Średnie nachylenie: 7,4 %

Maksymalne nachylenie: 16 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W poniedziałek pognaliśmy jeszcze dalej na północ niż w niedzielę. Tym razem samochodowa wycieczka liczyła sobie 90 kilometrów. Kierunek Szwajcaria, ale przystanek tuż przed granicą. Naszym celem był tym razem masyw Mont Saleve. Nazywany „Balkonem Genewskim”, choć w całości ulokowany w granicach Francji. Pasmo to ma w prostej linii długość 21 kilometrów i ciągnie się od Pont de la Caille na południowym-zachodzie po Étrembières na północnym-wschodzie. Jego najwyższym wierzchołkiem jest szczyt Gran Piton wnoszący się na wysokość 1379 metrów n.p.m. A zatem dobre tysiąc metrów powyżej poziomu transgranicznej aglomeracji genewskiej oraz wód Lac Leman czyli największego jeziora Alp i całej Europy Zachodniej. Góry te od zachodu graniczą z Jurą, od południa z masywem Bornes, zaś od wschodu z Massif du Chablais. Geograficznie zaliczane są do francuskich Prealp. Tym niemniej pod względem geologicznym mają jurajskie pochodzenie. Strome północne zbocza Mont Saleve są miejscem narodzin wspinaczki skałkowej. Francuska nazwa tego sportu pochodzi zresztą od tutejszego wąwozu Grande Varappe. Kolarze szosowi również znają te strony. Tour de France przemierzał ów górski rewir już czterokrotnie.

Centralnym punktem tych gór jest Col de la Croisette (1175 m. n.p.m.). Przełęcz, na której schodzą się wszystkie cztery drogi biegnące przez główny grzbiet masywu. Prowadzi na nią stroma północna droga z Collonges-sous-Saleve, jak również łagodniejsza południowa z miejscowości La Muraz. Zachodni szlak na Croisette przebiega obok szczytu Grand Piton, zaś wschodni mija Grand Saleve, przez co z obu tych kierunków na przełęcz wpada się po krótkim zjeździe. Uczestnicy tegorocznego Criterium du Dauphine na ostatnim etapie przejechali wszystkie te punkty na odcinku między Mornex a Cruseilles czyli jadąc ze wschodu na zachód. Owego dnia „Delfinat” najwyraźniej deptał nam po piętach. Wszak niedługo po starcie kolarze zaliczyli północny wjazd na Col de la Froclaz-de-Montin. W środkowej fazie etapu przejechali przez Mont Saleve, zaś finałowa wspinaczka zawiodła ich na również nam znajomy płaskowyż Glieres. Wspomniałem już, że po drogach tego masywu śmigał też i to nie raz peleton TdF. Wyścig Dookoła Francji po raz pierwszy zajrzał tu w roku 1973. Trzykrotnie organizatorzy „Wielkiej Pętli” nie mieli dla kolarzy żadnej litości, bowiem „zaproponowali” im najtrudniejszą północną wspinaczkę, po której następował zjazdu w kierunku wschodnim. Raz dla odmiany podjeżdżano od strony wschodniej, aby następnie zjechać na południe.

W latach 1973 i 1974 „sztywne” podjazdy na Mont Saleve przez Col de la Croisette były kluczowymi punktami górskich etapów nr 7a i nr 9, których mety wyznaczano 20-30 kilometrów dalej w miejscowości Gaillard. Na pierwszym z tych odcinków nie miał sobie równych Luis Ocana, który na tej górze zgubił wszystkich rywali, po czym dojechał do mety z przewagą 53 sekund nad 8-osobową grupą pościgową. Rok później tą samą premię górską znów wygrał Hiszpan. Tym niemniej Gonzalo Aja nie był w stanie poprzeć tego sukcesu cenniejszą wygraną etapową. Na kresce w Gaillard był zaledwie piąty. To znaczy ostatni z grupki, którą na metę przyprowadził niezrównany Eddy Merckx. Przy kolejnych okazjach Mont Saleve pełniła już bardziej poślednie role. Wschodni podjazd z roku 1981 jako pierwszy ukończył Belg Hendrik Devos, co nie miało większego znaczenia, bowiem do mety w Morzine brakowało blisko 150 kilometrów. Stromy podjazd północny powrócił do programu TdF w sezonie 1992. Niemniej na maratońskim etapie do Saint-Gervais usytuowany był dobre 80 kilometrów od mety. Francuz Fabrice Philipot wygrał tą premię górską, lecz na mecie niczym Aja był tylko piąty. Z triumfu cieszył się Szwajcar Rolf Jarmann, który w dwójkowym sprincie pewnie ograł słynnego Pedro Delgado.

Dzięki skorzystaniu z autostrady A41 dojazd zabrał nam nieco ponad godzinę. Wjechawszy do miasteczka wzorem wielu innych kierowców zaparkowaliśmy na gruntowym poboczu Route de Collonges, która w tym miejscu dosłownie przylega do szwajcarskiej granicy. Tuż po dziesiątej się tam rozpadało, co nieco opóźniło rozpoczęcie trzeciego etapu. Podjazd zaczęliśmy od ronda przy Route de Geneve wjeżdżając na drogę D145. Według cyclingcols podjazd z Collonges na Croisette liczy sobie tylko 6,6 kilometra, lecz ma średnie nachylenie aż 10,6%. My do wioski Le Coin dojechaliśmy jednak nie po dwóch, lecz dopiero po trzech kilometrach zatem nasza wersja owej wspinaczki miała 7,6 kilometra i przeciętną 9,2%. Tym niemniej ostatnie 4,5 kilometra mieliśmy już te same co na załączonym profilu. Na dolnym odcinku straszył nas widok pionowych ścian masywu. Można się było zastawiać jakim sposobem dostaniemy się na samą górę. Odpowiedzią na tą zagadkę jest droga D45, na której trzy najtrudniejsze kilometry męczą średnią stromizną rzędu aż 12,2%. Zresztą do ostatnich metrów Croisette było ciężko. Daniel jechał na twardszym przełożeniu przepychając swe 39/30. Tego dnia był jednak mocniejszy, więc nieco mi odjechał. Na przełęczy traciłem do niego około 20 sekund.

Po zakręcie prawo i wjeździe na szosę D41a do końca wspinaczki brakowało jeszcze ponad czterech kilometrów. Podjazd stał się znacznie łatwiejszy. Nachylenie początkowo trzymało na poziomie 5-6%, zaś pod koniec spadło do raptem 2-3%. Niemniej dość mocno wiało, a do tego jeszcze znów zaczęło padać. Nogi miałem ubite wcześniejszą stromizną, więc mimo luźniejszego terenu wcale nie jechało mi się komfortowo. Na stromym byliśmy w stanie jechać z prędkością ledwie 9 km/h. Natomiast na finałowym odcinku niemal dwa razy szybciej. Odrobiłem swą niewielką stratę kolegi. Nie wykluczam, że za jego przyzwoleniem. Do najwyższego punktu drogi dojechaliśmy razem w czasie przeszło 56 minut. Zatrzymaliśmy się przy tablicy z napisem „Col de Pitons 1335 m”. Niemniej poziomice map sugerują, iż de facto zajechaliśmy przeszło 20 metrów wyżej. Szczyt Le Grand Piton mieliśmy po prawej stronie drogi. Niestety niewidoczny dla naszych oczu, gdyż ukryty za drzewami. Niebiosa też nam nie sprzyjały. Temperatura spadła do 12-13 stopni. Do tego na wietrze mocno zacinał deszcz. Wychłodzeni po pierwszych kilometrach zjazdu dotarliśmy na Col de la Croisette. Tam postanowiliśmy się schronić w jednym z lokali gastronomicznych. Wpadliśmy zatem na kawę do Auberge de Montagnards, gdzie spędziliśmy niemal pół godziny czekając na poprawę pogody.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11563023005

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11563023005

COL DES PITONS by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11563198719

ZDJĘCIA

Pitons_01

FILM

Napisany w 2024a_Sabaudia & okolice | Możliwość komentowania Col des Pitons N została wyłączona