banner daniela marszałka

Col du Tourmalet – W

Autor: admin o piątek 8. czerwca 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 2115 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1405 metrów

Długość: 18,7 kilometra

Średnie nachylenie: 7,5 %

Maksymalne nachylenie: 12,1 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Lepszej oprawy do uczczenia swego „górskiego jubileuszu” nie mogłem sobie wymarzyć. Col du Tourmalet to najwyższa szosowa przełęcz z prawdziwego zdarzenia we francuskiej części Pirenejów. Pomimo, że po północnej stronie granicy francusko-hiszpańskiej jest kilka asfaltowych dróg sięgających nieco wyżej to twierdzenie wydaje się być uzasadnione. Lac d’Aumar i Lac de Cap de Long są bowiem szosami wiodącymi ku wysokogórskim jeziorom. Natomiast Col de Portet czy Col de Tentes dla kolarzy szosowych są przełęczami jedynie z nazwy, bowiem na drugą stronę nie da się z nich zjechać. Tourmalet jest również najbardziej popularnym wzniesieniem w historii Tour de France. Począwszy od etapu Luchon – Bayonne z roku 1910 na przełęcz tą wjeżdżano aż 82 razy. Dlatego też jeden z przydomków tej góry to „Incontourable” czyli w tłumaczeniu na język Mickiewicza „Nie do ominięcia”. Z kolei sama nazwa tej przełęczy pochodzi z dialektu gaskońskiego języka oksytańskiego i oznacza „Odległa Góra”. Najwyraźniej ze względu na swą wysokość i przewyższenie ta górska przeprawa dawnym mieszkańcom pirenejskich dolin musiała się wydawać szczególnie daleka. Jak już wspomniałem związek Col du Tourmalet z wyścigiem Tour de France jest bardzo długi i wielce owocny. Przy tym organizatorzy „Wielkiej Pętli” dość sprawiedliwie traktowali oba zbocza tej kolarskiej góry. Jak dotychczas od strony zachodniej czyli z początkiem wspinaczki w Luz-Saint-Sauveur wjeżdżano już 43-krotnie. Natomiast po ścianie wschodniej wspinano się na przełęcz 39 razy. Poza tym trzykrotnie orientalny podjazd kończono w stacji La Mongie na wysokości 1715 metrów n.p.m., gdzie wygrywali: Francuz Bernard Thevenet (1970), niejaki Lance Armstrong z dalekiego Teksasu (2002) i Włoch Ivan Basso (2004).

Pierwszym zdobywcą tej przełęczy został Octave Lapize. Na inaugurację jak i w dwóch kolejnych latach na Tourmalet wspinano się do wschodu. Zachodni podjazd na przełęcz po raz pierwszy przetestowano w roku 1913. Na górę pierwszy wjechał Belg Philippe Thys, który podobnie jak Lapize swój wyczyn przekuł później na generalne zwycięstwo w tej edycji Touru. Tym niemniej i tak do legendy przeszedł tego dnia Francuz Eugene Christophe, któremu na pierwszych kilometrach zjazdu pękł przedni widelec. Historia jego 10-kilometrowego spaceru do Sainte-Marie-de-Campan oraz naprawy roweru w kuźni miejscowego kowala jest na tyle dobrze znana, że nie będę rozwijał owego wątku. Przed wybuchem II Wojny światowej Tourmalet zabrakło na trasie TdF jedynie w roku 1922. W tym okresie popularniejszym był podjazd zachodni, wykorzystany 17 razy. Natomiast od wschodu wspinano się tylko 8-krotnie. Pierwszym zwycięzcą premii górskiej na Tourmalet czyli w roku 1933, gdy wprowadzono klasyfikację górską został Hiszpan Vicente Trueba. Po Wojnie większe uznanie w oczach dyrekcji wyścigu zyskało wschodnie oblicze góry, które w czasach „nowożytnych” prowadzi w stosunku 31:26. Co ciekawe każdy z dwóch podjazdów na Tourmalet wystąpił już w roli etapowej mety na wyścigu Dookoła Francji. Wschodni podjazd był finałem siedemnastego etapu TdF 1974. Odcinek ten wygrał Francuz Jean-Pierre Danguillaume, skądinąd zwycięzca Wyścigu Pokoju w sezonie 1969. Z kolei zachodni został w ten sposób wyróżniony podczas edycji z roku 2010 gdy świętowano 100-lecie obecności Pirenejów na trasach TdF. Na siedemnastym etapie tego wyścigu Andy Schleck i Alberto Contador odjechali swym rywalom na ponad minutę. Tego dnia wygrał Luksemburczyk, zaś Hiszpan utrzymał prowadzenie w wyścigu. „El Pistolero” dowiózł koszulkę lidera do Paryża, lecz ostatecznie skreślono go z listy triumfatorów po pozytywnym wyniku badań antydopingowych (clebuterol).

Pośród wszystkich zdobywców Col du Tourmalet na trasach Tour de France znajdujemy czterech kolarzy, którzy trzykrotnie byli pierwsi na tej górze oraz sześciu zawodników, którzy dokonali tego dwa razy. Liderami w tym zestawieniu są: Francuz Jean Robic (1947-48 i 1953), Hiszpanie Federico Bahamontes (1954, 1962-63) & Julio Jimenez (1964-65 i 1967) oraz Belg Lucien Van Impe (1971, 1975 i 1977). Sprawcy dubletu to zaś: Belg Firmin Lambot (1914 i 1920), Francuz Benoit Faure (1930 i 1932), Belg Sylvere Maes (1935-36), słynny Fausto Coppi (1949 i 1952), Francuz Richard Virenque (1994-95) oraz Włoch Alberto Elli (1998-99). Cóż jeszcze można dodać? W roku 1969 tuż przed finałem wschodniego Tourmalet swój 120-kilometrowy solo rajd do mety w Mourenx rozpoczął wielki Eddy Merckx. „Kanibal” wygrał ten etap z przewagą blisko ośmiu minut nad następnymi kolarzami, zaś cały wyścig z zapasem prawie osiemnastu! W latach 1974 i 2010 przez Tourmalet przejeżdżano dwukrotnie. W 1993 roku nasz Zenon Jaskuła wraz ze Szwajcarem Tony Romingerem na wschodnim zboczu nadrobił 50 sekund nad liderem Miguelem Indurainem. Niemniej ostatecznie nic z tej akcji nie wyszło. W 2015 roku zwycięzcą tej premii górskiej został Rafał Majka. Kolarz Tinkoff-Saxo Bank „odczepił” kompanów z ucieczki w połowie wschodniego podjazdu i wygrał etap do Cauterets po solowej akcji na dystansie około 50 kilometrów. Ostatnimi zdobywcami Tourmalet byli dwaj efektownie jeżdżący Francuzi: Thibout Pinot (na szlaku zachodnim w 2016 roku) oraz Julian Alaphilippe (na wschodnim w roku 2018). W przyszłym roku uczestnicy Tour de France po raz 83. wjadą na tą przełęcz. Co ważne po raz trzeci w dziejach na przełęczy tej zakończy się jeden z etapów „Wielkiej Pętli”. Stanie się tak na czternastym odcinku 106. TdF. Tak jak przed dziewięciu laty w roli finałowego podjazdu wystąpi zachodni Tourmalet, tym razem poprzedzony północnym Col du Soulor.

Ja na Tourmalet wróciłem po blisko jedenastu latach. Po raz pierwszy wjechałem tam bowiem 12 lipca 2007 roku w towarzystwie Piotra Mrówczyńskiego. Tą słynną przełęcz zdobyliśmy wówczas od strony wschodniej. A w zasadzie od północno-wschodniej, bowiem startowaliśmy z Bagneres-de-Bigorre, przez co delikatną wspinaczkę zaczęliśmy już na sześć kilometrów przed Sainte-Marie-de-Campan. Tamten wschodni Tourmalet był dla mnie górą nr 44, zaś ten zachodni miał być już unikalną premią górską nr 500. Oba podjazdy są porównywalnie trudne. Zachodni jest dłuższy o blisko dwa kilometry i większy o 140 metrów przewyższenia, o ile start wschodniej wspinaczki wyznaczy się u Świętej Marii z Campan. Niemniej gdy do wschodniego podjazdu dojeżdża się z północy wówczas wzniesienie to ma aż 23 kilometry długości i amplitudę o 50 metrów większą od swego zachodniego oponenta. Tak czy owak Tourmalet na TdF to zawsze premia górska najwyższej kategorii (HC). Mimo to przed wyjazdem do Francji poważnie rozważałem możliwość dodania do 19-kilometrowej wspinaczki z Luz-Saint-Sauveur jeszcze kilku szutrowych kilometrów ze szlaku na Pic du Midi Bigorre (2877 m. n.p.m.). Do obserwatorium astronomicznego na szczycie tej góry nie sposób dojechać na rowerze. Tym niemniej na dwóch kółkach można się dostać w jego pobliże. Ponoć po całkiem przyjaznym nam szosowcom szutrze można dotrzeć przynajmniej do Col de Sencours (2378 m. n.p.m.). Dalej prowadzi już gorszej jakości „gruntówka” kończąca się na Col de Laquets (2637 m. n.p.m.). Gdyby udało mi się wjechać aż tak wysoko to zrobiłbym w pionie 1926 metrów. Więcej za jednym zamachem zrobiłem wcześniej tylko dwa razy. To znaczy wjeżdżając na Colle del Nivolet we wrześniu 2015 i na Blockhaus w czerwcu 2014 roku. Perspektywa takiego wyczynu była więc dla mnie wielce kusząca.

Na starcie w Luz stanęliśmy we trzech. Poza mną do spotkania z górą-legendą szykowali się Krzysiek i Rafał. Ruszyliśmy dokładnie o wpół do pierwszej. W tym momencie Dario od kilku minut zjeżdżał już z Tourmalet w stronę La Mongie i Sainte-Marie-de-Campan. Natomiast Pedro siedząc za kierownicą „naszego” Renault mknął już w stronę Gavarnie. Gdy spojrzy się na mapę od razu widać, że ten podjazd biegnie na wschód długimi prostymi odcinkami. To dodatkowa trudność. Znaczący dystans i ostre nachylenie pokonuje się silnymi nogami oraz zdrowymi płucami i sercem. Niemniej gdy na prostej nie widać końca pokonywanej właśnie stromizny przydaje się jeszcze mocna głowa czytaj psychika. Tymczasem tu na całym, sporym przecież, dystansie doliczyć się można ledwie czternastu ciasnych wiraży. W przeciwieństwie do wschodniej wspinaczki ten podjazd ma solidne nachylenie niemal od początku. Przez 14 kilometrów droga D918 biegnie wzdłuż potoku Le Bastan. Na pierwszym nieco łatwiejszym kilometrze przejeżdża się przez Esterre. Potem mijamy boczne dróżki do wiosek: Viella (2,1 km), Viey (3 km) i Betpouey (3,8 km). Na trzecim kilometrze straciliśmy Rafała, który zredukował tempo do bezpiecznego dla siebie rytmu. Na początku piątego kilometra zostałem już sam. W międzyczasie po przejechaniu 4 kilometrów pokonaliśmy dwa pierwsze zakręty. Kolejna podwójna serpentynka trafiła się w połowie szóstego kilometra za mostem z drogą do Sers (5,3 km). Na ósmym kilometrze trzeba było przejechać przez największą miejscowość na tym szlaku czyli Bareges. Co ciekawe droga jest tu jednokierunkowa. To znaczy do góry jedzie się przez centrum wsi, zaś w drodze powrotnej trzeba zrobić drobny objazd. Według stravy niespełna 7-kilometrowy segment na dojeździe do Bareges przejechałem niezbyt szybko, bo w czasie 31:31 (avs. 13,1 km/h z VAM 895 m/h).

Na wylocie z tej miejscowości zaczyna się trudny, półtorakilometrowy sektor, na którym nachylenie trzyma się na stałym poziomie od 8 do 10%. Następnie pod sam koniec dziesiątego kilometra można odbić w prawo na starą drogę pod Tourmalet znaną dziś jako Voie Laurent Fignon. Ta dróżka zapewnia lepsze widoki, lecz w połowie piętnastego kilometra i tak łączy się ze współczesnym szlakiem na przełęcz. Ten zaś prowadzi przez stację Tournaboup (10,7 km), za którą przejeżdża się na prawy brzeg Le Bastan. Tam mamy zaś trzy zakręty, ponad kilometrową prostą, kolejne dwa zakręty i następny kilometr na wprost, który doprowadza nas do stacji Super-Bareges (14,1 km). Jeden z tutejszych wyciągów „leci” już wprost na przełęcz. Tymczasem kolarski szlak w połowie szesnastego kilometra skręca na północ, gdzie na przedostatnim wirażu zaczyna się najtrudniejszy fragment całego wzniesienia tzn. stromy finał o długości równo dwóch kilometrów. Tenże zaczyna się od ścianki ze stromizną 11,6% i kończy jeszcze lepszą, bo o maksimum 12,1%. Pomiędzy nimi nachylenie raczej nie spada poniżej 8%. Na ostatnim zakręcie jakieś 700 metrów przed przełęczą na każdego z nas jak i innych śmiałków czekała fotograf z zakładu „Zoom-Photo”. Moje zmęczone oblicze uwieczniła na sześciu zdjęciach. Choć byłaby to ładna pamiątka z jubileuszowego wjazdu na razie nie zdecydowałem się na ich zakup przez internet, gdyż cena usługi nieco poraża. Krzychu najwyraźniej jechał tu na większym luzie, bowiem był w stanie zaprezentować w obiektywie iście „hollywoodzki uśmiech”. Ja na przełęcz dotarłem w czasie 1h 31:30 (avs. 12,4 km/h z VAM 923 m/h). Dario nieco wcześniej wykręcił tu wynik 1h 30:12, zaś Pedro w czwartek uzyskał 1h 41:26 co świadczyło o jego lepszej niż w dwóch poprzednich sezonach formie. Z kolei Rafał niebawem ukończył tą wspinaczkę w 1h 55:36. Wjechawszy na górę udałem się na podwieczorek do restauracji. Ujrzałem tam „antyczny” rower marki Le Splendid z roku 1910.

Gdy dojechali chłopacy zrobiliśmy sobie zdjęcia na tle tablicy i metalowej statui Octave’a Lapize. Ponoć na jesieni jest ona zwożona do Bagneres-de-Bigorre, by przezimować w cieplejszych warunkach, po czym wraca na przełęcz co roku w czerwcu. Na stałe za to tkwi na przełęczy popiersie Jacques’a Goddet, dyrektora TdF z lat 1936-87. Godzi się przy tym wspomnieć, iż obecnie gdy Tour wjeżdża na Tourmalet na zwycięzcę czeka bonus w postaci Souvenir Jacques Goddet. Wzorem dla tego pomysłu był zapewne fakt, iż na alpejskim Col du Galibier swój monument i nagrodę ma pierwszy szef Touru czyli Henri Desgrange. Na przełęczy temperatura była przyzwoita tj. 18 stopni. Niemniej dość mocno wiało, zaś niebo było zachmurzone. Zbierające się nad przełęczą ciemne chmury odradziły mi wypad  szutrową ścieżkę pod Pic du Midi-Bigorre. Niestety zamknięty był sklep z suwenirami. Dlatego na pamiątkę zabrałem sobie kawałek przydrożnej skały, ot niewielki kamienny łupek. Na zjeździe nie zawadzał, a zaiste można się było tu nieźle rozpędzić. Rafa złamał barierę 70 km/h. Niestety na wysokości Tournaboup zgasł mi telefon, więc fotki zrobiłem tylko w górnej części wzniesienia. Do Argeles-Gazost wróciliśmy dość wcześnie. Potem długo wyczekiwaliśmy na przyjazd Darka. Ten porwał się na coś doprawdy wielkiego. Przemierzył samotnie trasę Marmotte Granfondo Pyrenees. A zatem pokonał kolejno: zachodni Tourmalet w czasie lepszym od mojego, zachodni Hourquette-Ancizan (1h 13:17), wschodni Aspin (1h 02:57), wschodni Tourmalet (1h 38:02) oraz Luz-Ardiden (1h 02:34). Ten ostatni podjazd skończył w nieco innym miejscu niż my, acz też na wysokości około 1700 metrów n.p.m. Po tym wszystkim zjechał do Luz-Saint-Sauveur i na dobicie przejechał jeszcze 19 kilometrów w dolinie do Argeles-Gazost. Tym samym swój licznik zatrzymał po przebyciu niemal 196 kilometrów z przewyższeniem 5512 metrów (strava na tym punkcie zgłupiała). To wszystko przerobił w czasie brutto 11 godzin i 35 minut (netto 10h 28:12 – avs. 18,7 km/h). Do naszej bazy zjechał o godzinie 21:28 czyli dziesięć minut przed zachodem słońca. Po prostu IRON-MAN.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1625248990

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1625248990

ZDJĘCIA

20180608_046

FILMY

VID_20180608_004

VID_20180608_005