banner daniela marszałka

Hautes-Pyrenees & Haute-Garonne

Autor: admin o sobota 16. czerwca 2018

To była moja trzecia wyprawa w Pireneje. W góry, które od przeszło stu lat wespół z Alpami tworzą podniebną scenę, na której rozstrzygają się losy kolejnych edycji Tour de France. Co ważne to one dały nam aż 3 z 5 polskich zwycięstw etapowych na trasach „Wielkiej Pętli”. Po raz pierwszy dotarłem do nich w połowie lipca 2007 roku w towarzystwie Piotra Mrówczyńskiego. Naszym głównym celem był wówczas udział w L’Etape du Tour na blisko 200-kilometrowej trasie z Foix do Loudenvielle. Podczas tygodniowego pobytu z noclegami w Bagneres-de-Bigorre i Ax-les-Thermes poznałem 13 pirenejskich wzniesień, w tym 5 o przewyższeniu ponad 1000 metrów. Zanotowałem wówczas swój najlepszy z trzech występów w L’Etape. Niemniej najbardziej zapadł nam w pamięci skomplikowany powrót na ojczyzny łono, po tym jak zepsuł się nasz samochód. Dzięki talentom organizacyjnym Piotra wróciliśmy na Mazowsze z dalekiego Carcassonne dość szybko i sprawnie autami pożyczanymi w Narbonne i Lyonie. Dziewięć lat później pod koniec maja 2016 roku wraz z Darkiem Kamińskim i Rafałem Wanatem, wybrałem się jeszcze dalej. To znaczy po raz pierwszy w życiu aż za hiszpańską granicę. Celem naszej 16-dniowej podróży były podjazdy znajdujące się po iberyjskiej stronie Pirenejów. Tym razem obyło się bez kłopotliwych niespodzianek. Na długim szlaku z Navaty przez Montseny, Bagę, Encamp, Espot do Vielhy zaliczyłem aż 30 premii górskich, w tym 17 o amplitudzie ponad 1000 metrów. W sumie 21 z nich znalazłem na drogach Katalonii, 8 w granicach Księstwa Andory i 1 na terenie sąsiedniej Aragonii.

Można powiedzieć, że jak na 15 lat podróżniczych doświadczeń rzadko zaglądałem w te wysokie góry oddzielające Republikę Francuską od Królestwa Hiszpanii. W końcu nadszedł jednak czas bym zaczął nadrabiać owe zaległości. Przed paroma laty policzyłem, iż w samych tylko francuskich Pirenejach warto byłoby – oprócz 13 wcześniejszych – poznać jeszcze 80 kolejnych wzniesień! Zatem trzymając się sprawdzonej przez lata formuły zwiedzania pt. „dwie premie górskie dziennie” potrzebowałbym na to aż sześciu tygodni. Podzieliłem przeto swoje ogólne plany wobec francuskiej strony Pirenejów na trzy „rewiry łowieckie”. Z przyczyn praktycznych ów podział przeprowadziłem według kryterium geograficznego: strefa 1 (zachodnia) to podjazdy w departamencie Pyrenees-Atlantiques, strefa 2 (centralna) to wzniesienia w departamentach Hautes-Pyrenees oraz Haute-Garonne i w końcu strefa 3 (wschodnia) to premie górskie w departamentach Ariege oraz Pyrenees-Orientales. Wybór na co „rzucić się” w pierwszej kolejności był prosty. Najciekawszym celem wydał mi się rejon środkowy, gdzie znajdują się najsłynniejsze pirenejskie przełęcze oraz górskie stacje najczęściej bywałe na trasach Tour de France. Tu bowiem można poznać: Tourmalet, Soulor-Aubisque, Peyresourde i Aspin, a także zobaczyć: Saint-Lary-Soulan (Pla d’Adet), Luz-Ardiden, Hautacam czy Suberbagneres.

Miałem już zatem cel swej kolejnej podróży. Pozostało tą wyprawę rozplanować w szczegółach i zebrać zgraną kompanię do tak dalekiej eskapady. Ostatecznie ruszyliśmy ku Pirenejom w składzie pięcioosobowym. Oprócz mnie w tej przygodzie wzięli udział: Darek Kamiński z Gdańska (mój stały towarzysz wycieczek wszelakich od roku 2009), Piotr Podgórski z Warszawy (sprawdzony w latach 2016 i 2017 na trasach Trentino, Sabaudii i Valais), Rafał Wanat z Gorzowa Wielkopolski (górskie doświadczenia zbierający uprzednio w Południowym Tyrolu’15 i Katalonii’16) oraz krajan Rafała – Krzysztof Żbik (jedyny górski debiutant w tym gronie). Program naszego zwiedzania Środkowych Pirenejów podzieliłem na 12 etapów, z czego 9 mieliśmy „do rozegrania” na terenie departamentu Wysokich Pirenejów. Zakładałem, że w terminie od 4 do 15 czerwca będziemy mogli zaliczyć m/w 25 najciekawszych wzniesień w tej okolicy. Na ten czas przez booking.com znalazłem dla nas dwie bazy noclegowe. Pierwszą na 6 nocy w miasteczku Argeles-Gazost na zachodzie owej strefy, drugą na 7 nocy we wsi Aneres położonej 11 kilometrów na południowy-wschód od miasta Lannemezan.

Na miejscu dopadł nas okres wyjątkowo brzydkiej aury. Nie zakładałem, że w kojarzących się ze słońcem i upałami Pirenejach napotkamy aż taki pogodowy niefart. Liczba dni pochmurnych czy wręcz deszczowych zdecydowanie dominowała tu nad tymi względnie pogodnymi lub prawdziwie słonecznymi. Po paru dniach soczystych opadów miejscowe rzeki i potoki już niemal wylewały się ze swych koryt. Niemniej moja drużyna stanęła na wysokości zadania. Każdy z nas zrealizował swoje cele. Darek przebił nas wszystkich przejeżdżając piątego dnia na solo arcytrudną trasę pirenejskiego La Marmotte z łącznym przewyższeniem około 5500 metrów. Ja swój plan wykonałem w jakiś 95 procentach. Zaliczyłem 25 nowych wzniesień znaczącej wielkości plus dwa drobne dodatki warte zobaczenia, acz niekwalifikujące się do odnotowania w tabeli „górskie skalpy”. W sumie przejechałem zaś 806 kilometrów z łącznym przewyższeniem 26.387 metrów. Przesadą było stwierdzić, że wyzwania były równie wielkie jak przed rokiem w szwajcarskim kantonie Valais. Niemniej mogę odnotować, iż na tym wyjeździe przejechałem dystans o 10% dłuższy niż na porównywalnych wypadach do Lombardii, Sud Tirolu czy Trentino z lat 2014-16. Przede wszystkim jednak zrobiłem na nim o 1500-2500 metrów więcej w pionie.

Do swojej sieci złowiłem kilka grubych ryb. Po pierwsze pięć wzniesień wysokich na ponad 2000 metrów n.p.m. Najwyższą z nich był, debiutujący w tym roku na Tour de France, częściowo szutrowy Col du Portet (2215 metrów n.p.m.). Niewiele niższe były zaś Col des Tentes, Lac de Cap de Long et Lac d’Aumar, Col du Tourmalet oraz Cirque de Troumouse. Pośród tuzina premii górskich o przewyższeniu przeszło 1000 metrów największą była Tentes (1524 metry amplitudy), a poza tym jeszcze Portet i Tourmalet zmuszały do pokonania w pionie nieco ponad 1400 metrów. Dwa podjazdy miały przy tym długość blisko 30 kilometrów tzn. Col du Aubisque via Soulor (29,6 km) i wspominany już Tentes (29,2 km). Zdaniem specjalistów z „archivio salite” za najtrudniejszą w całym tym dorobku uchodzić powinna wspinaczka na Portet, warta w ich ocenie 1184 punktów. To wszystko mogę zapisać po stronie swych najcenniejszych aktywów z tej wyprawy. Pasywów było niewiele, ledwie kilka. Na zjeździe z Aubisque z uwagi na fatalną pogodę nie udało się zahaczyć o Vallee d’Arrens. Dwa dni później nie dałem rady dotrzeć do Port de Boucharo (2270 m. n.p.m.), gdyż droga powyżej przełęczy Tentes okazała się nieprzejezdna. Poza tym tego samego dnia podczas zdobywania Cirque de Troumouse nie obyło się bez paru odcinków przymusowego trekkingu, gdyż na naszej drodze napotkaliśmy śnieżne zaspy. W tych okolicznościach tym bardziej cenię sobie to czego udało nam się w tych dniach dokonać. Chapeau Bas – Panowie.

Poniżej przedstawiam listę wzniesień, które dzień po dniu udało mi się zaliczyć. Natomiast w kolejnych tygodniach postaram się napisać coś więcej o nich samych jak i moich wrażeniach z ich zdobycia.

Mój rozkład jazdy:

4.06 – Col du Soulor & Col des Spandelles

5.06 – Col d’Aubisque & Col de Borderes + Lac d’Estaing

6.06 – Cauterets / Pont d’Espagne

7.06 – Col de Tentes & Cirque de Troumouse

8.06 – Luz Ardiden & Col du Tourmalet (W)

9.06 – Col du Couraduque & Nistos-Cap Nestes

10.06 – Port de Bales (S) & Hospice de France

11.06 – Col d’Artigaux & Station du Mourtis

12.06 – Superbagneres & Col du Portillon

13.06 – Hourquette d’Ancizan, Col d’Aspin (E) & Col de Beyrede

14.06 – Col de Portet, Col d’Azet (W) & Station du Peyragudes

15.06 – Piau-Engaly & Lac de Cap de Long + Lac d’Aumar