banner daniela marszałka

Rogla & Areh

Autor: admin o poniedziałek 9. lipca 2012

Wybierając wzniesienia na pięć dni naszego pobytu w Słowenii przeglądałem „archivio salite” ze strony www.zanibike.net pod kątem najwyższych, największych i najtrudniejszych podjazdów jakie ten niewielki kraj ma w swej kolarskiej ofercie. Najmilej widziane były górki o przewyższeniu około tysiąca metrów, a przy tym przetestowane w ostatnich kilkunastu latach przez kolarzy uczestniczących w czerwcowym wyścigu Dookoła Słowenii (Dirka po Sloveniji). Oba te kryteria spełniał pierwszy z podjazdów przewidziany na poniedziałkowe popołudnie 9 lipca czyli droga z miasteczka Zrece do stacji narciarskiej Rogla w paśmie Zrece Pohorje. Drugi z wybranych podjazdów czyli wspinaczka ze Spodnie Hoce do hotelu Areh przy osadzie Lobnica w paśmie Mariborsko Pohorje wskoczył na moją „listę życzeń” z racji sporego przewyższenia, choć nic mi nie wiadomo o tym by kiedykolwiek zajechali tam uczestnicy wspomnianego wyścigu. Nasz turystyczno-sportowy objazd niewielkiej Słowenii postanowiłem zacząć od wzniesień położonych najdalej na wschód i zarazem najdalej od naszej bazy noclegowej w Radovljicy. Na start pierwszego z poniedziałkowych odcinków czekał nas przeszło 150-kilometrowy dojazd, lecz cóż to było wobec sobotnio-niedzielnego maratonu. Na szczęście droga do Zrece miała nam zająć „tylko” półtorej godziny dzięki temu, że prawie całą trasę stanowili trzy drogi szybkiego ruchu tzn. prowadząca na południe autostrada A-2, północna obwodnica Ljubljany oraz lecąca na wschód A-1.

Dzień był gorący i bardzo słoneczny. Gdy około trzynastej zatrzymaliśmy się na parkingu przed marketem SPAR tuż przed Zrece istny żar lał się z nieba. Na starcie licznik pokazywał mi temperaturę 38 stopni. W takich warunkach mieliśmy pokonać podjazd długości 14,3 kilometra o średnim nachyleniu rzędu 7,2 %, na którym w 2001 roku rozegrano górską czasówkę podczas Dirka po Sloveniji. W drogę ruszyliśmy kwadrans po godzinie pierwszej. Na rozgrzewkę mieliśmy do pokonania dwa niemal płaskie kilometry przez centrum Zrece. Szosa zaczęła się delikatnie wznosić dopiero za rondem, na którym ustawiono rzeźbę wykonaną z metalu. Trzeci kilometr miał jednak ledwie 2,2 %. Podjazd uwidoczniony na załączonym profilu zaczął się dopiero po przejechaniu 3,3 kilometra po skręcie w prawo na wysokości hotelu Pod Roglo. Pierwszy kilometr prawdziwego wzniesienia miał jeszcze umiarkowane nachylenie 6,7 %. Natomiast każdy z czterech następnych co najmniej 8 % przy max. blisko 12 %. Najtrudniejszy na całej górze był kilometr trzeci o średniej 9,1 %. Stosunkowo szybko zostałem sam na czele, acz poniekąd z tego powodu, że Adam doważył się na ten wypad „lustrzanką” aby robić zdjęcia w akcji czyli na samym podjeździe. Dlatego sam musiałem sobie regulować tempo jazdy, aczkolwiek trudno było mi się zorientować na ile szybko jadę. Po wcześniejszych problemach z pomiarem dystansu i prędkości na swym liczniku CM 436M pożyczyłem od Adama jego rezerwowy Echo-F2. Mając zamontowane oprzyrządowanie do obu liczników w chwilach gdy mój komputer „wracał do gry” miałem podwójne naliczanie i w konsekwencji odczyt rzędu 30 km/h na podjeździe i „mrożącą krew w żyłach” prędkość 120 km/h na zjazdach.

Podjazd w dolnej części prowadził przez teren odsłonięty tego dnia mocno nasłoneczniony. Na drugim kilometrze minęliśmy osadę Boharina, zaś na szóstym nieco łatwiejszym kilometrze Padevski vrh. Dopiero za tą wsią droga schowała się w lesie chroniącym nas przed promieniami słońca. Ostatnia osadą przed szczytem była wieś Resnik. Pomiędzy siódmy a trzynastym kilometrem średnie nachylenie wahało się na solidnym poziomie od 6,6 do 8,1 % i dopiero na ostatnim kilometrze spadła do średniej 5,5 %, acz finałowe dwieście-trzysta metrów wieńczyło to wzniesienie z przytupem. Na górę wjechałem w czasie niespełna 63 minut od centrum Zrece. Pokonanie ostatnich 14 kilometrów zajęło mi około 57 minut. Tymczasem zwycięzca wspomnianej czasówki Faat Zakirov na 16,5–kilometrowej trasie ze startem w Zrece potrzebował przed jedenastu laty 42 minut i 27 sekund. Rosjanin wyraźnie pokonał Słoweńca Derganca oraz Chorwata Mihojlevicia i dokładnie taka sama kolejność była na mecie całego wyścigu. Co ciekawe w czołowej „10” tego dnia było trzech Polaków, w tym bracia Seweryn i Sławomir Kohutowie, którzy w generalce tej imprezy zajęli miejsca czwarte i piąte. Tym niemniej Rogla najbardziej znana jest jako centrum sportów zimowych. W ostatnich latach organizowano tu zawody Pucharu Świata w biegach narciarskich i snowboardzie. Justyna Kowalczyk wygrywała tu już dwukrotnie w grudniu 2009 i 2011 roku. Na szczycie w ośrodku wciąż było ciepło czyli 28 stopni. Wokół kilka hoteli, wyciągów, boisko do piłki nożnej, oryginalnych kształtów kościółek a także ośrodek im. Petry Majdić, do niedawna jednej z najgroźniejszych rywalek naszej mistrzyni „wąskich desek”. W sumie ciężki podjazd, lecz regularny bez przesadnie stromych fragmentów. Murowany kandydat do grona wzniesień pierwszej kategorii, na tyle wymagający by zmusić mnie do jazdy na przełożeniu 39×24 i jedynie okazjonalnego korzystania z twardszego trybu 21.

Na parking przy wylocie z miasteczka wróciliśmy około wpół do czwartej. Pora dnia była iście obiadowa, ale nie mieliśmy czasu na gorący posiłek. W zastępstwie poszliśmy na zakupy do goszczącego nas marketu. Potem zaś ruszyliśmy jeszcze dalej na wschód do położonej ledwie 10 kilometrów od centrum Mariboru miejscowości Spodnje Hoce. Tu zatrzymaliśmy się jakieś 300 metrów na zachód od zjazdu z autostrady A-1, w sąsiedztwie sklepu sieci Mercator i budynku miejscowej Poczty. Z tego miejsca zaatakować mieliśmy podjazd  dłuższy, lecz zarazem mniejszy od zdobytej już Rogli. Cel naszej wspinaczki czyli hotel Areh wybudowano na wysokości około 1250 metrów n.p.m. w pobliżu cerkwi św. Areh. Prowadzi nań podjazd długości 17,5 kilometra o średnim nachyleniu 5,5 %. Jednym słowem miał on być wyraźnie łagodniejszy niż pierwsze danie z naszego poniedziałkowe menu. Tym niemniej tak warunki jakie postawiła nam Rogla jak i niemiłosierny upał jeszcze przed startem do tego wzniesienia wycisnęły z nas nie małą dozę sił witalnych. Tymczasem upał nie zamierzał odpuszczać. Kwadrans przed godziną siedemnastą wciąż było jeszcze 35 stopni. Co gorsza czekający nas teraz podjazd w dolnej części podobnie jak Rogla wił się wśród pól i łąk czyli w terenie nie dającym osłony od słońca. Ruszyliśmy całą czwórką przy czym Darek i Piotr dość szybko spasowali. Pierwsze skrzypce grał Adam, któremu z trudem dotrzymywałem kroku. Pierwszą miejscowością na tym szlaku są Zgornje Hoce (1,9 km), za którą spotkaliśmy pierwsze serpentyny. Pomiędzy nimi skręt ku wiosce Polana (3,7 km).

Po sześciu dalszych kilometrach oraz serii następnych zakrętów dojechaliśmy do wioski Slivnisko Pohorje na wysokości około 770 metrów n.p.m. Jak na razie najtrudniejsze były kilometry: szósty i ósmy o nachyleniu 6,1 i 6,2 %, zaś do pokonania zostało niespełna osiem kilometrów i blisko 500 metrów przewyższenia. Najtrudniejsze miały się okazać kilometry jedenasty i szesnasty, oba o średniej 6,5 %. Nic strasznego jak widać, więc mimo zmęczenia tryb z 24 ząbkami tym razem był nieprzydatny. Jechałem więc głównie na przełożeniu 39×21, zaś tam gdzie droga odpuszczała lub też Adam „dodawał do pieca” musiałem się pożytkować trybem 19. Na sześć kilometrów przed finałem droga na dobre schowała się górskim lesie. Kilometr drogi prowadząca nas ku górze droga nr 929 rozjeżdżała się na dwie strony świata. W prawo na północny-wschód ku miasteczku Pekre oraz w lewo na południowy-zachód ku Frajhajm. Trzeba było wybrać tą drugą opcję, przy czym pod koniec piętnastego kilometra zignorować znaki kierujące do wioski i jechać dalej na zachód drogą 929 nazywaną teraz Odcep za Areh. W końcówce pogorszyła się nawierzchni drogi. Kilkaset metrów przed końcem minęliśmy przydrożny staw. Potem jeszcze ostatnie strome ścianki i upragniony finał przed hotelem. Całe wzniesienie zmęczyliśmy w czasie 59 minut i 20 sekund czyli ze średnią prędkości 17,7 km/h. U góry dojechaliśmy jeszcze do końca szosy, po czym poczekaliśmy na bardziej zmęczonych kolegów. Po przeciwnej stronie drogi względem hotelu stoi tam biały kościółek oraz motel z gospodą Ruska Koca. Do Spodnje Hoce zjechaliśmy o godzinie dziewiętnastej, zaś do Radovlicy dotarliśmy dopiero o zmroku, co w tych dniach miało stać się naszym zwyczajem. W nogach mieliśmy 69 kilometrów i około 2060 metrów przewyższenia, zaś w planach znacznie trudniejsze wyzwania.