Col de Palaquit
Autor: admin o sobota 1. czerwca 2019
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Grenoble (D 57)
Wysokość: 1154 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 931 metrów
Długość: 14,5 kilometra
Średnie nachylenie: 6,4 %
Maksymalne nachylenie: 11,7 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Po zjeździe z Col de Porte nie wsiedliśmy do auta, albowiem także nasz drugi sobotni podjazd mogliśmy zacząć z ulic Grenoble. Miasta będącego stolicą departamentu Isere. Dziś bez gromady satelickich miejscowości ma ono 160 tysięcy stałych mieszkańców. Niemniej jest jednym z głównych francuskich centrów naukowych. Kształci się tu 60 tysięcy studentów, albowiem miasto posiada trzy uniwersytety oraz politechnikę. W dniach od 6 do 18 lutego 1968 Grenoble było organizatorem X Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Imprezy, której największą gwiazdą został Jean-Claude Killy. Francuski alpejczyk, który na narciarskich stokach zdobył komplet złotych medali triumfując zarówno w slalomie, slalomie gigancie jak i zjeździe. Po szybkim posiłku przy samochodzie o 14:20 ruszyliśmy na poszukiwanie drogi D57. Podjazd na Col de Palaquit prowadzi tymi samymi trzema drogami, które opisałem w poprzednim wpisie jako południowe warianty wjazdu na wyższą o 172 metry Col de Porte. Należy zakładać, że peleton Tour de France już dziewięć razy przejeżdżał przez Palaquit. Niemniej w ośmiu przypadkach celem kolarskiej wspinaczki była wówczas przełęcz Porte. Można więc powiedzieć, że w latach 1948-98 Col de Palaquit znajdowała się w podobnej sytuacji jak wschodni podjazd na Col du Soulor, leżącej w cieniu wyższej przełęczy Col d’Aubisque. Dopiero przy ostatniej okazji czyli w 2014 roku Palaquit wystąpiła w roli samodzielnej premii górskiej. Stało się tak na etapie trzynastym prowadzącym do stacji Chamrousse. Miała status premii pierwszej kategorii. Kolarze rozpoczęli wówczas wspinaczkę w Saint-Egreve co oznacza, iż organizatorzy wybrali dla nich najbardziej zachodnią opcję startową. My wybraliśmy środkową, zaś do wspomnianej miejscowości udaliśmy się już następnego dnia by zacząć w niej podjazd na Col de la Charmette.
Przed pięciu laty pierwszym zdobywcą Palaquit na „Wielkiej Pętli” został Alessandro De Marchi. Na podjeździe tym rozbiła się wczesna 9-osobowa ucieczka, w której wziął udział m.in. nasz Bartosz Huzarski. Włoch na szczycie wzniesienia wyprzedzał Belga Jana Bakelantsa o 1:15, zaś peletonik z faworytami wyścigu o 2:45. Na nieszczęście dla dzisiejszego kolarza ekipy CCC z premii górskiej do mety brakowało jednak 45 kilometrów, więc ostatecznie został on dogoniony przez najlepszych górali na finałowym podjeździe. Etap ten wygrał Vincenzo Nibali, który o 10 sekund wyprzedził Rafała Majkę. Nasza wersja tego podjazdu w całości poprowadzona po drodze D57 uchodzi za nieco łatwiejszą od przetestowanej przez Tour. Składa się z dwóch fragmentów wspinaczki przedzielonych przeszło półtorakilometrowym zjazdem. Pierwszy „odcinek górski” liczy sobie 5,3 kilometra i kończy się we wiosce Clemencieres, leżącej 627 metrów n.p.m. Drugi ma długość ponad 7 kilometrów. Jest trudniejszy od pierwszego, bowiem zawiera 4-kilometrowy sektor o średnim nachyleniu aż 9,3%. Z uwagi na wspomniany zjazd mamy tu wyraźną rozbieżność pomiędzy przewyższeniem netto i brutto wzniesienia. Według „cyclingcols” amplituda między Grenoble a przełęczą Palaquit wynosi 931 metrów. Niemniej de facto trzeba pokonać w pionie aż 991 metrów. Odejmując odcinek zjazdowy okazuje się, że owo przewyższenie mamy do zaliczenia na dystansie niespełna 13 kilometrów. Gdy ruszaliśmy na spotkanie z tym niełatwym podjazdem upał w Grenoble był niemiłosierny. Mój licznik zanotował temperaturę na poziomie 38 stopni! Niewiele pomagał fakt, iż pierwsze dwa kilometry przejechaliśmy wzdłuż Isery, początkowo korzystając też z nadrzecznego bulwaru. Na wysokości Place Aristide Briand niepotrzebnie pojechaliśmy prosto wzdłuż torów tramwajowych. Tym samym na drogę D1075 czyli Route de Lyon wjechaliśmy od strony północnej. Ostatecznie po przejechaniu przeszło 2,5 kilometra znaleźliśmy początek podjazdu.
Z uwagi na iście tropikalny upał już u podnóża tego podjazdu czułem się „ugotowany”. Dlatego taktykę na ten podjazd miałem konserwatywną. Zamierzałem pojechać z rezerwą, umiarkowanym tempem, byleby tylko przetrwać do samej przełęczy. Trudno powiedzieć byśmy w tych ciężkich warunkach ścigali się z sobą. Niemniej na trasie wiele się działo i ostatecznie zatriumfowała młodość. Z początku jechałem razem z Tomkiem, zaś Darek trzymał się z tyłu z niewielką stratą. Następnie Dario doszedł nas na początku trzeciego kilometra. Dyktowałem tempo w naszej grupce, z której na początku czwartego kilometra zaczął powoli odstawać Tommy. Na wysokości Lachal (3,5 km) tracił już nawet pół minuty. Wkrótce jednak przyśpieszył i przed Clemencieres dołączył do nas. Tu czekał nas wspomniany zjazd kończący się w miejscu, gdzie z drogą D57 łączy się zachodni szlak z Saint-Egreve. Ja pokonałem zjazdowy odcinek bardzo spokojnie. Tym samym gdy podjazd odżył miałem do swych kolegów stratę 25 sekund. Zabrałem się za odrabianie strat, ale chyba zbyt energicznie. Darka złapałem i wyprzedziłem dość szybko. Mocno zbliżyłem się też do Tomka, lecz ciężko mi było go dojść. Dłuższy czas jechałem w niewielką stratą do młodszego kolegi. Ostatecznie jednak ciężko zapłaciłem za swój niepotrzebny zryw. Zaczęły mnie łapać skurcze. W połowie dwunastego kilometra musiałem się pierwszy raz zatrzymać. Skończyła się dla mnie koleżeńska rywalizacja, a zaczęła walka o przetrwanie. Rozstałem się z myślami o ponownym wjeździe na Col de Porte. Dotarcie na Col de Palaquit stało się jedynym, w dodatku dość niepewnym celem. Niespełna kilometr dalej znów musiałem stanąć. W sumie na obu postojach straciłem 2:10. Dowlokłem się jakoś do wioski Sarcenas, po czym już bardziej siłą woli niż mięśni pokonałem ostatni kilometr tej wspinaczki. Na finałowym odcinku 3,5 kilometra jechałem ze średnią prędkością ledwie 10 km/h, zaś wliczając przymusowe przystanki było to ledwie 9 km/h. Cały podjazd pokonałem w 1h 11:05 czyli o 6 minut wolniej niż większą Col de Porte.
Tomek nadrobił nade mną 4:45. Jakim cudem dotarłem do Palaquit o 2:40 przed Darkiem nie wiem. Najwidoczniej Dario też czuł się nieszczególnie. Niemniej w przeciwieństwie do mnie był w stanie pojechać dalej na Col de Porte. Zdążyłem mu tylko krzyknąć, że ja się wyżej nie wybieram i zaczekam na nich na niższej przełęczy. Skurcze długo mnie trzymały, gdyż mocno się odwodniłem. Krótki podjazd na zjeździe też musiałem pokonać na raty. Po dotarciu do Grenoble miałem dość kolarstwa. Do wspinaczki pod La Bastille nikt by już mnie tego popołudnia nie przekonał. Gdybym czuł się dobrze to na pewno spróbowałbym pokonać te przeraźliwie strome dwa kilometry. Podjazd ów wygląda na równie trudny co znane z monumentalnego klasyku Giro di Lombardia wzniesienie Muro di Sormano. W latach 1977-2000 Bastylia aż siedem razy znalazła się na trasach Criterium du Dauphine Libere, tak podczas etapów ze startu wspólnego jak i krótkich czasówek. W latach 1977 i 1979 wygrywał u jej bram słynny Bernard Hinault. Niestety moje nogi nie nadawały się do kolejnej wspinaczki. Tym bardziej takiej, gdzie średnie nachylenie wynosi 14, zaś maksymalna stromizna aż 23%!
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/2415287197
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/2415287197
ZDJĘCIA
FILMY