banner daniela marszałka

La Ruchere / Chemin du Habert

Autor: admin o poniedziałek 3. czerwca 2019

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Saint-Christophe-sur-Guiers (D 520C)

Wysokość: 1135 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 734 metry

Długość: 10 kilometrów

Średnie nachylenie: 7,3 %

Maksymalne nachylenie: 13,5 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po zjeździe z Charmant Som wsiedliśmy ponownie do samochodu by jadąc drogą D520 wzdłuż zachodniego skraju Massif de la Chartreuse podjechać nieco dalej na północ. Mieliśmy do pokonania skromny dystans siedmiu kilometrów dzielący Saint-Laurent-du-Pont od Saint-Christophe-sur-Guiers. Biorąc pod uwagę jak zlaicyzowanym państwem jest współczesna Francja dziwić może to ile jest w niej „świętych” miejscowości. Od liczącego przeszło 170 tysięcy mieszkańców Saint-Etienne po maleńkie wioseczki. To bogactwo nazw pochodzących od kanonizowanych patronów jest świadectwem dawnej, przedrewolucyjnej przeszłości tego kraju. Czasów, w których Królestwo Francji było nazywane „najstarszą córą Kościoła”. A co nas skłoniło do wycieczki od św. Wawrzyńca do św. Krzysztofa? Tym magnesem był podjazd do lokalnej stacji narciarskiej La Ruchere. Wspinaczka relatywnie krótka i niewysoka, lecz bardzo trudna w swej drugiej części. Do tego wypróbowana przed 35 laty na trasie Tour de France. Jednym słowem wzniesienie, które miało przynajmniej dwa „argumenty” za tym by pojawić się w programie tej wyprawy. Poza tym dogodną okolicznością był fakt, iż nie musieliśmy go długo szukać, acz na dojeździe nieco się pogubiliśmy, zahaczając o miasteczko Les Echelles. La Ruchere to przede wszystkim „centre de ski nordique” czyli ośrodek narciarstwa klasycznego. Stacja ta zawdzięcza swą nazwę pobliskiej przełęczy Col de la Ruchere (1407 m. n.p.m.), na którą to dotrzeć można tylko piechotą. Jest tu w sumie 35 kilometrów tras biegowych wyznaczonych na wysokości od 1165 do 1450 metrów n.p.m. Natomiast fani ski-alpinizmu mogą stąd dotrzeć na szczyt najwyższej okolicznej góry Petit Som (1770 metrów n.p.m.). Szosowy podjazd do La Ruchere ma dwa, zupełnie różne, oblicza. Łagodne w dolnej i strome w górnej swej części.

Najpierw mamy tu odcinek 5,2 kilometra o średniej ledwie 4,7% wiodący po szosie D 520C biegnącej na wschód ku Saint-Pierre-d’Entremont. To znaczy do miejscowości położonej w samym centrum masywu Chartreuse, na granicy Sabaudii i departamentu Isere. Niemniej do św. Piotra się nie wybieramy. Na wysokości około 650 metrów n.p.m. trzeba opuścić Route de Entremonts i odbić w prawo na stromą drogę D 102A. Kolejne 5 kilometrów tego wzniesienia to raj dla typowych górali, albowiem średnie nachylenie tego segmentu wynosi aż 10,2%. Kolejne kilometry trzymają bardzo wysoki poziom, kolejno: 11,5 – 11,4 – 10,6 – 9,6%. Dopiero ostatni jest nieco luźniejszy, mając wartość „tylko” 7,7%. Na „Wielkiej Pętli” z 1984 roku ten podjazd miał status premii górskiej najwyższej kategorii (HC). Znalazł się na szesnastym etapie tej imprezy, zdominowanej przez śp. Laurenta Fignona. Była to 22-kilometrowa czasówka ze startem we wspomnianym już Les Echelles i metą w La Ruchere na wysokości 1160 metrów n.p.m. Przy tym dystansie jasnym jest, że sam podjazd został poprzedzony nieco dłuższym odcinkiem w dolinie. Jak można się dowiedzieć z obrazka i opisu na stronie memoire-du-cyclisme. Pierwsze 11,5 kilometra wiodło po płaskim terenie, po trasie wytyczonej na osi południe-północ z nawrotem w Saint-Laurent-du-Pont. Kolejne 10,5 kilometra to był już „nasz” podjazd z razu łagodny, zaś w finale morderczy. Fignon wygrał ten „etap prawdy” w czasie 42:11 (avs. 31,291 km/h). Niemniej zwycięzcą samej premii górskiej, został rewelacyjny Luis Herrera. Na trasie całej czasówki Francuz wyprzedził Kolumbijczyka o 25 sekund. Poniżej minuty do zwycięzcy stracili jeszcze tylko: Hiszpan Pedro Delgado 0:32, Bernard Hinault 0:33 i Bask Julian Gorospe 0:41. Co godne podkreślenia na 6 ostatnich kilometrach filigranowy kolarz z Andów odrobił do Paryżanina aż 40 sekund! Dzień później „Lucho” poszedł za ciosem i dał Kolumbii jej pierwsze etapowe zwycięstwo na trasach TdF, triumfując na mecie w L’Alpe d’Huez.

Zanim podjazd do La Ruchere trafił na trasę największego Touru został przetestowany na etapówce niższej rangi. W roli poligonu doświadczalnego wystąpił i to dwukrotnie wyścig Tour de l’Avenir. Najpierw w sezonie 1981 zakończył się tu etap ze startu wspólnego wygrany przez Patricka Bonnet. Mało znany Francuz wyprzedził wówczas najlepszego „amatora” przełomu lat 70. i 80. czyli mistrza olimpijskiego z Moskwy Rosjanina Siergieja Suchoruczenkowa oraz przyszłą gwiazdę zawodowego peletonu Irlandczyka Stephena Roche’a. Rok później zorganizowano tu czasówkę, na dystansie 21,5 kilometra czyli niemal identycznym co później na TdF. Wygrał ją Amerykanin Greg Lemond przed Kolumbijczykiem Rafaelem Acevedo oraz Szkotem Robertem Millarem. Oczywiście w naszym przypadku każdy miał zagwarantowane miejsce w pierwszej trójce 😉 Po dojeździe na miejsce zatrzymaliśmy w polu już za miasteczkiem. Dlatego na start cofnęliśmy się z Tomkiem do centrum Saint-Christophe-sur-Guiers. Darek ruszył z okolic samochodu i przeszło trzy minuty wcześniej. Można więc powiedzieć, że powtórzyliśmy manewr z pierwszej góry. Dla naszej dwójki podjazd zaczął się po przejechaniu 400 metrów. Szybko odjechałem Tomkowi, który rozpoczął w iście dieslowskim stylu. Pierwszy kawałek wzniesienia z maksymalną stromizną 9,3% skończył się w połowie drugiego kilometra, po dotarciu do wioski Berland. Kolejny czyli odcinek wiodący do osady Le Chatelard (3 km) był już nieco łatwiejszy. Dość szybko odrabiałem stratę do Darka, zaś Tomek miał do mnie w tym momencie 40-50 sekund straty. Ostatecznie doszedłem naszego „lidera” pod koniec piątego kilometra w pobliżu Tunnel du Frou. Gdy już jechaliśmy we dwóch nieco zwolniliśmy oszczędzając siły na ciężką górną połówkę wzniesienia.

Bez szczególnego pośpiechu wjechaliśmy na stromą szosę D 102A, gdzie czekała nas niespodzianka. Tommy wykorzystując lekki spadek terenu tuż przed zakrętem nabrał takiej prędkości, że na pierwszej ściance minął nas z taką prędkością, że wzbudził wiatr, który niemal strącił nas z rowerów. Od razu zyskał nad nami kilkadziesiąt metrów przewagi. Ani mi było w głowie odpowiadać na ten śmiały i niespodziewany atak. Na czekającej nas stromiźnie musiałem zachować spokój jeśli chciałem dotrzeć na górę w jednym kawałku. Szósty kilometr przejechałem jeszcze w towarzystwie Darka, ale na początku siódmego musiałem dać za wygraną. Dario zdecydował się pognać za Tomkiem i ostatecznie dopiął swego, gdyż ten miał wszystko pod kontrolą i odrobinę poczekał na kolegę. Na mnie nie było sensu czekać, gdyż jechałem zbyt wolno. W połowie ósmego kilometra, acz nie w tym samym czasie, minęliśmy kościół we wsi La Ruchere (7,4 km). Potem każdy wiraż oznaczał wizytę w kolejnej osadzie. Minęliśmy zatem: Les Reverdys (8,2 km), Le Grand Village (8,7 km) i w końcu Les Jolys (8,9 km), gdzie skończył się najbardziej stromy fragment tego wzniesienia. W tym momencie traciłem do swych kolegów 1:50. Tymczasem oni dojeżdżali już do hoteliku Le Clayet, gdzie zjechali z głównej drogi w kierunku bagien Granges Molliat. Po przejechaniu 900 metrów dotarli do mety przy miejscowym tartaku. Równie dobrze mogliśmy zostać na drodze D 102A by po kolejnych 800 metrach finiszować w centrum stacji przy budynku lokalnego merostwa. Naszą wspinaczkę skończyłem w czasie 52:40 co oznaczało średnią prędkość 11,4 km/h. Do kresu drogi dotarłem ze stratą 2:20 do swych kompanów. Najważniejsze jednak, że drugiej góry na trzecim etapie nie musiałem pokonywać na raty.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/2420797363

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/2420797363

ZDJĘCIA

20190603_057

FILMY

VID_20190603_164603

VID_20190603_171104