banner daniela marszałka

Le Poursollet

Autor: admin o sobota 8. czerwca 2019

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Sechilienne (D 113)

Wysokość: 1731 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1357 metrów

Długość: 18,3 kilometra

Średnie nachylenie: 7,4 %

Maksymalne nachylenie: 11,4 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Sobota stała pod znakiem pierwszej przeprowadzki. Czekał nas transfer z Echirolles do Le Bourg-d’Oisans, historycznej stolicy rejonu Oisans. To znaczy przejazd doliną rzeki La Romanche na znacznie wyżej położone tereny między wysokimi masywami Grandes Rousses i Ecrins. Relatywnie krótki i mało skomplikowany. Ledwie 44-kilometrowy, prowadzący na wschód drogami N85 i D1091. Po drodze tylko jeden przystanek po dwudziestu kilometrach jazdy. Na tym polegała dodatkowa wygoda tej niedługiej wycieczki. Oba wzniesienia ósmego etapu mogliśmy zaatakować z miasteczka Sechiliene. Bez konieczności wsiadania do auta między górami jak to zazwyczaj bywało. Nasz górski program na sobotę był zbliżony do piątkowego. Najpierw mieliśmy zaliczyć podjazd z finałem na Route de Poursollet. Dość długie wzniesienie o solidnym średnim nachyleniu. Pod względem technicznym podobne do Pipay-les-Sept-Laux. Na drugie danie „zamówiłem” nam wspinaczkę znacznie krótszą, lecz bardziej stromą. Col de Luitel była więc odpowiednikiem Col du Coq, a przy tym „najsztywniejszą” górą w pierwszej połowie tej wyprawy. Poursollet czyli pierwszy z sobotnich podjazdów był naszym jedynym w Massif du Teillefer, niewielkim paśmie górskim, które pod względem geologicznym jest przedłużeniem pobliskiego Belledonne. Krótka wizyta w tych stronach musiała być jednak konkretna. Chcieliśmy zdobyć najwyższe szosowe wzniesienie w owych górach. Jak wynika z załączonego profilu podjazdu cała droga kończy się po przejechaniu przeszło 22,5 kilometra przy polodowcowym jeziorku Lac du Poursollet, leżącym na wysokości 1649 metrów n.p.m. To miejsce wypoczynku z osiedlem domków letniskowych i zarazem punkt wypadowy do 3-godzinnej pieszej wspinaczki pod Le Teillefer (2857 m. n.p.m.), najwyższy szczyt masywu o tej samej nazwie. Tym niemniej szosowa wspinaczka kończy się tu wcześniej i wyżej. W środku lasu, po około 19 kilometrach, na poziomie przeszło 1730 m. n.p.m. Zapewne dlatego strona „cols-cyclisme.com” prezentuje ów podjazd jako Bois de Chenevier (pl. Las Dębowy).

Zasadnicza część tej wspinaczki pokrywa się z północnym podjazdem na Col de la Morte (1370 metrów n.p.m.) czyli Przełęcz Umarłych. Przy swej włoskiej imienniczce z Piemontu czyli Colle dei Morti (Fauniera) francuska wspinaczka wygląda skromnie. Tym niemniej jest to solidne wzniesienie o długości 15,1 kilometra i przewyższeniu 1007 metrów. Podjazd ten zaczyna się na drodze D113, zaś od połowy trzeciego kilometra prowadzi już szosą D114. Na wspomnianej przełęczy działa stacja narciarska L’Alpe de Grand Serre. Powstała w 1938 roku i rozbudowana w latach sześćdziesiątych. Ma ona w swej ofercie 32 trasy alpejskie o łącznej długości 55 kilometrów oraz 3 trasy biegowe mające w sumie 15 kilometrów. Obsługiwane przez 3 wyciągi krzesełkowe i 11 orczyków. Szusować tu można z poziomu 2184 metrów n.p.m. (szczyt Le Perollier). Jako, że Route de Poursollet jest drugą ku górskiej głuszy ważne wyścigi kolarskie nigdy na nią nie zajrzały. Tour de France czy choćby Criterium du Dauphine nigdy nie pozna ostatniej kwarty opisywanego przeze mnie podjazdu. Tym niemniej peleton „Wielkiej Pętli” dwukrotnie pojawił się już na Col de la Morte. Najpierw w roku 1979 przetestowano północny podjazd na ta przełęcz. Na etapie z Le Bourg d’Oisans do L’Alpe d’Huez. Podczas tej edycji był to już drugi odcinek kończący się w tej wielce popularnej stacji. Dzień wcześniej na królewskim etapie siedemnastym najlepszy był Portugalczyk Joaquin Agostinho. Następnie na niespełna 120-kilometrowym odcinku osiemnastym triumfował Holender Joop Zoetemelk. Przełęcz Umarłych znajdowała się przeszło 80 kilometrów przed metą w L’Alpe, więc nie miała większego znaczenia. Premię górską wygrał tu Francuz z hiszpańskim rodowodem Mariano Martinez, ojciec Miguela asa MTB – mistrza olimpijskiego z Sydney. Gdy w sezonie 2015 Tour powrócił na drogę D114 to na Col de la Morte podjechano od znacznie łatwiejszej strony południowej. Znów na etapie osiemnastym, który prowadził z Gap do Saint-Jean-de-Maurienne. Pierwszy na przełęcz (100 kilometrów przed metą) dotarł Katalończyk Joaquin Rodriguez, zaś na mecie triumfował Francuz Romain Bardet.

Nasza wspinaczka z finałem na Route de Poursollet pomijała ostatni (bardzo łagodny) kilometr z północnego podjazdu na Col de la Morte. Po przejechaniu 14,1 kilometra, na wysokości osady La Grande Reine mieliśmy skręcić w lewo na drogę D114E. Zasadnicza część tego podjazdu wiodąca po D114 ma przeciętne nachylenie 7%, nieco zaniżone przez niemal płaski początek o długości 600 metrów. Jej najbardziej stromy kilometr ma średnio 8,2%. Natomiast finał na bocznej dróżce do jeziora jest nieco trudniejszy. Tu trzeba pokonać jeszcze 390 metrów przewyższenia na dystansie 4,8 kilometra, co daje przeciętną 8,1%. Najmocniej trzyma pierwszy kilometr, bo na poziomie 9,1%. Przyjechawszy do Sechilienne zaparkowaliśmy na lewym brzegu La Romanche, jakieś 300 metrów od centrum miasteczka. W obszernej zatoczce za łukiem drogi D113. Temperatura jak dla mnie optymalna. Na starcie 22 stopni, na trasie maksymalnie 24, zaś przeszło 1300 metrów wyżej na zacienionej mecie 20. Jako pierwszy do boju wyruszył Dario, niespełna 10 minut przede mną i Tomkiem. My wystartowaliśmy z mostu nad wspomnianą rzeką, tym samym ograniczając sobie płaski odcinek u podnóża góry do 300 metrów. Na drugim kilometrze przejechaliśmy przez Saint-Barthelemy-de-Sechilienne, największą miejscowość na tym podjeździe. Nieco dalej wraz z końcem drugiego kilometra rozstaliśmy się z drogą D113. Ta, na drugim wirażu, pognała prosto w kierunku Cote de Laffrey. Natomiast my od tego zakrętu, przez kolejne 12 kilometrów, mieliśmy się wspinać ku La Morte po szosie D114. Podjazd był wymagający, lecz równy. To zaś sprzyjało rytmicznej jeździe w niezłym tempie, wygodnym dla nas obu. Do początku czwartego kilometra jechaliśmy na południe wzdłuż rzeczki Le Grand Rif, potem droga zawiodła nas w okolice potoku Gueriment. Szosa wiodła w zalesionym terenie i w nierównych odstępach zmieniała swój kierunek na kolejnych wirażach. Generalnie jednak wiodła na wschód, aby ominąć górę Rocher de Chatelard (1201 m. n.p.m.).

Na dojeździe do Belle Lauze (8,3 km) pokonaliśmy przeszło dwukilometrowy odcinek drogi bez żadnego zakrętu. Następnie na samym końcu dziewiątego kilometra wzięliśmy wiraż, na którym szosę poprowadzono po wiadukcie. Do połowy dwunastego kilometra minęliśmy jeszcze trzy dalsze zakręty. Jechaliśmy cały czas razem, zastanawiając się czy i ewentualnie kiedy ujrzymy przed sobą Darka. To jednak bardziej zależało od jego nastawienia, niż naszych możliwości. Różnica „podarowana” na dole była raczej nie do odrobienia. Tuż przed La Morte z naprzeciwka śmignęła rozpoczynająca zjazd cyklistka w stroju triathlonowym. Personalia i narodowość do ustalenia na stravie. Po chwili wjechaliśmy na płaskowyż. Segment o długości 13,3 kilometra pokonaliśmy w 1h 02:41 (avs. 12,7 km/h) odrabiając do Darka 5:29. Przed oczyma mieliśmy łagodny odcinek dojazdowy do L’Alpe de Grand Serre (o nachyleniu ledwie 2,2%). My jednak musieliśmy wziąć ostry zakręt w lewo by rozpocząć czwartą kwartę naszego podjazdu. Znak stojący na wirażu informował (nieco na wyrost), iż do Lac du Poursollet mamy jeszcze 9 kilometrów. Nie zamierzaliśmy jednak zjeżdżać do jeziorka. Metę  wyznaczyliśmy sobie w najwyższym punkcie drogi. Pierwsze 900 metrów na D114E prowadziło po terenie zabudowanym domkami wczasowymi. Jednak już na piętnastym kilometrze szosa ponownie schowała się w lesie. Napotkaliśmy tu wielu amatorów rowerowego downhillu. Adekwatnie do wyższej stromizny końcówkę pojechaliśmy nieco wolniej. Dystans 4,8 kilometra pokonaliśmy w 24:11 (avs. 11,9 km/h). Ze wstępnej przewagi Darka uszczknęliśmy jeszcze 1:02. Niemniej nasz kolega pozostał niedościgniony. Tym samym to jemu przypadło wyznaczenie linii mety tego podjazdu. Naszego „zwiadowcę” spotkaliśmy jakieś dwieście metrów za najwyższym punktem owej trasy. Cały 18-kilometrowy podjazd przejechaliśmy w 1h 26:56 (avs. 12,4 km/h z VAM 939 m/h). Tempo przyzwoite, acz bez szału. Zaoszczędziliśmy nieco energii na spotkanie z Col de Luitel. Dzięki temu wkrótce stoczyliśmy ciekawą walkę. Tak w samą górą jak i między sobą.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/2434188416

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/2434188416

ZDJĘCIA

20190608_001

FILM

VID_20190608_134430