banner daniela marszałka

Monte Bondone & Passo Coe’

Autor: admin o czwartek 19. czerwca 2008

Tymczasem w czwartek 19 czerwca czekały nas dwa kolejne wyzwania. Jednak tym razem by rozpocząć kolejną rowerową przygodę musieliśmy z rana odbyć 70-kilometrową podróż samochodem do stolicy regionu czyli Trento. Naszym celem na ten dzień była słynna góra Monte Bondone (1654 m. n.p.m.). Jednak w ostatniej chwili pomyślałem o utrudnieniu sobie zadania i podjechaniu pod Passo Coe’ (1615 m. n.p.m.) czyli wzniesienie, na którym podczas Giro z 2002 roku „umierał z głodu” niespodziewany lider owego wyścigu Cadel Evans. Rano udało mi się namówić do tego pomysłu Piotra. Po wjechaniu do Trento zaparkowaliśmy na wylocie z miasta tzn. na via Brescia położonej na prawym (zachodnim) brzegu Adygi. Dla rozgrzewki zrobiliśmy sobie jednak kilometrową mini-rundkę przejeżdżając przez most na Adydze do centrum miasta w okolice dworca kolejowego.

Pierwsze dwa kilometry podjazdu były stosunkowo łagodne, lecz przy większym ruchu samochodowym. Potem należało zboczyć z głównej drogi w kierunku na miejscowość Sardegna. Jakkolwiek podjazd pod Monte Bondone należy uznać za wymagający z uwagi na dane techniczne czyli 19,1 km przy średnim nachyleniu 7,5% to muszę przyznać, iż wspominam go bardzo miło. To nie tylko góra-legenda z uwagi na wydarzenia z Giro d’Italia, lecz zarazem piękne krajobrazowo wzniesienie. Sprzyjała nam też temperatura czyli 28 stopni w Trento i 20 stopni na samej górze. Większość podjazdu ukryta w lesie, droga szeroka i dobrej jakości, a do tego liczne serpentyny ułatwiają wcale niełatwą wspinaczkę. Szosa kilka razy wznosi się pod kątem ponad 10%, by na jedenastym kilometrze na moment sięgnąć nawet 14%. Po drodze mijamy kilka górskich miejscowości poczynając od wspomnianej już Sardegny, przez Candriai, Vaneze (gdzie kończył się pamiętny śnieżny etap z 1956 roku wygrany przez Charly Gaula) i dalej przez Norge do Vason na samym szczycie znajdującym się blisko półtora tysiąca metrów ponad Trydentem.

Po tradycyjnej sesji fotograficznej na przełęczy tym razem musieliśmy zjechać w nieznane czyli południowym zboczem Monte Bondone by przez miejscowości Garniga Terme, Cimone dostać się do Aldeno, a stamtąd już po z grubsza płaskim terenie dojechać do Calliano na wschodnim brzegu Adygi gdzie zaczyna się podjazd pod Passo Coe’. Zaledwie dwa kilometry na północ od Calliano znajduje się miejscowość Besenello gdzie zaczyna się najtrudniejszy podjazd kolarskiej Europy czyli Scanuppia – Malga Palazzo (7,5 km przy średnim nachyleniu 17,6 %!). Oczywiście tego typu „potwór” nie został jak dotąd oswojony przez żaden wyścig zawodowców. Dlatego też nie widziałem najmniejszego sensu porywania się nań ze swymi wątłymi siłami. Poza tym aby w ogóle śnić o wjechaniu pod tego typu ścianę trzeba by mieć pewnie mniej zębów na tarczy niż w kasecie, gdy tymczasem ja mogłem sobie pozwolić co najwyżej na opcję 39×32, zaś Piotr na 34×27. Wystarczającym masochizmem wydało mi się podjechanie pod drugi podjazd w typie Bondone, albowiem Coe’ to wzniesienie o zbliżonych parametrach czyli 19,3 km przy średnim nachyleniu 7,3% i max. 13%. Słońce całkiem ładnie przypiekało i tak w Calliano było już 31 stopni, zaś na samej górze mimo całkiem sporej wysokości 24 stopnie. Do tego cały podjazd musiałem pokonać z niewielkim zapasem płynów w bidonie, więc do wspinaczki wypadało się zabrać ostrożnie.

Podjazd początkowo wiódł urokliwym zboczem góry, przez wydrążone w skałach tunele i pośród łąk więc słoneczko nieźle dawało się nam we znaki. Po drodze minęliśmy Dietrobesone i Mezzomonte by po z górą dwunastu kilometrach dotrzeć do największej miejscowości na tym szlaku czyli Folgarii. Tu należało skręcić w prawo ku osadzie Esparmeri by poprzez Fondo Grande i Fondo Piccolo dotrzeć na samym szczyt obok zagadkowej piramidki. Przyznam, że zmęczenie upałem jak i wcześniejszym podjazdem dało znać o sobie. Chociaż obie góry mają zbliżone przewyższenie, długość i nachylenie to wspinaczka pod Coe’ zajęła mi 86 minut czyli o osiem więcej niż „szturm” na Bondone. Jak by nie patrzeć zaaplikowaliśmy sobie tego dnia blisko trzy godziny sporego wysiłku, a w sumie 5 godzin i 20 minut jazdy przy średniej temperaturze 26 stopni. Po zjeździe do Calliano trzeba było jeszcze wrócić do oddalonego o ponad 20 kilometrów Trento. Na szczęście Piotrek już wcześniej wypatrzył snującą się wzdłuż Adygi ścieżkę rowerową. Jak nam powiedziano ścieżyna ta łączy Rovereto z Bolzano czyli miasta oddalone od siebie o bagatela 85 kilometrów! Dzięki niej mogliśmy wrócić do Trento schładzani lekką bryzą znad rzeki zamiast wdychać spaliny samochodów z drogi krajowej nr 12. Po powrocie do samochodu licznik pochwalił się dystansem 115,8 km oraz łącznym przewyższeniem 2903 metrów. Bez dwóch zdań to był nasz najtrudniejszy dzień na rowerach poza niedzielnymi wyścigami.