banner daniela marszałka

Passo Vivione

Autor: admin o piątek 20. czerwca 2008

W piątek przed południem musieliśmy niestety opuścić gościnne progi domu Familii Varesco. żegnani przez Panią domu Zuzanę i małego Davidka. Głowa rodziny czyli Rolando jak co dzień z samego rana wyjechał do pracy. Podczas tej wyprawy nocowaliśmy ogółem w siedmiu różnych miejscach i dwóch z nich spotkaliśmy się z serdecznością gospodarzy większą niż nakazana normami biznesu turystycznego. Stąd jeśli w przyszłości będę miał okazję do ponownego zawitania w te strony z pewnością skieruje swe kroki do B&B L’Abete przy via Vaselai 7. Po wyjeździe z Panchii czekało nas w sumie 175 km w samochodzie. Nasz szlak wiódł przez Orę, Egnę i Mezzolombardo do doliny Non znanej we Włoszech jako „jabłkowe eldorado”. Największą miejscowością w tej okolicy jest Cles będące rodzinnym miastem Maurizio Fondriesta – mistrza świata z 1988 roku.

Z Val di Non droga wpadła do Doliny słońca czyli Val di Sole gdzie akurat odbywały się Mistrzostwa świata w kolarstwie górskim. W okolicach Male i Dimaro kątem oka mogliśmy zerknąć na kolorową i gwarną wioskę startową. Dwa dni przed naszym przejazdem Ola Dawidowicz zdobyła brązowy medal wyścigu zawodniczek do lat 23, zaś dwa dni po naszym „przelocie” Maja Włoszczowska zajęła piąte miejsce w wyścigu seniorek. Mając w planach popołudniowy „trening” nie szukaliśmy jednak obozu biało-czerwonych i gnaliśmy dalej drogami Val Vermiglio by przez passo Tonale (1883 m. n.p.m.) opuścić region Trentino i wkroczyć do Lombardii gdzie mieliśmy spędzić kolejnych sześć dni. Na przełęczy napotkaliśmy jeszcze jedno mauzoleum ku czci bohaterów I Wojny światowej, które jednak było jedynym miejscem wartym obejrzenia w tym miejscu. Po wkroczeniu do Lombardii czekał nas już tylko zjazd. Z razu szybki do Ponte di Legno u podnóża słynnej Gavii, potem coraz łagodniejszy przez Edolo i Cedegolo do nowej bazy w Capo di Ponte w dolinie Camonica.

Klimat w miejscu gdzie wynajęliśmy pokój na pięć kolejnych noclegów diametralnie odbiegał od domowej atmosfery Casa Varesco, zaś sam hotel będący swego rodzaju emanacją różowo-tęczowej duszy jego zarządców słabo komponował się w historycznej części tego miasteczka. Niemniej nie o walory estetyczne nam chodziło czy tym bardziej o zawierania nowych przyjaźni. Najważniejsze, że mieliśmy tu dobrą bazę wypadową na wybrane wcześniej przełęcze oraz nasz kolejny wyścig czyli Gran Fondo Pantani. Na cel naszej ostatniej przejażdżki przed niedzielnymi zawodami obraliśmy przełęcz Vivione (1827 m. n.p.m.), która trzy tygodnie wcześniej witała uczestników Giro na deszczowym etapie do Monte Pora.

Naszą podróż śladami „profich” musieliśmy zacząć od przeszło 8-kilometrowej rozgrzewki w górę Val Camonica po czym z drogi krajowej nr 42 należy skręcić w lewo w kierunku na Forno Allione. Sam podjazd jest dość wymagający z uwagi na samą długość czyli 19,5 km oraz fakt, że zdecydowanie najtrudniejsza jest jego trzecia tercja. Pierwsze trzynaście kilometrów ma średnie nachylenie 5,9%, lecz następnych sześć wznosi się już pod kątem 8,8 % i dopiero na ostatnich kilkuset metrach można wrzucić twardszy obrót lub sobie odpocząć – w zależności od osobistego upodobania. Podjazd niemal na swej całej długości ukryty w lesie ma swój urok. Kręta droga przebiega przez tylko jedną miejscowość Paisco. Pomimo późnego popołudnia u podnóża wzniesienia było wciąż 25 stopni, lecz w drodze na szczyt niekiedy wiało chłodem. Otóż w kilku miejscach trzeba było pokonać mostki nad lokalnymi potokami, które zwalały się ze zbocza góry. Przejazdy obok takich mini-wodospadów dla były niczym przejście obok otwartej lodówki.

Na jednym z takich mostków przyszło nam przekroczyć granicę między prowincjami Brescia i Bergamo. W tych okolicach droga była już wąska, dość kiepskiej jakości i stroma momentami do wartości 13%. Dlatego też w drodze powrotnej akurat w owej górnej części zjazdu nie można było popuścić wodzów fantazji. Na samym szczycie oddzielającym doliny Paisco i Scalze znajduje się eleganckie schronisko będące bazą wypadową do pieszych wędrówek po Parku Regionalnym Orobie-Bergamasche. Podstawowe dane z ostatniego testu przed Pantanim to w moim przypadku czas wspinaczki 75 minut z małym hakiem przy średniej prędkości nieco ponad 15,5 km/h i VAM w prywatnych stanach średnich czyli 1031 m/h.