banner daniela marszałka

Valle d’Aosta

Autor: admin o piątek 30. sierpnia 2019

Przebieg czerwcowego Tour de Alpes skłonił mnie do zmiany swych sierpniowych planów. We Francji formę miałem co najwyżej średnią. Za słabą na to by godnie przetrwać wyjazd do Karyntii, najeżonej super-stromymi podjazdami. Wyjazd do Austrii odłożyłem sobie na przyszły rok. Pod koniec lata wybrałem się zatem na wycieczkę krótszą, lecz dla mnie przyjemniejszą. Zaproponowałem Iwonie dziesięciodniowy wypad we włoskie Alpy. Do regionu, w którym przed laty spędziliśmy kilka dni w trakcie naszej pierwszej zagranicznej wycieczki. Valle d’Aosta to jedno z najciekawszych miejsc na górskiej mapie Europy. Najmniejszy z dwudziestu włoskich regionów. Jeden z pięciu, który cieszy się pewnym zakresem autonomii. Na tyle mały, iż nie podzielono go nawet na zwyczajowe prowincje. Składa się on po prostu z 74 gmin. Jego stolicą jest Aosta, miasto pamiętające czasy Cesarstwa Rzymskiego, w którym żyje ledwie 34.110 osób. To jest niewiele więcej niż w moim rodzinnym Sopocie. Mimo to jest ona „olbrzymem pośród liliputów” jako, że żadna z pozostałych gmin tego regionu nie ma nawet 5000 mieszkańców. Te maleństwa pogrupowały się zatem oddolnie w osiem związków komunalnych z siedzibami w Quart, Chatillon, Villeneuve, Verres, Pont-Saint-Martin, La Salle, Gignod oraz Issime. W regionie tym na powierzchni 3261 km2 żyje ledwie 125.666 mieszkańców co daje tylko 38,5 „człowieka” na km2. Tymczasem w całej Italii gęstość zaludnienia wynosi 199,8 osób/km2. Funkcjonują tu dwa języki urzędowe tzn. włoski i francuski. Poza tym przeszło połowa miejscowej ludności zna też „patois” czyli valdostański dialekt języka franko-prowansalskiego.

Rozrzedzenie miejscowej populacji łatwo można wytłumaczyć ukształtowaniem aostańskiego terenu. Ponoć tylko 20% powierzchni Valle d’Aosta znajduje się poniżej 1500 metrów n.p.m. czyli na terenie nadającym się do prowadzenia działalności rolniczej. Średnia wysokość tego regionu to 2106 metrów n.p.m. Same lodowce, których jest tu z grubsza dwieście zajmują 4% jego powierzchni. Znajdziemy tu aż 34 górskie szczyty przekraczające pułap 4000 metrów! Nic dziwnego, że region ten żyje przede wszystkim z turystyki. Mimo to należy do najbogatszych we Włoszech. O Dolinie Aosty można powiedzieć to samo co przed dwoma laty napisałem o szwajcarskim kantonie Valais-Wallis. To istny górski raj. Niemniej tu wszystkie cuda stłoczone są na jeszcze mniejszym obszarze niż u sąsiadów. Rajski przydomek znajduje odzwierciedlenie w nazwie tutejszego parku narodowego. Po północnej stronie italo-helweckiej granicy osią życia jest wielki Rodan. Tu jest nią skromna Dora Baltea tj. 168-kilometrowa rzeka będąca dopływem Padu. Powstaje ona z połączenia potoków Dora di Ferret oraz Dora di Veny i przez ponad połowę swej długości płynie przez ów region. Stworzyła główną dolinę tej zjawiskowej krainy. Zewsząd otoczona jest wysokimi górami. Po jej prawej stronie piętrzą się Alpy Graickie z masywami: Grand Paradiso, Grande Sassiere oraz najwyższym w Europie Zachodniej – Monte Bianco, który zamyka całą tą dolinę od zachodu. Natomiast nad lewym jej brzegiem górują Alpy Pennińskie z takimi masywami jak: Grand Combin, Matterhorn czy największy na Starym Kontynencie – Monte Rosa. Z Doliny Aosty wyjechać można tylko pięcioma drogami. Trzy z nich stworzyła głównie natura, zaś dwie są dziełem człowieka.

Najłatwiej jest stąd „uciec” do Piemontu. Wystarczy się przemieszczać zgodnie z nurtem Dory Baltea. Aby wjechać do Francji należy już pokonać Przełęcz Małą św. Bernarda. Natomiast chcąc się dostać do Szwajcarii trzeba sforsować Przełęcz Wielką św. Bernarda. Stuprocentowo ludzkimi pomysłami są zaś dwa tunele. Oba otwarte w połowie lat sześćdziesiątych. Przeszło 11-kilometrowy pod masywem Mont Blanc (wł. Monte Bianco) oraz niespełna 6-kilometrowy pod „Wielkim Bernardem”. Niemniej lepiej pokonać jedną z owych pięciu „bram” w przeciwnym kierunku i zatrzymać się w Dolinie Aosty na tydzień, dwa lub nawet trzy tygodnie. Geografowie na terenie Valle d’Aosta obok głównej doliny wyróżniają jeszcze 11 większych dolin bocznych. Poniżej stołecznej Aosty są to: Gressoney, Ayas i Valtournenche na lewym brzegu rzeki oraz Champorcher po jej prawej stronie. Na wysokości miasta w stronę północną odchodzą dwie doliny mające wspólny początek tzn. Gran San Bernardo i Valpelline. Natomiast powyżej regionalnej stolicy tego rodzaju doliny znajdują się już tylko na prawym brzegu Dory. Są nimi: Cogne, Valsavaranche, Rhemes, Valgrisenche i Piccolo San Bernardo. Trzy pierwsze wchodzą w skład aostańskiej części Parco Nazionale Gran Paradiso, najstarszego z włoskich parków narodowych. Oczywiście na tych kilkunastu dolinach nie kończą się opcje wspinaczkowe dla ambitnych amatorów dwóch kółek. Nie brak tu pomniejszych dolinek zaczynających się w dolinie głównej lub też jedenastu bocznych. W Dolinie Aosty jest bowiem w sumie 25 górskich potoków. Poza tym mamy tu jeszcze dróżki prowadzące do rozmaitych wiosek lub rzadziej do stacji narciarskich.

Moim przewodnikiem po tym pięknym regionie była dwudziesta książka z serii wydawniczej „Passi e Valli in Bicicletta”. W lekturze tej omówiono 57 kolarskich podjazdów, w tym francuski Col du Petit Saint-Bernard oraz szwajcarski Col du Grand Saint-Bernard. Spośród ujętych w niej 55 włoskich wzniesień aż 54 ma przewyższenie przeszło 500 metrów, zaś 30 amplitudę ponad 1000 metrów. Największym jest Colle di Gran San Bernardo, gdzie różnica wzniesień wynosi aż 1882 metrów. Jedynie pięć tutejszych podjazdów kończy się na wysokości powyżej 2000 metrów n.p.m. Niemniej gdy „poprzeczkę” tą obniżymy o 10% to znajdziemy już 20 wzniesień osiągających pułap 1800 metrów. Także na tej liście pierwsze miejsce zajmuje Przełęcz Wielka św. Bernard o wysokości 2469 metrów n.p.m. Poza tym 28 aostańskich wspinaczek ma długość przynajmniej 15 kilometrów, w tym 12 z nich to podjazdy przeszło 20-kilometrowe. W tym zestawieniu „wygrywa” łagodny podjazd przez Valle di Gressoney, który kończy się w stacji Staffal po przejechaniu aż 37,6 kilometra. Co godne podkreślenia Entreves od Pont Saint-Martin czyli miejscowości położone na zachodnim i południowo-wschodnim krańcu tego regionu dzieli mniej niż 100 kilometrów. Dokładnie zaś 89 km jadąc po autostradzie A5 lub 93 km podróżując po drodze krajowej SS26. Mniej więcej w połowie tej odległości znajduje się Aosta. Tym samym wynajmując lokal w stołecznym mieście lub parę kilometrów na wschód od niego dojedziemy wszędzie autem w 40 minut korzystając z autostrady lub w godzinę wybierając „krajówkę”. Ja dla naszych potrzeb wybrałem Casa del Boschetto w miejscowości Grand Pollein.

Giro d’Italia niezbyt często zagląda do tego regionu, leżącego na północno-zachodniej rubieży Włoskiej Republiki. Valle d’Aosta długo czekała na wizytę wielkiego Giro. Pierwszym z tutejszych miast, które dostąpiło tego zaszczytu była nie Aosta, lecz Saint-Vincent w roku 1952. Co ciekawe miejscowość ta w latach 50. aż czterokrotnie gościła uczestników „La Corsa Rosa”, zaś w sezonie 1959 witała zarówno Giro jak i Tour de France. Co więcej w roku 1987 była metą całego wyścigu Dookoła Włoch! Natomiast w Aoście po raz pierwszy finiszowano dopiero w roku 1970. Znacznie wcześniej, bo w sezonie 1949 przystanek w tym mieście zrobiła sobie „Wielka Pętla”. W XXI wieku Giro zajrzało do Doliny Aosty pięć razy. W 2006 roku górski etap tego wyścigu zakończył się w La Thuile. W latach 2012, 2015 i 2018 finiszowano w stacji Breuil-Cervinia, wybudowanej u podnóża słynnego Matterhornu. W końcu zaś w sezonie 2019 Giro po 60 latach wróciło do Courmayeur. Finisz czternastego etapu wytyczono przy dolnej stacji kolei linowej Skyway Monte Bianco. Odcinek ten ustawił „generalkę” wyścigu, po tym jak Ekwadorczyk Richard Carapaz zyskał blisko dwie minuty nad zapatrzonymi w siebie faworytami: Vincenzo Nibalim i Primozem Rogliciem. Region ten ma także własny kilkudniowy wyścig, organizowany od roku 1962 dla kolarzy do lat 26. Giro delle Valle d’Aosta składa się niemal wyłącznie z mniej lub bardziej górskich etapów. Niektóre z nich rozgrywane są na przygranicznych drogach Francji i Szwajcarii. Dawniej imprezę tą wygrywali tacy mistrzowie jak: Gianni Motta (1963), Ivan Gotti (1989-90) czy Gilberto Simoni (1992). Pośród współczesnych asów zawodowego peletonu triumfowali w nim: Thibaut Pinot (2009), Fabio Aru (2011-12) i Paweł Siwakow (2017).

Tegoroczna wycieczka była moją trzecią kolarską wizytą w Valle d’Aosta. Pierwsza miała miejsce w dniach od 8 do 12 lipca 2010 roku. Zamieszkaliśmy wówczas z Iwoną w Nus, miasteczku położonym 13 kilometrów na wschód od Aosty. Podczas czwartkowego transferu z Varese zaliczyłem podjazd przez Valle di Champorcher, który skończyłem w głównej miejscowości tej doliny na wysokości „tylko” 1417 metrów n.p.m. W następnych dniach „kosiłem” już po dwie premie górskie. W piątek były to: Col Saint-Pantaleon i Druges. W sobotę Pila i Valnontey. W niedzielę Saint-Barthelemy i Breuil-Cervinia. Natomiast w poniedziałek Col San Carlo i Colle del Piccolo San Bernardo. Trzy lata później w Dolinie Aosty bawiłem tylko przez dobę. Wpadłem w te strony wraz z czterema kolegami podczas niezapomnianego „Hannibala”. To znaczy w trakcie naszej dubeltowej Route des Grandes Alpes z sezonu 2013. W końcówce jedenastego etapu tej wyprawy pokonaliśmy przełęcz św. Karola od jej łatwiejszej zachodniej strony. Po czym nazajutrz w pierwszej części dwunastego odcinka zdobyliśmy Wielkiego Bernarda, po przeszło 34-kilometrowej wspinaczce. Miałem zatem na swym koncie już 11 aostańskich wzniesień, w tym 10 o przewyższeniu ponad 1000 metrów. Podczas tegorocznego wyjazdu chciałem ten dorobek podwoić. Plan był prosty. Każdego dnia do południa walczę na solo z wybraną premią górską, zaś ostatniego dnia nawet z dwoma. Natomiast popołudniami we dwoje chodzimy po górskich szlakach oraz zwiedzamy miasteczka Valle d’Aosta jak i sąsiedniego Piemontu. W naszym programie nie mogło też zabraknąć podniebnej przejażdżki kolejką Skyway.

Poniżej przedstawiam listę podjazdów, przejechanych przeze mnie w trakcie sierpniowej wycieczki. Zajrzałem w każdy zakątek tej górskiej krainy. To znaczy zaliczyłem po dwie premie górskie w dolnej i środkowej części Valle d’Aosta, trzy w okolicy stołecznej Aosty oraz cztery w górnej części regionu. W kolejnych tygodniach napiszę o nich więcej i dodam garść swych wrażeń z ich zdobywania.

Mój rozkład jazdy:

21.08 – Valsavaranche (Le Pont)

22.08 – Valgrisenche (Pra de la Teisa)

23.08 – Val di Rhemes (Thumel)

24.08 – Champillon

25.08 – Diga di Place Moulin & Verrogne

26.08 – Vens

27.08 – Plan Coumarial

28.08 – Estoul

29.08 – Colle di Joux & Col Tzecore