Monte Sighignola
Autor: admin o niedziela 2. sierpnia 2020
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Osteno (SP 14)
Wysokość: 1298 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1020 metrów
Długość: 18,9 kilometra
Średnie nachylenie: 5,4 %
Maksymalne nachylenie: 9,9 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Pierwszy pełny etap w rejonie Lago di Como – „dla zmylenia przeciwnika” – wyznaczyłem sobie i kolegom u wschodnich brzegów … jeziora Lugano. W jego pobliżu wypatrzyłem bowiem dwie góry warte zobaczenia. Naszym pierwszym niedzielnym wyzwaniem był długi, lecz nieregularny podjazd pod Monte Sighignola (1298 m. n.p.m.), zaś drugim niemal o połowę krótszy, ale za to stromy na Passo della Cava (1150 m. n.p.m.). Bramą do obu tych wzniesień była zaś niespełna 5-tysięczna Porlezza. Miejscowość położona ledwie 9 kilometrów od granicy szwajcarskiej. Dzień zaczęliśmy zatem od przeszło 30-kilometrowego transferu samochodowego, który składał się niejako z trzech odcinków. Najpierw zjazd do Dongo, potem na południe wzdłuż jeziora, po czym od Menaggio jazda na zachód ku „miejscu rozładunku”. Trasa pierwszego etapu przebiegała drogami pasma górskiego Prealpi Luganesi. Niemniej tylko jeden z wybranych podjazdów mogliśmy zacząć bezpośrednio z ulic wspomnianego miasteczka. Wspinaczkę na Monte Sighignola trzeba było poprzedzić 6,5-kilometrowym dojazdem do miejscowości Osteno. Wystartowaliśmy kwadrans po dziesiątej, a mimo wczesnej pory powietrze rozgrzało się już do 30 stopni. Na szczęście większość naszej płaskiej rozgrzewki wiodła drogą SP14 przylegającą do jeziora, gdzie upał studziła „bryza” znad akwenu. Dojechawszy do podnóża podjazdu zatrzymaliśmy się na kilka minut, po czym ruszyliśmy do góry z ustalonego przez Rafała miejsca startu. Pierwsza „ćwiartka” tego wzniesienia była wymagająca. Wedle książki początkowe 5,5 kilometra ma tu średnie nachylenie 7,3%. To wystarczyło by rozbić naszą grupkę. Każdy zaczął z animuszem. Po czym jako pierwszy żwawego tempa nie wytrzymał Krzysiek, następnie odpadł Daniel, po czym odjechałem też Rafałowi.
W okolicy Laino podjazd złagodniał. Kolejne dwa kilometry przypominały raczej „falsopiano” z uwagi na średnią tylko 3,1%. W połowie ósmego kilometra trzeba było zachować czujność i skręcić ostro w prawo wybierając północny odcinek drogi SP13. Na wjeździe do Pellio Inferiore (8,2 km) musiałem się zatrzymać na pół minuty i poczekać na zielone światło przed zwężeniem drogi. W tym czasie dojechał do mnie Rafał. Za tą miejscowością mieliśmy delikatny zjazd po wilgotnej szosie, na którym poniosłem kontrolowane straty. Podjazd „odżył” pod koniec dziesiątego kilometra, po minięciu bocznej drogi SP13D3 wiodącej do miejscowości Ramponio. Stąd do szczytu pozostawało jeszcze 9 kilometrów, przy czym dojazd do Lanzo (13,3 km) miał być jeszcze stosunkowo „lekki”, bo o średniej 5,1%. Dojechałem do kolegi i podyktowałem swoje tempo na poziomie około 17 km/h. Rafał wolał jechać własnym rytmem i w owej miejscowości dzieliło nas już niespełna 50 sekund. W Lanzo miałem chwilę „luzu” na płaskiej Via Canevalli, po czym 150 metrów za piazza Giuseppe Garribaldi odbiłem w prawo wjeżdżając na Via Sighignola. Do końca wspinaczki zostało mi jeszcze 5,1 kilometra i niemal 400 metrów w pionie czyli solidny odcinek o średniej blisko 8%. Droga węższa, miejscami nieco popękana, ale ogólnie przyzwoitej jakości. Według stravy ten finał przejechałem dokładnie w 25 minut wykręcając VAM na poziomie 949 m/h. Natomiast na cały podjazd potrzebowałem 1h 10:07 (avs. 15,8 km/h). Rafał finiszował drugi ze stratą 3:37. Trzecie miejsce na podium zajął Krzychu, zaś Daniel nieco pogubił się na trasie i przyjechał czwarty. Na górze czekała nas nagroda w postaci przepięknych widoków na okolice Lago di Lugano. O ile wschodnie zbocze tej góry jest na tyle łagodne, że dało się po nim wytyczyć przyjemną szosową dróżkę, o tyle zachodnie opada stromo ku wspomnianemu jezioru. Zważywszy, że leży ono na wysokości 271 metrów n.p.m. mamy stąd na nie widok z przewyższenia ponad tysiąca metrów!
Tutejsza panorama jest przecudnej urody. Nie na darmo oblegany przez turystów wierzchołek Monte Sighignola znany jest pod nazwą Balcone d’Italia. Co ciekawe tuż poniżej szczytu tej góry zaczyna się terytorium Szwajcarii. Praktyczni Helweci kilkanaście metrów niżej wybudowali więc sobie własny taras widokowy. W dole widzimy włoskojęzyczny kanton Ticino, w tym na przeciwległym (północnym) brzegu jeziora miasto Lugano. Gościło ono Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym z roku 1996, na których po złote medale sięgnęli Belg Johan Museeuw (wyścig) i Szwajcar Alex Zulle (czasówka). Po zachodniej stronie góry, dosłownie u jej podnóża, mamy zaś Campione d’Italia. Włoską eksklawę na terytorium Szwajcarii, miejscowość słynącą z kasyna. W tej lombardzkiej gminie na powierzchni 0,91 km2 mieszka niespełna 2 tysiące włoskich obywateli. Na co dzień rozliczających się w CHF i korzystających z usług sieci Swisscom. Do swej ojczyzny mogą oni dotrzeć z pominięciem ziemi szwajcarskiej, żeglując na południe po wodach Lago di Lugano. W roku 1969 rozpoczęto nawet prace nad połączeniem Campione z Monte Sighignolą za pomocą kolejki kabinowej, ale ostatecznie nic z tego projektu nie wyszło i po 40 latach rozebrano resztki śladów po tej budowie. Na górze mieliśmy przyjemne 24 stopni. Spędziliśmy tam około pół godziny. Spokojny zjazd przerwaliśmy w Lanzo na coffee break w ogródku przed barem „La Risorgente”. Potem już bez dłuższych przerw po drodze zajechaliśmy na parking w Porlezzy znanym sobie szlakiem przez Scarię, Pellio, Laino i Osteno. W sumie na podetapie 1a przejechaliśmy aż 50 kilometrów. Druga część niedzielnego etapu miała być krótsza, lecz wcale nie wyglądała na łatwą. Chyba jednak nikt z nas nie podejrzewał jak bardzo „da nam w kość” ta druga Cava.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/3854964787
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3854964787
ZDJĘCIA
FILMY