Alpe Giumello
Autor: admin o piątek 7. sierpnia 2020
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Bellano (SP66)
Wysokość: 1548 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1343 metry
Długość: 19,6 kilometra
Średnie nachylenie: 6,9 %
Maksymalne nachylenie: 13,4 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W dolnej połowie zjazdu z Valico di Moncodano dało się już odczuć upał panujący tego dnia nad Lago di Como. Temperaturka powyżej 30 stopni towarzyszyła nam od Esino Lario po Bellano. Krzysiek i Rafał byli już „wolni”, gdyż swój plan na „ulgowy” piątek właśnie przerobili. W drodze powrotnej do bazy mogli sobie pozwolić na zwiedzanie Varenny. Miejscowości uważanej za jedną z najładniejszych pośród wielu wyrosłych nad brzegami jeziora Como. Ja wraz z Danielem pojechałem prosto do domu, by schować się przed palącym słońcem. Mieliśmy na ten dzień zaplanowany jeszcze jeden górski odcinek specjalny. Do tego trudniejszy od pierwszego. Bliskość „La Casa Azzurra” była w tych godzinach nieoceniona. Mogliśmy wpaść do naszego apartamentu na półtorej czy nawet dwie godzinki. Urządzić sobie prawdziwą sjestę. Zatem zjedliśmy mały obiad i uzupełniliśmy płyny. Znaleźliśmy czas na krótkie „leżakowanie”. Ja przed ponownym wyjściem założyłem nawet nowe ciuchy kolarskie. Jednym słowem zrobiłem wszystko co tylko możliwie by poczuć się odświeżonym i odrobinę zregenerowanym przed kolejnym nierównym pojedynkiem kolarza amatora z wielkimi Alpami. Gdy kwadrans po trzeciej wróciliśmy na ulice Bellano powietrze zdawało się być jeszcze gorętsze niż przed dwoma godzinami. Odczucia te znalazły swe potwierdzenie w późniejszych odczytach z mojego Garmina, który na pierwszych kilometrach tej wspinaczki zanotował maksymalną temperaturę aż 34 stopni. W tych ciężkich warunkach przyszło nam zaatakować Alpe Giumello. Najwyższe szosowe wzniesienie w rejonie Valsassina i zarazem najtrudniejszy kolarski podjazd na wschodnim brzegu Lago di Como. Autor strony „cyclingcols” wycenił tą premię górską na 1009 punktów. Tylko jedna góra po tej stronie jeziora mogła się z nią równać. To jest nasza środowa wspinaczka pod Rifugio Roccoli del Lorla warta 1007 oczek. Zresztą nie tylko ich skala trudności jest zbliżona. Wzniesienia te wykazują jeszcze parę innych podobieństw.
Wystarczy spojrzeć na mapę czy profile owych podjazdów. Oba górskie szlaki biegną najpierw na wschód, by następnie obrać zdecydowanie północny kierunek. W dolnych fazach tych podjazdów obie prowincjonalne drogi wiją się po licznych serpentynach, by dopiero po jakimś czasie śmielej oddalić się od brzegów jeziora. W końcu zaś finałowe segmenty obu wspinaczek są tymi zdecydowanie najtrudniejszymi. Przy tym Roccoli dei Lorla ma bardziej stromą końcówkę, lecz finał z Alpe Giumello będąc nieco „łagodniejszy” jest za to dwukrotnie dłuższy. W książce „Passi e Valli in Bicicletta. Lombardia-1” wzniesienie to podzielono na trzy zasadnicze segmenty. Dolny o długości 7 kilometrów i amplitudzie 464 metrów czyli o średnim nachyleniu 6,6%. Środkowy również 7-kilometrowy z przewyższeniem 312 metrów i przeciętną tylko 4,5%. No i w końcu ten górny, gdzie na dystansie 6 kilometrów mieliśmy pokonać w pionie aż 543 metry przy średniej stromiźnie rzędu 9,5%. Tak w zarysie prezentował się nasz popołudniowy przeciwnik. Przez pierwsze 14 kilometrów mieliśmy się trzymać drogi SP66, po czym tuż przed miejscowością Narro wjechać na węższą Via Monte Muggio, by na niej dokończyć dzieła. Można było mieć tylko nadzieję, iż nie „samozniszczenia”. Z naszej bazy do początku podjazdu w północnej części Bellano mieliśmy ledwie 700 metrów, więc jadąc drogą SP72 już po chwili byliśmy u podnóża. Na pierwszych kilometrach mieliśmy niezły slalom. Już po przejechaniu 50 metrów nadzialiśmy się na pierwszy wiraż. Przed końcem pierwszego kilometra musieliśmy czterokrotnie zmienić kierunek jazdy. Nie bez podstaw autorzy wspomnianej książki orzekli, iż na Alpe Giumello mamy do czynienia ze swoistym „przedawkowaniem serpentyn”. Na całej górze naliczyli oni aż 40 „tornanti”, z czego 23 na pierwszych 7 kilometrach. Daniel najwyraźniej był pod wrażeniem dokuczającej nam temperatury. Na początku naszej wspinaczki co parę minut informował mnie o tym jak ona rośnie. Gdy grubo przekroczyła 30 stopni poprosiłem go by „hiobowe wieści” zachował dla siebie.
Przez pierwsze 2500 metrów jechaliśmy w terenie zabudowanym, mijając Ombriaco i Lezzeno. Pod koniec trzeciego kilometra droga, już otoczona lasami, skręciła na południe biorąc kurs na Pradello. Na ósmym kilometrze przejechaliśmy przez Vendrogno, za którą to miejscowością podjazd nieco odpuścił. W Inesio po przejechaniu 8,2 kilometra minęliśmy Chiesa di San Lorenzo Martire i po chwili zawróciliśmy na północny-zachód. Około półmetka podjazdu trzeba było pokonać trudniejszy kilometr o średniej 8,5%. Następnie szosa znów skierowała się na wschód. W połowie dwunastego kilometra zrobiło się luźniej, więc jadąc szybciej dotarliśmy do Narro w czasie 55:22 (avs. 13,9 km/h). Zależało mi na tym by na finałowy odcinek tego podjazdu wjechać razem. Wyjazd z drogi SP66 łatwo było przeoczyć. Chcąc kontynuować wspinaczkę pod Alpe Giumello tuż przed wjazdem do wioski należało wziąć ostry zakręt w lewo i nieomal zawrócić. Teraz został nam do pokonania najgorszy odcinek. Przynajmniej było już pewne, że nikt nie zrobi zbędnych kilometrów. Trzeba było pokonać jeszcze sześć. Tylko i aż tyle, zważywszy na fakt, iż każdy z 500-metrowych odcinków tej końcówki trzymał na poziomie od 8,2 do 10,2%, zaś maksymalna stromizna przekraczała 13%. Tu każdy z nas musiał już sobie radzić po swojemu. Ja miałem jeszcze zapas „paliwa”, więc ten stromy finał pokonałem w tempie niezłym, acz dalekim od dobrego. Sektor o długości 5,95 kilometra zmęczyłem w 34:36 (avs. 10,3 km/h z VAM 961 m/h). Najdłuższy segment całej góry czyli 19,03 kilometra przejechałem zaś w 1h 30:52 (avs. 12,6 km/h). Daniel kończył już na „oparach energii”, tracąc do mnie z grubsza minutę na każdym z ostatnich kilometrów. Niemniej tym większy szacun, że przetrwał i pokonał tą piękną górę pomimo ewidentnego kryzysu. Naszą metą były parking z widokiem na szczyt Monte Croce di Muggio (1799 m. n.p.m.). Alpe Giumello ma swoich fanów sportu o każdej porze roku. Zimą służy narciarzom, zaś latem paralotniarzom. Na szczęście działa tu również restauracja Capanna Vittoria, więc strudzeni cykliści mają się gdzie zatrzymać na kawkę lub coś pożywniejszego. Nie zmarnowaliśmy tej okazji, więc ostatecznie do Bellano zjechaliśmy tuż przed dziewiętnastą.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/3879541096
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3879541096
ZDJĘCIA
FILMY