banner daniela marszałka

San Marino (Monte Titano)

Autor: admin o czwartek 19. czerwca 2014

PODJAZD > https://www.strava.com/activities/167646551

Ku kolejnej przygodzie jak zwykle ruszyliśmy wieczorem. Dokładnie zaś w środę 18 czerwca. Czekał nas długi dojazd wielokrotnie przetartym szlakiem przez Kołbaskowo, obwodnicę Berlina, Monachium i Innsbruck z wjazdem do Italii na przełęczy Brennero. Niemniej jako się rzekło tym razem naszym celem nie były włoskie Alpy, więc musieliśmy pokonać całą długość dobrze nam znanej autostrady A22. Po czym w okolicy Modeny wskoczyliśmy na prowadzącą ku Adriatykowi autostradę A14. Cały czas w oddali po swej prawej ręce mieliśmy łagodne zbocza Apenin. Minęliśmy Bolonię, Imolę, Faenzę, Forli i Cesenę by na wysokości Rimini zjechać w końcu na prowadzącą prosto ku San Marino drogę krajową N72. Tym samym do najstarszej republiki świata, założonej według legendy w 301 roku n.e. przez św. Marinusa, wjechaliśmy „głównym wejściem” od strony Serravalle. Zarezerwowałem nam nocleg w pokoju gościnnym budynku sąsiadującego z motelem Hostaria da Lino pod adresem Piazza Grande 47. Nie od razu znaleźliśmy ten adres. W trakcie poszukiwań, przejechaliśmy wjazd na wspomniany plac i dotarliśmy aż do murów Starego Miasta. W końcu około godziny 16:30 czyli po 18 godzinach jak zwykle męczącej podróży znaleźliśmy się na miejscu. Czekał na nas lokal przestronny, acz nieco ciemnawy. Niemniej nie było na co narzekać, tym bardziej że kosztował nas ledwie 41,80 Euro. Braki w dopływie dziennego światła wynikały zaś z górzystej geografii tego państewka. Pomimo, że lokal znajdował się na pierwszym piętrze wrażenia mieliśmy niczym z piwnicy, gdyż okna wychodziły na mury odgradzające Piazza Grande od położonej bezpośrednio wyżej kolejnej partii miasta.

Republika San Marino ma bogate związki z wielkim kolarskim światem. W 1965 roku wystartowało stąd Giro d’Italia wygrane w wielkim stylu przez Vittorio Adorniego. Niemniej po raz pierwszy uczestnicy „La Corsa Rosa” wspinali się po miejscowych drogach już w 1930 roku na etapie z Ankony do Forli wygranym przez słynnego czasowca Learco Guerrę. Po wojnie Giro zajrzało tu znowu w roku 1950 na etapie z Rimini do Arezzo. Natomiast już w sezonie 1951 po raz pierwszy wyznaczono tu etapową metę. Zorganizowano 24-kilometrową czasówkę ze startem w Rimini. Wygrał Giancarlo Astrua z przewagą 20 sekund nad Fausto Coppim i 40 sekund na Louisonem Bobet. Kolejny „etap prawdy” odbył się tu w 1956 roku na 13-kilometrowej trasie wytyczonej w całości po drogach Republiki. Wygrał Holender Jan Nolten z przewagą 2 sekund nad Hiszpanem Federico Bahamontesem i 8 sekund nad Jean’em Dotto. W międzyczasie przejazdowe premie górskie zdobywali tu w latach 1953 i 1955 Włosi: Pasquale Fornara i Giuseppe Minardi. Następnie w latach 1959 – 1964 – 1969 zakończyły się tu etapy ze startu wspólnego wygrane przez Nino Defilippisa, Szwajcara Rolfa Maurera i Franco Bitossiego. Lokalne drogi służyły za trasy kolejnych górskich czasówek. Od roku 1968 do 1997 zorganizowano ich jeszcze pięć. Dystanse były różne, najdłuższe 49-kilometrowe gdy start wyznaczano w Cesenatico, nieco krótsze gdy sygnał startera padał w Rimini, zaś najkrótsza ledwie 18-kilometrowa wersja czasówki miała miejsce w 1997 roku. Ten etap ze startem w Santarcangelo Romagna wygrał Paweł Tonkow. Przed Rosjaninem wspomniane dłuższe czasówki wygrali tej klasy mistrzowie co: Felice Gimondi (1968), Eddy Merckx (1969), Giuseppe Saronni (1979) i Roberto Visentini w trakcie pełnego kontrowersji Giro z 1987 roku. Natomiast ostatnim etapowym triumfatorem na ulicach San Marino był Andrea Noe’ (1998). W minionej dekadzie wyścig Dookoła Włoch bywał tu jeszcze trzykrotnie, lecz tylko przejazdem. Ostatnio w 2008 roku gdy zarówno premię górską w San Marino jak i etap z metą w Cesenie wygrał Alessandro Bertolini. Poza tematem wielkiego Giro godzi się jeszcze wspomnieć, iż w latach 1989-2005 kończył się w tym państewku, rozgrywany do roku 2010, prestiżowy włoski semi-klasyk Coppa Placci.

Jak przystało na kraj, który swego czasu mógł się pochwalić najgęstszą siecią dróg przyjeżdżając do San Marino mieliśmy do wyboru co najmniej kilka wariantów podjazdu pod Monte Titano (739 m. n.p.m.) czyli góry na zboczach której przez wieki budowano ową Republikę. W podręczniku dla cykloturystów „Passi e Valli in Bicicletta” wymieniono trzy różne, acz łączące się z sobą na pewnym etapie drogi na szczyt. Między innymi północną ze startem w Ponte Verucchio i południową z początkiem w Faetano Bassa. Niemniej według autora tej książki na miano najtrudniejszej i zarazem klasycznej zasługiwała opcja północno-zachodnia z włoskiej wioski Torello. Zdecydowałem się skorzystać właśnie z tej najbardziej konkretnej, niemal pozbawionej wypłaszczeń, propozycji wspinaczkowej. W teorii miała mieć ona 9,5 kilometra o średnim nachyleniu 5,4 %, max. 10 % i przewyższeniu 510 metrów. Niemniej ponieważ pierwsze 800 metrów wyglądały na prawie płaskie postanowiłem darować sobie ten nieciekawy odcinek i zacząć podjazd dokładnie na przejściu granicznym w Gualdicciolo. Na rowery wsiedliśmy dopiero kwadrans po 19-tej, lecz był to w końcu jeden z najdłuższych dni w roku, więc czasu na zdobycie tej premii górskiej drugiej kategorii połączone ze zwiedzaniem najstarszej części miasta mieliśmy w bród. Jak wynika z danych programu „veloviewer” spaliśmy na wysokości 507 m. n.p.m. Aby zjechać do Gualdicciolo musieliśmy na drugim rondzie zjazdu skręcić w lewo. Gdy tylko dojechałem do miejsca za placami świsnął mi odgłos rower Darka i kątem oka zobaczyłem kolegę jadącego prosto czyli w kierunku Domagnano. Gdy po niespełna 7 kilometrach zjazdu dotarłem na sam dół skontaktowałem się z nim i ustaliliśmy, iż każdy zrobi pierwszą część wzniesienia od swojego miejsca postoju po czym spotkamy się na owym rondzie by razem pokonać ostatnie kilometry przed Starym Miastem.

Od granicy w Gualdicciolo do ronda na styku Strada Moricce z via 28 luglio w dzielnicy Borgomaggiore miałem 5,6 kilometra. Na tym niedługim odcinku stanąłem aż pięć razy by zrobić zdjęcia do foto-albumu z podróży. Podjazd potraktowałem dość ulgowo, jako prolog czytaj wstęp do bardzo długiej podróży, w której będę miał znacznie poważniejsze okazje do sprawdzenia swej formy fizycznej. Zgodnie z planem na rondzie spotkałem się z Darkiem, który dojechał w to miejsce jako pierwszy. Potem już wspólnie i całkiem żwawym tempem kontynuowaliśmy naszą wspinaczkę. Po przejechaniu 6,8 kilometra swego podjazdu miałem już za plecami wjazd na Piazza Grande. Z tego miejsca do końca asfaltowego podjazdu po via Piana na wysokości głównej bramy do Starego Miasta było jeszcze 2,5 kilometra. Według moich danych właściwy podjazd zakończyliśmy na wysokości 654 m. n.p.m. Pokonałem 9,3 kilometra w czasie 32:09 przy średniej prędkości 17,3 km/h. Jadąc wzdłuż murów Starego Miasta wskoczyliśmy na boczną drogę prowadzącą w górę do niewielkiego kościółka. Gdy przed nim stanęliśmy okazało się, że po lewej ręce mamy jakąś wąską dróżkę prowadzącą jeszcze wyżej. Postanowiliśmy zobaczyć gdzie nas ona zawiedzie. Tak zaczęła się stricte turystyczna część naszego wieczorku zapoznawczego z Apeninami. Najpierw dotarliśmy na mały plac przed miejscowym ratuszem (Palazzo Publicco). Potem kolejna stroma uliczka po chodniku i znaleźliśmy się przed Basilica di San Marino. Ostatni stromy kawałek po śliskiej, acz gładkiej kostce prowadził między restauracjami i zakończył się u bram Castello della Guaita na placu służącym za punkt widokowy skierowany na wybrzeże Morza Adriatyckiego. Wyżej niż zanotowane przez mój licznik 711 metrów n.p.m. nie dało się już wjechać. Jak na „prolog” przystało tego wieczora przejechałem tylko 20,3 kilometra o skromnym przewyższeniu 587 metrów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

20140619_san marino 1

20140619_san marino 2