Goletto di Cadino
Autor: admin o sobota 1. sierpnia 2015
PODJAZD > https://www.strava.com/activities/362072780
Pomimo mieszkania na lombardzkim brzegu Gardy wszystkie wspólne wycieczki wiodły nas do sąsiedniego regionu Veneto. Z większych miast zwiedziliśmy Wenecję, Weronę, Padwę i Vicenzę. Natomiast z mniejszych miejscowości nad samym jeziorem: Sirmione, Lazise, Torri del Benaco i Peschierę del Garda. Bawiliśmy się też w Acquaparku pod Valeggio sul Mincio jak i słynnym Gardalandzie. Podobnie wyglądał kierunek większości moich sportowych wypadów. Wszystkie cztery wzniesienia, które zdobyłem w lipcu znajdowały się na terenie weneckiej prowincji Werona. Dopiero w pierwszych dniach sierpnia ruszyłem w przeciwnym kierunku tzn. ku górom w lombardzkiej prowincji Brescia. Interesowały mnie wzniesienia wokół ośrodka narciarskiego Maniva, który na kolarskiej mapie zaistniał za sprawą rozgrywanej w latach 2001-2011 etapówki Brixia Tour. Wybrałem do swego „menu” najwyższe szosowe góry w tej okolicy. To znaczy na sobotę wjazd z Ponte Prada na Goletto di Cadino (1943 m. n.p.m.), zaś na niedzielę jedyny „dwutysięcznik” w trakcie tej całej podróży czyli wspinaczkę z Collio na Giogo della Bala (2129 m. n.p.m.). Ta pierwsza góra już pięciokrotnie wystąpiła w Giro d’Italia, choć tylko dwa razy usytuowano na niej linię górskiej premii. Podczas trzech pierwszych okazji tzn. w latach 1970, 1976 i 1982 organizatorzy tego wyścigu punkty do klasyfikacji górskiej przyznawali za zdobycie pobliskiej Passo Crocedomini (1892 m. n.p.m.). Tym niemniej jedyna asfaltowa droga łącząca Val Sabbia na wschodzie z Val Camonica na zachodzie wiedzie przez obie sąsiadujące z sobą przełęcze. Stąd wniosek, że Goletto di Cadino przejechano od zachodu na etapie do Malcesine z roku 1970 oraz od wschodu na odcinkach do Bergamo i Boario Terme z lat 1976 i 1982. Etap sprzed 33 lat omal nie pogrzebał szans Bernarda Hinault na drugie zwycięstwo w Giro. „Borsuk” stracił tu ponad dwie minuty do czwórki swych najgroźniejszych rywali z Silvano Continim na czele. Pod własnym szyldem góra ta pokazała się na „La Corsa Rosa” dopiero u schyłku XX wieku. Najpierw w sezonie 1997 na etapie do Edolo, gdy pierwszy na szczycie zameldował się utytułowany Gianni Bugno oraz rok później na kluczowym dla losów wyścigu odcinku do Plan di Montecampione. Przy tej okazji premię górską wygrał tu Szwed Niklas Axelsson.
Podjazd na Goletto di Cadino mogłem zacząć na wysokości 454 metrów n.p.m. z poziomu wioski San Antonio położonej na zachodnim brzegu niewielkiego Lago d’Idro. Stąd do szczytu miałbym niemal 30 kilometrów, ale po pierwszych pięciu kilometrach wspinaczki zaliczyłbym też półtorakilometrowy zjazd. Dlatego postanowiłem wystartować z Ponte Prada (611 m. n.p.m.) to jest z miejsca, od którego droga znosi się już nieprzerwanie. Aby tu dotrzeć przejechałem autem około 70 kilometrów. Z początku jadąc wzdłuż południowo-zachodniego brzegu Gardy przez Desenzano del Garda i Padenghe sul Garda. Następnie przejechałem w pobliżu Salo, gdzie na Mistrzostwach Świata z 1962 roku po tęczową koszulkę wśród „profich” sięgnął nasz rodak w trójkolorowych barwach Jean Stablinski. Dalej zaś trzymałem się drogi krajowej SS237, by w samej końcówce wskoczyć na SP669. Dogodne miejsce do zaparkowania znalazłem dopiero tuż przed Bagolino. Dlatego swoją rowerową wycieczkę zacząłem od zjazdu po Via San Giorgio. Po przejechaniu 1800 metrów zatrzymałem się nieopodal Ponte Prada, dokładnie zaś na styku drogi św. Jerzego z Via Mignano. Tradycyjnie już wspinaczkę zacząłem około godziny dziewiątej. Niemniej tym razem przy temperaturze ledwie 18 stopni i pod mocno zachmurzonym niebem. W połowie trzeciego kilometra przejechałem przez wyłożone kostką centrum Bagolino (2,4 km), zaś nieco dalej minąłem miejscowy cmentarz przy Via San Rocco (3,1 km). Na piątym kilometrze trasa była niemal płaska. Po przejechaniu 5,1 kilometra dotarłem do miejsca, gdzie moja droga połączyła się z nieco szerszą SPBS669 będącą swego rodzaju obwodnicą Bagolino. Pod koniec szóstego kilometra pokonałem dwie pierwsze serpentyny. Już w tym miejscu podjazd stał się wymagający, lecz jeszcze trudniejszy okazał się na przełomie ósmego i dziewiątego kilometra w okolicy Ponte Desare (max. 16,7 % po 7,6 km od startu). Po przejechaniu 10,4 kilometra dotarłem do miejscowości Val Dorizzo u wlotu do której stoi kaplica pod wezwaniem św. Antoniego. Przez kilkaset metrów można tu było odpocząć, po czym znów zrobiło się trudniej za Ponte della Valle (10,8 km).
Droga nadal wiodła w kierunku północnym wzdłuż rzeczki Caffaro. Na piętnastym kilometrze minąłem wyciągi schodzące ze zbocza wzgórza Misa (14,7 km). Kilkaset metrów dalej byłem już w ośrodku narciarskim Gaver (15,4 km). W tym miejscu zaczęła się ostatnia 7,5-kilometrowa tercja tego wzniesienia. Szosa stała się węższa by wkrótce na przeszło cztery kilometry wkroczyć do lasu. Poza tym na odcinku 3400 metrów między mostkiem w połowie siedemnastego kilometra i Goletto di Gavero (19,8 km – 1795 m. n.p.m.) naliczyłem w sumie dziewięć serpentyn. Potem miałem krótki zjazd do Malga Cadino della Bianca (20,6 km), gospodarstwa rolnego nad potokiem Sanguinera. Finał to odcinek o długości 2300 metrów, prowadzący najpierw przez cztery serpentyny, zaś później niemal prosto wzdłuż górskiego zbocza. Wspinaczka kończy się na zakręcie w prawo, po którego wewnętrznej stronie stoi skromny krzyż. Cały podjazd o długości 22,9 kilometra i średnim nachyleniu 6,4 % pokonałem w czasie 1h 26:53 czyli ze średnią prędkością 15,8 km/h. Na stravie najdłuższy odcinek jaki znalazłem to 19,8 km między Bagolino a szczytem. Przejechałem go w 1h 17:23 z przeciętną 15,4 km/h i VAM 890 m/h. Ten wynik daje mi na razie 15 miejsce pośród 215 zarejestrowanych osób. Co ciekawe nikt nie złamał tu jeszcze bariery 1000 m/h. Wjechawszy na Goletto di Cadino postanowiłem pokonać kolejne 1100 metrów by dotrzeć na Passo Crocedomini. Przełęcz tą zdobyłem od przeciwnej strony (po starcie w Breno) wraz z Piotrem Mrówczyńskim w pewien upalny czerwcowy dzień roku 2008. Siedem lat później nie miałem tyle szczęścia do pogody. W drodze powrotnej ku Bagolino ulewa zaskoczyła mnie już na wysokości Malga Cadino della Bianca. Przy minimalnej temperaturze 11 stopni zjazd nie należał, więc do przyjemności. Już po kilku kilometrach takiej jazdy bylem zziębnięty i przemoczony. Zjechawszy do Gaver schowałem się na czas jakiś w barze „Blumonbreak”. Pod dachem tej gospody poratowałem się gorącą czekoladą, zaś uprzejmy gospodarz wydał mi pewną ilość papierowych ręczników. Pomimo tego z tej wycieczki przywiozłem nie tylko garść nowych wrażeń, lecz i drobne przeziębienie.