Piamprato
Autor: admin o środa 25. sierpnia 2021
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Pont Canavese
Wysokość: 1591 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1138 metrów
Długość: 23,2 kilometra
Średnie nachylenie: 4,9 %
Maksymalne nachylenie: 15 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W środę zrobiliśmy sobie pierwszą z dwóch wycieczek do Canavese. Pod tym terminem kryje się region historyczno-geograficznym na północno-zachodnim skraju Piemontu. Obejmuje on 129 gmin, z których niemal wszystkie bo 126 należą do prowincji Torino. Kraina ta dała Italii paru mistrzów kolarstwa. W tym kontekście wymienić trzeba przede wszystkim dwóch asów. Giovanni Brunero urodzony w San Maurizio Canavese trzykrotnie wygrał Giro d’Italia tj. w latach 1921-22 i 1926. Poza tym triumfował też w największych włoskich klasykach. Ro znaczy dwukrotnie na trasach Giro di Lombardia (1923-24) i raz w Milano – San Remo (1922). Z kolei Franco Balmamion pochodzący z Nole dwukrotnie triumfował w „La Corsa Rosa” będąc najlepszy w latach 1962-63. Poza tym w sezonie 1967 był jeszcze drugi w Giro i trzeci w Tour de France. Największą kolarską górą tego „regionu” jest podjazd z Locany na Colle delle Nivolet (2612 m. n.p.m.). Wzniesienie, które w niepełnej postaci czyli z metą przy Lago Serru na wysokości 2247 metrów n.p.m. zadebiutowało na trasie wielkiego Giro d’Italia dopiero całkiem niedawno, bo w roku 2019. Przełęcz Nivolet, dostępna dla kolarzy szosowych tylko od piemonckiej stron, to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych podjazdów nie tylko we włoskich Alpach. W tym względzie muszę się zgodzić z autorem strony „www.cycling-challenge.com”, który swego czasu stworzył fajny artykuł pod tytułem: „100 climbs better than L’Alpe d’Huez”. Niemniej aby w pełni czerpać przyjemność z odkrywania tej około 40-kilometrowej góry trzeba trafić na odpowiednie okienko pogodowe. Ja doczekałem się go podczas swej wyprawy po zachodnim Piemoncie z września 2015 roku. Chciałem by moi koledzy również zdobyli tą górę w możliwie najlepszych warunkach. Na dobrą sprawę Adrian, Krzychu i Rafał mogli to zrobić w dowolnym dniu od środy po niedzielę, gdyż dopiero w poniedziałek czekała nas przeprowadzka na wschód Piemontu.
W tym dniu pogoda była przyzwoita, lecz bynajmniej nie wyborna. Dlatego nie pojechaliśmy w głąb Valle dell’Orco. Poprzestaliśmy na dojechaniu do miasteczka Pont Canavese. Mieściny liczącej sobie 3300 mieszkańców, leżącej przy ujściu potoku Soana do rzeki Orco. Jednak dla Darka i Anii był to już ostatni dzwonek, gdyż ich górskie wakacje kończyły się nazajutrz. Chcąc poznać Nivolet musieli pognać dalej na zachód. Ostatecznie dopięli swego, przy czym Darek rozpoczął wspinaczkę z Locany, zaś Ania – jeśli mnie pamięć nie myli – wystartowała z wyżej położonej miejscowości Ceresole Reale. Nasza czwórka miała do zdobycia dwa znacznie niższe, choć wcale niełatwe, wzniesienia w dolnej części Valle d’Orco. Najpierw długi i nieregularny podjazd do górskiej wioski Piamprato. Potem zaś znacznie krótszą, lecz na przeważającym odcinku stromą, wspinaczkę na Pian del Lupo. Wystarczy spojrzeć na profil tej pierwszej „premii górskiej” by zdać sobie sprawę ile zmian rytmu czeka nas na tym wzniesieniu. Początek solidny z trzema kilometrami na poziomie od 6 do 7,5%. Następnie niemal płaski odcinek 5 kilometrów, który znacząco zaniża średnią stromiznę całego wzniesienia. Potem 8-kilometrowy segment z umiarkowanym nachyleniem od 4 do 6%. Na koniec zaś najtrudniejsze 5 kilometrów, ze ściankami o maksimum do 15%. Na dojeździe do Piamprato już luźniejszy teren, ale jak się później okazało w owej wsi wcale nie kończy się asfaltowa droga przez dolinę Soana. Można pocisnąć jeszcze ciut dalej i na deser zmierzyć się z ostatnim „muro” kończącym się przy mostku nad wspomnianym potokiem. Dojechawszy do Pont Canavese zatrzymaliśmy się na placu przy via Peramara. Dlatego na samym początku czekał nas przejazd przez niemal całe miasteczko i to prowadzący w dużej mierze po ulicach wyłożonych drobną kostką. Zaczęliśmy o wpół do jedenastej przy temperaturze 29 stopni.
Niedługo po wyjeździe z miasteczka Adrian dał znać, iż musi się na chwilę zatrzymać. Postój zabrał mu blisko dwie minuty. Niemniej i tak przed końcem płaskiego terenu dogonił mnie i Rafała, zaś wcześniej zostawił za swymi plecami Krzyśka. Pierwsza faza podjazdu prowadzącego po drodze SP47 kończy się przejazdem przez górską galerię. Dalej szosa ta nadal biegnie wzdłuż prawego brzegu potoku Soana, przy czym wypłaszczenie skończyło się pod koniec dziewiątego kilometra od miejsca naszego startu. Gdy podjazd odżył Adek nam odjechał. Nie miałem zamiaru za wszelką cenę trzymać jego koła. Prędzej czy później i tak bym odpadł. Dyktowałem własne tempo, które z kolei dość szybko okazało się za mocne dla Rafała. W tej okolicy wjechaliśmy w granice Parco nazionale del Gran Paradiso czyli najstarszego z 25 włoskich parków narodowych. Obejmujący tereny pięciu górskich dolin, trzech aostańskich i dwóch piemonckich. Na początku trzynastego kilometra zatrzymałem przed mostkiem nad potokiem Forzo. Wolałem się upewnić, że faktycznie należy dalej jechać prosto. Ta wątpliwość kosztowała mnie pół minuty. Po re-starcie szybko minąłem Santuario del Crest i niebawem wpadłem już do największej wsi na tym górskim szlaku czyli Ronco Canavese. Nachylenie podjazdu nadal było umiarkowane. Powyżej 8% skoczyło tylko pod koniec piętnastego kilometra. Na szesnastym wjechałem do gminy Valprato Soana. Podczas przejazdu przez tą wioskę należało zachować czujność. Dokładnie po przejechaniu 16,1 kilometra docierało się bowiem do rozwidlenia szlaków. Dotychczasowa droga SP47 odbija stąd lekko w lewo i po przebyciu kolejnych trzech kilometrów o średnim nachyleniu 8,5% kończy się w Campiglia Soana na poziomie 1355 metrów n.p.m. My jednak musieliśmy wybrać skręcającą wyraźnie w prawo szosę SP48. To ona miała nas doprowadzić do Piamprato.
Nowa droga wiodła nas nadal wzdłuż torrente Soana, acz już w znacznie trudniejszym terenie. Nie brakowało na niej stromizn o wartości kilkunastu procent. Pierwsza pojawiła się już w Cugnone po przebyciu 17 kilometrów. Po około 400 metrach walki z wysokim nachyleniem nieco oddechu można było złapać w połowie osiemnastego kilometra podczas pierwszego przejazdu na lewy brzeg wspomnianego potoku. W sumie na tym finałowym odcinku nasz szlak pięciokrotnie zmieniał stronę doliny Soana. Jednak nie każdy taki przejazd dawał chwilę wytchnienia między kolejnymi ściankami jakie rzucała nam pod nogi końcówka tego wzniesienia. Z mijanych na tym segmencie górskich osad najładniej prezentowała się Fontanetta (18,9 km). Z kolei Pianetto (19,5 km) zapadła mi w pamięć z uwagi na stromiznę jaka wyrastała na wylocie z tej miejscowości tuż za czwartym mostkiem nad Soaną. Potem przez kolejne półtora kilometra droga wiodła przez pięć serpentyn przy nachyleniu niemal cały czas powyżej 10%. Dopiero gdy przejechaniu 21 kilometrów minąłem Kaplicę Madonna della Neve mogłem uznać, iż najgorsze miałem już za sobą. Jeszcze kilkaset metrów umiarkowanego nachylenia i od połowy 22-ego kilometra pełen luz na dojeździe do Piamprato. Zimą można tu uprawiać narciarstwo tak zjazdowe jak i biegowe, a także łyżwiarstwo. Latem na amatorów kolarskich zjazdów czeka zaś trasa do downhillu MTB. Z kolei najambitniejszy szlak dla górskich piechurów wiedzie na szczyt Rosa dei Banchi (3164 m. n.p.m.). Przed wjazdem do Piamprato droga się rozdwaja. Ja wybrałem sobie „przelot” przez sam środek wioski. Po zbiegu dróg pokonałem jeszcze stromy 200-metrowy finał do mety, którą poniekąd wytyczył nam Adrian. Mój krajan z Sopotu dotarł na szczyt w czasie 1h 07:30. Ja potrzebowałem na to 1h 12:29, zaś Rafał 1h 21:29. Dłużej niż można było się spodziewać czekaliśmy na przyjazd Żbika. Wszystko dlatego, że Krzysiek zrazu przeoczył skręt na Piamprato. Wyjaśniliśmy to sobie w trakcie dłuższego „popasu” na kawce w Valprato Soana.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/5852724455
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/5852724455
PIAMPRATO by Adriano
https://www.strava.com/activities/5851664436
ZDJĘCIA
FILM