banner daniela marszałka

Lago di Teleccio

Autor: admin o piątek 27. sierpnia 2021

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Rosone (SP460)

Wysokość: 1922 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1222 metrów

Długość: 12,3 kilometra

Średnie nachylenie: 9,9 %

Maksymalne nachylenie: 14 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Druga w ciągu trzech dni wycieczka ku piemonckiej dolinie Orco dla moich trzech kompanów oznaczała spotkanie z jednym z najpiękniejszych alpejskich podjazdów. Natomiast dla mnie była okazją do wyrównania starych rachunków. Oni mieli się zmierzyć z 40-kilometrowym Colle delle Nivolet (2612 m. n.p.m.). Ja miałem w programie dwie znacznie krótsze wspinaczki. Przede wszystkim bardzo stromy 12-kilometrowy wjazd pod Lago di Teleccio. Nivolet to doprawdy majestatyczna góra. Wielka, a przy tym piękna na ostatnich kilkunastu kilometrach. Jest czwartym pod względem wysokości szosowym podjazdem Italii: po Stelvio, Agnello i Gavii. Przełęcz ta leży w Alpach Graickich na terenie Parku Narodowego Gran Paradiso. Na granicy regionu Valle d’Aosta i piemonckiej prowincji Torino. Jednak rowerem można na nią wjechać tylko od południowej strony czyli szosą SP50. Planowana w latach 70. droga z aostańskiej doliny Valsavarenche nigdy bowiem nie powstała. Poznałem to wzniesienie 20 września 2015 roku czyli ostatniego dnia późno-letniego Giro po Ligurii i Piemoncie, przejechanego wespół z Darkiem Kamińskim. Podjazd pod Nivolet na mojej prywatnej liście rankingowej wciąż jest NAJ-większym jeśli chodzi o przewyższenie, drugim pośród najdłuższych i dziesiątym pod względem wysokości. Wielka szkoda, iż jak dotąd kolarscy kibice nie mogli go obejrzeć w pełnym wymiarze. Przyznam, że choć generalnie wolę oglądać etapy ze startu wspólnego to w tym przypadku chętnie zobaczyłbym 40-kilometrową czasówkę ze startem w Locanie. A nie byłby to wcale najdłuższy górski „etap prawdy” w historii Giro. Może kiedyś doczekamy się mety w tym magicznym miejscu. Pierwsze kroki ku wizycie zawodowców na Nivolet zostały już zrobione. W latach 2009 i 2011 dolną połowę tego wzniesienia pokonali uczestnicy i uczestniczki wyścigów: Giro delle Valle d’Aosta i Giro Rosa. Na metach wyznaczonych w Ceresole Reale jako pierwszy wśród młodzieżowców pojawił się Niemiec Dominik Nerz, zaś wśród pań słynna Holenderka Marianne Vos.

Przede wszystkim trzeba jednak wspomnieć o tym, iż w sezonie 2019 znacznie wyżej, bo na poziom Lago di Serru (2247 metrów n.p.m.) dojechali „profi” uczestniczący w 102 edycji Giro d’Italia. Na trzynastym etapie tej imprezy prowadzącym z Pienerolo przez podjazdy pod Colle del Lys i Pian del Lupo triumfował Ilnur Zakarin. Kolarz rodem z rosyjskiego Tatarstanu wyprzedził o 0:35 i 1:20 dwóch Michałów z Kraju Basków czyli Mikela Nieve i Mikela Landę. Czwarty ze stratą 1:38 był Ekwadorczyk Richard Carapaz, który nadrobił tu dobrze ponad minutę nad faworytami wyścigu: Primozem Rogliczem i Vincenzo Nibalim. Nazajutrz blisko dwie minuty dołożył im jeszcze na trasie do Courmayeur i to on właśnie przejął koszulkę lidera od „harcownika” Jana Polanca. Po czym jak pamiętamy utrzymał ją do mety w Weronie. Nasz Rafał Majka również atakował tu na ostatnich kilometrach i finiszował szósty ze stratą 2:07 do Zakarina. Przyszła meta na Colle delle Nivolet nie jest wykluczona, o ile tylko organizatorom starczy fantazji oraz niepewna w maju pogoda dopisze. Szosowy szlak na przełęcz jest co prawda jednostronny, lecz po aostańskiej stronie mamy jeszcze dobry kilometr asfaltu schodzący ku Rifugio Albergo Savoia (2534 m. n.p.m.). Dlatego byłoby gdzie rozlokować wszystkie „maszyny” z wyścigowej karawany. Gdy w 2015 roku zmierzyłem się z pełnym Nivolet byłem naprawdę w dobrej formie. Pomimo czerwcowej kontuzji, która wyłączyła mnie z treningów na parę tygodni. Cóż nie miałem jeszcze 40-tki na karku i byłem te kilka kilo lżejszy niż obecnie. Podjazd zacząłem na pełen gaz i choć w końcówce miałem już mały kryzys to całość przejechałem w 2h 17:01 z przeciętną prędkością 17,7 km/h. Dario też ładnie się wówczas spisał wykręcając czas 2h 29:37. Byłem ciekaw jak na naszym tle wypadną Adrian z Rafałem. Krzychu nie korzysta ze stravy, więc jego osiągi pozostają owiane nimbem tajemniczości. Okazało się, że bardzo wysoko zawiesiłem poprzeczkę swym kolegom.

Adek dotarł na przełęcz w czasie 2h 26:01, zaś Rafa potrzebował na to 2h 51:47. Chłopacy poniżej Ceresole Reale nie skorzystali jednak z tunelu. Wybrali przyjemniejszy dla oka, acz trudniejszy technicznie sektor wzdłuż rzeki Orco. Nadrobili 200 metrów dystansu i stracili na tym nieco więcej czasu. Jeden do jednego mogłem się z nimi porównać na przeszło 15-kilometrowym segmencie „Cronoscalata Ceresole Reale – Colle delle Nivolet” powyżej Lago di Ceresole. Na tym odcinku uzyskałem czas 1h 05:04, Dario 1:07:52, Adi 1h 10:16, zaś Rafaello 1h 23:58. Mój wynik na tym sektorze daje mi obecnie 205 miejsce pośród przeszło 8800 cyklistów. Mając świeżo w pamięci jak szybko Adriano śmigał w tym roku po Alpach aż nie chce mi się wierzyć, iż niegdyś byłem w stanie pojechać jeszcze mocniej. Inna sprawa, że Nivolet to akurat podjazd przyjazny „góralom” wagi ciężkiej. Średnie nachylenie na poziomie około 5%. Trudniejsze wyzwania stanowią jedynie trzy sztywniejsze segmenty o długości odpowiednio: siedmiu, ośmiu i czterech kilometrów. Pamiętam jednak, że tak szybki wjazd na Nivolet wiele mnie kosztował. Wyjechałem się niemal kompletnie. W przeciwieństwie do Darka nie miałem już sił na to by w drodze powrotnej do samochodu zaliczyć wspinaczkę pod Lago di Teleccio. Teraz po sześciu latach mogłem nadrobić tą zaległość. Moja kondycja była co prawda daleka od tej z sezonu 2015, ale „na świeżości” mogłem spróbować szczęścia. Czwartkowe podjazdy do Nissod i La Veulla, oba z całkiem mocnymi procentami, były niezłym wprowadzeniem do tego wyzwania. Do swego celu mogłem wystartować z Locany, choć moja wspinaczka na dobrą sprawę zaczynała się w nieco wyżej położonym Rosone (700 m. n.p.m.). Odcinek o długości 4,3 kilometra po drodze SP460 przejechałem zatem wespół z trójką przyszłych zdobywców Nivolet. Posłużył mi on za rozgrzewkę przed ostrą „harówką” na stromym szlaku przez Vallone di Piantonetto.

Ruszyliśmy z Locany po wpół do jedenastej przy słonecznej pogodzie i temperaturze 29 stopni. Po około 10 minutach przejechanych w tempie 25 km/h przyszło mi pożegnać kolegów. Na wylocie z Rosone musiałem skorzystać z drugiego zjazdu w prawo. Droga pod Lago di Teleccio od samego początku jest stroma. Według strony „massimoperlabici” dolny segment o długości 3,2 kilometra kończący się w San Lorenzo (1031 m. n.p.m.) ma średnio 10,6%. Pomimo że na ostatnich kilkuset metrach stromizna znacząco słabnie. Szosa początkowo wije się po serpentynach pokonując sześć wiraży na dystansie 1700 metrów. W tym czasie mija osadę Costa Bugni. Po dwóch kilometrach prostuje się, acz nie odpuszcza i wkrótce przechodzi przez Rocci (2,2 km). Łagodnieje po przedostaniu się na lewy brzeg potoku Piantonetto (2,8 km). Wkrótce wpada też do Parku Narodowego Gran Paradiso, gdyż do tej pory biegła jedynie wzdłuż jego granic. Trzysta metrów za mostkiem zaczyna się przejazd przez wspomnianą już wioskę świętego Wawrzyńca. Za nią można sobie odsapnąć na najłatwiejszym sektorze wzniesienia. Cały odcinek o długości 1,6 kilometra pomiędzy San Lorenzo a San Giacomo (1125 m. n.p.m.) ma przeciętne nachylenie tylko 5,9%, zaś jego środek między osadami Valsoani i Ghiglieri to po prosto „falsopiano”. Owa wspinaczkowa sjesta kończy się jednak pod koniec piątego kilometra zaraz po wyjeździe od św. Jakuba. Odtąd jest już coraz trudniej. Najpierw trzeba pokonać 2,3 kilometra ze średnią 9,5% czyli sektor kończący się na wysokości dziewiątego zakrętu. Na początku tego odcinka po przebyciu 5,4 kilometra od Rosone wraca się na prawą stronę doliny. Pierwsze 5,8 kilometra czyli segment stravy o nazwie „Meta Teleccio” przejechałem w 30:55 tj. o 9 sekund wolniej niż Dario przed laty. Wiraż dziewiąty od dziesiątego dzieli tylko 1400 metrów. Jednak przejazd między nimi się dłuży, gdyż średnia stromizna wynosi tu już 11,1%. Gdzieś pod koniec tego sektora zgubił mi się na chwilę sygnał GPS, przez co na stravie brak mego wyniku z całej góry.

Po dziesięciu kilometrach wspinaczki znalazłem się na głośnym wirażu dwunastym, w pobliżu podstawy wodospadu. Na kolejnych kilkuset metrach przejechałem trzy kolejne zakręty. Miałem z nich już niezły widok na Diga di Teleccio. Wkrótce skończyłem piąty segment z „massimoperlabici” czyli 1,7 kilometra o średniej 12,3%. Do mety pozostało mi zatem ostatnie 1700 metrów. Najpierw musiałem pokonać 1,2 kilometra z przeciętną 11,1%. Na powrót po lewej stronie doliny. Po drodze dwa tunele, z czego pierwszy efektownie wyciosany w skale oferujący przejazd pod zboczem góry. Niebawem dotarłem na wysokość 1840 metrów n.p.m. i znalazłem się pośród dolnych zabudowań Centrale di Telessio. Minąłem mały parking, no i zacząłem diabelskie 500 metrów wieńczące ów podjazd. Odcinek przez sześć serpentyn ze średnim nachyleniem ponoć 16,8%! Jednak nie stromizna, lecz nawierzchnia drogi była tu prawdziwym wyzwaniem. Czego tu nie było? Chropowaty asfalt. Poprzecinany beton. Kocie łby. W samej końcówce podłoże gruntowe, a przy wjeździe na koronę zapory gładkie kamienne płyty. Zdecydowanie najgorszym z nich był odcinek brukowy z dużymi szparami pomiędzy kamlotami. Ze względów bezpieczeństwa dwa razy wypiąłem buty z pedałów, więc miałem kłopot by znów ruszyć pod taką stromiznę. Ostatecznie dotarłem na szczyt w czasie netto 1h 13:51, marnując dwie minuty na przymusowych postojach. Jak na tak stromą górę VAM miałem umiarkowany czyli 993 m/h. Darka wyniku czyli 1h 12:23 nie poprawiłem. Mój stary druh zrobił go na tydzień przed swymi 48. urodzinami mając w nogach 40-kilometrowy Nivolet! Tym większy szacun. Do Teleccio podszedłem z respektem, więc podjeżdżałem z odrobiną rezerwy. Opłaciło się, a nagrodą za wysiłek były piękne krajobrazy. Wokół niemal same trzytysięczniki, z których najwyższa jest Torre del Gran San Pietro (3692 m. n.p.m.). Bazą wypadową do nich jest Rifugio Pontese (2217 m. n.p.m.) do którego dotrzeć można szlakiem zaczynającym się po prawej stronie jeziora. Kto woli górskie jeziorka od szczytów może stąd podreptać na wschód do innego sztucznego akwenu czyli Lago di Valsoera (2412 m. n.p.m.).

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/5862849097

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/5862849097

COLLE DELLE NIVOLET by Adriano

https://www.strava.com/activities/5861478741

ZDJĘCIA

Diga di Teleccio_01

FILM