Oksytania & Prowansja
Autor: admin o piątek 14. października 2022
Pireneje od Trójmiasta dzieli dystans co najmniej 2300 kilometrów. To oznacza długą podróż. W samochodzie trzeba spędzić niemal dobę. Zatem raczej nie może dziwić fakt, iż w te wysokie i ważne dla historii światowego kolarstwa góry zaglądałem jak dotąd sporadycznie. Znacznie rzadziej niż w „bliskie” nam Alpy. W ciągu minionych dwóch dekad odwiedziłem je tylko trzykrotnie. Po raz pierwszy w lipcu 2007 roku kiedy to mnie jak i Piotra Mrówczyńskiego zwabiła tam możliwość uczestnictwa w L’Etape du Tour. Masowej imprezie kolarskiej ze startem we Foix i metą w Loudenvielle. Ów dojazd w Pireneje rozłożyliśmy sobie zresztą na raty. Robiąc w drodze aż trzy „kolarskie przystanki”. Jeden w Wogezach i dwa w Masywie Centralnym. W samych Pirenejach spędziliśmy zaś tylko tydzień pomieszkując w dwóch górskich kurortach. Najpierw w Bagneres-de-Bigorre, a następnie w Ax-les-Thermes. W tym czasie udało mi się poznać 14 pirenejskich podjazdów na sporym obszarze od departamentu Hautes-Pyrenees na zachodzie, po Ariege i Andorrę na wschodzie. Pięć z nich przejechałem na trasie wspomnianego już wyścigu, na którym zresztą wykręciłem swój najlepszy wynik spośród trzech edycji L’Etape, w których dane mi było uczestniczyć. Do moich najcenniejszych „górskich skalpów” z tej wyprawy należały zaś: kultowy Tourmalet podjechany od wschodniej strony, stacje Hautacam i Plateau de Beille oraz jej wysokość Envalira.
Z kolejną wyprawą w te dalekie góry zwlekałem aż do roku 2016. Wówczas to na przełomie maja i czerwca wybrałem się ku nim wraz z Darkiem Kamińskim i Rafałem Wanatem. Naszym celem była ich iberyjska strona. Podczas 16 dni podróży po Katalonii i Andorze zaliczyłem wówczas aż 30 wzniesień. Zdecydowana większość owych „premii górskich” (acz nie wszystkie) znajdowała się na obszarze Pirenejów, z czego 8 w granicach wysokogórskiego Księstwa. Ta wielodniowa „Volta” była dość skomplikowanym przedsięwzięciem, gdyż wymagała znalezienia aż sześciu baz noclegowych na rozległym obszarze od okolic Figueres na wschodzie po Vielhę (Val d’Aran) na zachodzie. Podczas trzeciej wizyty z czerwca 2018 roku rozmach poznawczy miałem mniejszy, lecz kompanię liczniejszą. W Pireneje tym razem pojechałem z Darkiem Kamińskim i Piotrem Podgórskim. Natomiast Rafał zabrał się w tą podróż ze swym gorzowskim krajanem Krzyśkiem Żbikiem. Skupiłem się wówczas na poznawaniu podjazdów w środkowej części francuskich Pirenejów. Korzystając jedynie z dwóch baz noclegowych, pierwszej w Argeles-Gazost i drugiej w Aneres zwiedzaliśmy górskie drogi departamentów Hautes-Pyrenees oraz Haute-Garonne. Pomimo nierzadko deszczowej aury udało mi się wówczas zaliczyć 25 kolejnych podjazdów w tych górach.
Po wspomnianych trzech wyprawach pozostały mi jeszcze do odkrycia Pireneje zachodnie. To znaczy cały obszar od Col d’Aubisque po Atlantyk i to po obu stronach francusko-hiszpańskiej granicy. Ponadto chciałem lepiej poznać francuskie Pireneje wschodnie, które przed kilkunastu laty poznałem jedynie pobieżnie. W tym roku udało mi się zorganizować wyjazd właśnie w ten drugi rewir. Do tej wyprawy namówiłem Piotra Mrówczyńskiego, dla którego był to powrót na wysokogórskie trasy po ośmiu sezonach „kręcenia” niemal wyłącznie na krajowych szosach. Dla mojego przyjaciela dodatkowych magnesem była możliwość zahaczenia w drodze powrotnej z Pirenejów o słynną Mont Ventoux. Dobowy hat-trick na tej górze miał być dla nas niejako wisienką na pirenejskim torcie. W sumie mój projekt zakładał dwanaście etapów do przejechania w Pirenejach, acz poprzedzonych jedną solidną górą na południowych rubieżach Masywu Centralnego oraz dwa finałowe odcinki na zboczach „Prowansalskiego Giganta”. Po dojeździe do Oksytanii pierwszą noc spędziliśmy w Mazamet (w departament Tarn). Trzy następne bazy wypadowe mieliśmy już w Pirenejach. Na cztery pierwsze doby zatrzymaliśmy się w Boussenac nieopodal Col de Port, tyleż samo spędziliśmy w poznanym przed laty Ax-les-Thermes, a potem jeszcze trzy w „katalońskim” kurorcie Vernet-les-Bains. Na sam koniec przenieśliśmy się na teren niegdyś papieskiego Hrabstwa Venaissin, a ściślej do miasta Carpentras by mieć blisko do wietrznej „Łysej Góry”.
Tym samym prolog urządziliśmy sobie na Pic de Nore czyli przydomowej górze Laurenta Jalaberta. Następnie przez 12 dni bawiliśmy już wyłącznie na górskich drogach dwóch wschodnio-pirenejskich departamentów. Całe „dzieło” zwieńczyliśmy zaś na szosach Prowansji. Na ten wyjazd nie udało mi się przygotować zadowalającej kondycji fizycznej. Mój kompan mimo długiego rozbratu z górami był w stanie je pokonywać w wyraźnie lepszym tempie. Jednak z biegiem dni moja forma powolutku szła do góry i pod koniec wyprawy mniej kosztowało mnie zdobywanie gór wielkich niż w pierwszym tygodniu podjazdów dużych czy ledwie średnich. Ogółem w trakcie dwóch tygodni od 29 maja do 11 czerwca udało mi się zaliczyć 25 solidnych wzniesień, w tym 24 jak dla mnie nowe. Powtórką była jedynie Mont Ventoux od Bedoin zmęczona przeze mnie w upalnym finale L’Etape du Tour 2009. Spośród 24 „nowości” aż czternaście gór znajdowało się w granicach departamentu Ariege, zaś kolejnych siedem już na terenie Pyrenees-Orientales. W tym gronie znalazło się 10 nowych premii górskich o przewyższeniu co najmniej tysiąca metrów. Największa była jednak „moja stara znajoma” czyli klasyczny podjazd pod Mont Ventoux o amplitudzie 1600 metrów. Tuż za nią jej ciut mniejsza sąsiadka z Malaucene, na której różnica wzniesień wynosi 1580 metrów. W Pirenejach aż tylu metrów w pionie nie trzeba było robić. Tam prym wiodły podjazdy pod Col de Mantet (1311 metrów) oraz Port de Pailheres (1277 metrów).
Mierząca „ledwie” 1910 metrów n.p.m. przesławna góra z departamentu Vaucluse nie mogła się jednak równać z pirenejskimi wzniesieniami pod względem bezwzględnej wysokości. W pobliżu hiszpańskiej granicy zaliczyliśmy bowiem cztery „dwutysięczniki”. Dwie najwyższe czyli Puigmal (2229 m. n.p.m.) i Cima de Coma Morera (2205 m. n.p.m.) zdobyliśmy tego samego dnia czyli 6 czerwca podczas transferu z Ax-les-Thermes do Vernet-les-Bains. Na trasie naszego przejazdu nie brakowało też długich podjazdów. Osiem miało długość przeszło 20 kilometrów. Oczywiście każda wspinaczka na Mont Ventoux wiązała się z koniecznością pokonania tak sporego dystansu. Najdłuższą była ta najłatwiejsza czyli wschodnia od miasteczka Sault, która liczyła sobie 24,3 kilometra. Drugim w tej kategorii był zaś najdłuższy pośród 21 pirenejskich podjazdów czyli Col de Jau. Nie ulega wątpliwości, iż do naszych najtrudniejszych wyzwań w trakcie tej wyprawy należały dwa pierwsze podjazdy na Mont Ventoux czyli późno-piątkowy od Bedoin oraz wczesno-sobotni od Malaucene. Jeśli chodzi o Pireneje to znów muszę wymienić przede wszystkim Pailheres i Mantet, zaś w dalszej kolejności Pic de la Tossa, Bout de Touron i Vallee d’Aston (alias Pla des Laspeyres).
Poniżej przedstawiam listę premii górskich, które poznałem w maju i czerwcu 2022 roku na szlaku od Mazamet po Sault i Malaucene.
Mój rozkład jazdy:
29.05 – Pic de Nore N & Les Monts d’Olmes
30.05 – Col de Portel SW & Col de Port W
31.05 – Col de la Core E & W
1.06 – Col d’Agnes S & Guzet-Neige
2.06 – Port de Lers S & Barrage de Soulcem / Orrhys de Carla
3.06 – Bout de Touron & Barrage de Laparan / Pla des Laspeyres
4.06 – Port de Pailheres W & Col du Pradel W
5.06 – Plateau de Bonascre / Ax-3-Domaines
6.06 – Cime de Coma Morera E & Puigmal W
7.06 – Col de Creu E & Col de la Llose E / Pic de la Tossa
8.06 – Col de Mantet
9.06 – Col de Jau S & Col de Jou
10.06 – Le Mont Ventoux (Bedoin)