banner daniela marszałka

Tschiernock

Autor: admin o niedziela 4. września 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Seeboden (B98, L11)

Wysokość: 1680 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1073 metry

Długość: 11,9 kilometra

Średnie nachylenie: 9 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W pierwszą niedzielę września byliśmy już na półmetku wyprawy. Zaczęliśmy ten dzień od 56-kilometrowej wycieczki na zachodni kraniec Millstätter See. To drugie pod względem wielkości jezioro w Karyntii. Chcąc tam dojechać najpierw musieliśmy się wydobyć z naszego Arriach. To znaczy podobnie jak w piątek skorzystać z wąskiej, górskiej ścieżki na zboczu masywu Gerlitzen. Potem dojechać w rejon Villach, a dalej już szybciej poszło, gdyż skorzystaliśmy z początkowego odcinka autostrady A10. Dojechawszy na miejscu zatrzymaliśmy się na płatnym parkingu nieopodal sklepu spożywczego sieci ADEG. Seeboden to gmina targowa i zarazem uzdrowisko. W samej miejscowości żyje nieco ponad 3200 osób. Blisko połowa mieszkańców tej gminy. Urodził się w niej bardzo dobrze znany w naszym kraju działacz sportowy. To znaczy Walter Hofer, który od roku 1992 do 2020 był dyrektorem Pucharu Świata w skokach narciarskich. Więcej ciekawostek dotyczy jednak wspomnianego jeziora, a nie miasteczka. Ma ono powierzchnię 13,3 km2 czyli pod tym względem dość znacznie ustępuje Wörthersee, leżącemu na wschód od Klagenfurtu. Długie na 11,5 kilometra i szerokie na 1800 metrów wyróżnia się przede wszystkim głębokością. Maksymalna głębia tego akwenu to aż 142 metry, zaś średnia to wciąż 89 metrów czyli więcej niż maksima w jeziorach Wörther czy Ossiacher! Nie dziwi więc, iż pomimo mniejszej powierzchni jest to jezioro o największej objętości w tym landzie. Od chłodnych wiatrów z północy chronione jest przez wysokie na 2100 metrów n.p.m. Millstätter Alpe. Latem woda w nim osiąga więc nawet 26 stopni na brzegach i 28 w zatoczkach. Przy tym z uwagi na mały przepływ wód jest to temperatura stabilna i jesienią powoli wytracana.

Ciekawa jest jedna z legend na temat pochodzenia nazwy Millstätter See. Ponoć wzięła się ona z czasów wprowadzania chrześcijaństwa na tych terenach. W czasach Karola Wielkiego czyli pod koniec VIII wieku żył tu pewien Domicjan. Słowiański szlachcic, który w głębokich wodach tego jeziora miał topić posążki starych bóstw. Łacińskie „mille statuae” (tysiąc posążków) przerobiono zaś na germańskie słowo Millstätt-er. Ile w tym prawdy Bóg jeden wie. W każdym razie ów pogromca pogaństwa w niedalekim Millstätt am See na plaży przy Parku Schillera ma pomnik obrazujący jego działalność. Z północnego brzegu Millstätter See można zacząć aż trzy bardzo wymagające kolarskie wspinaczki, w tym dwie w pełni szosowe. Patrząc od strony zachodniej mamy tu najpierw wjazd na Tschiernock, a raczej podjazd południowym zboczem owej góry na wysokość niespełna 1700 metrów n.p.m. W zależności od decyzji podjętej tuż przed samym finałem można go zakończyć pod Hansbauerhutte lub Sommereggerhutte. Natomiast w położonym niespełna 5 kilometrów dalej na wschód Millstätt am See można zacząć wspinaczki ku Schweigerhutte (1626 m. n.p.m.) lub do Lammersdorfer Hutte (1643 m. n.p.m.). Obie mają wspólny początkowy odcinek o długości 1,7 kilometra. Ta pierwsza jest szutrowa na finałowych trzech kilometrach. Druga do samego końca asfaltowa, lecz piekielnie stroma na ostatnich pięciu kilometrach. Lammersdorfer Hutte „chodziła mi po głowie”. Bez trudu mogliśmy ją tego dnia wrzucić do naszego programu zwiedzania. Była dostępna na zawołanie. Inna sprawa czy poradzilibyśmy sobie z takim wzniesieniem. To znaczy Adrian na pewno, ale czy ja również?Owszem zmęczyłem niegdyś podobne „monstra” czyli Punta Veleno i Monte Zoncolan, ale to było 6-10 lat temu i od tego czasu parę kilogramów mi przybyło.

Po przyjeździe do Seeboden rozważania na temat Lammersdorfer Hutte można było chwilowo odłożyć na bok. Trzeba było się przygotować do wypadu na Tschiernockstrasse. Wspomniana góra wznosi się na wysokość 2088 metrów n.p.m. Blisko 12-kilometrowy szosowy podjazd po jej zboczu kończy się jakieś 400 metrów niżej. Wspinaczkę tą można porównać do pokonanej w piątkowe popołudnie Gerlitzen Alpenstrasse choć trzeba przyznać, iż nasza niedzielna góra była nieco łatwiejsza. Przy czym przy porównywaniu owych karynckich premii górskich właściwsza wydaje się fraza „nieco mniej trudna”. W każdym razie „cyclingcols” wycenia to wzniesienie na 1046 punktów przy założeniu, iż wspinaczkę skończy się przy Sommereggerhutte. Jego najtrudniejszy kilometr ma przeciętne nachylenie 12,1%, zaś cały 5-kilometry segment aż 11,3%. Wszystkich odcinków o dwucyfrowej stromiźnie jest tu w sumie 6,7 kilometra, co stanowi dobrze ponad połowę dystansu. Jakiś kwadrans po dziesiątej wyjechaliśmy z parkingu w kierunku zachodnim, by podjechać do oddalonego o 300 metrów ukwieconego ronda przy Trefflingerstrasse. Tu zaczyna się lokalna droga L11, która posłużyła nam za miejsce do rozgrzewki przed właściwą wspinaczką pod Tschiernock. Dojazd do wioski Treffling jakkolwiek luźniejszy od pozostałej części podjazdu, na pierwszym kilometrze wcale do łatwych nie należał. Stromizna sięgała tu nawet 9%. W połowie drugiego kilometra nachylenie odpuściło. Z lasu wyjechałem na otwarty teren i dojechałem do styku z drogą L17. Można nią dotrzeć do muzeum Bonsai w pobliskim Liedweg. My jednak musieliśmy jechać dalej na północ.

Po chwili ujrzałem stojące na wzgórzu po lewej stronie szosy ruiny XII-wiecznego zamku Sommeregg, w którym znajduje się największe muzeum Tortur w Europie Środkowej. Nasze katusze miały się zacząć już niebawem. Droga wykonała delikatny łuk w lewo i tuż za nim po przebyciu 2,8 kilometra od startu musiałem się z nią rozstać. Rzeczona L11 leciała stąd dalej prosto ku miejscowości Gmund, będącej bramą do Maltatal. Doliny przewidzianej na nasz poniedziałkowy etap. Tymczasem musieliśmy skręcić w wąską i stromą uliczkę biegnącą pomiędzy domostwami mieszkańców Treffling. Już w samej wiosce stromizna była niczego sobie. Pierwszy kilometr ze średnią 10,3%. Za nim go skończyłem minąłem pierwszy z jedenastu wiraży na górskiej dróżce. Kolejne trzy kilometry były jeszcze trudniejsze. Na stravie wyróżniono segment o długości 3,66 kilometra pomiędzy dawnym punktem poboru opłat a Hubertuskapelle ze średnią stromizną aż 11,8%. Przejechałem to w średnim tempie 9 km/h. Jeśli nie przeszacowano tu przewyższenia to oznaczało VAM na poziomie 1066 m/h. Adek wycisną nawet 1213 m/h czyli niczym ja za swych najlepszych lat. Dopiero w tej okolicy pojawiła się budka z punktem poboru opłat, która według „zapowiedzi” miała stać w połowie czwartego kilometra. Na tej górze „zmotoryzowani” płacą 8 Euro. Jakiś kilometr za kaplicą św. Huberta droga wyskoczyła z lasu między górskie łąki, więc po prawej stronie drogi pojawiły się ładne widoczki na Millstätter See i wszelkie pasma górskie piętrzące się na południe od niego. Na ostatnich kilometrach nachylenie zeszło w okolice 9%. Odsłonięte odcinki przeplatały się z leśnymi, zaś wąska szosa zawinęła się jeszcze pięć razy na serpentynach.

W końcu po 11,2 kilometra od startu dotarłem do rozdroża i bez namysłu odbiłem w lewo ku Hanbauerhutte. Okazało się, że przeszło sześć minut wcześniej to samo uczynił Adriano. Tym samym obaj zakończyliśmy tą wspinaczkę na wysokości „tylko” 1680 metrów n.p.m. Ostatnie kilkaset metrów z przejazdem przez dwa drewniane mostki przeleciałem z prędkością dochodzącą do 25 km/h. Na tle wcześniejszych kilometrów ta końcówka była już tylko „luzackim” falsopiano. Segment o długości 11,63 kilometra przejechałem w 1h 05:25 (avs. 10,7 km/h) co dało VAM na umiarkowanym poziomie 972 m/h. Adrian dał radę pokonać tą górę w czasie poniżej godziny. Uzyskał tu wynik 59:06 (avs. 11,8 km/h & VAM 1076 m/h). Patrząc na te wszystkie dane, iż jak dotąd swój podjazd do Hanbauerhutte zarejestrowało ledwie 57 użytkowników stravy, zaś dojazd do nieco niżej położonego rozdroża wciąż niewiele bo łącznie z nami 127 osób. Dla porównania na wspomnianym już podjeździe pod Gerlitzen Alpenstrasse lista rankingowa zawiera już nieco ponad 1000 nazwisk. Tym samym nasze niedzielne wjazdy należały do najszybszych w sezonie 2022. Przy czym Adek został zeszłorocznym „królem” tej góry. Na mecie ujrzałem go wypoczywającego już na polance bezpośrednio pod rodzinną restauracją prowadzoną od roku 1962 przez familię Unterlechner. Owa „górska chata” otwierana jest tylko w okresie od Zielonych Świątków do października. W swej ofercie ma gorące posiłki od domowych wypieków po dziczyznę. Zapewne gro jej klientów stanowią górscy piechurzy, którzy z tutejszego parkingu wybierają się ku szczytom Millstätter Alpe. Najbliżej rzecz jasna mają na Tschiernock. Wystarczy pokonać trasę Gamsbrunndlweg o długości 2,8 kilometra i przewyższeniu 408 metrów. My tym razem zrezygnowaliśmy się ze zwyczajowego zestawu „kawa & ciastko”. Dzięki temu po zjeździe do Seeboden zdążyliśmy zrobić szybkie zakupy spożywce we wspomnianym sklepie.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7754451417

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7754451417

TSCHIERNOCK by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/7751977679

ZDJĘCIA

Tschiernock_01

FILM