Col des Pitons N
Autor: admin o poniedziałek 3. czerwca 2024
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Collonges-sous-Saleve
Wysokość: 1358 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 880 metrów
Długość: 11,9 kilometra
Średnie nachylenie: 7,4 %
Maksymalne nachylenie: 16 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W poniedziałek pognaliśmy jeszcze dalej na północ niż w niedzielę. Tym razem samochodowa wycieczka liczyła sobie 90 kilometrów. Kierunek Szwajcaria, ale przystanek tuż przed granicą. Naszym celem był tym razem masyw Mont Saleve. Nazywany „Balkonem Genewskim”, choć w całości ulokowany w granicach Francji. Pasmo to ma w prostej linii długość 21 kilometrów i ciągnie się od Pont de la Caille na południowym-zachodzie po Étrembières na północnym-wschodzie. Jego najwyższym wierzchołkiem jest szczyt Gran Piton wnoszący się na wysokość 1379 metrów n.p.m. A zatem dobre tysiąc metrów powyżej poziomu transgranicznej aglomeracji genewskiej oraz wód Lac Leman czyli największego jeziora Alp i całej Europy Zachodniej. Góry te od zachodu graniczą z Jurą, od południa z masywem Bornes, zaś od wschodu z Massif du Chablais. Geograficznie zaliczane są do francuskich Prealp. Tym niemniej pod względem geologicznym mają jurajskie pochodzenie. Strome północne zbocza Mont Saleve są miejscem narodzin wspinaczki skałkowej. Francuska nazwa tego sportu pochodzi zresztą od tutejszego wąwozu Grande Varappe. Kolarze szosowi również znają te strony. Tour de France przemierzał ów górski rewir już czterokrotnie.
Centralnym punktem tych gór jest Col de la Croisette (1175 m. n.p.m.). Przełęcz, na której schodzą się wszystkie cztery drogi biegnące przez główny grzbiet masywu. Prowadzi na nią stroma północna droga z Collonges-sous-Saleve, jak również łagodniejsza południowa z miejscowości La Muraz. Zachodni szlak na Croisette przebiega obok szczytu Grand Piton, zaś wschodni mija Grand Saleve, przez co z obu tych kierunków na przełęcz wpada się po krótkim zjeździe. Uczestnicy tegorocznego Criterium du Dauphine na ostatnim etapie przejechali wszystkie te punkty na odcinku między Mornex a Cruseilles czyli jadąc ze wschodu na zachód. Owego dnia „Delfinat” najwyraźniej deptał nam po piętach. Wszak niedługo po starcie kolarze zaliczyli północny wjazd na Col de la Froclaz-de-Montin. W środkowej fazie etapu przejechali przez Mont Saleve, zaś finałowa wspinaczka zawiodła ich na również nam znajomy płaskowyż Glieres. Wspomniałem już, że po drogach tego masywu śmigał też i to nie raz peleton TdF. Wyścig Dookoła Francji po raz pierwszy zajrzał tu w roku 1973. Trzykrotnie organizatorzy „Wielkiej Pętli” nie mieli dla kolarzy żadnej litości, bowiem „zaproponowali” im najtrudniejszą północną wspinaczkę, po której następował zjazdu w kierunku wschodnim. Raz dla odmiany podjeżdżano od strony wschodniej, aby następnie zjechać na południe.
W latach 1973 i 1974 „sztywne” podjazdy na Mont Saleve przez Col de la Croisette były kluczowymi punktami górskich etapów nr 7a i nr 9, których mety wyznaczano 20-30 kilometrów dalej w miejscowości Gaillard. Na pierwszym z tych odcinków nie miał sobie równych Luis Ocana, który na tej górze zgubił wszystkich rywali, po czym dojechał do mety z przewagą 53 sekund nad 8-osobową grupą pościgową. Rok później tą samą premię górską znów wygrał Hiszpan. Tym niemniej Gonzalo Aja nie był w stanie poprzeć tego sukcesu cenniejszą wygraną etapową. Na kresce w Gaillard był zaledwie piąty. To znaczy ostatni z grupki, którą na metę przyprowadził niezrównany Eddy Merckx. Przy kolejnych okazjach Mont Saleve pełniła już bardziej poślednie role. Wschodni podjazd z roku 1981 jako pierwszy ukończył Belg Hendrik Devos, co nie miało większego znaczenia, bowiem do mety w Morzine brakowało blisko 150 kilometrów. Stromy podjazd północny powrócił do programu TdF w sezonie 1992. Niemniej na maratońskim etapie do Saint-Gervais usytuowany był dobre 80 kilometrów od mety. Francuz Fabrice Philipot wygrał tą premię górską, lecz na mecie niczym Aja był tylko piąty. Z triumfu cieszył się Szwajcar Rolf Jarmann, który w dwójkowym sprincie pewnie ograł słynnego Pedro Delgado.
Dzięki skorzystaniu z autostrady A41 dojazd zabrał nam nieco ponad godzinę. Wjechawszy do miasteczka wzorem wielu innych kierowców zaparkowaliśmy na gruntowym poboczu Route de Collonges, która w tym miejscu dosłownie przylega do szwajcarskiej granicy. Tuż po dziesiątej się tam rozpadało, co nieco opóźniło rozpoczęcie trzeciego etapu. Podjazd zaczęliśmy od ronda przy Route de Geneve wjeżdżając na drogę D145. Według cyclingcols podjazd z Collonges na Croisette liczy sobie tylko 6,6 kilometra, lecz ma średnie nachylenie aż 10,6%. My do wioski Le Coin dojechaliśmy jednak nie po dwóch, lecz dopiero po trzech kilometrach zatem nasza wersja owej wspinaczki miała 7,6 kilometra i przeciętną 9,2%. Tym niemniej ostatnie 4,5 kilometra mieliśmy już te same co na załączonym profilu. Na dolnym odcinku straszył nas widok pionowych ścian masywu. Można się było zastawiać jakim sposobem dostaniemy się na samą górę. Odpowiedzią na tą zagadkę jest droga D45, na której trzy najtrudniejsze kilometry męczą średnią stromizną rzędu aż 12,2%. Zresztą do ostatnich metrów Croisette było ciężko. Daniel jechał na twardszym przełożeniu przepychając swe 39/30. Tego dnia był jednak mocniejszy, więc nieco mi odjechał. Na przełęczy traciłem do niego około 20 sekund.
Po zakręcie prawo i wjeździe na szosę D41a do końca wspinaczki brakowało jeszcze ponad czterech kilometrów. Podjazd stał się znacznie łatwiejszy. Nachylenie początkowo trzymało na poziomie 5-6%, zaś pod koniec spadło do raptem 2-3%. Niemniej dość mocno wiało, a do tego jeszcze znów zaczęło padać. Nogi miałem ubite wcześniejszą stromizną, więc mimo luźniejszego terenu wcale nie jechało mi się komfortowo. Na stromym byliśmy w stanie jechać z prędkością ledwie 9 km/h. Natomiast na finałowym odcinku niemal dwa razy szybciej. Odrobiłem swą niewielką stratę kolegi. Nie wykluczam, że za jego przyzwoleniem. Do najwyższego punktu drogi dojechaliśmy razem w czasie przeszło 56 minut. Zatrzymaliśmy się przy tablicy z napisem „Col de Pitons 1335 m”. Niemniej poziomice map sugerują, iż de facto zajechaliśmy przeszło 20 metrów wyżej. Szczyt Le Grand Piton mieliśmy po prawej stronie drogi. Niestety niewidoczny dla naszych oczu, gdyż ukryty za drzewami. Niebiosa też nam nie sprzyjały. Temperatura spadła do 12-13 stopni. Do tego na wietrze mocno zacinał deszcz. Wychłodzeni po pierwszych kilometrach zjazdu dotarliśmy na Col de la Croisette. Tam postanowiliśmy się schronić w jednym z lokali gastronomicznych. Wpadliśmy zatem na kawę do Auberge de Montagnards, gdzie spędziliśmy niemal pół godziny czekając na poprawę pogody.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/11563023005
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11563023005
COL DES PITONS by DANIEL SZAJNA
https://www.strava.com/activities/11563198719
ZDJĘCIA
FILM