Valle d’Aosta & Liguria
Autor: admin o piątek 15. listopada 2024
Z uwagi na Letnie Igrzyska Olimpijskie, które po stu latach wróciły do Paryża organizatorzy Tour de France poczuli się zmuszeni do zorganizowania finału „Wielkiej Pętli” z dala od francuskiej stolicy. Ich wybór padł na 350-tysięczną Niceę. Miasto o bogatej kolarskiej tradycji. Położone na Lazurowym Wybrzeżu, lecz bliskie wymagającym podjazdom w Alpach Nadmorskich. Ta okoliczność zrodziła zaś w głowie mojej Iwony śmiały pomysł na wspólne dwutygodniowe wakacje. Rzekła m/w te słowa: połączmy wypad nad Morze Śródziemne z obserwacją ostatnich dni TdF w bajkowych okolicznościach przyrody. Nie muszę nikogo przekonywać, iż ten pomysł wielce mi się spodobał. Z ochotą zabrałem się więc do zaplanowania owej wycieczki w jej najdrobniejszych szczegółach. Przyjęliśmy sobie dwa główne założenia. Primo: będziemy mieszkać we Włoszech, a nie we Francji. Secundo: cały wyjazd podzielimy na tydzień w górach i tydzień nad morzem. Znalazłem nam zatem dwie bazy noclegowe. Pierwszą w Dolinie Aosty, zaś drugą w Ligurii blisko włosko-francuskiej granicy, by kilka razy wyskoczyć za miedzę na spotkanie z Tourem i nie tylko. Do Aosty pojechaliśmy we dwoje już po raz trzeci. Pierwszy raz zawitaliśmy tam w roku 2010. Wpadliśmy tam na pięć dni w trakcie długiej podróży wiodącej przez niemal całe włoskie Alpy od Południowego Tyrolu po południowe kresy Piemontu. W 2019 roku ten najmniejszy z dwudziestu włoskich regionów był zaś wyłącznym celem naszych 10-dniowych alpejskich wakacji.
Tym razem na kolejną eksplorację aostańskich szlaków oraz zamków daliśmy sobie niecały tydzień. Inaczej niż przed pięciu laty spokojniej podeszliśmy do tematu długiej i wyczerpującej podróży ku tej górskiej krainie. Wystartowaliśmy w piątkowy poranek 12 lipca i dla większego komfortu zaplanowaliśmy sobie nocleg w Niemczech, na terenie Hesji. Do naszego celu czyli wioski Porossan, położonej 3 kilometry na północ od Aosty, dojechaliśmy w sobotnie popołudnie. Następnie od niedzieli do czwartku poznawaliśmy rozmaite atrakcje regionu. Dreptaliśmy zatem po górskich ścieżkach wokół Lac de Places de Moulin, Chamois i Combes oraz chodziliśmy po komnatach świeżo odrestaurowanego zamku Aymavilles i rozlicznych piętrach imponującego Fortu Bard. Pomimo tych zajęć codziennie udawało mi się znaleźć dwie lub trzy godzinki z hakiem na realizowanie swych kolarskich ambicji. Jak dla mnie był to już piąty wypad do Aosty, wliczając wizyty z lat 2013 i 2021 w towarzystwie kolegów-cyklistów. Przed sezonem 2024 zdążyłem poznać w tych stronach już 29 premii górskich. Niemniej w tym malutkim regionie jest około 50 podjazdów na miarę pierwszej czy najwyższej kategorii. Stąd bez trudu znalazłem sobie nowe wyzwania i to bez konieczności oddalania się na więcej niż kilkanaście kilometrów od naszej bazy noclegowej. Zaliczyłem sześć kolejnych wzniesień. Trzy z nich tj. Blavy, Ollomont-Glassier i Val Clavalite były dla mnie nowością. Niemniej pozostałe „szczyty” czyli: Pila, Saint-Barthelemy (Porliod) i Druges odwiedziłem ponownie po czternastu latach. Tym razem zdobywając je alternatywnymi (nieco łatwiejszymi niż wcześniej) drogami.
Piątkowe popołudnie 19 lipca przeznaczyliśmy na podróż ku drugiej czyli nadmorskiej bazie noclegowej. Mieliśmy do pokonania przeszło 350 kilometrów, w dużej mierze wiodące przez rozgrzane do 35 stopni równiny Piemontu. Pod wieczór dotarliśmy do liguryjskiej Seborgi. Samozwańczego Księstwa położonego jakieś 500 metrów ponad wodami Morza Śródziemnego i w odległości 12 kilometrów od miasta Bordighera. Oba weekendowe dni spędziliśmy we Francji przy trasach przedostatniego i ostatniego etapu Tour de France. W sobotę poczekaliśmy na przyjazd asów światowego peletonu w Moulinet. Wiosce leżącej z grubsza na półmetku południowego podjazdu pod Col de Turini. Natomiast w niedzielę wybraliśmy się do Nicei, by wykazując się jeszcze większą cierpliwością niż dzień wcześniej ujrzeć wszystkich uczestników wyścigów, którzy przetrwali wcześniejsze 20 dni zmagań. Zaczailiśmy się na nich przy Promenadzie Anglików w miejscu oddalonym jakieś 4 kilometry od mety czasówki. W kolejnym tygodniu opuściliśmy Italię jeszcze dwukrotnie, po ty by zwiedzić słynące z produkcji perfum Grasse oraz ociekające bogactwem Księstwo Monako. W pozostałe dni trzymaliśmy się już włoskiej ziemi zwiedzając urokliwe miasteczka w zachodniej części Riviera Ponente, z których szczególnie przypadły nam do gustu: Apricale i Dolceacqua. Znalazłem też czas by dorzucić kolejnych 5 podjazdów do swego liguryjskiego dorobku z lat 2011 i 2014-15, który dotychczas obejmował 11 wzniesień. Podobnie jak w Aoście trafiły się wśród nich kompletne nowości czyli: Ghimbegna, Monte Bignone i przydomowa Seborga. Poza tym zaliczyłem powroty do miejsc poznanych przed dziewięciu laty. Wjechałem bowiem na Monte Ceppo i Colle d’Oggia, lecz od innej strony niż we wrześniu 2015 roku.
W trakcie owych dwóch włoskich tygodni niewiele dystansu przejechałem. Nabiłem tu raptem 353,5 kilometra. Nie więcej niż w dobry letni tydzień na kaszubskich szosach. Tym niemniej w pionie nabiłem całkiem godne 11.414 metrów co daje średnią ponad tysiąc na jeden podjazd, choć ową przeciętną wyraźnie zaniżyła luźna górka drugiej kategorii w postaci „książęcej” Seborgi. Spośród moich lipcowych górek pięć miało przewyższenie ponad 1000 metrów. Największą amplitudę miałem do przerobienia podczas wspinaczki do świętego Bartłomieja. Kolejne pod tym względem były Pila i Monte Bignone. Dwa podjazdy trzymały przez co najmniej 20 kilometrów. Pierwsza trójka zestawieniu najdłuższych składała się ze wspomnianych już trzech wzniesień. Tu również Saint-Barthelemy był numerem jeden, acz Bignone okazało się dłuższe niż Pila. Na tych wakacjach nie katowałem się szczególnie wymagającymi wspinaczkami. Żadna z owej jedenastki nie wskoczyła do pierwszej „setki” moich najtrudniejszych podjazdów. Według strony „climbfinder” najbardziej wymagający był niespełna 10-kilometrowy, lecz bardzo stromy szlak pod Val Clavalite wart 1060 punktów. Na co najmniej 900 oczek wyceniono tam jeszcze: Saint-Barthelemy, Monte Ceppo, Pila oraz Monte Bignone, którą zacząłem z gwarnych ulic Sanremo.
Mój rozkład jazdy:
14.07 – Blavy
15.07 – Ollomont / Glassier
16.07 – Pila (from Gressan)
17.07 – Saint-Barthelemy / Porliod (from Quart)
18.07 – Druges (from Saint-Marcel)
19.07 – Val Clavalite
20-21.07 – Weekend z Tour de France
22.07 – Passo di Ghimbegna
23.07 – Monte Bignone
24.07 – Seborga
25.07 – Monte Ceppo (from Molini di Triora)
26.07 – Colle d’Oggia (from Badalucco)