banner daniela marszałka

Lachat

Autor: admin o niedziela 11. czerwca 2017

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1925 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1470 metrów

Długość: 18,5 kilometra

Średnie nachylenie: 7,9 %

Maksymalne nachylenie: 11,3 %

PROFIL

SCENA

Początek w Notre-Dame de Briancon (Sabaudia). To mała wioska z przystankiem kolei SNCF obsługiwanym przez regionalne pociągi Rhone-Alpes. Na mapie znaleźć ją można pomiędzy nieco większymi wsiami Feissons-sur-Isere (na północy) i La Lechere (na południu). Dojeżdżając tu od strony Albertville trzeba przejechać niespełna 20 kilometrów. Drogę krajową N90 należy wówczas opuścić na zjeździe nr 37 czyli o jeden wcześniej niż wtedy gdy wybieramy się do Aigueblanche czy Valmorel. Natomiast jadąc od strony Moutiers mamy do pokonania ledwie 9 kilometrów. Ze wspomnianej krajówki trzeba zjechać na drogę D990 w okolicy La Lechere. Wspomniana wioska leży niemal w całości na prawym brzegu Izery. Niemniej sam podjazd zaczyna się na lewym brzegu owej rzeki, stąd tuż przed dworcem kolejowym trzeba skręcić w lewo w kierunku mostu, który przeprowadzi nas na drugą stronę. Pierwsza połowa podjazdu do Chalet Lachat biegnie po regionalnej drodze D213 i jest tożsama z dolną częścią północnej wspinaczki pod Col de la Madeleine (1993 m. n.p.m.). Słynną z racji częstego występowania na trasach Tour de France. Przez tą przełęcz biegnie jedyną przeprawa drogowa łącząca doliny Tarentaise i Maurienne na odcinku między górskimi masywami Lauziere (na zachodzie) i Vanoise (na wschodzie). Peleton „Wielkiej Pętli” przejechał przez nią już 25 razy, w tym 12-krotnie od północnej strony. Po raz pierwszy w roku 1969 na etapie z Chamonix do Briancon, kiedy to jej zdobywcą został Bask Andres Gandarias. Potem trzykrotnie zdobywali ją Belg Lucien Van Impe i Francuz Richard Virenque. Ostatni raz północnym szlakiem podjeżdżano w 2012 roku, gdy górską premię wygrał Słowak Peter Velits. Potem jeszcze w 2013 roku, lecz od południowej strony najszybciej wjechał tu Francuz Pierre Rolland.

Niemniej chcąc dotrzeć do Lachat szlak ku „Magdalenie” trzeba opuścić na wysokości około 1020 metrów n.p.m. To znaczy w połowie dziesiątego kilometra wspinaczki, tuż przed wsią Villard-Benoit. W tym momencie wjeżdża się na znacznie węższą i bardziej stromą dróżkę. Prowadzi ona na zachód ku szczytom górskiej grupy Lauziere. Na wprost za metą podjazdu znajduje się wierzchołek Point de Combe Bronsin o wysokości identycznej jak nasze Rysy czyli 2499 metrów n.p.m. Przy owej bocznej drodze spotkamy tylko jedną ludzką osadę. To znaczy Le Biollay pod koniec dwunastego kilometra wspinaczki. Droga do gospodarstwa Lachat jest nie tylko ciasna i stroma, lecz również bardzo kręta. Przede wszystkim na ostatnich pięciu kilometrach. Od chwili zjazdu z szosy D213 do szczytu trzeba pokonać aż 18 wiraży. Natomiast poniżej Villard-Benoit na odcinku o podobnej długości jest ich o połowę mniej. W sumie więc owa wspinaczka składa się jakby z dwóch różnych połówek. Najpierw mamy segment o długości 9,4 kilometra i średnim nachyleniu 6,5% przy max. 10,9%. Fragment bynajmniej niełatwy, szczególnie na pierwszych trzech kilometrach. Prowadzący po szerokiej szosie, acz z nieregularnym nachyleniem. Potem przychodzi pora na typowo górską i nieustannie stromą wspinaczkę. To znaczy na sektor o wymiarach 9,1 kilometra ze średnią aż 9,6% i maksymalną stromizną na poziomie 11,3%. Tym niemniej jest to z kolei odcinek o bardzo regularnym nachyleniu. Niemal cały czas w pobliżu 10%. Ze względów logistycznych nie zawita tu nigdy żaden większy wyścig. Szosa jest na tyle wąska, że samochody osobowe miałyby problem z mijaniem się czy wyprzedzaniem. Natomiast placyk na szczycie wzniesienia pomieścić mógłby co najwyżej uczestników jakiejś lokalnej imprezy.

AKCJA

Gdy tylko autokary zespołów biorących udział w Criterium du Dauphine odblokowały Aleję Strzelców Alpejskich ruszyliśmy z powrotem ku dolinie Tarentaise. Dojechawszy do Notre-Dame-de Briancon przejechaliśmy mostek nad Izerą i znaleźliśmy sobie ciche miejsce na postój w alejce biegnącej równolegle z drogą D213. Tu przynajmniej lekka bryza od strony wartkiej i zimnej rzeki nieco orzeźwiała nas przed startem do kolejnej wspinaczki w upalnych warunkach. Już czwarty dzień z rzędu zmagaliśmy się z upałem. Tym razem na starcie mieliśmy 33 stopni. W trakcie jazdy maksymalna temperatura sięgnęła 36! Natomiast na mecie mimo sporej wysokości mój licznik zanotował aż 31. Na spotkanie z Madeleine vel Lachat ruszyliśmy we czterech. Darek na ten dzień opracował swój prywatny grafik zajęć. W zasadzie odwrócił wcześniej zaplanowaną kolejność zdarzeń. To znaczy już przed godziną jedenastą wybrał się na Valmorel, by następnie kwadrans po czternastej rozpocząć znacznie trudniejszy pojedynek z olbrzymem Lachat. Tymczasem my zaczęliśmy jazdę o godzinie 12:31 z mostu nad Izerą. Niemniej wspinaczka tak naprawdę zaczęła się dopiero po dwustu metrach od tego miejsca. Początkowo jechaliśmy razem czyli we czwórkę. Ja i Romek zaliczyliśmy już tą stronę Madeleine w 2013 roku, więc naszym celem było Lachat. Ku słynnej „Magdalenie” wybierali się za to Pedro i Tommy. Żar lejący się z nieba nie zachęcał do szybkiej jazdy. Podobnie jak świadomość jak trudna ma być druga połowa tego wzniesienia. Przeto pasowało nam nieco wolniejsze tempo Piotr i Tomka. Po pierwszych 500 metrach wspinaczki dojechaliśmy do miejsca gdzie nasz szlak połączył się z drogą D66 biegnącą z Feissons-sur-Isere. Niespełna 400 metrów dalej w okolicy pierwszej serpentyny stromizna po raz pierwszy przekroczyła 10%.

Trzy wiraże dalej czyli na początku trzeciego kilometra definitywnie rozstaliśmy się z naszymi kolegami życząc im powodzenia na długiej drodze ku Col de la Madeleine. Nasi kompani mieli do pokonania przeszło 25 kilometrów ze średnim nachyleniem 6,3% i przewyższeniem netto blisko 1600 metrów! Tymczasem w połowie trzeciego kilometra stromizna sięgnęła już poziomu 10,9%. Niemniej już na czwartym znacząco odpuściło. Na siódmej serpentynie (3,2 km) mieliśmy pierwszą okazję do skoku w bok. Pikanterii temu rozjazdowi dodawał fakt, iż skręt w prawo był na wioskę o lingwistycznie dwuznacznej nazwie Pussy. Gdybyśmy wybrali wiodącą ku niej drogę D213a skończylibyśmy wspinaczkę co najwyżej w osadzie Les Foyeres na wysokości 1150 metrów n.p.m. My jednak musieliśmy odbić w lewo i nadal trzymać się szosy D213, która następnie przez długie 3500 metrów wiodła niemal prosto w kierunku południowym. Całe szczęście, że choć otoczenie drogi było mocno zalesione. Dzięki temu upał nie był skrajnie dokuczliwy. Nachylenie stopniowo łagodniało. O ile na czwartym i piątym kilometrze chwilowo sięgało jeszcze 9%, o tyle począwszy od kilometra szóstego nie wychylało się już powyżej 8%. Co więcej na przełomie ósmego i dziewiątego kilometra trafił się nam nawet zupełnie płaski odcinek. Nieco wcześniej, bo po przebyciu 7,4 kilometra od początku wspinaczki minęliśmy drugą boczną drogę w prawo. Ta z kolei wiedzie najpierw do wioski Bonneval, zaś ostatecznie kończy się na poziomie 1490 metrów n.p.m. To jeszcze nie była nasza bramka do górskiej dziczy. Znów pojechaliśmy prosto, wkrótce przejeżdżając przez wioskę Villard-Soffray (7,9 km). Dopiero w połowie dziesiątego kilometra tuż za łagodnym łukiem w prawo pojawiła się nasza ścieżka w nieznane czyli droga C5. Na szczęście bardzo dobrze oznakowana tzn.  informująca ile kilometrów zostało do wioski Le Biollay jak i samego Lachat.

Przeskok z łatwego fragmentu podjazdu na Col de la Madeleine na ten stromy szlak był dość drastyczny. Trzeba było wybrać właściwe przełożenie, znaleźć swój rytm jazdy i mieć nadzieję, iż nogi, serce i płuca to wytrzymają. Tu również, po przejechaniu 1300 metrów, pojawił się jeden rozjazd. Niemniej znak w lewo kierował na Lachat, więc nie było wątpliwości, w którą stronę musimy zdążać. Droga w prawo czyli C4 zawiodłaby nas do osady Mont d’en Haut, na wysokość ledwie 1440 metrów n.p.m. Jadąc na południe wkrótce dojechaliśmy do Le Biollay (11,8 km). Za tą wioską czekały nas trzy wiraże, po czym długi odcinek zawracający w kierunku północnym. Niezależnie jednak od tego czy było kręto czy też nie stromizna nie odpuszczała. Niemal bez przerwy trzymała na poziomie od 9 do 11%. Od połowy piętnastego kilometra minimalną ulgę przyniosła seria serpentyn. Na kolejnych 1800 metrach przejechaliśmy w sumie osiem wiraży. Pod koniec siedemnastego kilometra wspinaczki naszym oczom ukazał się widok na górskie szczyty masywu Lauziere. W połowie osiemnastego kilometra droga znów poczęła się wspinać zakosami. Romek zaczął nie wytrzymywać naszego dotychczasowego tempa. Ja zaś miałem jeszcze nieco sił w zanadrzu, więc postanowiłem wyrównać nasze sabaudzkie rachunki. Romano po stronie swych górskich aktywów mógł dotąd zapisać Joly i Bisanne, zaś ja jedynie Les Saisies. Przyśpieszyłem mając nadzieję, że do kresu szosy zostało nam już tylko kilkaset metrów. Liczyłem na to, że zobaczę metę za najbliższym zakrętem lub dwoma. Tymczasem na solo musiałem jeszcze przejechać 1100 metrów z czterema wirażami zanim ujrzałem Chalet Lachat. Wspinaczkę skończyłem po przejechaniu 18,6 kilometra (od mostu) w czasie 1h 37:19 (avs. 11,5 km/h). Według stravy ostatnie 8,8 kilometra pokonałem w 53:47 (avs. 9,8 km/h i VAM 990 m/h). Romkowi tego dnia wariował Garmin, więc nie załapał się do tego zestawienia. Stracił do mnie około 40 sekund. Natomiast Dario pokonał ten sam odcinek przejechał później w 55:30 (avs. 9,5 km/h), lecz należy pamiętać, iż w nogach miał już wtedy podjazd do Valmorel.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

www.strava.com/activities/1032123446

http://veloviewer.com/activities/1032123446

ZDJĘCIA

20170611_041

FILMY

20170611_160139