banner daniela marszałka

Col des Saisies

Autor: admin o czwartek 8. czerwca 2017

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1656 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 956 metrów

Długość: 15,2 kilometra

Średnie nachylenie: 6,3 %

Maksymalne nachylenie: 13,2 %

PROFIL

SCENA

Początek podjazdu na styku dróg D925 i D218b w pobliżu hotelu La Cascade. To miejsce znajduje się ledwie półtora kilometra na wschód od Villard-sur-Doron. „Cyclingcols” wymienia aż pięć opcji wjazdu na Col des Saisies, z czego trzy północno-zachodnie zaczynają się w dolinie rzeki L’Arly. Opcja wspinaczki wybrana przeze mnie została na tej stronie nazwana drogą południową, w odróżnieniu od wschodniej rozpoczynającej się w pobliskim Beaufort. Podjazd południowy w całości prowadzi po drodze D218b i łączy się ze wschodnim na wysokości 1220 metrów. To znaczy z naszej perspektywy w połowie dziewiątego kilometra, na końcu przeszło 400-metrowego zjazdu. To nieznaczne obniżenie terenu dzieli ten podjazd na dwie części. Dolna biegnie głównie w zalesionym terenie przy średnim nachyleniu od 5,5 do 7% i max. 8,9%. Górna faza wspinaczki prowadzi w przeważającej mierze wśród górskich łąk i jest nieco trudniejsza. Nachylenie poszczególnych kilometrów trzyma tu na poziomie od 6 do 8,5%, za wyjątkiem ostatniego kilometra, gdzie stromizna stopniowo zanika na ostatnich 500 metrach. Na ostatnich sześciu kilometrach tej wspinaczki nie brak dwucyfrowych wskazań licznikowego altimetra. Za najtrudniejszy uznać trzeba kilometr dwunasty, gdzie stromizna w dwóch momentach przekracza nawet pułap 13%. Finał podjazdu znajduje się na terenie stacji narciarskiej Les Saisies. Miejscowość ta dysponuje 192 kilometrami tras zjazdowych. Urodził się w niej Franck Picard, mistrz olimpijski w supergigancie z Calgary-1988. Tym niemniej bardziej znana jest jako ośrodek narciarstwa klasycznego. Ma trasy biegowe o łącznej długości 120 kilometrów i co godne podkreślenia w trakcie Igrzysk Olimpijskich w Albertville to właśnie tu rozgrywano wszelkie biegi narciarskie oraz konkurencje biathlonowe.

Przełęcz Col des Saisies już 11 razy wystąpiła w roli górskiej premii na trasach Tour de France. Po raz pierwszy w 1979 roku, gdy wraz ze swą sąsiadką Cormet de Roselend zadebiutowała w trakcie etapu prowadzącego do stacji Les Menuires ponad Moutiers. Zarówno na przełęczy Saisies jak i Roselend jako pierwszy zameldował się wówczas Holender Henk Lubberding, acz do mety tego górskiego odcinka dojechał  kilkanaście minut po triumfującym Belgu Lucienie Van Impe. Saisies i Roselend często towarzyszą sobie w programie „Wielkiej Pętli”. Już siedmiokrotnie przejeżdżane były na tym samym etapie. Po raz ostatni w roku 2009 na trasie do Le Grand-Bornand, gdy na przełęczy Saisies najszybciej pojawił się Norweg Thor Hushovd. W międzyczasie premie górskie na Col des Saisies wygrywali m.in.  Hiszpan Pedro Delgado (1984) oraz Włosi: Claudio Chiappucci (1992) i Marco Pantani (2000). „Il Diablo” z zespołu Carrera rozpoczął tu swój wielokilometrowy rajd po zwycięstwo w Sestriere. Z kolei „Il Pirata” z Mercatone Uno uciekał przed peletonem prowadzonym przez US Postal w służbie Lance’a Armstronga. Po raz ostatni peleton TdF przejechał przez Les Saisies w 2016 roku. W zasadzie przemknął tylko, bo działo się to na zjeździe z Montee de Bisanne do Flumet, więc przy tej okazji premii górskiej tu nie wyznaczano. O ile Tour de France bywał w Les Saisies jedynie przejazdem, o tyle jego „dziecko” czyli Tour de l’Avenir w ostatnich latach finiszowało tu aż dwukrotnie. W 2012 roku podjeżdżano do tej stacji od południowej strony. Skrócony za sprawą złej pogody etap wygrał Kazachstańczyk Aleksiej Łucenko, który niedługo później sięgnął po młodzieżowe złoto na MŚ w Valkenburgu. Natomiast w naszym 2017 roku do mety w Les Saisies zmierzano wschodnim szlakiem. Zdecydowanie najmocniejszy okazał się Kolumbijczyk Egan Bernal, który drugiego na mecie Brytyjczyka James’a Knoxa wyprzedził o minutę. Dzięki temu zwycięstwu zdobył koszulkę lidera TdA, zaś dwa dni później poszedł w ślady Quintany, Chavesa i Lopeza triumfując w „generalce” tej imprezy.

AKCJA

Po zjeździe z Signal de Bisanne do Villard-sur-Doron spotkaliśmy się na parkingu pod Intermarche. Potwierdziliśmy swe wcześniejsze plany na kolejne godziny. Pedro i Tommy mieli już wolne. Natomiast pozostała trójka miała wkrótce rzucić resztki sił na zdobycie Col des Saisies. Podjazd na tą przełęcz, choć minimalnie dłuższy od pierwszego z pewnością jest łatwiejszy od Bisanne. Tym niemniej do łatwych nie należy skoro na Tour de France ma status premii górskiej pierwszej kategorii. Dodatkowo tego dnia musieliśmy zmagać się z wysoką temperaturą. Na starcie do drugiego tego dnia górskiego odcinka mój licznik pokazywał aż 33 stopni. W trakcie owej wspinaczki upał niewiele zelżał, bowiem minimum wyniosło 27, zaś na samej przełęczy około godziny szesnastej zanotowałem 29 stopni. Darek potrzebował między górami przerwy niż 20 minut. Wolny czas chciał spożytkować na dłuższy pobyt w strefie bufetu. Dlatego też nie ruszyliśmy wszyscy trzej o jednej porze. Ja wraz z Romkiem wystartowałem już o 14:50, po tym jak na rowerach pokonaliśmy krótki odcinek w dolinie. Darek z Tomkiem podjechali do podnóża Col des Saisies samochodem i zatrzymali się w strefie piknikowej przed wioską La Pierre. Ostatecznie Dario ruszył pod górę o godzinie 15:20. W tym momencie Romek i ja byliśmy już niemal w połowie owej wspinaczki.

Sam podjazd zgodnie z oczekiwaniami nie był szczególnie trudny. Niemniej z uwagi na palące słońce nie forsowaliśmy tempa. W tych ciężkich warunkach łatwo można było się odwodnić. Na szczęście w dolnej części podjazdu nie brakowało okazji ku temu by schować się, choć na chwilę w cienie drzew pokrywające skraj szosy. Jechaliśmy zgodnie, acz z czasem dało się wyczuć, iż tym razem to Romek ma nieco większe problemy. Według stravy na dolnym segmencie o długości 7,7 kilometra i przewyższeniu 528 metrów byłem szybszy od kolegi o 14 sekund. Niemniej nie w głowie były mi śmiałe ucieczki, więc na krótkim zjeździe pozwoliłem się dojść. Na końcu tego szybkiego odcinka należało odbić w lewo, aby uniknąć dalszego zjazdu ku Hauteluce. Spadek o nachyleniu 5%, szybko przeszedł w stromą ściankę o nachyleniu ponad 12%. Tak gwałtowna zmiana terenu nieco zablokowała Romka i chcąc nie chcąc wkrótce znów sam jechałem ku przełęczy. Czułem się dość dobrze i mogłem trzymać równe, acz niezbyt szybkie tempo. W górnej połówce wzniesienia teren był już z reguły odsłonięty. Trasa prowadziła długi prostymi. Zresztą na całej tej górze wszystkie wiraże da się zliczyć na palcach obu rąk. Jest ich w sumie dziewięć, z czego sześć do półmetka i trzy powyżej. Minąłem wioskę czyli Les Culas (11,5 km), zaś na wjeździe do Les Saisies (13,9 km) dochodzącą z lewej strony Route du Mont Bisanne.

W samej końcówce zorientowałem się, że Romano odżył i chce mnie zaskoczyć śmiałym kontratakiem. Uznałem, że po dwóch „przegranych” na Joly i Bisanne mam prawo do małego rewanżu. Na wypłaszczonej końcówce przyśpieszyłem do 27 km/h i do mety dojechałem z przewagą 15 sekund. Według stravy cały podjazd o długości 15,2 kilometra i przewyższeniu 946 metrów przejechałem w 1h 05:48 (avs. 13,9 km/h i VAM tylko 863 m/h). Romek wjechał na przełęcz w 1h 06:03, zaś Dario uzyskał czas netto 1h 08:39. Co ciekawe aktualnym liderem na stravie jest nasz Michał Kwiatkowski, który dosłownie trzy dni później w początkowej fazie ósmego etapu Criterium du Dauphine przejechał południową Col des Saisies w 38:28. Czołówka peletonu gnała tu ze średnią prędkością blisko 24 km/h. Darka spotkaliśmy podjeżdżającego „na pełnych obrotach” w trakcie czwartego kilometra naszego zjazdu. Dlatego później nieco się dziwiłem jak długo musimy na niego z Tomkiem czekać w naszej miejscówce pod La Pierre. Okazało się, że Dario „zaginął” w słusznej sprawie. Wjechawszy do stacji, po krótkim postoju, znalazł sobie jeszcze coś na deser po dwóch czwartkowych daniach głównych. Wpadł bowiem na trop węższej, acz nadal asfaltowej Route des Cretes wiodącej z Les Saisies na wschód, ku wyżej położonej Col de la Lezette (1786 m. n.p.m.). Tym samym dodał sobie dwa kilometry wspinaczki i jakieś 130 metrów w pionie. Dzięki temu jako jedyny wśród nas zaliczył tego dnia dwa podjazdy o amplitudzie ponad 1000 metrów. Tymczasem mój dzienny przebieg na ósmym etapie wyprawy wyniósł 61,5 kilometra z łącznym przewyższeniem 2311 metrów.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

www.strava.com/activities/1027260159

http://veloviewer.com/activities/1027260159

ZDJĘCIA

20170608_100

FILMY

20170608_163633

20170608_164935