banner daniela marszałka

Col de Tentes

Autor: admin o czwartek 7. czerwca 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 2208 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1524 metry

Długość: 29,2 kilometra

Średnie nachylenie: 5,2 %

Maksymalne nachylenie: 12,3 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W czwartek się wypogodziło, dzięki czemu w przyjaznych okolicznościach przyrody mogliśmy zapolować na „grubego zwierza”. To znaczy na kolarskie szczyty położone na wysokości ponad 2000 metrów n.p.m. W rejonie Argeles-Gazost czekały na nas trzy aż tak wyniosłe sztuki. Leżąca na granicy z Hiszpanią Port de Boucharo (2270 m. n.p.m.), kultowa w kolarskim światku Col du Tourmalet (2115 m. n.p.m.) oraz zjawiskowa pod względem naturalnej urody Cirque de Troumouse (2100 m. n.p.m.). Podjazdy do każdego z tych trzech wysokogórskich celów najlepiej zacząć w miasteczku Luz-Saint-Sauveur, które jest też punktem startu do wspinaczki ku znanej z tras Tour de France stacji narciarskiej Luz-Ardiden. Dlatego zarówno w czwartek jak i piątek swój dzień zaczynałem od 19-kilometrowej podróży samochodem do Luz. Na trasę czwartego etapu wyjechałem w towarzystwie Darka, Krzyśka i Rafała. Mieliśmy zdobyć Boucharo i Troumouse. Jedynie Pedro postanowił zmierzyć się w tym dniu z Tourmalet. Nasz kolega opracował sobie dużą rundę z podjazdem na słynną przełęcz od strony zachodniej, zjazdem do Bagneres-de-Bigorre i powrotem do Argeles-Gazost przez teren pagórkowaty. Wyjechał z bazy przed dziewiątą, po czym na solo przejechał 102 kilometry z przewyższeniem 2255 metrów, w czasie netto poniżej 5 godzin. Tymczasem my do Luz dotarliśmy około dziesiątej, gdzie zatrzymaliśmy się po południowej stronie miasteczka na parkingu przeznaczonym dla gości Auberge Les Eaux Vives. Trafnie oceniliśmy, iż w dzień powszedni przed sezonem turystycznym to miejsce będzie puste do wieczora. Miejscówka była wymarzona, o krok od startu do niemal 32-kilometrowej wspinaczki pod Port de Boucharo. Największego z asfaltowych podjazdów we francuskich Pirenejach. Wzniesienia o amplitudzie blisko 1600 metrów! W tych górach większe przewyższenie można pokonać jedynie na szlaku z Ax-les-Thermes na Port d’Envalira czyli z finałem w Księstwie Andory.

Podjazd na Port de Boucharo można zacząć po obu stronach potoku Gave de Gavarnie. Wybór nie ma większego znaczenia, bowiem  drogi D921 i D12a łączą się już po 1200 metrach na XIX-wiecznym Pont Napoleon. Przez następne 18 kilometrów droga ku hiszpańskiej granicy, aż do miejscowości Gavarnie, biegnie pod szyldem D921. Potem przez kilkaset metrów trzeba skorzystać z szosy D128, zaś na sam koniec wybrać stromą i krętą D923. Przełęcz leży na styku masywów Mont Perdu i Vignemale. Drogę ku niej ukończono w roku 1969, lecz asfalt pociągnięto tylko od francuskiej strony. Poza tym w ostatnich latach wyłączono z ruchu zmechanizowanego jej dwa ostatnie kilometry, przez co autem można dziś dojechać jedynie na poziom Col des Tentes (2208 m. n.p.m.). Zastanawiałem się zatem na co warunki drogowe pozwolą nam amatorom kolarstwa. Podjazd do przełęczy Tentes czy Boucharo nigdy jeszcze nie został w pełni wykorzystany na znaczącym wyścigu kolarskim. Problem z realizacją takiej idei jest podobnej natury co w przypadku Pont d’Espagne. Końcówka tego wzniesienia leży na terenie Parku Narodowego. Co więcej w bezpośrednim pobliżu obu przełęczy znajduje się jeden z największych skarbów przyrodniczych Francji tzn. Cirque de Gavarnie. Przed ponad stu laty ochrzczony przez Victora Hugo mianem „Koloseum Natury”, zaś w roku 1997 wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To cyrk lodowcowy o szerokości 6 kilometrów i wypiętrzeniu około półtora tysiąca metrów, którego podstawa znajduje się na wysokości 1570 metrów n.p.m. Kocioł ten zwieńczają liczne wierzchołki o wysokości ponad 3000 metrów, w tym najwyższy Pic du Marbore (3248 m. n.p.m.). Z jego skał spada najwyższy wodospad Francji czyli dwustopniowy Cascade de Gavarnie o łącznej wysokości 422 metrów. Innym dziwem natury jest położona 2807 metrów n.p.m – szeroka na 40 i głęboka na 100 metrów – przerwa w górskiej ścianie zwana La Breche de Roland. Według legendy wykuł ją mieczem Durandal wczesnośredniowieczny hrabia-rycerz Roland.

Względy środowiskowe nigdy zawiodą wyścigu tak wielkiego jak Tour de France do końca tej drogi. Niemniej nieśmiała próba w tym rejonie została uczyniona nie dalej jak przed rokiem. Trzeci etap Route du Sud 2017 zakończył się bowiem w stacji narciarskiej Les Especieres na wysokości 1830 metrów n.p.m. Dokładnie trzy kilometry przed granicą Parc National des Pyrenees. Na tym górskim odcinku nasza czwartkowy góra nr 1 została poprzedzona wschodnim podjazdem pod Tourmalet oraz wspinaczką do Refuge de Gaborisse w pobliżu stacji Luz-Ardiden. Etap ten wygrał Francuz Pierre Rolland z przewagą 42 sekund nad doborowym trio: Gianni Moscon, Richard Carapaz i Rigoberto Uran. Piąty ze stratą 55 sekund finiszował Szwajcar Sylvain Diller, który ostatecznie wygrał cały ten wyścig. Niezależnie od tego jak wysoko miała nas ostatecznie zawieść ta wspinaczka czekał nas około 30-kilometrowy podjazd z przewyższeniem znacznie większym niż na Col d’Aubisque. Z respektu dla tego dystansu i trudnej końcówki wzniesienia swą jazdę zaczęliśmy na spokojnie. Pierwsze 19 kilometrów miały być stosunkowo łatwe, bowiem między Luz-Saint-Sauveur a Gavarnie mieliśmy do pokonania tylko 700 metrów w pionie. To zaś oznacza średnie nachylenie na poziomie 3,7%. Dla odmiany ostatnie 10 kilometrów przed Col de Tentes miały trzymać całkiem ostro, bo na średnim poziomie aż 8,2%. Po sześciu kilometrach minęliśmy elektrownie wodną w Pragneres. Na jedenastym kilometrze przejechaliśmy przez dużą wieś Gedre, leżącą u ujścia Gave de Heas do Gave de Gavarnie. Powyżej niej pokonaliśmy dwa wiraże by po 12 kilometrach od startu zobaczyć początek szosy D922, która niebawem miała nas zaprowadzić do Cirque de Troumouse.

Po trzynastu kilometrach wspinaczki nasza 4-osobowa zaczęła pękać na dwa pododdziały. Darek z Rafałem mocno rozgadali się na tyłach naszego „peletonu”, nie przejawiając ochoty do żwawszej jazdy. Ja wraz z Krzyśkiem zacząłem dyktować bardziej solidne tempo i stopniowo rozstaliśmy się ze swoimi „zaspanymi” kolegami. Droga nadal wspinała się łagodnie pozostając na prawym brzegu Gave de Gavarnie. Na początku piętnastego kilometra minęliśmy głazy znane pod nazwą Chaos de Coumely. Jak wynika z aplikacji View Flybys po 17 kilometrach jazdy w końcu ożywił się Dario. Porzucił towarzystwo Rafała i w szybkim tempie zaczął odrabiać swą stratę do prowadzącej dwójki. Do Gavarnie (18,4 km) dojechałem wraz z Chrisem w niespełna 59 minut. Według stravy segment o długości 7,79 kilometra między Gedre a Gavarnie przejechaliśmy zaś w 26:35 (avs. 17,6 km/h z VAM 768 m/h). Darek w tym miejscu tracił do nas 1:15, zaś Rafa 2:45. Kolejne 800 metrów na drodze D128 były niemal płaskie. Jednak ta lekka melodia zmieniła się już na następnym wirażu. Trzeba było skręcić w lewo i wjechać na górską szosę D923. Kolejne trudne kilometry odmierzały nam drogowe tablice o wyglądzie znajomym z innych pirenejskich wzniesień. Ich oznaczenie sugerowało, że nasza wspinaczka skończy się na Col de Tentes. W połowie dwudziestego kilometra minęliśmy niewielką Cascade de Holle. Zaoszczędziwszy sporo energii na pierwszych dwóch tercjach tego podjazdu postanowiłem w końcu przyśpieszyć. Zmiana rytmu jazdy jak i nachylenia drogi nieco podcięła nogi Krzyśkowi. Zostałem sam na prowadzeniu, ale już niebawem kręcąc się po serpentynach dostrzegłem, że zawzięcie goni nas Dario. Darek wyprzedził Krzyśka i na pierwszym kilometrze stromizny zbliżył się do mnie na 40 sekund. Jednak na kolejnych trzech kilometrach ta różnica już ani drgnęła. Podjazd o równym nachyleniu 8-9% dawał nam mniej więcej równe szanse.

Niestety w połowie 23. kilometra Darka zatrzymał defekt. Tym razem pękła mu szprycha Sapim CX-Ray w przednim kole ultralekkiego Simplona. To zniweczyło wszelkie szanse mojego kolegi. Na kolejnych kilometrach musiał zrobić trzy przystanki, aby ustawić rozedrgane koło między klockami hamulca. Kosztowało go to w sumie 13 minut. Stracił kontakt ze mną i Krzyśkiem. Jakiś czas jechał wespół z Rafałem, potem nawet samotnie na końcu stawki. Ostatecznie dogonił Rafała na kilkaset metrów przed finałem i obaj dotarli na Col de Tentes ze stratą 23 minut. O szczegółach owych wydarzeń nie wiedziałem w trakcie swej jazdy. Mogłem się tylko zastanawiać czemu Dario nagle zniknął mi z pola widzenia. Dążyłem do celu podziwiając cudowne górskie pejzaże. Okolice stacji narciarskiej Les Especieres zostały opanowane przez wielkie stado owiec. Od wysokości 1900 metrów n.p.m. wkoło widać było coraz więcej śniegu. Niektóre bandy śnieżne miały całkiem imponującą wysokość. Do parkingu na Col des Tentes dojechałem w czasie 1h 49 minut i 28 sekund (avs. 15,9 km/h). Z kolei sam finałowy segment powyżej Gavarnie o długości 10,81 kilometra pokonałem w 50:33 (avs. 12,8 km/h) uzyskując VAM na poziomie 967 m/h czyli bez rewelacji. Spróbowałem pojechać jeszcze wyżej. Niestety asfaltowa droga do Port de Boucharo niemal na całej swej szerokości zasypana była zmrożonym śniegiem. Próbowałem się przeciskać dalej trawiastym poboczem, ale ostatecznie dałem za wygraną po 700 metrach takich przełajów. Wróciłem na parking, gdzie spotkałem Krzyśka. Poczekaliśmy na przyjazd Darka i Rafała. Mimo sporej wysokości warunki pogodowe były całkiem przyjemne. Zachmurzenie ledwie częściowe i temperatura 14 stopni czyli o kilka oczek więcej niż dzień wcześniej przy Pont d’Espagne. Pomimo, że wjechaliśmy przecież o ponad 700 metrów wyżej niż w środę. Można powiedzieć, że przynajmniej tego dnia aura dostosowała się do wyjątkowej okazji jaką była wizyta w tej pięknej górskiej krainie.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1623624469

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1623624469

ZDJĘCIA

20180607_001

FILMY

VID_20180607_001

VID_20180607_002

VID_20180607_003

VID_20180607_004

VID_20180607_005

VID_20180607_006