banner daniela marszałka

Bodone

Autor: admin o niedziela 11. lipca 2021

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Gravedona (SS340dir)

Wysokość: 1177 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 945 metrów

Długość: 12,2 kilometra

Średnie nachylenie: 7,7 %

Maksymalne nachylenie: 12 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Lago di Como to jak wiadomo jezioro przecudnej urody. Pośród śródlądowych akwenów północnej Italii wyróżnia się przede wszystkim pod dwoma względami. Jest najgłębszym ze wszystkich alpejskich jezior. Jego maksymalna głębokość to 412 metrów. Zważywszy, że leży ono na wysokości 197 metrów n.p.m. spora jego część jest „kryptodepresją” czyli obszarem leżący poniżej poziomu wszechoceanu. Zwraca też uwagę wielce oryginalny kształt tego jeziora, który sprawia iż jego linia brzegowa jest dłuższa niż ta biegnąca wokół znacznie większego Lago di Garda. Zwiedzanie okolicy jeziora Como postanowiliśmy zacząć od zachodniego brzegu. To dało mi okazję do odrobienia pewnej zaległości. To jest do zapoznania się z podjazdem, który przed rokiem musiałem sobie odpuścić. Wspinaczka do górskiej osady Bodone wiedzie po południowo-wschodnim zboczu Monte Duria (2263 m. n.p.m.), które rozdziela doliny Valle del Liro i Valle di Livo. W programie naszego Giro di Lombardia anno domini 2020 była to górka nr 3b. Niestety w przededniu tego testu mocno poturbowałem się na deszczowym zjeździe z Monte Bisbino. Przez kilka kolejnych dni ledwo chodziłem. Nieco lepiej było z jazdą na rowerze. Tym niemniej na trzecim etapie musiałem się ograniczyć jedynie do „miękkiego” wjazdu pod strome San Bartolomeo di Bugiallo. Cała zabawa z Bodone zaczyna się w miasteczku Gravedona. Położonym przeszło 50 kilometrów na północ od Como i liczącym nieco ponad 4 tysięcy mieszkańców. Niedziela 11 lipca była słoneczna i gorąca. Gdy około wpół do jedenastej wysiedliśmy z auta było tam już 30 stopni w cieniu. Zatrzymaliśmy się poniżej drogi krajowej, z trudem znajdując wolne miejsce w wąziutkiej Via Molo Vecchia.

Z tego postoju Iwona skierowała się w dół ku promenadzie nad Lago di Como, zaś ja podjechałem do miejsca skąd przed rokiem ruszali do boju Krzysiek i Rafał. Ruszyłem zatem ze styku drogi krajowej SS340dir znanej jako „Regina” z górską SP4. Gdyby ktoś chciał wystartować do owej wspinaczki z poziomu „lungolago” dodałby sobie 29 metrów wysokości i niespełna pół kilometra dystansu. Po lekturze książki „Passi e Valli in Bicicletta – Lombardia 1” oraz strony internetowej „massimoperlabici” dobrze wiedziałem co mnie czeka. Przeszło 12 kilometrów bardzo solidnego wzniesienia. Do półmetka prowadzącego w obszarze zamieszkanym i z przeciętnym nachyleniem 6,5%. Natomiast w górnej połówce przez teren bardziej odludny przy średniej stromiźnie niemal 8,5%. Po dwustu metrach od startu skręciłem w prawo, gdyż pierwszy kilometr owej wspinaczki biegnie niemal równolegle do jeziora. Po 1100 metrach droga zawróciła na zachód, po czym trzymała ów kierunek do początku piątego kilometra. Na tym odcinku minąłem osadę Travisa (2,9 km). Potem na ósmym wirażu zostawiłem za plecami szlak wiodący ku wiosce Dosso del Liro. Teraz znów musiałem jechać na wschód przez około półtora kilometra. Po przebyciu 5,7 kilometra wziąłem zakręt nr 13 w pobliżu kościoła Santi Eusebio e Vittore i niebawem wjechałem do wioski Peglio. Trzysta metrów za centrum tej miejscowości musiałem w końcu zjechać z drogi SP4. Ta biegła bowiem dalej ku Livo po wypłaszczeniu zwanym Pian dei Gorghi. Tymczasem ja tuż za stojącym po lewej stronie szosy kościółku Madonna del Gorghiglio skręciłem w wąską Via ai Monti. Tu zaczynała się trudniejsza połowa całego wyzwania. Po stromym segmencie o długości 250 metrów droga skryła się w lesie, co w tym dniu było pewną zaletą. Niemniej nawierzchnia była tu słabsza, co miejscami utrudniało wspinaczkę.

Na kolejnym kilometrze szosa wiła się po serpentynach, więc szybko zaliczyłem sześć kolejnych wiraży. Następnie pokonawszy jeden z trudniejszych odcinków na początku dziewiątego kilometra dotarłem od osady Ognone. Na dwudziestym zakręcie znów odbiłem na wschód by pod koniec dziewiątego kilometra minąć dróżkę schodzącą do Agriturismo Zertin. Potem jeszcze przez dwa i pół kilometra ten górski szlak wiódł mnie przez las pełen kasztanowców i brzóz. Dopiero na początku dwunastego kilometra po minięciu wirażu nr 27 wyjechałem pomiędzy górskie łąki, w teren wystawiony na promienie słoneczne. Na szczęście na tej wysokości temperatura oscylowała już w okolicy 20 stopni. Na ostatnim kilometrze droga biegła w kierunku północnym wijąc się między domostwami Bodone. Na ostatnim czyli trzydziestym wirażu skręciłem w prawo, skąd do mety wspinaczki pozostało mi tylko 300 metrów. Ta zaś znajdowała się na małym placu, służącym również za parking dla miłośników górskich wędrówek. Z tego miejsca mogłem podziwiać tereny wokół północnej części Lago di Como. Jak na dłoni miałem przed sobą wlot rzeki Adda, która przepływa całe to jezioro po czym „wypływa” z niego w pobliżu miasta Lecco. W głębi za owym ujściem widziałem początek doliny Valtellina, która swój górny kraniec ma wiele kilometrów dalej w słynnym kurorcie Bormio. Nad przeciwległym czyli wschodnim brzegiem jeziora górował wyższy niż nasze Rysy szczyt Monte Legnone (2609 m. n.p.m.). Całe spotkanie z Bodone zajęło mi około dwie godziny. Resztę popołudnia spędziliśmy już wspólnie, najwięcej czasu poświęcając na zwiedzanie miasteczka Menaggio. Z kolei główną atrakcją tego wieczoru był finał Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, w którym to bohaterowie Italii po serii rzutów karnych pokonali synów Dumnego (by nie powiedzieć Zarozumiałego) Albionu. Po zmroku z okien naszego apartamentu w Dorio oglądaliśmy festiwal sztucznych ogni puszczanych przez uradowanych „tifosich” z zachodniego brzegu Lago.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/5611899867

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/5611899867

ZDJĘCIA

Bodone_40

FILM