banner daniela marszałka

Cheneil

Autor: admin o niedziela 29. sierpnia 2021

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Antey-Saint-Andre (SR46)

Wysokość: 2032 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1005 metrów

Długość: 17,4 kilometra

Średnie nachylenie: 5,8 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Zjechawszy do Antey-Saint-Andre nie od razu udaliśmy się w dalszą drogę. Zrobiliśmy sobie bez mała półgodzinną przerwę na „lunch”. Większość tego czasu spędziliśmy w barze „La Capanna”. Dopiero tuż po czternastej ruszyliśmy ku naszym kolejnym celom. Koledzy po przeszło 21 kilometrach wspinaczki mieli dotrzeć do słynnej stacji Breuil-Cervinia. A dokładnie rzecz ujmując do jej najwyższego punktu na osiedlu Cielo Alto (2188 m. n.p.m.). Mój podjazd był ze cztery kilometry krótszy i niższy, ale też kończył się na wysokości przeszło 2000 metrów n.p.m. Miała to być moja najwyższa „premia górska” w dość ubogim sezonie 2021. Wspólny odcinek naszych wzniesień liczył sobie przeszło 11 kilometrów i kończył się ponad miejscowością Valtournenche. Moi trzej kompani wkraczali na szlak kolarskich mistrzów. Ja zaś zmierzałem do kolejnej cichej mety po wschodniej stronie potoku Marmore. Ośrodek narciarski u stóp Monte Cervino ma obecnie dwuczłonową nazwę. Pierwszy i starszy czyli Breuil pochodzi z języka franko-prowansalskiego (arpitan). Natomiast drugi został dodany w ramach forsowanej przez rządy faszystowskie italianizacji. Dziś ten ośrodek ma 700 stałych rezydentów i jest jedną z najwyżej położonych cało-rocznie zamieszkanych miejscowości na naszym Starym Kontynencie. Narciarska historia Breuil-Cervinii sięga lat 30. W 1936 roku powstał tu pierwszy wyciąg, wiodący na Plan Maison (2555 m. n.p.m.). Natomiast już trzy lata później kolejny z finałem na Testa Grigia (3480 m. n.p.m.) pośród wiecznych śniegów lodowca Plateau Rosa. Chociaż Breuil jest mekką dla miłośników szusowania to wcale nie zabiega o organizację zawodów Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Jednak swego czasu aż trzykrotnie, bo w latach 1971, 1975 i 1985, gościł uczestników Mistrzostw Świata w bobslejach. Rozgrywano je na wycofanym już z użytku torze „Lac Bleu”.

Wyścig Giro d’Italia po raz pierwszy dotarł do Breuil-Cervinia w roku 1960. Dwunasty etap tej imprezy wygrał Addo Kazianka. Cremonese z urodzenia, zaś Polak z pochodzenia odniósł tu swój życiowy sukces. Na mecie o blisko 4 minuty wyprzedził grupę pięciu asów. Drugi na kresce był Gastone Nencini, trzeci Jacques Anquetil, zaś szósty Charly Gaul – obrońca tytułu i lider drużyny Emi, w której jeździł Kazianka. Na kolejny przyjazd Giro w te strony trzeba było czekać aż do sezonu 1997. Tym razem faworyci wyścigu nie pojechali na remis. Na czternastym odcinku owej edycji Ivan Gotti skutecznie zaatakował Pawła Tonkowa. Wygrał z przewagą 39 sekund nad Nikolą Micelim i 1:20 nad Stefano Garzellim. Rosjanin stracił zaś do Włocha 1:46 i zarazem bezpowrotnie trykot „maglia rosa”. Następnie w 2012 roku o wygraną etapową powalczyli trzej „harcownicy”. Kostarykańczyk Andrei Amador ograł tu Jana Bartę i Alessandro De Marchiego. W sezonie 2015 na podjeździe do Cervinii poszalał sobie Fabio Aru. Kolarz z Sardynii wygrał odcinek dziewiętnasty wyprzedzając o 28 sekund Rydera Hesjedala oraz 1:10 Rigoberto Urana. Następnego dnia triumfował też w Sestriere na szlaku wiodącym przez szutrową Colle delle Finestre. W dwa dni nadrobił niemal cztery minuty nad liderującym Alberto Contadorem. Tym niemniej nie udało mu się zdetronizować znakomitego Hiszpana. Ostatnia wizyta Giro w Breuil miała miejsce w roku 2018. Co ciekawe tym razem dla odmiany dzień po emocjach na Finestre. Na etapie do Bardonecchii Chris Froome „pozamiatał” w wielkim stylu. Na odcinku dwudziestym z finałem pod Matterhornem musiał już tylko pilnować Toma Dumoulina. Zaskoczeniem był wielki kryzys trzeciego w generalce Francuza Thibaut Pinot. To sprawiło, iż o trzecią lokatę w całym wyścigu mogli powalczyć „młodzi” Miguel Angel Lopez oraz Richard Carapaz. Kolumbijczyk obronił swą pozycję. Natomiast bohaterem dnia został Bask Mikel Nieve, który o przeszło dwie minuty wyprzedził kolejnych uciekinierów tzn. Roberta Gesinka i Felixa Grossschartnera.

W sumie peleton wielkiego Giro wspinał się do mety w Breuil-Cervinia pięciokrotnie. Dwa razy: w latach 1960 i 2012 kolarze przemierzali całe 27 kilometrów od Chatillon. Natomiast w pozostałych przypadkach finałowy podjazd miał „tylko” 19 kilometrów, gdyż zaczynał się w Antey-Saint-Andre. Niemniej to właśnie wówczas końcówki górskich etapów były trudniejsze, albowiem wspinaczkę do Breuil niemal bezpośrednio poprzedzał 17-kilometrowy wjazd z Chambave na Colle di Saint-Panthaleon (1656 m. n.p.m.). Wizyty „La Corsa Rosa” w Breuil-Cervinia to zawsze święto. Natomiast odwiedziny Giro delle Valle d’Aosta to jakby codzienność. Od sezonu 2014 nie było edycji tego wyścigu bez etapu z finiszem w tej stacji. Co więcej w latach 2016 oraz 2018-19 kończyła się tu cała kilkudniowa impreza. Etap z 2014 roku wygrał Manuel Senni, w 2015 Matwiej Mamykin, w 2016 Edward Pavesi, w 2017 Paweł Siwakow, w 2018 Vadim Pronskiy, zaś w 2019 Andrea Bagioli. W sezonie 2020 „młodzi” nie ścigali się wokół Doliny Aosty, zaś w minionym roku zwyciężył Gianmarco Garofoli z młodzieżowego Team DSM. Na tle znanej w szerokim świecie i często odwiedzanej Cervinii moja Cheneil była skromną kolarską metą bez grama sportowej historii. Tym niemniej dla mnie miała niebagatelną wartość. W regionie Valle d’Aosta jest pięć szosowych podjazdów z finałem na wysokości ponad 2000 metrów n.p.m. Gran San Bernardo, Piccolo San Bernardo, Breuil z Cielo Alto lub bez, Champillon i właśnie Cheneil. Cztery pierwsze poznałem w latach 2010, 2013 i 2019. Pozostało mi zatem zaliczyć ostatni szczyt na tej liście. Na dobrą sprawę do Cheneil nie sposób dojechać rowerem i to nawet górskim. Podjazd kończy się w okolicy górskiego parkingu. Kilkadziesiąt metrów poniżej osady, która leży na wysokości 2105 metrów n.p.m. Najłatwiej się tu dostać się korzystając z 6-osobowej windy sunącej po górskim zboczu. Cheneil stanowi bazę wypadową do wycieczek na kilka trzytysięczników, wśród których najwyższy jest Grand Tournalin (3379 m. n.p.m.).

Zaczęliśmy razem, ale Adrian szybko nam odjechał choć pierwszy sektor tego wzniesienia był naprawdę łagodny. Na początkowych czterech kilometrach przeciętne nachylenie wynosi ledwie 2,7%. Tuż po starcie minęliśmy drogę SR9. To właśnie po niej można wjechać na znaną z czterech edycji Giro przełęcz świętego Pantaleona. Jak również do wsi Torgnon, w której etap GdVd’Aosta z roku 2011 wygrał Joe Dombrowski. Potem jadąc wzdłuż prawego brzegu Marmore minęliśmy Fiernaz (2 km) oraz Buisson (3,1 km), a tuż za tą drugą wioską dolną stację kolejki linowej do górskiej osady Chamois. Na piątym, a szczególnie szóstym kilometrze nachylenie było już solidne. Te dwa kilometry mają średnio 7,7%. W tym czasie wjeżdża się do gminy Valtournenche. Powitalny „menhir” przypomina, iż wpadamy do krainy w cieniu strzelistego Matterhornu. Po przebyciu 5,9 kilometra minąłem kaplicę w Ussin, zaś w połowie siódmego kilometra dojechałem do sztucznego Lago di Maen (1310 m. n.p.m.). W tej okolicy zaczyna się dłuższe wypłaszczenie, które ciągnie się przez następne 1800 metrów. Na tym płaskim odcinku przemknąłem przez Moulin i pod sam koniec ósmego kilometra dojechałem do Maen. Tu droga SR46 skręciła w prawo by przeprawić się na lewy brzeg potoku Marmore. Zaraz za mostem podjazd odżył. Przez czterysta metrów szlak wiódł teraz na południe przez Maisonnasse. Następnie przez ponad kilometr znów na północ aż po Montaz (9,6 km). To już były peryferia Valtournenche. Przeszło kilometrowy odcinek po ulicach tej miejscowości jest początkowo stromy. Łagodnieje dopiero w samym centrum, za wirażem w lewo. Niemniej na wylocie z niej znów robi się trudniej. Jak dla mnie to były już ostatnie metry na drodze SR46. Dojechawszy na poziom hotelu Etoile de Neige (1559 metrów n.p.m.) musiałem odbić w prawo i wjechać na przeszło 6-kilometrową dróżkę prowadzącą do Cheneil. Dotychczasowe 11 kilometrów od Antey-Saint-Andre lepiej lub gorzej pamiętałem z lipca 2010 roku. Dopiero w tym miejscu zaczynała się wycieczka w nieznane.

Dwa pierwsze kilometry prowadzą przez tereny zamieszkane. Pierwszy do wioski Chaperon biegnie przez dwa wiraże i ma mocne nachylenie na poziomie 8,6%. Za drugim zakrętem podjazd odpuszcza, ale tylko na kilkaset metrów. Po przebyciu 1,4 kilometra nachylenie ponownie wzrasta. Kolejne 1100 metrów jest trudniejsze niż początek. Na tym odcinku średnia stromizna wynosi bowiem aż 9,1%. Pod koniec drugiego kilometra przejeżdża się przez wieś Bringaz. To właśnie w tej okolicy na wysokości około 1720 metrów n.p.m. strava w moim telefonie skończyła nagrywanie. Tym razem wytrzymała niespełna 13 kilometrów. Może nie byłem tego lata w najlepszej formie, ale widać sprzęt miał jeszcze słabszą kondycję 😉 Ponieważ jeździłem z telefonem spoczywającym w kieszonce na plecach, więc dopiero po skończonej „robocie” dowiadywałem się o długości konkretnego zapisu. Co do zasady zwykł się on urywać za półmetkiem wspinaczki. Pełnych nagrań trafiło mi się bodaj pięć. Tymczasem od połowy trzeciego kilometra przez kolejne 1000 metrów nachylenie było równe i umiarkowane na poziomie 6%. Pod koniec trzeciego kilometra droga skręciła na południe by w połowie czwartego kilometra zawieść mnie do Alpeggio Champleve. Jest tu strefa piknikowa, więc owej niedzieli przy pięknej pogodzie miejsce to było oblegane przez turystów. Jeden „zaspany” kierowca omal nie zajechał mi drogi. Po czterech kilometrach od SR46 skończyłem przejazd przez tą gwarną łąkę i wjechałem w teren zacieniony z solidniejszą stromizną. Na piątym kilometrze średnie nachylenie wynosi tu 7,1%. W połowie tego kilometra droga zaczyna się piąć po serpentynach. Minąłem cztery wiraże na dystansie 1200 metrów. Pierwsza połowa szóstego kilometra zmuszała do pokonania stromizny aż 10,4%. Potem z ostatniego ósmego zakrętu do parkingu Alpe la Barmaz pozostało mi już tylko pół kilometra. Dojechawszy tam „skoczyłem” jeszcze ciut wyżej wąską dróżką za placem. Zatrzymałem się dopiero w miejscu, skąd rusza wspomniana wcześniej winda, a także okrężna szutrowa ścieżka do Cheneil.

Jeszcze małe postscriptum: Gdy dotarłem już na nasz parking w Antey-Saint-Andre odebrałem mms-a od Darka Kamińskiego. Był to w zasadzie screen z ekranu Eurosportu. Dario był „posłańcem dobrej nowiny”. Przesłał nam wyniki piętnastego etapu tegorocznej Vuelty. Rafał Majka wygrał tego dnia na solo i ze znaczną przewagą. Później okazało się, iż uczynił to w wielkim stylu. To znaczy po samotnym 90-kilometrowym rajdzie przez kastylijskie góry. Odpierając groźny kontratak Holendra Stevena Kruijswijka. Triumfował zaś w El Baracco tj. mieście, w którym urodzili się inni świetni „górale”: Angel Arroyo i Jose-Maria Jimenez. Swój piękny sukces zadedykował zmarłemu w tym roku ojcu.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/5872682292

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/5872682292

BREUIL-CERVINIA / CIELO ALTO by Adriano

https://www.strava.com/activities/5872650535

ZDJĘCIA

Cheneil_38

FILM