banner daniela marszałka

Cime de Coma Morera

Autor: admin o poniedziałek 6. czerwca 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Bourg-Madame (N116, D70)

Wysokość: 2205 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1061 metrów

Długość: 19,2 kilometra

Średnie nachylenie: 5,5 %

Maksymalne nachylenie: 10 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Początek drugiego tygodnia tej wyprawy oznaczał dla nas nie tylko pożegnanie z samym Ax-les-Thermes, lecz również definitywny wyjazd Ariege. Departamentu, na którego drogach gościliśmy od drugiej części pierwszego etapu. Po blisko 100-kilometrowym transferze w kierunku południowo-wschodnim na kolejne cztery noce mieliśmy się zatrzymać w Vernet-les-Bains. Niemniej na szlaku owego przejazdu pomiędzy dwoma uzdrowiskami wyznaczyłem nam przystanek pod hiszpańską granicą. To znaczy w miejscowości Bourg-Madame, skąd już na rowerach mieliśmy ruszyć ku szczytom Cime de Coma Morera oraz Puigmal. Z Ax wyjechaliśmy po godzinie dziesiątej. Na początek musieliśmy podjechać na Col de Puymorens (1920 metrów n.p.m.). Ta przełęcz w masywie Carlit niegdyś była bardzo popularnym punktem na trasach Tour de France. To jest w czasach, gdy „Wielka Pętla” przemierzała francuskie góry jedynie głównymi szlakami przez Alpy czy Pireneje. Coll de Pimorent zadebiutowała jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej. Na TdF z lat 1913-14 podjeżdżano na nią od strony północnej. Pierwszym jej zdobywcą stał się Belg Marcel Buysse. Jak dotąd Tour skorzystał z tej przełęczy 24 razy. Natomiast Vuelta 3-krotnie. W okresie międzywojennym przełęcz ta pojawiła się na Tourze aż 15 razy na 21 rozegranych w owym czasie edycji. Natomiast po II Wojnie Światowej już tylko 7 razy. Przy tym ledwie ledwie dwukrotnie za „moich czasów”, a urodziłem się w listopadzie 1976 roku. W obu przypadkach działo się to na etapach prowadzących do Andory, kiedy to Puymorens pokonywano od łatwiejszej południowej strony. W 1993 roku premię górską na niej wygrał Kolumbijczyk Oliveiro Rincon, zaś w 2021 roku Belg Wout Van Aert.

Północna Puymorens to kawał góry. Ten podjazd ma długość 27,4 kilometra, acz średnie nachylenie tylko 4,4%. Wspinaczka ta na odcinku aż 24 kilometrów pokrywa się z wjazdem na „kolarski dach” Pirenejów czyli Port d’Envalira (2407 m. n.p.m.). Tym samym większą jej część poznałem już w lipcu 2007 roku. Fajne są ciekawostki historyczne i geograficzne związane z tą przełęczą. Jeszcze w połowie XVII wieku przez Puymorens biegła granica między włościami francuskich Burbonów i hiszpańskich Habsburgów. Niemniej na mocy postanowień Pokoju Pirenejskiego z 1659 roku Francja przejęła katalońskie komarki: Rossello (Rousillon), Capcir, Conflent, Vallespir i Alta Cerdanya, które dziś wespół z oksytańską krainą Fenouilledes tworzą departament Pyrenees-Orientales ze stolicą (prefekturą) w Perpignan. Trwalsze od linii politycznych podziałów są odwieczne reguły natury. Pimorent niezmiennie oddziela dorzecza Garonny i Ebro, a tym samym zlewiska Oceanu Atlantyckiego i Morza Śródziemnego. Jadąc pod górę drogą N20 na wysokości 1515 metrów n.p.m. minęliśmy wjazd do tunelu drogowego pod Col de Puymorens, oddanego do użytku w roku 1994. Jakieś 5 kilometrów dalej zostawiliśmy za plecami skręt ku Księstwu Andory. Gdy dotarliśmy na przełęcz poprosiłem Piotra o krótki postój w tym miejscu. Może kiedyś będzie okazja by zdobyć ją na rowerze. Niemniej w tym roku nie było jej na mojej liście życzeń. Nic jednak nie stało na przeszkodzie by w tym miejscu rozprostować nogi i rozejrzeć się po pięknej okolicy. Po kilku minutach wdychania górskiego powietrza zaczęliśmy zjazd ku Bourg-Madame. Tym samym wjeżdżając na teren tzw. Katalonii Północnej.

Pod koniec zjazdu, nieopodal Latour-de-Carol dogoniliśmy grupkę kolarzy Bora-Hansgrohe, najwyraźniej przebywających na zgrupowaniu wysokogórskim miesiąc przed Tourem. Pośród kolegów w oliwkowych koszulkach wyróżniał się Maximilian Schachmann jadący w należnym mu wówczas trykocie mistrza Niemiec. Niebawem dotarliśmy do Bourg-Madame czy może Guingueta d’Ix jak brzmi historyczna nazwa tej miejscowości. Wersja francuska pojawiła się dopiero w roku 1815 i została nadana na cześć żony Księcia Angouleme (ostatniego Delfina Francji). Po przyjeździe do miasteczka zatrzymaliśmy się na parkingu przy drodze N116. W miejscu z widokiem na początek drogi D70, na której mieliśmy zacząć pierwszy z naszych poniedziałkowych podjazdów. Przed sześciu laty podczas 16-dniowej podróży po Katalonii i Andorze zaliczyłem dwie premie górskie na terenie Baixa Cerdanya. To znaczy w tej części owej krainy historycznej, która pozostała przy Hiszpanii. Pierwszą z nich był podjazd do stacji Coma-Oriola (sąsiadującej z ośrodkiem La Molina znanym z wielu edycji Volta a Catalunya). Drugą zaś późniejsza o cztery dni wspinaczka do Refugi Cap del Rec. Pamiętna za sprawą zjazdu do Martinet, na którym dopadła nas burza gradowa. Teraz niejako dla „równowagi” mogłem zdobyć parkę wzniesień w rejonie Alta Cerdanya. Na tą okoliczność wybrałem nam Coma Morera i Puigmal. De facto najwyższe szosowe góry nie tylko Cerdanii, lecz i całego departamentu Pirenejów Wschodnich. Co prawda nieco wyższa od nich jest Collada de las Roques Blanques (2252 m. n.p.m.). Tym niemniej na tym potężnym podjeździe z krainy Vallespir przez kilka ostatnich kilometrów jedzie się już ponoć po nawierzchni szutrowej.

Bourg-Madame ma obecnie około 1200 mieszkańców. Leży pod samą hiszpańską granicą. Dość powiedzieć, iż podjazd pod Cim de Coma Morera (fran. Cime de Coume-Mourere) zaczynaliśmy z miejsca oddalonego ledwie 450 metrów od dawnego przejścia granicznego. Z racji owej bliskości w pierwszych miesiącach roku 1939 powstał tu obóz dla uchodźców republikańskich uciekających z Hiszpanii po przegranej wojnie domowej. Z miasteczka na wspomnianą górę można podjechać na dwa sposoby, acz nie dwoma zupełnie różnymi drogami. My wybraliśmy krótszy, lecz bardziej stromy wschodni wariant tej wspinaczki. Opcja zachodnia liczy sobie aż 23 kilometry. Skąd bierze się owa różnica 4 kilometrów? Dolna i górna faza tego podjazdu jest wspólna dla obu tych szlaków. Na dwa różne sposoby można jednak pokonać jego środkowy segment. Droga rozdwaja się na wysokości 1660 metrów n.p.m., po czym obie odnogi ponownie schodzą się na poziomie 1990 n.p.m. tuż po tym jak ścieżka zachodnia mija pośrednią przełęcz Coll de Pradelles. Owe 330 metrów przewyższenia można zaś pokonać w ciągu 5 kilometrów (na wschodzie) lub też ciułając je aż przez 9 kilometrów (na zachodzie). Ruszyliśmy pod górę o wpół do dwunastej przy temperaturze 28 stopni. Pierwsze 2800 metrów prowadziło nas prosto do miejscowości Osseja. Ów wstęp do prawdziwej wspinaczki miał nachylenie tylko 3,5%, lecz od startu musiałem się sprężać za sprawą tempa, które narzucił Pietro. Ten odcinek przejechaliśmy ze średnią niemal 24 km/h, po czym na rondzie skręciliśmy w prawo ku pobliskiemu Palau-de-Cerdagne. Na dobrą sprawę mogliśmy też pojechać prosto czyli przez centrum Osseji.

Czwarty kilometr mieliśmy płaski, zaś w drugiej połowie piątego trafił się nam nawet krótki zjazd. Po przejechaniu 5 kilometrów wypadliśmy z Avenue du Lac na Chemin de la Foret, która wkrótce stała się już Drogą Leśną (Route Forestiere). Już na wysokości kampingu El Pailles czyli w połowie szóstego kilometra ścieżka ta nabrała górskiego charakteru. Niestety musieliśmy na niej walczyć nie tylko z solidnym nachyleniem, lecz również z kiepskim stanem nawierzchni. Niewątpliwie najsłabszym jaki widzieliśmy od początku tej wyprawy. Na odcinku ostatnich 6 kilometrów przed wspomnianym rozjazdem średnia stromizna wynosiła 7,1%. Tym razem naprawdę próbowałem przytrzymać koło Piotra, ale i tak ostatecznie poległem. W strategicznym miejscu obaj pojechaliśmy w lewo. Przyznam, że sam podjazd bardzo mi się podobał. Poza stanem asfaltu miał same zalety. Cisza, spokój i ładne widoki. Było też gdzie się pomęczyć. Na przykład na naszym środkowym segmencie są trzy kilometry z rzędu na poziomie 8-8,5%. Po tym jak obie dróżki się zeszły pozostało nam jeszcze do przejechania 3,5 kilometra. Większa część tego dystansu z solidnym nachyleniem 6-7% i jedynie sama końcówka luźniejsza. Na ostatnich 2 kilometrach jechaliśmy już przez górskie hale, na których pasły się pół-dzikie konie. Podjazd ten był w pewnym sensie wyjątkowy. Większość moich górskich met to wszak: przełęcze, stacje narciarskie, na wpół opuszczone osady rolnicze lub pasterskie, górskie parkingi lub też sezonowe lokale gastronomiczne. Tym razem wdrapaliśmy się zaś na autentyczny szczyt górski. Z placu na samej górze mieliśmy zatem dalekie widoki na cztery strony świata. Przy tym jeszcze pod samym nosem „zieloną granicę” z Hiszpanią. Na Coma Morera straciłem do Piotra równiutko 5 minut. Ostatnie 14 kilometrów z hakiem pokonałem w 1h 07:18 (avs. 12,6 km/h).

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7266250344

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7266250344

CIME DE COMA MORERA by PIERRE

https://www.strava.com/activities/7264461230

ZDJĘCIA

Coma-Morera_49

FILM