banner daniela marszałka

Eisenkappler Hutte

Autor: admin o wtorek 30. sierpnia 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: < Bad Eisenkappel (L131, Hochobir Alpenstrasse)

Wysokość: 1555 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 969 metrów

Długość: 13,5 kilometra

Średnie nachylenie: 7,2 %

Maksymalne nachylenie: 14 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Z Grosser Speikkogel zjechaliśmy prosto do bazy. Poprzedniego dnia poprosiliśmy naszych gospodarzy o możliwość wyjazdu około 12:30, zamiast o godzinie jedenastej przewidzianej w informacji z booking.com. To dało nam możliwość by po zaliczeniu najtrudniejszej wspinaczki w życiu wpaść jeszcze na chwilę do kuchni i łazienki. Coś tam zjeść na szybko, wziąć prysznic i na spokojnie dokończyć rozpoczęte o poranku pakowanie się. Potem z lekka odświeżeni mogliśmy już ruszyć w dalszą drogę. Najprostsza droga z Maildorf do Arriach liczy m/w 110 kilometrów. W praktyce mieliśmy do przejechania 150. A to dlatego, iż po drodze trzeba było wszak zrobić jeszcze jeden podjazd. Ten zaś wypadał nieco poza głównym szlakiem. Na wysokości miasta Volkermarkt musieliśmy zjechać z autostrady A2 by pognać na południe ku Karawankom. To góry na pograniczu austriacko-słoweńskim należące do tzw. Południowych Alp Wapiennych czyli jednego z trzech sektorów na jakie podzielone są całe Alpy Wschodnie. Najwyższym szczytem tych gór jest Hochstul (słow. Stol) wznoszący się na wysokość 2236 metrów n.p.m. Ta góra podobnie jak i dwie kolejne w tej hierarchii stoją na granicy wspomnianych państw. Czwarty pod tym względem Hochbir (słow. Ojstrc) ma 2139 m. n.p.m. i jest najwyższym szczytem owej górskiej grupy należącym wyłącznie do Austrii. Właśnie po południowym zboczu owej góry mieliśmy się wspinać tego popołudnia, zaś naszym celem było położone na wysokości 1555 metrów n.p.m. Eisenkappler Hutte. To znaczy schronisko wybudowane w latach 1951-54 wspólnymi siłami lokalnego oddziału Österreichische Touristenklub (OVT) oraz górskich ratowników z Österreichische Bergrettungsdienst (ÖBRD).

Chcąc się dostać do podnóża tego podjazdu musieliśmy pokonać dłuższy odcinek wiodącą na południe drogą krajową B82. Po czym na wysokości Eisenkappel-Vellach (słow. Żelazna Kapla-Bela) należało wjechać na lokalną szosę L131, biegnącą na zachód w kierunku przełęczy Schajda Sattel (1069 m. n.p.m.). Już na dojeździe do Eisenkappel powitały nas dwujęzyczne tablice drogowe. Postanowiłem nieco zgłębić temat miejscowych Słoweńców. Dziś jest ich w tym landzie według różnych szacunków od 15 do 50 tysięcy czyli od 3 do 9% całej społeczności. Tymczasem jeszcze w XIX wieku co trzeci mieszkaniec Karyntii mówił po słoweńsku. Ba, sama nazwa tego kraju związkowego ma słowiańskie pochodzenie! Otóż w VI wieku n.e. na tych terenach swoje państwo założyło słowiańskie plemię Karantan. Początki osadnictwa niemieckiego na większego skalę to dopiero wiek IX i X, gdy ziemie te najpierw zostały podbite przez Franków, zaś następnie stały się częścią Świętego Cesarstwa Rzymskiego tzw. I Rzeszy. Gdy po przegranej I Wojnie Światowej wielonarodowe Cesarstwo Habsburgów upadło pojawił się spór do kogo należeć ma południowa część dzisiejszej Karyntii. Czy do republikańskiej i znacznie mniejszej niż dotąd Austrii czy też może do powstającego właśnie Królestwa Słoweńców, Chorwatów i Serbów. Państwa zwycięskiej Ententy celem rozstrzygnięcia owej kwestii zorganizowały plebiscyt niczym u nas na Górnym Śląsku. Mimo, iż na obszarze plebiscytowym Słoweńcy stanowili 70% ludności to głosowanie z 10 października 1920 roku wygrała Austria w stosunku 59 do 41%. Monarchii SHS przepadły tylko dwa skrawki tej krainy o łącznej powierzchni 478 km2. Widać spora część miejscowych Słoweńców dała się przekonać, że ich odrębność narodowa w niepodzielonej Karyntii będzie szanowana. Późniejsze realia odbiegały od tych obietnic. Już za czasów Republiki z przestrzeganiem praw mniejszości było średnio, zaś po sławetnym anschlussie jeszcze gorzej.

Jednym z niewielu już dwujęzycznych rejonów Karyntii pozostaje Eisenkappel-Vellach, gdzie według ostatniego spisu 38% ludności jest Słoweńcami. Ta licząca niespełna 2200 mieszkańców gmina to najdalej wysunięty na południe fragment współczesnej Austrii. Z centrum Eisenkappel do granicy ze Słowenią na przełęczy Seebergsattel vel Jerzerski Vrh (1215 m. n.p.m.) jest ledwie 15 kilometrów. Ciut więcej do przejścia granicznego na Paulitschsattel alias Pavlicevo sedlo (1338 m. n.p.m.), na którą to przełęcz wjechałem w lipcu 2012 roku od słoweńskiej strony. Do roku 1890 Eisenkappel zwała się po prostu Kappel, zaś nazwa ta wzięła się od powstałej tu już w połowie XI wieku kaplicy. Przez stulecia podstawą miejscowej gospodarki było wydobycie rud ołowiu i żelaza. W XIX wieku przestawiono się na przemysł drzewny, zaś w czasach najnowszych postawiono na turystykę letniskową. Ponoć tutejsze wody leczą problemy sercowo-naczyniowe związane z zaburzeniami krążenia i wysokim ciśnieniem krwi. Miejscowymi atrakcjami są nie tylko górskie szlaki na otwartym terenie. Na Eisenkappler Hutte (alias Kapelska koca) krzyżują się dwie długodystansowe trasy piesze tzn. Sudalpenweg i Eisenwurzenweg. Spod schroniska na szczyt Hochobir można się dostać w ledwie 2 godziny. Poza tym we wschodniej części masywu Obir przyciąga turystów system jaskiń stalaktytowych. Na koniec tych ciekawostek z okolicy jedna sportowo-słowiańska. W Eisenkappel w roku 1933 urodził się znany coach piłkarski Otto Barić. Trener, który w sezonie 1984/85 doprowadził Rapid Wiedeń do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, zaś pod koniec swej kariery był selekcjonerem aż trzech europejskich reprezentacji tj. kolejno Austrii, Chorwacji i Albanii.

Dojechawszy do Eisenkappel skręciliśmy w prawo biorąc kurs na Ebriach czyli Obirsko. Przejechaliśmy trzy kilometry drogą L131 i zatrzymaliśmy nad potokiem Ebriachbach. W bezpośrednim sąsiedztwie wjazdu na Hochalpenstrasse Hochobir. Na tle Grosser Speikkogel podjazd pod Eisenkappler Hutte może i nie robił szczególnego wrażenia. Niemniej z całą pewnością nie było to wzniesienie, które można było zlekceważyć. Autor „cyclingcols” wycenił je na 837 punktów. Tak na tej stronie jak i na „climbfinder” ma ono wyższe noty, niż zaliczona przez nas na otwarcie całej wyprawy wschodnia Klippitztorl. Na nieco ponad 13 kilometrach owej wspinaczki mieliśmy mieć łącznie aż 6,2 kilometra odcinków o nachyleniu co najmniej 10%. Najtrudniejszy kilometrowy sektor ma tu średnią na poziomie 11,9%, zaś 5-kilometrowy segment to wciąż solidne 8,2%. Na ściągniętych z sieci profilach wzniesienie to wyglądało na dość trudną wspinaczkę o zmiennym nachyleniu. Od początku dość ciężko mi się tu jechało. Pierwsza kwarta podjazdu okazała się trudniejsza niż mogłem przypuszczać na podstawie dostępnych nam danych. Szczególnie wymagający był stromy odcinek między 2300 a 3400 metrów od startu. Poza tym wpływ na moją dyspozycję mogło mieć tak zmęczenie po pierwszej tego dnia mega-premii górskiej jak i upał, który około czternastej panował u podnóża Hochobir. Niby Grosser Speikkogel zdobyłem w stylu lepszym niż się spodziewałem, ale jednak na pewno sporo energii na nim zostawiłem. Poza tym tutaj w chwili startu temperatura sięgała 33 stopni. Długo nie utrzymała się na tym poziomie. Godzinę później na górze zastaliśmy już nieco zachmurzone niebo i umiarkowane 19 stopni. Tak czy owak nie trzeba było ciężkiego trzeciego kilometra bym spadł z koła Adrianowi. Rozstaliśmy się już pod koniec pierwszego.

Po wspomnianym stromym odcinku w połowie czwartego kilometra droga stała się prawie płaska, zaś na piątym niemal przez cały czas zjeżdżałem tracąc blisko 40 metrów ze zdobytej wcześniej wysokości. Stąd i różnica między przewyższeniem netto i brutto tego wzniesienia. Na początku szóstego kilometra podjazd odżył, acz nachylenie było umiarkowane rzędu 5-6%. Po przejechaniu 5,3 kilometra należało skręcić ostro w prawo i ominąwszy szlaban wjechać na płatny odcinek drogi. Jazda na wprost oznaczałaby rychły zjazd do Obirska i co najwyżej wspinaczkę pod Schajdasattel. Na tej górze spotkaliśmy pierwsze „myto” na tej wyprawie czyli miejsce, w którym kierowcy samochodów czy motocykli muszą zapłacić co-nieco za chęć wjazdu na górę. Tu opłata wynosiła 6 Euro i co ciekawa mogła być uiszczona tylko w monetach. Oczywiście „cykliści” w takich miejscach mają przejazd gratis. Ot nagroda za wysiłek? Za szlabanem było już trudniej. Miejscami jazdę uprzykrzała też nawierzchnia. Niemniej trudy wspinaczki wynagradzały widoki. W środkowej fazie najcięższy był sektor między połową siódmego a ósmego kilometra. W połowie dziewiątego, po kolejnym sztywniejszym odcinku minąłem pośrednią przełęcz Petschnigsattel (1169 m. n.p.m.). Potem niemal do końca dziesiątego kilometra nieco luźniejszego terenu. W połowie jedenastego kilometra minąłem chatę Obir Alm, zaś kilkaset metrów dalej skręciłem wyraźniej na północ. Nachylenie nieco odpuściło, po czym w połowie dwunastego kilometra góra ponownie „dodała do pieca”. Na finałowych dwóch kilometrach stromizna niemal przez cały czas oscylowała w pobliżu 9%. Jedynie krótki szutrowy dojazd do Eisenkappler Hutte był płaski.

Wspomniałem już kiedy i dzięki komu powstało to schronisko. Dodam, że zastąpiło ono obserwatorium meteo Hannwarte wybudowane bliżej szczytu Hochobir już w roku 1891. Budynek zniszczony podczas II Wojny Światowej. Na dotarcie pod Kapelską Kocę potrzebowałem równo 1h i 6 minut czyli wspinałem się tu ze średnią prędkością 12,1 km/h. Adriano zdobył tą górę znacznie szybciej, bo w czasie 58:16 (avs. 13,7 km/h). Widać Grosser Speikkogel słabiej wszedł mu w nogi niż mi. Moja strata blisko 8 minut na naszej jedynej górze w Karawankach wyglądała gorzej niż bagaż ponad 10 minut na najtrudniejszym wzniesieniu Koralpe jak i może całej Austrii. Przed schroniskiem wystawione były drewniane ławy, przy których napotkaliśmy całkiem liczne grono pieszych jak i zmechanizowanych turystów. Nam też należała się sjesta po dwóch ciężkich górach trzeciego etapu. Zatrzymaliśmy się w tym miejscu na pół godziny. Aby podreperować ubytek energii zamówiliśmy sobie po kawie i kawałku ciasta drożdżowego z wiśniami. Zjazd z Hochalpenstrasse Hochobir zakończyliśmy więc około szesnastej. Teraz musieliśmy jeszcze przejechać autem przeszło 90 kilometrów dzielące nas od Arriach. Najpierw drogami B82, B85 i L107 dotarliśmy do „porzuconej” przed paroma godzinami autostrady A2. Wskoczyliśmy na nią koło Grafenstein i dalej już szybciej poszło. Ominęliśmy stołeczny Klegenfurt, długie jezioro Worthersee i w końcu Villach. Za tym miastem wpadliśmy jeszcze na zakupy do Lidla. Po czym mieliśmy mieć już tylko łatwe 12 kilometrów biegnące dwoma dolinkami do Landhaus Unterkofler. Tymczasem na sam koniec pojawiła się niemiła niespodzianka. Wjazd na drogę L46 od strony zachodniej był zablokowany. Trzeba było odbić w prawo już za Winklern i przedostać się do Arriach bardzo wąską i stromą ścieżką po górskim zboczu. Tym samym Adek siedzący za kierownicą swej Hondy zaliczył tego wieczora pierwszy z siedmiu odcinków specjalnych na tym trudnym technicznie szlaku.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7727314500

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7727314500

EISENKAPPLER HUTTE by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/7725412958

ZDJĘCIA

Eisenkappler_03

FILM