banner daniela marszałka

Rifugio Valmaron

Autor: admin o sobota 4. sierpnia 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1385 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1165 metrów

Długość: 21,7 kilometra

Średnie nachylenie: 5,4 %

Maksymalne nachylenie: 9,3 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Na pierwszym pełnym etapie podobnie jak na prologu mieliśmy się wspinać na Altopiano di Asiago. Ten rozległy płaskowyż leży w górach Prealpi Vicentine i obejmuje powierzchnię aż 560 km2. Od zachodu, północy i wschodu jest ograniczony trzema dolinami: Val d’Astico, Valsugana i Valbrenta. Teren ten jest również znany pod historyczną nazwą Altopiano dei Sette Comuni, acz gmin jest tu obecnie osiem. Żyje dziś na nim przeszło 21 tysięcy stałych mieszkańców, z których siódma część to „Cimbri”, górale pochodzenia germańskiego. Ponoć wywodzący się z Jutlandii i przez wieki mówiący bawarskim dialektem języka niemieckiego. Od wieków „lingua cimbra” powoli zanika. Niemniej choć teraz większość miejscowych mawia już po włosku to poczucie kulturowej i etnicznej odrębności musi być znaczne o czym świadczą wyniki lokalnego referendum z roku 2006. Wtedy to aż 94% głosujących opowiedziało się za odłączeniem swej małej ojczyzny od Veneto i przyłączeniem jej do sąsiada z północy czyli autonomicznego regionu Trentino-Alto Adige. Werdykt plebiscytu był jednoznaczny, lecz władze zwierzchnie nie odpowiedziały na to „zapotrzebowanie społeczne”. Płaskowyż ten jest mekką dla fanów narciarstwa biegowego. Asiago nie raz gościło zawody o Puchar Świata. Poza tym w mieście tym pięciokrotnie organizowano etapowy finisz Giro d’Italia. Po raz ostatni w roku 2017, o czym będzie okazja wspomnieć w kolejnym odcinku. Mój oryginalny plan na sobotę zakładał jak to zazwyczaj dwie wspinaczki. Najpierw dłuższą z Primolano do Rifugio Valmaron, następnie krótszą z Valstagna do miejscowości Foza. W obliczu afrykańskich upałów nie wszyscy czuli się na to gotowi. Piątkowa pogoda na każdym z nas zrobiła duże wrażenie. Najbardziej sponiewierała zaś Piotra. Dlatego Pedro zaproponował załodze swego „okrętu” czyli Arturowi i Romkowi znacznie wcześniejszy wyjazd na trasę pierwszego etapu.

Koledzy z Mazowsza opracowali dla siebie ciekawą, acz znacznie łatwiejszą od oryginalnej wersję trasy. Przejechali 70-kilometrową rundę ze startem i metą w miasteczku Valstagna. Wystartowali dokładnie o godzinie 9:28 i na samym początku pokonali 14-kilometrowy podjazd do miejscowości Foza. Potem mieli pofałdowany odcinek z przejazdem przez Stoner i Dori. Dalej zjazd przez Enego do Primolano. Następnie już na lewym brzegu Brenty zwiedzili Fastro i Arsie. Wrócili na południe wzdłuż Lago di Corlo i wspomnianej rzeki z przejazdami przez Rocca d’Arsie i Cismon del Grappa. W sumie zrobili 1350 metrów przewyższenia przy średniej prędkości 21,6 km/h. Niemniej jeśli nadrzędnym celem porannej pobudki było uniknięcie upału to pod tym kątem plan B nie wypalił. Według zapisu z licznika Piotra między 9:30 a 13:30 średnia temperatura na wyżej opisanej trasie wyniosła 30 stopni. Chłopacy na starcie mieli 27 stopni, na trasie od 21 do 42 stopni (!) i na mecie 39. Równie dobrze mogli dłużej się wyspać, o czym świadczą odczyty z mojego Garmina. Mój „Dar Pomorza” wypłynął z portu w Borso del Grappa około dziesiątej. Zaczęliśmy jazdę o 11:08. Na pierwszej górze mieliśmy średnio 30 stopni. To znaczy: na starcie 30, minimum 24, maximum 37 i na mecie 32. Na drugim podjeździe było nieco „chłodniej” czyli średnio 29. Na starcie 34, na trasie między 24 i 35, zaś na mecie 28. Powiedzmy sobie szczerze tego dnia przed palącym słońcem nie można było uciec. My zrazu pojechaliśmy autem bardziej na północ do Primolano. Przed ponad stu laty na tym odcinku Alp była to ostatnia miejscowość po włoskiej stronie granicy. Bliskość wrogiego Cesarstwa Habsburgów sprawiła, iż na wschód od tego miasteczka Włosi wybudowali pod koniec XIX wieku dwa forty: Tagliata della Scala i Tagliata delle Fontanelle. Wzdłuż ich murów biegnie dwukilometrowy podjazd znany jako Scale di Primolano. Przeszedł on do historii Giro w roku 1950, gdy na etapie z Vicenzy do Bolzano upadł tu słynny „Campionissimo” czyli Fausto Coppi doznając potrójnego złamania miednicy. Tego dnia po 9 godzinach walki wygrał jego wielki rywal Gino Bartali, lecz cały wyścig Dookoła Włoch po raz pierwszy padł wtedy łupem cudzoziemca. Tym „stranierim” był Szwajcar Hugo Koblet.

Mazowszanie zaliczyli ów pagórek w drugiej części swego etapu. Tymczasem nasze oba cele znajdowały się po zachodniej stronie doliny. Dlatego choć auto zostawiliśmy na lewym brzegu Brenty, to szybko skorzystaliśmy z wiaduktu nad drogą krajową SS47, by następnie po starym moście nad rzeką dojechać do początku górskiej SP76 znanej jako strada Valgadena. Na poboczu drogi miejscowi „tifosi” rozpięli baner z pozdrowieniami dla lokalnego „prosa” Andrei Pasqualona z belgijskiej ekipy Wanty-Gobert. W sezonie 2018 ten 30-letni kolarz rodem z Bassano del Grappa, wygrał etapówkę Skoda-Tour de Luxembourg. Natomiast w zakończonym ledwie sześć dni przed naszą wizytą Tour de France próbował swych sił w finiszach z peletonu. Siedem razy meldował się w pierwszej „10”, lecz najwyżej na szóstym miejscu. W klasyfikacji punktowej „Wielkiej Pętli” zajął siódme miejsce. Cóż więc czekało nas na treningowym szlaku szybkiego Andrzeja? Na początek podjazd długi, acz równy i doprawdy nieszczególnie stromy. Autor „PVB – Prealpi Venete 2” podzielił to wzniesienie na trzy segmenty. Pierwszy czyli niespełna 11-kilometrowy odcinek do miasteczka Enego (746 m. n.p.m.) miał prowadzić krętym szlakiem przez siedemnaście wiraży przy średnim nachyleniu tylko 4,8%. Kolejne dwa miały być znacznie krótsze. Drugi prowadzić miał nadal po drodze SP76 i skończyć się w miejscu oznaczonym jako bivio Dori na wysokości 1105 metrów n.p.m. Ten odcinek o długości 5,8 kilometra miał mieć średnio 6,2%. Potem należało skręcić w prawo i zawrócić na północ w kierunku płaskowyżu Piana di Marcesina. Ten finałowy sektor miał zaś liczyć 5,5 kilometra przy średniej 5,1%. Kulminacja wspinaczki niespełna kilometr przed schroniskiem. Około 30 metrów wyżej niż polana, na której stoi Rifugio Valmaron oraz sąsiadujące z nim narciarskie Centro Fondo Enego-2000.

Szybko okazało się, że na tym podjeździe czeka mnie indywidualna czasówka. Darek jak to czasem bywa pierwszą górę dnia potraktował rozgrzewkowo. Tomek niepewny swej formy wystartował zachowawczo. Co najwyżej starał się nie tracić kontaktu ze spokojnie jadącym starszym kolegą. Ja postanowiłem pojechać to wzniesienie mocno, gdyż jako równe i raczej łagodne powinno było mi pasować. Rychło też znalazłem powód do jak najszybszego pokonania pierwszych kilometrów. Otóż jakieś 40 sekund przed nami podjazd zaczął inny kolarz-amator. Niebawem uznałem, iż jedzie on szybko, lecz jest w moim zasięgu. Sprężyłem się zatem i dogoniłem go po dwóch kilometrach. Okazał się nim niejaki Alessio Cioppe z Padwy. Gość całkiem mocny, skoro tego dnia zrobił sobie 76-kilometrową rundę z przewyższeniem blisko 1400 metrów w czasie niespełna 3 godzin (avs. 25,4 km/h). Fakt że udało mi się go dogonić raczej nie wynikał z faktu, że byłem mocniejszy lecz po prostu świeższy. Ja dopiero co wystartowałem, on zaś miał już w nogach 65 kilometrów, bowiem start i metę wyznaczył sobie w Enego. Przejechaliśmy razem do połowy szóstego kilometra zamieniając po drodze kilka zdań, zanim mój włoski towarzysz powiedział „basta”. Mimo wysokiej temperatury starałem się jechać możliwie szybko, by nie gubić narzuconego sobie od startu wysokiego rytmu. Między szóstym a dziewiątym kilometrem minąłem trzy części wioski Fosse tzn. Sotto, Mezzo i Sopra. Już na tym odcinku widać było w oddali wysoką dzwonnicę przy XV-wiecznej Duomo di Santa Giustina w Enego. Przy wjeździe do tego miasteczka spotkałem jadący z naprzeciwka tercet mazowiecki czyli: Artura, Piotra i Romka. Według stravy do tutejszej „lotnej premii” dotarłem po przejechaniu 10,66 kilometra w czasie 33:02 (avs. 19,4 km/h z VAM 915 m/h). Jadący spokojnie Dario i Tommy przybyli w to miejsce ze stratą siedmiu i pół minuty. W centrum Enego należało najpierw skręcić w lewo, a niedługo potem w prawo na najbliższym wirażu. Przez następne kilkaset metrów miałem jeszcze ładny widok na pozostawiane za plecami miasteczko.

Na początku trzynastego kilometra droga schowała się w lesie. Nachylenie podjazdu stało się nieco bardziej wyraziste. Po koniec czternastego kilometra minąłem wioskę Cornetta, zaś po przejechaniu 16,2 kilometra w końcu zjechałem z drogi SP76. Odbiłem w prawo biorąc kurs na Marcesina i Valmaron. Wedle znaku na zakręcie do celu pozostało mi jeszcze sześć kilometrów. Podjazd dalej prowadził przez las, za wyjątkiem odkrytego terenu na wysokości Baita Lisser, pod koniec dziewiętnastego kilometra. Przy tej pogodzie wszelki cień, który mogły dawać drzewa był mile widziany. Na jednym z następnych zakrętów widniała wielka reklama biegu narciarskiego Marciabianca. To było widomym znakiem, iż zbliżam się do płaskowyżu Marcesina znanego miłośnikom narciarstwa klasycznego. Wspinaczka skończyła się po przejechaniu 21,7 kilometra. Według stravy cały podjazd liczył 21,52 kilometra, które przejechałem w 1h 12:19 (avs. 17,9 km/h z VAM 934 m/h). Pozytywnie zaskoczył mnie fakt, iż do dziś jest to ósmy wynik na 321 czasów zanotowanych na tym podjeździe. Darek na ostatniej ćwiartce wyraźniej odjechał Tomkowi i dotarł na szczyt w czasie 1h 29:48 (avs. 14,4 km/h), zaś Tommy uzyskał tu 1h 33:01 (avs. 13,9 km/h). Tym samym zanim spotkałem się z kolegami zdążyłem już zamówić i wypić w Rifugio Valmaron pierwszą kawę. Schronisko to wybudowano w roku 1966. Stoi ono na początku drogi przez Piana di Marcesina. Nieopodal niego mieści się siedziba centrum narciarskiego Enego-2000. Nazwa ta jest nieco na wyrost, bowiem najwyższy szczyt w tej okolicy czyli Monte Lisser sięga tylko 1633 metrów n.p.m. Są tu cztery wyciągi, lecz tereny te służą przede wszystkim biegaczom. Ponoć na całym obszarze między schroniskami: Valmaron, Marcesina, Barricata i Campomulo jest aż 200 kilometrów tras biegowych! Zimą śnieg jest tu gwarantowany, szczególnie, że w tej okolicy na wysokości od 1300 do 1600 m. n.p.m. noce bywają zimne. Na górze tej spędziłem przeszło 50 minut. Podczas powrotu do Primolano zatrzymaliśmy się na dłużej w Enego w pobliżu wieży Scaligera, po to by w „Trattoria alle Sette Teste” odebrać opaskę nieopatrznie zostawioną przez Piotra.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1749904069

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1749904069

ZDJĘCIA

20180804_048

FILMY

VID_20180804_124238

VID_20180804_125543

VID_20180804_131916

VID_20180804_133755

VID_20180804_134417

VID_20180804_135027