banner daniela marszałka

Foza

Autor: admin o sobota 4. sierpnia 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1093 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 939 metrów

Długość: 14,3 kilometra

Średnie nachylenie: 6,6 %

Maksymalne nachylenie: 10,4 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Aldo Moroso, autor drugiej części przewodnika po kolarskich podjazdach gór Prealpi Venete doliczył się aż tuzina dróg prowadzących na Altopiano di Asiago. Dziewięć z nich ma rodowód wenecki, zaś trzy pozostałe trydencki. Spośród tych pierwszych tylko jedna startuje na zachodzie z Val d’Astico, dwie od wschodu z Valbrenta i aż sześć biegnie z południa czyli od strony równiny zwanej Pianura Vicentina. Wyścig Dookoła Włoch jak dotąd pięciokrotnie wizytował ten płaskowyż. Po raz pierwszy już w roku 1930 czyli siedem lat wcześniej niż dotarł w Dolomity. Metę górzystych odcinków Giro kończących się na terenie Altopiano di Sette Comuni zawsze wyznaczano w nieformalnej stolicy tego okręgu czyli mieście Asiago. Pierwszym etapowym zwycięzcą w tej miejscowości był Antonio Pesenti. Kolarz, który rok później zajął trzecie miejsce w Tour de France, zaś w sezonie 1932 wygrał „generalkę” GdI. Kolejna wizyta miała tu miejsce w roku 1972. Przy tej okazji wygrał Belg Roger De Vlaeminck, legenda klasyków: zwycięzca każdego z pięciu kolarskich monumentów, w tym 4-krotny triumfator Paris-Roubaix. Jaką drogą wdrapywano się na płaskowyż w latach 30. czy 70. nie udało mi się ustalić, niemniej z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, iż jedną z południowych opcji. Tak wyglądało to też w latach 1993 i 1998, gdy wspinaczkę zaczynano w okolicy Marostiki. Przed ćwierćwieczem wygrał Rosjanin Dmitrij Konyszew, zaś pięć lat później Włoch Fabiano Fontanelli. W obu przypadkach premię górską wyznaczano we wsi Tortima na wysokości tylko 745 metrów n.p.m. Tym niemniej w dalszej części profile obu etapów znacząco się różniły. W roku 1993 dalej jechano pod górę przez Conco do Turchio, skąd do mety było już tylko 10 kilometrów po płaskim terenie. Natomiast w 1998 po premii górskiej był mały zjazd i premia intergiro w Lusianie. Tym razem po dojeździe do Turchio ścigano się jeszcze przez 50 kilometrów po płaskowyżu, w tym na dwóch 16-kilometrowych rundach wokół Asiago.

W sezonie 2017 po raz pierwszy wypróbowano na Giro jedną z dwóch wschodnich dróg na Altopiano. Wybrano bardzo efektowny w obiektywie kamery podjazd z miasteczka Valstagna do gminy Foza (cimb. Vusche). Poza tym rejon ten bardzo dowartościowano, albowiem owa wspinaczka była ostatnią premią górską 100. edycji Giro d’Italia. Etap dwudziesty tego wyścigu zaczął się w Pordenone. Po drodze kolarze musieli się zmierzyć z przeszło 24-kilometrowym podjazdem z Caupo na Monte Grappa (do poziomu 1620 m. n.p.m.). Po zjeździe do Romano d’Ezzelino mieli 13 kilometrów płaskiego terenu, po czym o wszystkim miało rozstrzygnąć 14 kilometrów krętej wspinaczki z 21 wirażami i kilkoma tunelami. Z premii górskiej w Foza do mety w Asiago było 15 kilometrów. Po wcześniejszym etapie z metą w stacji narciarskiej Piancavallo liderem jubileuszowego Giro ponownie został Nairo Quintana. Kolumbijczyk oraz faworyt gospodarzy czyli Vincenzo Nibali robili co mogli, by na tym podjeździe zyskać kolejne sekundy nad Tomem Dumoulin. Na premii górskiej pierwszy zameldował się Domenico Pozzovivo. Na mecie różnice były niewielkie. Czołową jedenastkę dzieliło tylko 20 sekund. Etap wygrał Thibaut Pinot przed Ilnurem Zakarinem, Nibalim, Pozzovivo i Quintaną. Holender finiszował na dziewiątym miejscu. Przyjechał ze stratą 15 sekund w kolejnej 5-osobowej grupce przyprowadzonej przez Luksemburczyka Boba Jungelsa. Co prawda wskutek tego spadł z drugiej na czwartą lokatę, lecz zachował szansę na generalne zwycięstwo. Dzień później na czasówce do Mediolanu z nawiązką odrobił swe straty do Pinot, Nibalego i Quintany. Gdy kilka miesięcy po tych wydarzeniach opracowywałem program naszego Giro del Veneto uznałem, że tego wzniesienia nie może zabraknąć na naszej drodze. Początkowo zakładałem nawet, że to na nim zrobimy sobie piątkowy prolog. Ostatecznie uznałem jednak, iż najlepiej będzie je przejechać w pakiecie z pobliskim Rifugio Valmaron. Natomiast materiał na górskie preludium znalazłem bliżej naszej pierwszej bazy.

Po zjeździe do Primolano wsiedliśmy do samochodu, by nie tracić sił na dojeździe do Valstagna. Mieliśmy do przejechania 15-kilometrowy odcinek po drodze krajowej SS47, prowadzący cały czas wzdłuż Brenty. Rzeka ta ma długość 174 kilometrów i pod tym względem jest trzynastą na terenie Italii. Co ciekawe wypływa ona z jezior Caldonazzo i Levico, w pobliżu których mieszkaliśmy w trakcie naszej wyprawy do Trentino z roku 2016. Teraz poznaliśmy jej górny odcinek. Nieco niżej w okolicy Bassano del Grappa wpada ona już na teren równinny, zaś swój żywot kończy w Adriatyku w okolicy miasta Chioggia. Około piętnastej zatrzymaliśmy się na prawym brzegu Brenty, przy via Rialto na południe od centrum Valstagna. Przed startem moi koledzy przeprowadzili szybki wywiad na stravie, chcąc zobaczyć jak szybko do Fozy dotarli nasi koledzy z Mazowsza. Danych z pełnego podjazdu brakowało. Niemniej Darek dopatrzył się, iż na górnym segmencie „Foza seconda parte” Artur, Piotr i Romek wykręcili VAM na poziomie 965 m/h. Nie do końca chciało mi się w to wierzyć nawet przy założeniu, że zmierzyli się z tym podjazdem na samym początku swej trasy. Owszem Romka byłoby stać na takie tempo, ale pozostałych? Artura być może. Piotra chyba jeszcze nie, mimo górskich postępów jakie poczynił w ostatnich sezonach. Można było zawierzyć cyferkom na ekranie smartfona lub nie. Na weryfikacje danych nie było czasu. Wieczorem okazało się, że autor owego segmentu ostro przesadził z przewyższeniem. Otóż na dystansie 6,88 kilometra nie było tam 562 metrów różnicy wzniesień, lecz tylko 488. Tym samym Pedro & spółka jechali dość spokojnie, bo z VAM na poziomie 838 m/h. Niemniej nie wiedząc jeszcze o tym starszy z moich kolegów postawił sobie za cel poprawienie wyniku Mazowszan. Wkrótce stałem się ofiarą jego planu. Dario chciał pokonać Fozę możliwie najszybciej, ja zaś nie miałem zamiaru oddać mu tej „premii górskiej” bez walki.

Wystartowaliśmy z południowej części miasteczka, więc naszą wspinaczkę zaczęliśmy na via 4 Novembre. Na pierwszym łuku droga ta skręciła na północ i po 700 metrach połączyła się z Via Sette Comuni startującą z Piazza San Marco w samym centrum miasteczka. Początkowy odcinek prowadzący wzdłuż potoku Valstagna miał łagodne nachylenie (max. 6,2%), ale Darek ruszył ostro, więc od startu nie było mi łatwo. Jak by nie patrzeć pierwszą górę pojechałem „a tutta”, zaś Dario raczej w takcie na 3/4. Tomek od razu został, chcąc również tą górę pokonać na spokojnie. Po przejechaniu dwóch kilometrów dojechaliśmy do osady Lebo, gdzie charakter podjazdu zmienił się diametralnie. Tuż przed nim minęliśmy różową tablicę z profilem i mapą tego wzniesienia czyli pamiątkę po przejeździe peletonu Giro d’Italia z roku 2017. Obok niej stała zapewne starsza sztuka określająca ów podjazd mianem „Universita del Rally”. Na tej trudnej technicznie drodze zorganizowano już bowiem nie jeden górski rajd samochodowy. Pomiędzy drugim a dziewiątym kilometrem podjazdu trzeba tu pokonać aż 18 ciasnych wiraży na dystansie 6800 metrów. To wszystko na wąskiej szosie wykutej w skale. Na każdym zakręcie traciło się rytm jazdy, więc zaraz trzeba było przyśpieszać chcąc powrócić do poprzedniej prędkości. Tak rwane tempo mogło pasować lekkiemu Darkowi jadącemu na ultra-lekkim Simplonie, lecz mi na pewno nie. Od początku jechałem poza swoją strefą komfortu, ale dłuższy czas trzymałem się razem z kolegą. Razem przejechaliśmy cały mocno zakręcony fragment wzniesienia. Segment o długości 6,13 kilometra na dojeździe do Osteria Piangrande pokonaliśmy w czasie 24:05 (avs. 15,3 km/h) jadąc z VAM na poziomie raczej 990 m/h niż pokazane na stravie 1010. Nachylenie drogi było solidne, acz bez żadnych szczególnych stromizn. W dolnej połowie wzniesienia najbardziej stromo było na pierwszym z wielu wiraży, gdzie mój licznik zanotował 9,5%. Droga acz przyklejona do zbocza góry prowadziła w terenie odkrytym, co w ten gorący dzień nie ułatwiało nam zadania.

Tempo dyktowane przez Darka ostatecznie okazało się dla mnie za mocne. Puściłem koło na dziesiątym kilometrze. Z początku nie było jeszcze tragedii. W połowie jedenastego kilometra po przejechaniu najtrudniejszego na całym podjeździe odcinka (400 metrów przy średniej 10%) traciłem do niego jakieś 25 sekund. Niemniej wkrótce zupełnie opadłem sił. Ewidentnie dopadła mnie hipoglikemia. Na ostatnich trzech kilometrach walczyłem już tylko o przetrwanie. Nie był to może kryzys na miarę męczarni z Avoriaz-2009 czy ubiegłorocznej „golgoty” pod La Creusaz. Niemniej musiałem się rozstać się z myślą o zakończeniu całej wspinaczki na Pian della Futa (1334 m. n.p.m.). Taki był nasz plan maximum, wobec faktu że „zwyczajna” Foza ma mniej niż 1000 metrów przewyższenia. Po dojechaniu do drogi SP76 mieliśmy ją tylko przeciąć i pokonać dodatkowe 2,5 kilometra o średnim nachyleniu 10,2%. Drugi segment Fozy (ten sztucznie podrasowany) przejechałem w czasie 31:41 czyli o przeszło dwie minuty wolniej od Darka, lecz o ponad trzy szybciej niż nasi koledzy z Mazowsza. Niemniej ponieważ ledwie dowlokłem się do Via Cornetta to dalej mogłem jedynie skręcić w lewo by przejechać ostatnie 300 metrów do miasteczka. Na szosie w pobliżu kościoła wciąż widać było linię górskiej premii z Giro-2017. Będąc bliski omdlenia opadłem na ławeczkę przy bramie miejscowego cmentarza. Gdy już nieco doszedłem do siebie podjechałem do centrum Fozy zrobić kilka zdjęć. W tej okolicy poczekałem na przyjazd Tomka. Następnie razem zjechaliśmy do styku dróg SP76 i SP73 by poczekać tam na Darka. Dario jako jedyny dotarł na pustkowie zwane Pian della Futa. Wcześniej najdłuższy segment ze stravy czyli 13,69 kilometra pokonał w 53:22 (avs. 15,4 km/h z VAM 998 m/h). Ja potrzebowałem na to 55:45 (avs. 14,7 km/h z VAM 955 m/h). Natomiast Tommy wykręcił tu czas 1h 03:26 (avs. 13,0 km/h z VAM 839 m/h). Mimo to i tak był o dwie minuty szybszy od Mazowszan. Na zjeździe spotkaliśmy Adama Kowalskiego, który tego dnia przejechał 135 kilometrów ze startem w Soraga di Fassa. Zabraliśmy go na pokład naszego samochodu i już we czwórkę zjechaliśmy na nocleg w Borso del Grappa.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1749904124

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1749904124

ZDJĘCIA

20180804_051

FILMY

VID_20180804_150857

VID_20180804_162325

VID_20180804_162606

VID_20180804_163047

VID_20180804_163334

VID_20180804_172855