banner daniela marszałka

Passo Brocon / Casa Saronnese

Autor: admin o środa 8. sierpnia 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1631 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1364 metry

Długość: 23 kilometry

Średnie nachylenie: 5,9 %

Maksymalne nachylenie: 11,6 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po długim i ciężkim dniu wokół Monte Grappy należał się nam nieco luźniejszy etap. Na najbardziej strome drogi po południowej stronie tego masywu mieliśmy się wybrać w najbliższy piątek. Wcześniej na środę i czwartek zaplanowałem wypady poza granice regionu Veneto. Dwie wycieczki na północ ku południowo-wschodnim kresom Trentino. W tej włoskiej prowincji bywałem wielokrotnie i to począwszy od pierwszej wyprawy z roku 2003. Niemniej wciąż pozostało mi w niej coś ciekawego do zobaczenia. Na piątym etapie zaproponowałem kolegom dwukrotny wjazd na Passo del Brocon (1618 m. n.p.m.), wzorem wczorajszej Grappy najpierw od południowej i następnie od północnej strony. Natomiast na szóstym odcinku mieliśmy zdobyć od południa przełęcz Rolle (1973 m. n.p.m.) oraz pokonać stromą w końcówce wspinaczkę do Lago di Calaita (1608 m. n.p.m.). Jak zwykle mogłem liczyć na towarzystwo Darka i Tomka. Tym razem wyjątkowo dołączył też do nas Adam. Koledzy z Mazowsza najwyraźniej mocno sponiewierani przez wielką Grappę przeznaczyli sobie ten dzień na regeneracje. Przejechali się jedynie do pobliskiego Bassano del Grappa. Miasta, które w 1985 roku organizowało Mistrzostwa Świata w kolarstwie torowym oraz jak dotąd ośmiokrotnie gościło etapowy finisz Giro d’Italia. Po raz ostatni w sezonie 1992, gdy wygrał w nim sprinter Endrio Leoni. Tymczasem nasza czwórka ruszyła ku kolejnym górom drogą krajową SS47. Po drodze minęliśmy widziane kilka dni wcześniej Primolano i jadąc dalej wzdłuż Brenty niebawem wjechaliśmy do trydenckiej Valsugany. W dolinie tej mieszkaliśmy przez kilka dni podczas wyprawy z sierpnia 2016 roku. Niemniej wtedy najdalej na wschód zabrnęliśmy do miasteczka Castelnuovo by podjechać na przełęcz Manghen oraz do kresu Val Campelle. Tym razem zatrzymaliśmy się w Grigno, gdzie zaczyna się jeden z trzech południowych podjazdów na Passo del Brocon. Ten biegnący po drodze SP75. Powyżej 800 metrów n.p.m. w okolicy Castello Tesino łączą się z nim dwa inne. Najpierw zachodni rozpoczynany na szosie SP78, zaś nieco wyżej wschodni prowadzący po drodze SP212.

Górski szlak przez przełęcz Brocon wybudowano w latach 1905-08, a zatem nie była to „włoska robota”, gdyż Trentino przed I Wojną Światową należało do Cesarstwa Austro-Węgier. Celem Habsburgów było uzyskanie bezpośredniego połączenia między Valsuganą a dystryktem Primiero, znajdującym się po południowej stronie przełęczy Rolle. Passo del Brocon swą nazwę zawdzięcza popularnej w tych stronach roślince, znanej pod łacińskim terminem Erica Carnea. Po naszemu to wrzosiec krwisty, zaś w potocznej mowie miejscowych górali po prostu Brocon. Przełęcz ta została czterokrotnie wykorzystana na wyścigu Dookoła Włoch. Niemniej wszystko to miało miejsce w latach 50. i 60. Po raz pierwszy uczestnicy Giro zmierzyli się z nią w sezonie 1955 na etapie dziewiętnastym z Cortina d’Ampezzo do Trento. Kolarze pojechali wtedy szlakiem przez przełęcze: Falzarego, Pordoi i Rolle. Brocon podjeżdżana od strony północnej była ostatnią premią górską. Pierwszy wjechał na nią Francuz Jean Dotto, który do mety w Trydencie dotarł z przewagą 3:36 nad grupką, którą przyprowadził Włoch Fiorenzo Magni. Rok później północny Brocon znalazł się na trasie legendarnego odcinka z Merano na Monte Bondone. Wszystkie premie tego dnia zgarnął Luksemburczyk Charly Gaul. Etap dwudziesty owej edycji rozgrywany w zimowych warunkach (marznący deszcz, śnieżyca i temperatura -4 stopni na mecie na wysokości 1300 metrów n.p.m.) zrobił rewolucję w „generalce”. Połowa peletonu wycofała się na trasie, w tym lider Pasquale Fornara. Gaul wygrał z przewagą aż 7:44 nad Włochem Alessandro Fantinim i jednego dnia z 24 miejsca awansował na pozycję lidera! Jedynie w 1959 roku wspinano się na Brocon od strony południowej, gdyż tym razem etap zaczął się w Trento. Na przełęczy jako pierwszy pojawił się Włoch Vito Favero. Niemniej na finiszu w dalekim Bolzano wyprzedzili go Katalończyk Miguel Poblet i Belg Rik Van Looy. Natomiast po raz ostatni peleton Giro przejechał tą przełęcz w roku 1967. Podobnie jak dwanaście lat wcześniej wystartowano w Cortinie i w menu były te same cztery podjazdy. Premię wygrał Hiszpan Vicente Lopez-Carill, zaś etap Włoch Vittorio Adorni.

Na koniec owej wkładki historycznej dwie ciekawostki. Każdy z czterech zdobywców tej przełęczy stawał w swej karierze na podium któregoś z Wielkich Tourów. Dotto wygrał reaktywowaną w roku 1955 Vueltę. Gaul dwukrotnie zwyciężył w Giro (1956 i 1959), zaś w sezonie 1958 triumfował na trasie Touru. Favero był drugi w tej samej edycji „Wielkiej Pętli”. Natomiast Lopez-Carill ukończył na trzecim miejscu TdF 1974. Poza tym zarówno w 1959 jak i 1967 roku po etapach prowadzących przez Brocon nowym liderem wyścigu Dookoła Włoch zostawał słynny Francuz Jacques Anquetil. Niemniej akurat tych dwóch edycji Giro nie udało mu się wygrać. Najpierw stracił „maglia rosa” na rzecz Gaula, zaś osiem lat później oddał ją Felice Gimondiemu. We włoskiej wieloetapówce triumfował za to w latach 1960 i 1964. Aby dotrzeć do podnóża południowego Brocon po minięciu miejscowości Tezze Valsugana zjechaliśmy z „krajówki” nr 47 na boczną drogę SP75dir. Początek podjazdu szybko wypatrzyliśmy. Trudniej było znaleźć miejsce do pozostawienia samochodu na kilka najbliższych godzin. Przy szosie wzdłuż torów kolejowych go nie było. Postanowiliśmy je poszukać na podjeździe. Ostatecznie wypakowaliśmy się przy drugim wirażu wzniesienia. Jakieś trzysta metrów od linii startu naszej wspinaczki. W tym miejscu wspomnę, iż nieopodal po przeciwnej stronie Brenty we wiosce Selva zaczyna się 15-kilometrowy podjazd do Rifugio Barricata (1351 m. n.p.m.). Jedna z nielicznych północnych wspinaczek na Altopiano di Asiago. Teoretycznie mogliśmy więc tego dnia połączyć długi południowy podjazd na Brocon z owym wzniesieniem na prawym brzegu rzeki. Tym niemniej droga prowadząca do owego schroniska jest wąska i ze względów bezpieczeństwa jednokierunkowa. Tym samym aby dotrzeć z powrotem do Grigno musielibyśmy złamać przepisy lub też zrobić długi objazd przez Piana di Marcesina i znane nam już lokalizacje takie jak: Rifugio Valmaron, Enego i Primolano. Łatwiej było zatem trzymać się oryginalnego pomysłu i poznać Brocon od obu stron. Tym bardziej, że strona północna, acz krótsza i ogólnie łatwiejsza też była warta zobaczenia, choćby ze względu na rolę jaką ów podjazd odegrał w dziejach Giro d’Italia.

Najpierw trzeba było jednak zdobyć Passo del Brocon od strony południowej. Nasz podjazd liczyć miał przeszło 27 kilometrów, acz w rzeczywistości składał się on z dwóch wspinaczkowych segmentów o łącznej długości 19,5 kilometra. Pierwszy to 9 kilometrów przy średniej 6,7% kończący się półtora kilometra przed miasteczkiem Castello Tesino. Natomiast drugi miał się rozpocząć jakieś dwa kilometry za tą miejscowością. Nieco dłuższy bo mający 10,6 kilometra przy średniej 7% kończy się na wysokości Casa Saronnese 1631 m. n.p.m. Jakieś kilkanaście metrów wyżej niż sama przełęcz i ponad 4,5 kilometra przed nią. Wystartowaliśmy około wpół do dwunastej, jak co dzień w tropikalnych warunkach. Tym razem przy temperaturze 36 stopni. Tradycyjnie ruszyłem szybciej od Darka, ale ten tym razem nie odpuścił pierwszych kilometrów. Dlatego widząc, że jedzie blisko na krótko zwolniłem by zyskać towarzysza na długie kilometry tej wspinaczki. Na pierwszych trzech kilometrach kręcił obok nas Adam, w roli lotnego fotoreportera. Niemniej potem przepadł nam na wiele godzin bez konkretnych wieści. Tomek jechał od startu swoje czyli spokojnym tempem, by nie stracić zbyt wielu sił już na pierwszym wzniesieniu. Trzeba przyznać, iż pierwsza faza tej wspinaczki jest całkiem efektowna. Droga została tu wykuta w skalnej ścianie i wije się po wielu serpentynach. Już na pierwszych trzech kilometrach trzeba pokonać sześć wiraży. Potem drugie tyle na piątym i szóstym kilometrze. W połowie czwartego przejeżdża się przez Ponte Minatori (Most Górników), zaś pod koniec wjeżdża się do długiego na blisko 250 metrów tunelu. Następnie na kilometrze piątym wpada się w dwie bliźniacze galerie wybudowane na zakrętach drogi. Zapewne za sprawą wysokiej górskiej ściany zaczęły nam tu szwankować liczniki. Mój Garmin błądził nieco poza pasem drogi, stąd potem na stravie zabrakło moich wyników na wielu segmentach. Z kolei telefon Darka niekiedy gubił sygnał by odżyć po krótszym lub dłuższym czasie.

W każdym razie pierwsze 9 kilometrów przejechaliśmy w czasie 38:51 (avs. 14,0 km/h z VAM 943 m/h). Tomek na tym odcinku spędził 47:22 (avs. 11,4 km/h). Następnie po przejechaniu 700 płaskich metrów dojechaliśmy do łącznika naszej drogi SP75 z szosą SP246 biegnącą od Celado. W tym miejscu byliśmy, więc jakieś 10,5 kilometra od szczytu wzniesienia Cima di Campo. Premii górskiej, którą zaliczyłem wraz z Darkiem, Adamem i Piotrem Walentynowiczem w lipcu 2012 roku wspinając się od miejscowości Arsie. Po 800 metrach zjazdu skróciliśmy sobie nieco drogę wjeżdżając na wyłożone kostką uliczki Castello Tesino. Po minięciu kościoła parafialnego San Giorgio wróciliśmy na główny szlak, który w tym miejscu wiódł już po drodze SP79. Jednak druga faza wspinaczki zaczęła się dla nas dopiero w połowie trzynastego kilometra. Od miejsca gdzie nasza droga spotkała się z południowo-wschodnim podjazdem rozpoczynanym na szosie SP212. Tu skręciliśmy na północ by przez kolejne 10 kilometrów z hakiem pokonać w pionie blisko 740 metrów. Podjazd był regularny i nigdy przesadnie stromy. W najtrudniejszym momencie tego segmentu nachylenie sięgnęło 9,5%. W takim terenie czułem się dobrze i mogłem dyktować tempo, które mi odpowiadało, a jednocześnie nie było zbyt szybkie dla Darka. Ten fragment podjazdu pokonaliśmy w 48:11 (avs. 12,9 km/h z VAM 900 m/h). Gdy zbliżaliśmy się do szczytu wzniesienia zdało się słyszeć pomruki zbliżającej się burzy. Dlatego po minięciu najwyższego punktu na naszej trasie czym prędzej pognaliśmy w stronę przełęczy. Na tym z gruntu płaskim odcinku Dario rozkręcał prędkość do 40 km/h i więcej. Po wyjechaniu z lasu minęliśmy ośrodek narciarski z wyciągami krzesełkowymi na zboczach Monte Agaro (2062 m. n.p.m.) oraz boczną drogę ku dolinie Malene. Ostatecznie dotarliśmy na przełęcz w czasie 1h 44:18 (avs. 15,7 km/h). Ledwie udało nam się umknąć przed ulewą. Czym prędzej schowaliśmy się w Albergo Passo Brocon. Jadący za nami Tommy (czas 1h 59:23) nie miał tyle szczęścia. Już po drodze złapał go pierwszy opad, zaś bliżej mety dopadła druga pora deszczowa. Godzina była relatywnie młoda czyli 13:30. Postanowiliśmy przeczekać deszcz pod dachem górskiego hotelu.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1759221916

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1759221916

ZDJĘCIA

20180808_001

FILMY

VID_20180808_143911

VID_20180808_153347