banner daniela marszałka

Vedetta dell’Archeson (Salto della Capra)

Autor: admin o piątek 10. sierpnia 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1470 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1133 metry

Długość: 11,2 kilometra

Średnie nachylenie: 10,1 %

Maksymalne nachylenie: 20,3 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Piątek 10 sierpnia był naszym ostatnim dniem pobytu w cieniu wielkiej Monte Grappy. Nazajutrz mieliśmy się bowiem przeprowadzić z Borso del Grappa do Vittorio Veneto, by z tego miasta wybierać się ku najciekawszym kolarskim wzniesieniom wschodniej części Wenecji Euganejskiej. Tak tym zlokalizowanym na obszarze Prealpi Venete jak i rozsianym na północnych rubieżach regionu Veneto pośród strzelistych szczytów Dolomiti Bellunesi. Niemniej wcześniej należało się godnie pożegnać z jej wysokością. Górą, która gościła nas przez dobry tydzień i który nieźle nas wszystkich sponiewierała podczas królewskiego etapu wtorkowego. Już zawczasu postanowiłem, iż na pożegnanie z Monte Grappą spróbuję pokonać dwie najtrudniejsze drogi szosowe prowadzące po jej zboczach. Podjazdy znane jako Salto della Capra oraz Bocca di Forca czyli nr 3 i nr 4 z mapy „Brevetto Monte Grappa”, którą wkleiłem do swego wcześniejszego artykułu pt. „Monte Grappa intro”. Niedługie bo około 10-kilometrowe. Niezbyt wysokie, bo kończące się na wysokości około 1400 metrów n.p.m. Nie szczególnie duże, bo mające przewyższenie nieco ponad 1100 metrów. Niemniej obie przeraźliwie strome, szczególnie dla człowieka, który nawet latem waży blisko 80 kilogramów. W trakcie swych rozlicznych podróży „ujarzmiłem” niemałe stadko kolarskich gór tego pokroju. Z rzadka jednak próbowałem się z dwoma tego typu podjazdami jednego dnia. Poza tym do niedawna nie miałem problemów, z tym by w trakcie sezonu zejść z wagą do powiedzmy 75 kilogramów. Na stronie http://fightclubteam.altervista.org przeczytałem, że Salto della Capra to weneckie Mortirolo. Skoro tak to jeszcze trudniejsza Bocca di Forca zasługuje na miano lokalnego Zoncolanu. Pozostało mi zatem mieć nadzieję, że skoro w przeszłości udało mi się „przeżyć” te dwie słynne wspinaczki to przy odpowiedniej dozie samozaparcia zmęczę również ich weneckie kopie.

Oba podjazdy mieliśmy dosłownie pod naszym nosem czyli w odległości 5-8 kilometrów od bazy noclegowej w Borso del Grappa. Tym samym w tym dniu mogliśmy nie ruszać samochodu. Wystarczyło zjechać z podwórka do Via Piave czyli drogi SP26 i przejechać nią kilka kilometrów w kierunku wschodnim. Mój oryginalny plan zakładał, iż zaczniemy „zabawę” od góry dalszej i moim zdaniem trudniejszej czyli Bocca di Forca, po czym w drodze powrotnej zaliczymy Salto della Capra. Darek wolał rozbić całe nasze zadanie na dwa niezależne podetapy przedzielone domową strefą bufetu, po powrocie z pierwszej góry. Przy tym zasugerował by zacząć dzień „Skokiem Kozicy”, która to z dwojga wspinaczek wydała mu się bardziej wymagająca. Przyznam, że nie wiem jak to wydedukował, ale nie zamierzałem kruszyć kopii o takie detale. Tym samym zaczęliśmy siódmy etap Giro del Veneto od wycieczki krótszej i obiektywnie nieco mniej stromej. Tradycyjnie liczyć mogliśmy na towarzystwo Tomka. Natomiast Adam opracował kolegom z Mazowsza łatwiejszy szlak wokół Feltre. Niewątpliwie tak Adamo jak i Romano daliby radę przerobić nasz piątkowy program. Przynajmniej jedno z tych wzniesień pokonałby też Arturro, skoro swego czasu dotarł do Rifugio Prati di Kohl. Niemniej zakładam, że w porannym zespole rytm jazdy wyznaczał Pedro, który preferuje trasy objazdowe – niekiedy dłuższe, acz z obiektywnych względów mniej górskie. Tak też nasi kompani pokonali w piątek niespecjalnie wymagającą, acz ponoć ładną rundę o długości 82 kilometrów i przewyższeniu około 1300 metrów. Z grubsza 60 kilometrów jazdy po płaskim i pagórkach plus na koniec podjazd z Pedaveny na Croce d’Aune (1015 m. n.p.m.). Jedynie Romek, który w połowie tej wspinaczki pomylił drogę zaserwował sobie dwie premie górskie i na pierwszej wjechał na wysokość około 1250 metrów n.p.m. W sumie przejechał zaś 97 kilometrów z łączną amplitudą 1820 metrów.

Zespół Mazowsze był już za półmetkiem swej trasy, gdy blisko kwadrans po godzinie jedenastej w towarzystwie Darka i Tomka wyjechałem na spalone słońcem drogi po południowej stronie masywu Monte Grappa. Wybrawszy sobie na pierwszego przeciwnika wzniesienie Salto della Capra dotarliśmy do podnóża owej wspinaczki po przejechaniu 5,5 kilometra szlakiem przez miasteczka Sant’Eulalia i Crespano del Grappa. Podjazd ten zaczyna się w miejscowości Quattro Strade wyrosłej na styku dróg SP26 i SP20. W swej najtrudniejszej części wiedzie on stromą i krętą Via Sant’Andrea, która na wysokości 1403 metrów n.p.m. zbiega się z dochodzącą od wschodu szosą SP141 będącą przedłużeniem podjazdów nr 4-5-6-7 tzn. Bocca di Forca i trzech wspinaczek przechodzących przez Passo del Tomba. W pobliżu tego miejsca w skale górującej nad ostatnim wirażem ścieżki św. Andrzeja zamontowano figurę „patronki” tego wzniesienia. Tym niemniej sam podjazd nie kończy się u styku obu górskich szlaków. Warto jeszcze odbić w lewo i przejechać kolejne pół kilometra do położonego przeszło 40 metrów wyżej miejsca o nazwie Vedetta dell’Archeson. To była nominalna meta naszej wspinaczki. Podjazd miał mieć długość 11,33 kilometra i średnie nachylenie 9,8%, przy maximum rzędu 18-20%. Jednak według mojego licznika dotarłem tam już po przejechaniu 10,8 kilometra od Quattro Strade. Wyszło mi więc krócej, lecz bardziej stromo. Według książki „Prealpi Venete 2” owo weneckie Mortirolo można rozpisać na następujące segmenty. Najpierw 2,61 kilometra o średniej 7,3% z przejazdem przez wioskę Fietta. Następnie zaczyna się Via Sant’Andrea. Droga z trzydziestoma wirażami o długości 8,23 kilometra i średniej stromiźnie 10,6%. Początkowo serpentyny są tu długie i nieprzesadnie strome. Drugi segment podjazdu (do dziewiątego zakrętu) to 4,72 kilometra o średniej 9%. Natomiast sektor trzeci to 3,51 kilometra z przeciętną 12,8%. Są na nim nawet dwa odcinki o blisko 15-procentowej stromiźnie. Pierwszy o długości 930, zaś drugi 1360 metrów. Finał już na drodze SP141 liczy sobie 490 metrów o średniej 8,6%.

Ten podjazd dla „kolarskich kozic” przyszło nam pokonać w upalnych warunkach. Na dojeździe do Quattro Strade mój licznik notował temperaturę na poziomie 31 stopni. Pod górę ruszyłem razem z Tomkiem. Dario wyrwał do przodu jakieś pół minuty szybciej. Po przejechaniu 700 metrów minęliśmy kościół parafialny pod wezwaniem św. Trójcy w miejscowości Fietta. Nieco dalej na rondzie trzeba było wybrać drogę po prawej stronie Osteria da Miky. Na początku drugiego kilometra wyprzedziłem Darka, po czym szybko zyskałem wyraźną przewagę nad moimi kolegami. Momentami traciłem z nimi kontakt wzrokowy. Dlatego po dojechaniu do Sant’Andrea zatrzymałem się na blisko minutę by zobaczyli, iż na rozjeździe za tą osadą trzeba odbić w prawo. Potem ruszyłem dalej swoim tempem. Zakładałem, że na najtrudniejszym fragmencie wzniesienia Dario zacznie odrabiać do mnie dystans lub nawet mnie wyprzedzi. Tym niemniej moi kompani pierwszy segment na drodze św. Andrzeja pojechali bardzo spokojnie i już na tym odcinku stracili przeszło pięć minut. Ja ów sektor o długości 4,88 kilometra pokonałem w 26:25 (avs. 11,1 km/h z VAM 1012 m/h). Natomiast Dario uzyskał na nim czas 31:59, zaś Tommy 32:05. Tym niemniej na tym odcinku stromizna wzniosła się co najwyżej na poziom 11,2% czyli nic strasznego. To już mocniej trzymało nas na drugim kilometrze, gdzie nachylenie chwilowo doszło do poziomu 13,1%. Pierwsze ściany „z innej bajki” miały się pojawić dopiero na ósmym kilometrze. Z tym wyzwaniem też sobie poradziłem. Moja lektura nie ściemniała. Maksymalna stromizna jaką zanotował mój Garmin to 20,3% w odległości 7,3 kilometra od startu wspinaczki. Przy czym wyżej nie brakowało jeszcze paru wskazań powyżej 18%. Po pokonaniu dwóch serii serpentyn na ósmym i dziewiątym kilometrze minąłem szczyt Punta Musce (1266 m. n.p.m.). Dalej czekały mnie już tylko dwie pary zakrętów przed dojazdem do szosy SP141.

Na ostatnich czterech kilometrach wspinaczki temperatura spadła z 31 do ledwie 21 stopni. Według stravy najbardziej stromy fragment tego wzniesienia o długości 3,4 kilometra pokonałem w 22:26 (avs. 9,1 km/h z VAM aż 1163 m/h). Darek i Tomek przebrnęli tą stromą ścianę w podobnym tempie. Dario uzyskał na tym segmencie czas 23:27, zaś Tommy 23:45. Tym samym wykręcili tu VAM odpowiednio 1112 i 1098 m/h. Dojechawszy do szosy SP141 od razu skręciłem w lewo, by skończyć wspinaczkę na Vedetta dell’Archeson. Po drodze minąłem gospodarstwo Malga Vedetta. Na tej drodze było już nieco łatwiej, lecz wciąż nie dało się odsapnąć. Nachylenie momentami przekraczało 11%. Gdy już dojechałem do La Vadetty spostrzegłem, iż w prawo od głównej drogi odchodzi ścieżka do Malga Archeset. Postanowiłem ją sprawdzić. Co prawda wiodła ona miejscami po mocno zniszczonym asfalcie, ale dało się po niej jechać. Tym sposobem przejechałem jeszcze 400 metrów dodając sobie bodaj 25 metrów przewyższenia. Zatrzymałem się dopiero, gdy droga ta przeszła w szuter i zaczęła opadać w kierunku wspomnianego gospodarstwa. W tym miejscu z widokiem na kapliczkę wieńczącą szczyt Cima della Mandria (1480 m. n.p.m.) postanowiłem poczekać na przyjazd kolegów. Dario pojawił się po około sześciu minutach. Na Tomka czekaliśmy nieco dłużej, bo choć stracił do Darka nie więcej niż półtorej minuty to zagubił się nam w okolicy La Vedetty szukając naszej mety po zachodniej stronie Laghetto di Val Archeson. Ze swego „występu” mogłem być zadowolony. Poradziłem sobie z tym wzniesieniem lepiej niż mogłem się spodziewać. Pomijając krótki postój w okolicy Sant’Andrea na przejechanie 10,8 kilometra od Quattro Strade po Vedetta dell’Archeson potrzebowałem 1h 03:25 co oznaczało średnią prędkość 10,2 km/h i VAM na poziomie 1048 m/h. Niespodziewanie dojechał na szczyt o 6-7 minut szybciej od swych znacznie lżejszych towarzyszy. Tym razem jakoś udało się zaprzeczyć prawu grawitacji.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1763237996

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1763237996

ZDJĘCIA

20180810_001

FILMY

VID_20180810_125059

VID_20180810_131806