Val di Rhemes / Thumel
Autor: admin o piątek 23. sierpnia 2019
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Villeneuve / Champagne (SR23 & SR24)
Wysokość: 1910 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1219 metrów
Długość: 22,8 kilometra
Średnie nachylenie: 5,3 %
Maksymalne nachylenie: 13,6 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W piątkowy poranek wróciłem na miejsce środowego „rozładunku”. Tego dnia miałem bowiem zdobyć Val di Rhemes. Trzecią z aostańskich dolin wchodzących w skład Parco Nazionale Gran Paradiso. Podjazd ku osadzie Thumel leżącej na południowym krańcu szosy SR24 zaczyna się zaś w Champagne koło Villeneuve czyli na drodze SR23. Tej samej po której wiedzie wspinaczka doliną Valsavaranche. Parking dla naszego Opla miałem już wypróbowany. Miejsce startu z góry upatrzone. No i w końcu szóstą część tego wzniesienia zdążyłem już też poznać. Wystartowałem szybciej niż na pierwszym etapie, bo o godzinie 8:16. Mimo tak wczesnej pory na starcie miałem temperaturę 20 stopni. Niemniej na mecie tylko rześkie 11. Początek tego wzniesienia po szlaku już przetartym. Znajome widoczki. Kapliczka na pierwszym wirażu w Villes Dessous (1,2 km). Park zwierząt górskich przy skręcie do Les Combes (2 km). Potem mostkiem nad Dora di Rhemes wjechałem do wioski Introd (2,6 km), będącej siedzibą lokalnej gminy i mogącej się pochwalić takimi zabytkami jak: Castello d’Introd, Cascina Mediavale L’Ola, Chiesa Conversione di San Paolo czy Cappella di San Lorenzo. Po kolejnym kilometrze raz jeszcze ujrzałem gminną reklamę nawiązującą do letnich wizyt Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Jednym słowem doświadczyłem tu kilkunastominutowego „dejavu”. To francuskie słówko na terenie Valle d’Aosta jest jak najbardziej na miejscu. O ile bowiem język włoski króluje na ulicach tego regionu to nazwy miejscowych miast, wiosek, rzek, dolin czy przełęczy mają zdecydowanie francuski wydźwięk. Początkowy odcinek czyli 3,9 kilometra do rozjazdu w Delliod pokonałem w 14:42 (avs. 15,8 km/h z VAM 1011 m/h) czyli o 9 sekund wolniej niż przed dwoma dniami. Tym razem musiałem tu odbić w prawo by wjechać na SR24 będącą moim drogowym przewodnikiem po Val di Rhemes. Podjazd do szosowego kresu tej doliny jest nieco krótszy niż ten wiodący przez Valsavaranche. Kończy się na nieco niższej wysokości.
Niemniej czy jest łatwiejszy od swego sąsiada? Raczej nie. Na stronie „archivio salite” Val di Rhemes wyceniono na 836, zaś Valsavaranche na 817 punktów. Natomiast w książce „Passi e Valli in Bicicetta – vol. 20” pierwszy zasłużył sobie na ocenę „4”, zaś drugi otrzymał „4 z minusem”. W minionych dwudziestu latach wyścig etapowy Giro delle Valle d’Aosta tylko raz wjechał w głąb Val di Rhemes. Pierwszy etap tej imprezy z roku 2018 zakończył się w miejscowości Rhemes-Notre-Dome (zwanej Noutra Dama de Rema w lokalnym dialekcie) czyli na wysokości 1729 metrów n.p.m. Do mety z przewagą przeszło minuty nad najbliższymi rywalami dojechała dwójka kolarzy tzn. Kevin Inkelaar oraz Matteo Bellia. Holender wygrał ów etap, zaś Włoch został liderem tego wyścigu. Warto jednak wspomnieć, iż rok wcześniej finałowy podjazd na drugim etapie GdVA zaczął się w miejscowości Introd, przy czym metę wytyczono we wiosce Les Combes. Ten górski odcinek wygrał Belg Harm Vanhoucke. To samo wzniesienie wystąpiło też na czternastym etapie Giro d’Italia 2019, lecz w nieco krótszej postaci jako premia górska (kat. 2) Truc d’Arbe wygrana przez Włocha Giulio Ciccone. Na podjeździe przez Val di Rhemes łatwo określić, który fragment tego wzniesienia jest najtrudniejszy. Jest to niewątpliwie odcinek 2,5 kilometra o średniej aż 10% następujący niebawem po wyjechaniu z Rhemes-Saint-Georges. Jak dla mnie rozpoczął się on w połowie dziesiątego kilometra. Zanim do niego dojechałem minąłem przysiółek Tache (5,9 km) i nieco większą osadę Sarral (7,3 km). Do wioski pod wezwaniem św. Jerzego dotarłem pod koniec dziewiątego kilometra. Przez cały ten czas droga prowadziła prawym brzegiem potoku Dora di Rhemes. Długa ściana za tą miejscowością naprawdę mogła podciąć nogi. Na wspomnianym sektorze najostrzejszy 500-metrowy odcinek ma średnio 11,6%. Natomiast dwa inne „męczą” nachyleniem na poziomie 10,6%. Na tym trudnym odcinku minąłem dwie boczne dróżki wiodące ku: Frassiney (10,6 km) i Proussaz (11,5 km). Cały ten segment o długości 2,63 kilometra przejechałem w 14:18 (avs. 11,1 km/h z VAM 1059 m/h).
Momentami ciemno robiło się przed oczyma. Niemniej nie z powodu wzmożonego wysiłku, lecz przyczyn obiektywnych. Podobnie jak w trakcie przejazdu dolinami Valsavaranche i Valgrisenche także w tej dolinie musiałem przebrnąć przez kilka tuneli bądź galerii. Trzy nawet całkiem sporych rozmiarów. Najdłuższy o długości 850 metrów znajdował się na trzynastym kilometrze. Kilometry czternasty i piętnasty były niemal płaskie. Tym samym zleciały mi szybciej od pozostałych. W tym czasie minąłem osadę Melignon (14,4 km), za którą wróciłem na prawy brzeg towarzyszącego mi potoku. Na szesnastym kilometrze podjazd był łagodny. Minąłem Brenan (15,7 km) i niebawem dotarłem do Artalle (16,1 km). Za tą osadą przemknąłem przez kolejny płaski odcinek. Sytuacja zmieniła się, acz na krótko, gdy w połowie siedemnastego kilometra znów przejechałem na lewy brzeg Dora di Rhemes. Za Carre (16,6 km) czekał mnie bowiem półkilometrowy sektor ze stromizną dochodzą do 9,5%. Niemniej potem znów zrobiło się luźniej. Do wioski Chavaney (17,6 km) wpadłem nawet z prędkością około 40 km/h, albowiem trafił mi się lekki zjazd. Następnie do połowy dziewiętnastego kilometra podjazd jakkolwiek odczuwalny, miał co najwyżej umiarkowane nachylenie. Z kolei trzystumetrowy dojazd do Bruil, największej miejscowości w ramach gminy Rhemes-Notre-Dome, był zupełnie płaski. Na wlocie do tej wioski przykuły moją uwagę wyrzeźbione w drewnie postacie chłopca i dziewczynki bawiących się w chowanego. Z kolei przejazd pod specyficznym wiaduktem na końcu owej wioski oznaczał początek kolejnej ścianki. Tym razem musiałem sobie poradzić ze ścianką o długości 800 metrów i nachyleniem sięgającym 11,3%. Gdy minąłem zjazd ku Chaudanne (19,8 km) teren znów odpuścił. Pół kilometra dalej minąłem Pellaud (20,3 km). Dalej znów kilkaset metrów umiarkowanego podjazdu i dobry kilometr płaskiego terenu. Mając w nogach 21,9 kilometra dotarłem do parkingu, na którym swe samochody „porzuca” większość pieszych turystów ruszających na okoliczne górskie szlaki.
Po minięciu tego miejsca do kresu drogi SR24 miałem już tylko 650 metrów. To był niemal prosty odcinek drogi przez Prato delle Marmotte czyli Łąkę Świstaków. Szosa wiodła na wprost ku pojedynczemu gospodarstwu i bynajmniej nie po płaskim terenie. Na sam koniec musiałem z siebie wykrzesać jeszcze odrobinę energii. Na finałowych czterystu metrach stromizna nie schodziła bowiem poniżej 7%, zaś maksymalnie sięgnęła 13,6%. Ostatnie metry przejechałem już po szutrze i wspinaczkę zakończyłem na wirażu tuż za wspomnianym domostwem. W dole po lewej stronie widziałem zabudowania osady Thumel. Dotarcie do tej mety zabrało mi 1h 23:30 co przy dystansie 22,75 kilometra daje średnią prędkość 16,3 km/h. Najdłuższy segment znaleziony na stravie czyli „Champagne – Rhemes ND” o długości 18,84 kilometra i przewyższeniu 991 metrów pokonałem w 1h 10:04 (avs. 16,1 km/h z VAM 848 m/h). Amatorzy pieszych wędrówek w tym miejscu wchodzili na górski szlak wiodący, chociażby do Rifugio Gian Federico Benevolo (2285 m. n.p.m.). To odkrycie podsunęło mi pomysł na jedną ze wspólnych wycieczek w kolejnych dniach tej wyprawy. Piątkowe popołudnie spędziliśmy zaś na innym górskim szlaku. Po obiedzie znów udałem się do Villeneuve. Potem przejechaliśmy kolejne 26 kilometrów zatrzymując się dopiero na końcu drogi SR23. Iwona zobaczyła z czym zmagałem się w środowy poranek, zaś ja ponownie obejrzałem sobie Valsavaranche, acz z innej perspektywy. Celem naszej pieszej wycieczki było Rifugio Savoia, schronisko po aostańskiej stronie przełęczy Nivolet. Początek tej trasy jest stromy. Prowadzi wąską ścieżką przez modrzewiowy las i strome półki skalne aż po Croce Roley na wysokości 2314 metrów n.p.m. Z tym trudnym odcinkiem jakoś sobie poradziliśmy. Przeszliśmy też ładny kawałek szlaku po płaskowyżu. Zawróciliśmy w pół drogi, albowiem niebo się zachmurzyło. Było to akurat dzień po tragedii na Giewoncie, więc nie mogłem przekonać swej towarzyszki na dalszy spacer pod burzowymi chmurami. Mimo przyśpieszonego odwrotu na owym szlaku i tak spędziliśmy przeszło trzy godziny. Jowisz nie ciskał tego dnia w ziemię piorunami. Niemniej ledwie umknęliśmy ulewie, która naszła parking w Le Pont.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/2644498133
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/2644498133
ZDJĘCIA
FILM