banner daniela marszałka

Valico di Moncodeno

Autor: admin o piątek 7. sierpnia 2020

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Varenna (SP65)

Wysokość: 1413 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1207 metrów

Długość: 18,1 kilometra

Średnie nachylenie: 6,7 %

Maksymalne nachylenie: 14 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Piątek był już niestety ostatnim dniem wspólnej jazdy. W sobotni poranek mieliśmy ruszyć w dwie strony świata. Rafał z Krzyśkiem na północ ku Bormio, zaś ja z Danielem na południe do Barzany. Oni w ramach swego finałowego weekendu chcieli zdobyć trzy bodaj najsłynniejsze lombardzkie przełęcze. To znaczy Mortirolo, Gavia i Stelvio. My od niedzieli na górskich szosach prowincji Bergamo zaczynaliśmy zaś drugą połowę naszej 16-dniowej wyprawy. Wcześniej w ramach sobotniego pożegnania z rejonem Lecco mieliśmy zaliczyć bywałe na profesjonalnych wyścigach wspinaczki na Piani dei Resinelli i Valico di Valcava. To wszystko czekało nas jednak dopiero w weekend. Wcześniej trzeba było pokonać dwa trudne wzniesienia w „przydomowym ogródku”. To jest w najbliższej okolicy Bellano, które na trzy doby stało się naszym domem w podróży. Wynajęty lokal (La Casa Azzurra) był całkiem przyjemny, acz znacznie mniejszy niż ten w Garzeno. Mieliśmy do swej dyspozycji niewielkich rozmiarów sypialnię i salon oraz całkiem spore kuchnię i łazienkę. Nasz apartament znajdował się ledwie 100 metrów od brzegu Lago di Como. Najbliższy sklep spożywczy (Conad City) mieliśmy o przysłowiowy „rzut beretem”, zaś lokalną piekarnię tuż za rogiem. Tylko z wolnymi i bezpłatnymi parkingami dla naszych samochodów był drobny kłopot. Niemniej tego akurat dnia mogliśmy je pozostawić na miejscach „zdobytych” w czwartkowy wieczór. Etap szósty zapowiadał się na najcięższy z dotychczasowych. Przynajmniej dla mnie i Daniela. Czekały nas bowiem dwa blisko 20-kilometrowe wzniesienia, każde o przewyższeniu znacznie przekraczającym tysiąc metrów. W sumie było tu do zrobienia przeszło 2500 metrów w pionie pod upalnym włoskim słońcem. Nasi koledzy z Gorzowa woleli oszczędzić siły przed swoim „królewskim etapem” zaplanowanym na sobotę. Dlatego ustaliliśmy, iż razem pojedziemy tylko pierwszy piątkowy podjazd. Była nim wspinaczka z pobliskiej Varenny przez Esino Lario i przełęcz Cainallo do mety na Valico di Moncodeno.

Naszą bazę w Bellano od podnóża tego wzniesienia dzieliło ledwie 3,5 kilometra. Ten dystans przejechany po drodze SP72 oraz Viale dei Giardini posłużył zatem za małą rozgrzewkę. Podjazd przez blisko 14 kilometrów prowadził po drodze SP65. To znaczy szlakiem, którym uczestnicy Giro di Lombardia z lat 1985, 1987 oraz 1991-94 wspinali się na przełęcz Agueglio, którą to my zdobyliśmy w środowe popołudnie od innej strony. Mój książkowy przewodnik „rozbierał” przeszło 18-kilometrową wspinaczkę pod Moncodeno na trzy segmenty. Pierwszy o długości 5,3 kilometra i średnim nachyleniu 6,5%. Drugi czyli 5,7 kilometra z przeciętną 4,6% oraz trzeci najdłuższy i najtrudniejszy o wymiarach 7,6 kilometra przy średniej 7,9%. W praktyce podjazd okazał się kilkaset metrów krótszy i nieco niższy niż w teorii. Niemniej jedno na pewno się zgadzało. Podobnie jak na środowej Roccoli dei Lorla tu również zdecydowanie najtrudniejsza była końcówka. Na tym nie koniec podobieństw. Tutaj także droga w swym dolnym odcinku „odrywała się” od brzegów jeziora Como wijąc się po licznych serpentynach. Autor książki na pierwszych 6 kilometrach podjazdu naliczył 15 wiraży. Na moje oko na tym odcinku było ich aż 18. Mniejsza jednak o szczegóły. Być może niektóre „moje zakręty” nie pasują do oficjalnej definicji włoskiego „tornante”. W każdym razie te wszystkie zawijasy sprawiają, iż przez niemal sześć kilometrów towarzyszą tu podróżnym wspaniałe widoki na pozostawiane w dole jezioro Como. Przez pierwsze 5 kilometrów tego wzniesienia jedzie się niemal cały czas przez teren zabudowany mijając miejscowości takie jak: Regolo i nieco większe Perledo. Dopiero na szóstym kilometrze zaczyna się górska głusza, którą przerywa dopiero wjazd do Esino Lario w połowie jedenastego kilometra. Nieco wcześniej, bo na dziewiątym i dziesiątym kilometrze podjazdu można złapać nieco oddechu na łatwym sektorze z nachyleniem rzędu 2-3%. Wspomniane Esino Lario ciągnie się przez ponad dwa kilometry. Opuszcza się je dopiero pod koniec trzynastego kilometra, na wysokości niemal tysiąca metrów n.p.m. Jakiś kilometr dalej na wysokości 1086 metrów trzeba w końcu porzucić drogę SP65, to jest zamiast brać wiraż w lewo należy pojechać prosto wybierając „Strada per Cainallo”.

Tu zaczyna się niespełna 4-kilometrowy finał tego wzniesienia. Trudny segment o średniej 8,6%. Można go podzielić na dwa mniejsze fragmenty. Pierwszy to 2,5-kilometrowy dojazd do Passo di Cainallo o przeciętnym nachyleniu 8,4 % i max. 13,5%. Drugim jest 1300-metrowy odcinek powyżej tej przełęczy mający średnią stromiznę 8,8% i maxa na poziomie 14%. Meta podjazdu znajduje się w dość anonimowym miejscu na parkingu o nazwie Via della Ganda u stóp masywu Grigna (alias Grignone). Naszą jazdę jak i samą wspinaczkę zaczęliśmy przed godziną dziesiątą, a mimo to na ulicach Varenny było 25 stopni. Już na samym początku bardzo mocno do przodu wyrwał Rafał, jakby chcąc zatrzeć wrażenie po słabszym czwartku na szosach Triangolo Lariano. Od razu rozbiło to naszą grupkę. Mógłbym spróbować wytrzymać ten atak jedynie na zdrowych nogach. Nasz kolega mógł tu zagrać „vabank”, była to wszak jego jedyna piątkowa góra. My z Danielem musieliśmy jeszcze pamiętać o popołudniowym spotkaniu z Alpe Giumello. W każdym razie Rafa pięknie nam odskoczył. Ja czas jakiś jechałem razem z Danielem, potem zaś samotnie na drugiej pozycji. Kontakt wzrokowy z naszym liderem straciłem dość szybko i na dość długo. Rywalizacja była zatem „zaoczna”, a o tym jak przebiegała świadczy Strava. Rafaello na pierwszych 5 kilometrach nadrobił nade mną 1:06, zaś po 9 kilometrach miał już 1:52 zapasu. Na kolejnych kilometrach odrobinę zyskałem, gdyż przy zjeździe z szosy SP65 traciłem 1:33. Za to niespełna dwa kilometry dalej obok Rifugio Cainallo (poniżej owej przełęczy) dzieliły nas już tylko 23 sekundy. Przy takiej różnicy „Madrileno” dostrzegł czające się za plecami zagrożenie i ponownie przyśpieszył wygrywając premię górską z przewagą 40 sekund. Ja na przejechanie całej góry potrzebowałem 1h 18:45 (avs. 13,6 km/h z VAM 922 m/h). Na mecie spędziliśmy aż pół godziny. Natomiast powrót do Bellano zabrał nam co najmniej tyle samo czasu co podjazd. Za dużo było pokus po drodze. Piękne widoki tak w górnych jak i dolnych odcinkach zjazdu. Pomiędzy nimi zaś jeszcze 20-minutowa strefa bufetu przed pizzerią „Oasis” w Esino Lario.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/3879527798

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3879527798

ZDJĘCIA

IMG_20200807_001

FILMY

VID_20200807_113743

VID_20200807_115127

VID_20200807_115307

VID_20200807_125338