banner daniela marszałka

Madone d’Utelle

Autor: admin o piątek 11. września 2020

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Saint-Jean-la-Riviere (M32 -> M132)

Wysokość: 1193 metry n.p.m.

Przewyższenie: 894 metry

Długość: 16 kilometrów

Średnie nachylenie: 5,6 %

Maksymalne nachylenie: 8,2 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W piątek mieliśmy pierwszą przeprowadzkę. Plan był prosty. O poranku opuszczamy urokliwe Le Broc i ruszamy na północ. Po kilku kilometrach w dolinie rzeki Var skręcamy na wschód by resztę transferu pokonać drogą M2565. Przejeżdżamy większą część doliny Vesubie zatrzymując się w niej dwa razy. Najpierw w Saint-Jean-la-Riviere, zaś następnie w pobliżu Roquebiliere. Jak co dzień pokonujemy bowiem dwa solidne wzniesienia. Tym pierwszym miał być podjazd do sanktuarium Madone d’Utelle, zaś drugim wspinaczka w głąb Vallone de la Gordolasque. Po owych kolarskich atrakcjach ruszamy dalej autem, by powyżej miasteczka Saint-Martin-Vesubie skręcić ku przełęczy Św. Marcina (1500 m. n.p.m.). Dojechawszy do wybudowanej na niej stacji narciarskiej La Colmiane zjeżdżamy już tylko trzy kilometry i wieczorem meldujemy się w drugiej bazie noclegowej. To znaczy w górskiej wiosce Saint-Dalmas. W sumie mieliśmy tego dnia do przejechania 58 kilometrów samochodem i co ważniejsze 65 kilometrów na rowerach. W teorii do zrobienia było 2011 metrów w pionie czyli etap szósty wyglądał na umiarkowanie trudny. Rzecz jasna tym razem poświęciliśmy więcej czasu na spakowanie się do Hondy, gdyż musieliśmy z sobą zabrać cały nasz dobytek. Jednak mając w planach niezbyt długi transfer nie śpieszyliśmy się zbytnio. Do podnóża naszej pierwszy góry dojechaliśmy po jedenastej. Na miejscu trzeba było przejechać na prawy brzeg rzeki Vesubie, gdzie można było zostawić samochód na parkingu w pobliżu merostwa. Tablica na samym początku drogi M32 zapewniała, iż nie będziemy tu zmuszeni do przesadnego wysiłku. Mieliśmy do pokonania przeszło 15-kilometrowy podjazd o umiarkowanym nachyleniu i amplitudzie niespełna 900 metrów. Przy tym bardzo regularny, albowiem maksymalna stromizna miała sięgnąć tylko 8%. Jednym słowem góra dla tempowców, a nie „górskich kozic”. Dlatego mogłem liczyć na to, iż tym razem uda mi się utrzymać tempo znacznie lżejszego Adriana.

Naszym celem było sanktuarium pielgrzymkowe Madone des Miracles położone na górskiej esplanadzie między dolinami Var i Vesubie. W miejscu oferującym nadzwyczaj panoramiczne widoki w każdą stronę świata. Spoglądając na północ dostrzec z tą można ośnieżone wiosną wierzchołki Monte Argentera i Cime du Gelas czyli najwyższe szczyty: całych Alp Nadmorskich oraz ich francuskiej części. Na południu Niceę i odcinek Lazurowego Wybrzeża po Cap Antibes. Natomiast na zachodzie choćby Mont Vial, na którą wjechaliśmy cztery dni wcześniej. Wedle legendy pierwsze oratorium ustawili tu już w 850 roku iberyjscy żeglarze uratowani podczas sztormu od niechybnej śmierci przez Matkę Boską. Kolarski świat poznał tą górę w marcu 2016 roku przy okazji etapówki Paryż – Nicea. Zakończył się tu bowiem przedostatni etap 74. edycji „Wyścigu ku Słońcu”. Po zaciętej walce na finiszu triumfował rosyjski Tatar Ilnur Zakarin, który wyprzedził Gerrainta Thomasa oraz Alberto Contadora. Czwarty „na kresce” Richie Porte stracił tu 7, piąty Sergio Henao 10, zaś szósty Simon Yates 20 sekund. Góra nie jest szczególnie trudna, więc sekundowe straty do zwycięzcy zanotowało tu jeszcze ośmiu kolejnych zawodników. Drugi na mecie Walijczyk objął prowadzenie w tej imprezie i pomimo śmiałego ataku Hiszpana na niedzielnym etapie ostatecznie wygrał ten wyścig. Na generalnym podium stanęli u jego boków Contador i Porte. Wspomniałem już, że wzniesienie to jest bardzo regularne. Widać to choćby na profilu ze strony „cyclingcols”, gdzie niemal każdy z 500-metrowych odcinków ma nachylenie w przedziale od 4,2 do 6,4%. Tym samym można je pokonać na relatywnie twardym przełożeniu. Na tym górskim szlaku napotkać można tylko jedną znaczniejszą miejscowość. To jest wioskę Utelle położoną około 800 metrów n.p.m. Przez pierwsze 9,4 kilometra podjazd biegnie wspomnianą już szosą M32, zaś finałowy odcinek o długości 6,2 kilometra prowadzi już wybudowaną w roku 1933 drogą M132.

Wystartowaliśmy o wpół do dwunastej umawiając się na pracę w trybie zmianowym. To znaczy z wymianą przewodnika co kilometr. Pozostało tylko doprecyzować według czyjego licznika robimy nasze zmiany. Zdążyliśmy się już bowiem zorientować, iż nasze Garminy w nieco innym rytmie odliczają pokonywany dystans. Dzień był pochmurny, zaś temperatura umiarkowana. Tym razem na całej trasie utrzymywała się w przedziale od 20 do 24 stopni. Przez pierwsze półtora kilometra jechaliśmy krętym szlakiem na zachód, zaś następnie przez ponad kilometr prosto w kierunku południowym. Potem zawróciliśmy na północ, by na piątym kilometrze zaliczyć seryjkę pięciu wiraży. W połowie szóstego kilometra po raz kolejny przejechaliśmy na południową stronę dolinki Guessa, po czym jeszcze przed dotarciem do Utelle (8,5 km) pokonaliśmy trzy ciasne zakręty. Kilometr za ową wioską dojechaliśmy do miejsca, skąd M32 zmierza dalej prosto ku miejscowości La Tour-sur-Tinee, znanej nam z podjazdu na Col d’Andrion. My musieliśmy tu odbić w lewo i wjechać na szosę M132 biegnącą w kierunku południowo-zachodnim. Na tym górnym segmencie zaliczyliśmy jeszcze sześć wiraży. W sumie na całej górze jest ich osiemnaście. Po ostatnim zatoczyliśmy jeszcze szeroki łuk w prawo wokół wzgórza, na którym wzniesiono sanktuarium. Wspomniana droga kończy się dwieście metrów za świątynią. Niemniej my wjechaliśmy jeszcze na węższą 600-metrową dróżkę, która najwyższy punkt osiąga w pobliżu zadaszonego „stołu orientacyjnego”. Na sam koniec łagodnie zjechaliśmy do budynku, za którym wznoszą się maszty nadawcze. Dotarcie do tego miejsca zabrało nam niespełna 57 minut. Według stravy oficjalny segment o długości 15,26 kilometra i przewyższeniu 880 metrów pokonaliśmy w 54:52 (avs. 16,7 km/h z VAM 962 m/h). Jechaliśmy dość szybko, ale nie daliśmy rady złamać „tysiaka” na tym łagodnym wzniesieniu. Gdy jakieś 20 minut po finiszu robiliśmy sobie zdjęcia przy tablicy zaczęło mżyć. Wyglądało na to, iż doświadczymy pierwszego deszczowego zjazdu podczas tej wyprawy. Na szczęście niebiosa zlitowały się nad kolarskimi pielgrzymami.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/4045037825

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/4045037825

ZDJĘCIA

IMG_20200911_002

FILM