banner daniela marszałka

Col de la Loze

Autor: admin o poniedziałek 10. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Brides-les-Bains

Wysokość: 2304 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1719 metrów

Długość: 22,4 kilometra

Średnie nachylenie: 7,7 %

Maksymalne nachylenie: 18 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po weekendzie spędzonym w krainie Maurienne wybraliśmy się na pierwszą wycieczkę ku Vallee de la Tarentaise. Ta długa dolina rozciąga się wzdłuż górnego biegu rzeki Isere. Na odcinku od Col de l’Iseran aż po miasto Albertville, które było organizatorem Zimowych Igrzysk Olimpijskich w roku 1992. Swą nazwę zawdzięcza ona celtyckiej osadzie Darantasia, istniejącej tu przed rzymskim podbojem Galii. Na obrzeżach Tarentaise znaleźć można multum podjazdów znanych z tras Tour de France. Wśród przełęczy oprócz tej już wspomnianej warto wymienić: Col de la Madeleine, Cormet de Roselend czy też Col du Petit Saint-Bernard. Ponadto na lewym brzegu rzeki zaliczyć można szereg kolarskich wspinaczek wiodących do stacji narciarskich wybudowanych na północnych zboczach masywu Vanoise. Górskie etapy Touru kończyły się w aż ośmiu ośrodkach sportów zimowych z tego rejonu. Cztery z nich tj. Meribel, Les Menuires, Val Thorens i Courchevel należą do największego w Europie terenu narciarskiego czyli Les Trois Valles. Domeny posiadającej aż 335 tras zjazdowych o łącznej długości 600 kilometrów, a także 120 kilometrów tras biegowych. Wszystkie tutejsze mety rodem z TdF zdążyłem już odwiedzić. Do Courchevel podjechałem w 2005 roku by obejrzeć finał etapu wygranego przez Alejandro Valverde. Potem w sezonie 2009 zaliczyłem maratoński podjazd do Val Thorens przy okazji mijając niżej usytuowaną Les Menuires. Natomiast w 2017 dojechałem do Mottaret czyli najwyższego punktu na drodze wiodącej przez Meribel.

Gdy przed siedmiu laty ostatni raz zwiedzałem Sabaudię na rowerze o Col de la Loze nikt jeszcze nie słyszał. Szosowy szlak przez to miejsce, łączący stacje Meribel i Courchevel, wówczas jeszcze nie istniał. Asfaltową dróżkę przez Sommet des Lanches (2304 m. n.p.m.) wybudowano bowiem w roku 2018, zaś jej uroczystego otwarcia dokonano dopiero 12 maja 2019 roku. Ten wąziutki 4-metrowy szlak jest zamknięty dla użytkowników pojazdów silnikowych bez specjalnych uprawnień. Warto też sprecyzować, iż przełęcz która dała nazwę tej premii górskiej znajduje się de facto tuż przed finałem zachodniej wspinaczki. To znaczy na wysokości 2275 metrów n.p.m. Ledwie trzy miesiące po oficjalnej inauguracji zorganizowano tu etapową metę Tour de l’Avenir. Króciutki odcinek ze startem w Brides-les-Bains liczył zaledwie 23 kilometry i na dobrą sprawę ograniczał się do jednego mega-podjazdu. Bohaterem dnia został Australijczyk Alexander Evans. W następnym roku we wrześniu ten sam podjazd wypróbowali już uczestnicy „Wielkiej Pętli”. Seniorzy ścigali się na pełnowymiarowej trasie ze startem w Grenoble i przejazdem przez przełęcz Madeleine. Do mety najszybciej dotarł Kolumbijczyk Miguel Angel Lopez, który wyprzedził dwójkę Słoweńców: Primoza Roglica o 15 i Tadeja Pogacara o 30 sekund. „Rogla” w tym dniu powiększył przewagę nad swym młodszym rodakiem do blisko minuty. Natomiast „Superman” z Andów wskoczył na trzecie miejsce i miał spory zapas na czwartym w generalce Tasmańczykiem Richie Porte’m. Mało kto spodziewał się wówczas, iż tak ustalona hierarchia wyścigu wywróci się trzy dni później na czasówce w Wogezach.

Oba wyścigi wróciły na Col de la Loze w sezonie 2023. Finałowy podjazd rodem z Tour de France wyglądał nieco inaczej niż trzy lata wcześniej. Co prawda na Sommet des Lanches znów wjechano od zachodniej strony. Niemniej sam dojazd z Brides-les-Bains do Meribel był dłuższy niż uprzednio, gdyż prowadził przez Courchevel-le-Praz (1261 m. n.p.m.). Co więcej przy tej okazji mety nie zlokalizowano na szczycie wzniesienia, lecz przeszło trzysta metrów niżej. To jest po 6-kilometrowym zjeździe z premii górskiej do linii mety w górnej części stacji Courchevel. Tym razem o zwycięstwo etapowe walczyli nie liderzy wyścigu, lecz najlepsi górale wśród uciekinierów. Najlepszym z nich okazał się Austriak Felix Gall, który o 34 sekundy wyprzedził Simona Yatesa oraz o 1:38 Pello Bilbao. Jadący w żółtej koszulce Jonas Vingegaard finiszował czwarty, lecz nadrobił niemal sześć minut nad Tadejem Pogacarem. Słoweniec miał tego dnia ciężki kryzys i odpadł od grupy lidera jeszcze zanim ta wjechała na 7-kilometrową końcówkę podjazdu. Lepiej od niego spisali się obaj Polacy. Rafał Majka ukończył ten etap na ósmym, zaś Michał Kwiatkowski na osiemnastym miejscu. Tymczasem na Tour de l’Avenir znów było krótko, lecz konkretnie. Odcinek o długości 65 kilometrów wygrał Isaac Del Toro, późniejszy triumfator tej imprezy. Meksykanin o sekundę wyprzedził tu Amerykanina Matthew Riccitello, który po tym etapie wskoczył na pozycję lidera. Za nimi finiszowali zaś Davide Piganzoli, Giulio Pellizzari oraz William Junior Lecerf. Ci sami zawodnicy, acz w nieco zmienionej kolejności zajęli miejsca w top-5 całego wyścigu.

W sezonie 2025 Col de la Loze czy też Sommet des Lanches pojawi się na „Wielkiej Pętli” po raz trzeci. Tym razem jednak kolarze po raz pierwszy wspinać się będą ku mecie od strony wschodniej czyli przejeżdżając wszystkie poziomy stacji narciarskiej Courchevel. Etap osiemnasty przyszłorocznego Touru zapowiada się hardcorowo, jako że finałowa wspinaczka ma zostać poprzedzona podjazdami na przełęcze Glandon i Madeleine. Mając na uwadze historię najnowszą kolarstwa postanowiłem, że uszanujemy „nową świecką tradycję” i wjedziemy na Col de la Loze od strony Meribel. Tak czy owak trzeba było przyjechać do Brides-les-Bains, bowiem to właśnie w uzdrowisku nad rzeczką Le Doron de Bozel mają swój początek obie drogi wiodące na Sommet des Lanches. Kurort położony jest 6 kilometrów na południowy-wschód od miasta Moutiers. Do przejechania mieliśmy 73 kilometry, ale dzięki autostradom A43 i A430 oraz drodze krajowej N50 zabrał nam około 50 minut. Spokojne i darmowe miejsce na pozostawienie samochodu znaleźliśmy na parkingu pod budynkiem Salle Multi-Activites La Dova. Oficjalna punkt startu do obu wspinaczek znajduje się przed budynkiem tutejszego merostwa. Stoi tam instalacja w kolorze miedzianym poświęcona Col de la Loze. Z owego pomniczka można się dowiedzieć jak ciężkie wyzwanie czeka na cyklistę, który odważy się zmierzyć z jednym bądź drugim obliczem tej góry. Z wyrytych na nim danych wynika, iż podjazd wiodący przez Meribel jest o przeszło cztery kilometr krótszy. Tym niemniej pod każdym względem bardziej stromy.

Podjazd zaczęliśmy od wjazdu na Avenue du Comte Greyfie de Bellecombe. Na początek musieliśmy dojechać do drogi prowadzącej na Meribel. Ten wstępny odcinek ma długość 1,1 kilometra i średnie nachylenie 5,8%. Wyjeżdżając z uzdrowiska musieliśmy ominąć „zasadzki” przygotowane przez drogowców, zaś na początku drugiego kilometra przejechać nad szosą D915 biegnącą do miasteczka Bozel. Mając to za sobą wjechaliśmy na drogę D90 prowadzącą do Meribel czyli najstarszej spośród ośmiu stacji należących dziś do domeny Les Trois Valles. Historia tego ośrodka narciarskiego sięga lat 1938-39. w sezonie 1973 zakończył się w nim etap 7b Tour de France wygrany przez Francuza Bernarda Thevenet. Natomiast w trakcie Igrzysk Olimpijskich Albertville-1992 przeprowadzono tu rozgrywki hokeja na lodzie oraz zawody w narciarstwie alpejskim kobiet. Warto jeszcze dodać, iż w lutym 2023 roku Meribel wespół z Courchevel zorganizowało Mistrzostwa Świata w narciarstwie alpejskim. Do przejechania na szlaku do centrum Meribel-les-Allues mieliśmy 11,3 kilometra ze średnią 7%. Przez pierwsze pięć kilometrów trzeba się było zmagać ze stromizną rzędu 8 czy 8,5%. Łatwiej zrobiło się na siódmym kilometrze czyli na dojeździe do Les Allues. Przez kolejne pięć kilometrów nachylenie było już zmienne i wahało się na poziomie od 4 do 8%. Po jedenastu kilometrach minęliśmy rondo, na którym z naszym szlakiem połączyła się szosa D98 ze stacji La Tania wykorzystana na zeszłorocznym TdF. Przeszło 11-kilometrowy segment na drodze D90 przejechałem o ponad trzy minuty wolniej niż w sezonie 2017, gdy wspinałem się do Mottaret.

Przejechaliśmy dzielnicę Mussillon i w połowie trzynastego kilometra skręciliśmy w lewo wjeżdżając na Route de l’Agentila. Ta droga prowadzi do altiportu Meribel LFKX położonego na wysokości 1717 metrów n.p.m. Niemniej wjazd na dawną drogę techniczną, a dziś alejkę rowerową pod Col de la Loze znajduje się nieco niżej. Na tym szlaku mieliśmy więc do przejechania 3,1 kilometra o średniej 6,5%. Całkiem solidny odcinek, który przejechałem ostrożnie. Skupiałem się przede wszystkim na tym, by nie przeoczyć miejsca, gdzie trzeba będzie wskoczyć na finałowy segment wzniesienia. Znaleźliśmy je 150 metrów za ósmym wirażem tej drogi. Przyznam, iż niełatwo byłoby się domyślić, iż czas opuścić szlak prowadzący na lotnisko, gdyby nie spora tablica z danymi końcówki podjazdu, którą ustawiono na przydrożnym murku. Stąd do szczytu zostało nam jeszcze 661 metrów przewyższenia do pokonania na dystansie 7 kilometrów. Sama średnia stromizna tego segmentu czyli 9,4% nie mówi jednak o nim wszystkiego. Zamiast stałego podjazdu o wysokim nachyleniu mamy tu „przeplatankę” odcinków niemal płaskich oraz ścianek o stromiźnie w okolicy 20%. Szosa była wilgotna i miejscami zabrudzona, co utrudniało pokonywanie najbardziej stromych fragmentów trasy. Na wysokości blisko 1900 metrów n.p.m. wyjechaliśmy ponad górną granicę lasu. Niebawem minęliśmy stację kolejki linowej Rhodos i wjechaliśmy między chmury. Stało się jasne, że na szczycie nie spotka nas żadna widokowa nagroda za dwie godziny sporego wysiłku. Jechaliśmy nieco arytmicznie. Na łatwiejszych odcinkach zbierając siły na pokonanie kolejnych ścianek.

Po dziewiętnastu kilometrach minęliśmy stację kolejki krzesełkowej, zaś pod koniec dwudziestego wzięliśmy zakręt w lewo za budynkiem Saulire Express. Na tym skończyły się serpentynki. Przez ostatnie dwa i pół kilometra jechaliśmy już prosto na północ. Do samego końca napotykając drastyczne zmiany nachylenia. Przedostatni kilometr stosunkowo łatwy o średniej niespełna 8%. Niemniej na ostatnim znów dwucyfrowe wartości. Szczególnie mocne na ostatnich 300 metrach czyli odcinku zaczynającym się w pobliżu prawdziwej przełęczy Loze. Daniel miał do dyspozycji małą tarczę z 39 ząbkami oraz kasetę z największym trybem 30. Jednym słowem zmuszony był tu korzystać z przełożenia, którego nawet „profi” woleli by nie używać. Niemniej miał moc potrzebną do przepchnięcia korby. Ja korzystałem z kompaktowej tarczy i z tyłu wrzuciłem swój najluźniejszy tryb 32. Nawet z tym „arsenałem” nie było mi łatwo. Najważniejsze, że obaj wdrapaliśmy się na górę bez żadnego przystanku. Danielo jakieś 15 sekund szybciej dzięki finiszowi na zbyt twardym przełożeniu. Na pokonanie całej góry potrzebowaliśmy 1h i 54 minut. Z tego przeszło 44 minuty spędziliśmy na 7-kilometrowej końcówce. Mimo niepogody na górze spędziliśmy aż 25 minut. Spokojny zjazd zabrał nam niemal tyle samo czasu co mozolny wjazd. Do Brides dotarliśmy zatem grubo po piętnastej. W dolnej części zjazdu dowiedzieliśmy się, że droga na Col de la Loze zostanie otwarta dopiero 21 czerwca. Wcześniej jakoś przeoczyłem tę tablicę. Aczkolwiek tego rodzaju informacja i tak by nas pewnie nie powstrzymała. Poza tym nie my pierwsi wjechaliśmy na tą górę przed „otwarciem sezonu”.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11618887029

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11618887029

COL DE LA LOZE by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11618899567

ZDJĘCIA

Loze_02

FILM