banner daniela marszałka

Mont du Chat NW

Autor: admin o wtorek 4. czerwca 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Saint-Jean-de-Chevelu

Wysokość: 1488 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1168 metrów

Długość: 15,4 kilometra

Średnie nachylenie: 7,6 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Wtorek i środę przeznaczyłem przede wszystkim na podjazdy w Jurze. Ten łańcuch górski na pograniczu Francji i Szwajcarii nie powala wysokościami. Jego najwyższy szczyt czyli Cret de la Neige sięga 1720 metrów n.p.m. czyli jest o przeszło trzy kilometry niższy niż Biała Góra, będąca królową pobliskich Alp. Pomimo to można w nich znaleźć bardzo wymagające szosowe wzniesienia. Trzem z nich organizatorzy Tour de France nie wahali się przyznać najwyższej kategorii. Dodam, iż całkiem zasłużenie. Dwa z nich odwiedziłem przed wieloma laty. Niemniej stwierdziłem, iż warto się im przyjrzeć także z drugiej strony. Tym bardziej, że od przeciwnej flanki też wyglądają one imponująco. Do Mont du Chat mieliśmy najbliżej. Uznałem, że po dwóch dniach dłuższych dojazdów zrobimy sobie krótszą wycieczkę samochodem. Tym razem chcąc się znaleźć u podnóża pierwszego z wybranych wzniesień musieliśmy przejechać autem tylko 30 kilometrów. Po krótkim odcinku na autostradzie wpadliśmy na drogę krajową N201. Następnie po minięciu Chambery zjechaliśmy na szosę D1504. Już wkrótce mknęliśmy wzdłuż zachodniego brzegu Lac de Bourget. To jest największego naturalnego jeziora spośród tych, które w całości znajdują się w granicach Francji. Ten odcinek zakończyliśmy wjazdem w półtorakilometrowy Tunnel du Chat. Gdy już pojawiliśmy się po zachodniej stronie góry znaleźliśmy sobie miejsce parkingowe przy bocznej dróżce w okolicy Lacs de Chevelu.

Mont du Chat (1496 m. n.p.m.) to z geologicznego punktu widzenia antyklina. Rozciąga się ona z południa na północ na długości 12 kilometrów pomiędzy przełęczami Col d’Epine i Col du Chat. Natomiast w ujęciu wschód-zachód leży ona pomiędzy wspomnianym już jeziorem Bourget oraz doliną rzeczki Le Flon, która w Yenne uchodzi do słynnego Rodanu. Budowę szosowej drogi biegnącej przez oba zbocza tej góry ukończono w 1965 roku. Powstała w związku z instalacją na niej nadajnika radiowo-telewizyjnego. Już w następnym sezonie ścigali się na niej uczestnicy Criterium du Dauphine Libere. „Wielka Pętla” zajrzała w te strony tylko dwukrotnie. W obydwu przypadkach kolarze musieli się zmierzyć z zachodnim podjazdem. Przy czym w 1974 roku wspinaczkę zaczęli w Yenne, zaś w 2017 w „naszym” Saint-Jean-de-Chevelu. To w sumie niewielka różnica, albowiem akurat te dwa początki łączą się bardzo wcześnie. To jest na wysokości około 400 metrów n.p.m. czyli 12,5 kilometra przed szczytem. Przed półwieczem scenariusz rywalizacji był podobny jak na rozegranym dzień wcześniej etapie do Gaillard. Znów na górze pierwszy pojawił się będący w życiowej formie Hiszpan Gonzalo Aja, lecz 23 kilometry dalej na mecie w Aix-les-Bains i tak najszybciej finiszował Eddy Merckx. Ponoć francuskim kibicom żywiej zabiły wówczas serca, gdy 38-letni już Raymond Poulidor na tym podjeździe zyskał ponad minutę nad liderującym w wyścigu Belgiem. Niemniej „Kanibal” był wyśmienitym zjazdowcem i na 8 kilometrów przed metą wraz z Mariano Martinezem dogonił obu najlepszych tego dnia górali.

Ciekawie na Mont du Chat było też w 2017 roku. Organizatorzy TdF na etapie z Nantui do Chambery „wycisnęli” z Jury to co najlepsze. Wytyczyli kolarzom trasę z czterema premiami górskimi, w tym trzema z gatunku HC. Wspinaczkami „poza kategorią” były: wschodnia Col de la Biche, górna połówka zachodniej Grand Colombier oraz na deser opisywana tu przeze mnie „Kocia Góra”. Przy tej okazji pierwszy na górze pojawił się Warren Barguil skutecznie finiszujący po punkty na czele 8-osobowej grupki. Na zjeździe kraksa wyeliminowała z gry Richie Porte’a oraz Dana Martina. Natomiast na ulicach Chambery Rigoberto Uran mimo problemów sprzętowych minimalnie wyprzedził Barguila. Niemniej „co się odwlecze to nie uciecze” Francuz wygrał potem po jednym etapie w Pirenejach i Alpach, zaś w Paryżu cieszył się też ze zwycięstwa w klasyfikacji górskiej tej edycji. Co ciekawe równo miesiąc wcześniej ten sam podjazd kolarze przetestowali na trasie Criterium du Dauphine. Jak można wywnioskować z danych stravy przejechali go wówczas jakieś trzy minuty szybciej niż na Tourze, co jednak nie dziwi zważywszy na fakt, iż górski odcinek z „Delfinatu” był znacznie łatwiejszy. Premię górską na Mont du Chat wygrał wówczas Fabio Aru, zaś etap z metą w La Motte Servolex Jakob Fuglsang późniejszy triumfator całej imprezy.

Każda wspinaczka na Mont du Chat jest bardzo wymagająca, ale która najtrudniejsza? Strona „cyclingcols” jedyny wschodni podjazd ocenia wyżej niż oba zachodnie warianty. „Climbfinder” opisuje aż cztery zachodnie opcje. Przy czym twierdzi, że jedna z nich jest trudniejsza od wspinaczki znad jeziora. Najlepiej samemu sprawdzić, ale nie polecam 15-letniej przerwy między wykonaniem obu podjazdów, bowiem wówczas ocena może być zaburzona upływem czasu 😉 Oba zbocza góry mają nieco inny charakter. Wschodni szlak jest przede wszystkim bardzo regularny. Mamy tam najpierw dwa kilometry o przeciętnej 6,7%, a potem już „clue programu” czyli 11,5 kilometra o średniej aż 9,6%. Tym samym niemal każdy amator kolarstwa (poza tymi najmocniejszymi) ma tu gwarantowaną godzinę „zabawy” z nachyleniem w okolicy 10%. Z kolei po zachodniej stronie stromizna jest nieco wyższa, ale utrzymuje się na krótszym segmencie. Wspinaczki z Saint-de-Chevelu oraz Yenne zaczynają się spokojnie. Początki z Le Campet i Marcieux są bardziej wymagające, przy tym ten drugi jest mocno nieregularny. Nasza droga od św. Jana na dolnym odcinku o długości 7,4 kilometra miała przeciętną tylko 4,6%. Po czym na górnych 8 kilometrach trzymała już na poziomie 10,4%. Jako pierwsza dołączyła do nas ścieżka biegnąca z Yenne, potem szlak z Le Campet (9 km przed szczytem) i w końcu ów z Marcieux (na 7 km przed końcem). Ten ostatni już na stromym odcinku, acz jeszcze przed wjazdem na nasycony dwucyfrowymi wartościami 6-kilometrowy finał wzniesienia.

Z parkingu przed miejscową szkołą na start wspinaczki przy rondzie obok piekarni musieliśmy dojechać półtora kilometra. Podjazd zaczęliśmy od wjazdu na drogę D921c. Pierwsze trzy kilometry do Saint-Paul-sur-Yenne co tu dużo mówić były łatwe. Bez trudu mogliśmy jechać z prędkością 20 km/h. Poprzeczka po raz pierwszy została nam podniesiona wkrótce po tym jak za wioską św. Pawła odbiliśmy w lewo, by skorzystać z szosy D41. Ten skręt wypada po pokonaniu 3,2 kilometra od startu. Przez pierwsze dwa kilometry na nowej drodze nachylenie było już znaczne, bo trzymało na poziomie od 7 do 8,5%. Niemniej przed miejscowością Trouet podjazd ponownie złagodniał. Po przebyciu 6,6 kilometra raz jeszcze trzeba było zjechać na lewo. Tym razem by wjechać na górską szosę D42, która miała nas zaprowadzić już na sam szczyt góry. Na niej tylko pierwsze kilkaset metrów miało dość luźne nachylenie. Odkąd do szczytu pozostało osiem kilometrów już niemal każdy przydrożny (biało-żółty w Sabaudii) kamień „milowy” straszył nas stromizną w przedziale od 9 do 12%. Pierwsze dwa kilometry ze średnią 9,4%, kolejne dwa już na poziomie 11,3%. Czwarty od końca nieco „łatwiejszy”, bo z wartością 9,9%. Po nim trzeba było się uporać z najtrudniejszym sektorem, gdzie na odcinku półtora kilometra średnia wynosi aż 12,2%. Następnie jeszcze jeden ostry kilometr z hakiem o nachyleniu 10,5% i dopiero na ostatnich 300 metrach luzik czyli 4%, które po wcześniejszej przeprawie wydawało się być płaskim terenem.

Cała górna połowa tego podjazdu na odcinku 7,7 kilometra prowadzi przez gęsty las. Jednym słowem można się skupić na walce z narastającą stromizną. Żadne piękne widoki tu nie rozpraszają. Niemniej liczyłem na nagrodę dla oczu u kresu naszej wspinaczki. Po wjeździe na Mont du Chat od strony wschodniej jaki wykonałem wraz z Darkiem Kamińskim w dalekim roku 2009 podziwiałem widok w kierunku jeziora Bourget i piętrzących się za nim rozmaitych pasm alpejskich. Niestety tym razem nie dane mi było tego doświadczyć. Widoczność na szczycie była niemal zerowa. Zresztą już na ostatnich czterech kilometrach wspinaczki niewiele było widać. Pogoda nadal nam nie dopisywała. Na górze było tylko 10 stopni czyli w krótkich słowach: chłodno, wilgotno i mgliście. Mimo to spędziliśmy w tym miejscu aż 40 minut, gdyż można było wstąpić do miejscowej restauracji czyli lokalu Resto des Aigles. Na tej górze również nie utrzymałem koła swego wspólnika. Daniel zaczął mi odjeżdżać, gdy tylko zaczęliśmy strome kilometry na drodze D42. Ostatecznie nie straciłem do niego wiele, bo równo minutę. Na pokonanie całej góry od ronda w Saint-Jean potrzebowałem 1h i 18 minut. Blisko 55 minut zajęło mi zmęczenie górnego segmentu wzniesienia o przewyższeniu 872 metrów. Co oznacza, że na stromym moja prędkość pionowa czyli VAM wyniosła tylko 954 m/h. Przed piętnastu laty wschodni podjazd na Mont du Chat przerobiłem w niespełna 1h 11 minut. Pomimo 35-stopniowego upału i omyłkowej rozgrzewki na pobliskiej Col du Chat.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/11570090279

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/11570090279

MONT DU CHAT by DANIEL SZAJNA

https://www.strava.com/activities/11571934733

ZDJĘCIA

Mont-du-Chat_02

FILM