Puigmal
Autor: admin o poniedziałek 6. czerwca 2022
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Sainte-Leocadie (N116, D89)
Wysokość: 2229 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 915 metrów
Długość: 17,4 kilometra
Średnie nachylenie: 5,3 %
Maksymalne nachylenie: 9 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Na rozległym szczycie Coma Morera spędziłem przeszło 20 minut. Zjechaliśmy tą samą drogą, która zawiodła nas na górę. Żaden z nas nie badał zatem dłuższej wersji tego wzniesienia. Piotr na dole przejechał przez centrum Osseji. Ja zaś do ronda przed miasteczkiem dotarłem nieco dłuższym szlakiem przez Palau-de-Cerdagne. Od samego początku zjeżdżaliśmy osobno, nie nastawiając się na wspólne pokonanie drugiej z poniedziałkowych wspinaczek. Za Osseją podobnie jak nieco wcześniej mój kolega wybrałem drogę D30, na której początkowo nie brakowało hopek. Niebawem dobiłem do szosy N116, lecz w miejscu oddalonym o 3 kilometry od Bourg-Madame. Wjazd na tą „krajówkę” był koniecznością. Niemniej chciałem ograniczyć jazdę po głównym szlaku w dolinie do niezbędnego minimum. Podjazd ku Puigmal zdecydowałem się zacząć na drodze D89, więc do przejechania na „Route Nationale” miałem tylko 2200 metrów. Dojeżdżając do Sainte-Leocadie znów byłem tylko kilkaset metrów od ziemi hiszpańskiej, choć od przejścia granicznego przed Puigcerdą ciągle się oddalałem. A to jakim cudem? Otóż po swej lewej ręce miałem Llivię – hiszpańską eksklawę na terytorium Francji. Ciekawa jest historia jej powstania. Otóż pokój pirenejski z 1659 roku przewidywał, że 33 wsie Górnej Cerdanii trafią do Królestwa Francji. Gdy podpisy na traktacie zostały już złożone, Hiszpanie zwrócili uwagę, iż jedna z tych miejscowości jest miastem i stosowne prawa posiada od roku 1528. Argumentowali zatem, iż Llivia nie powinna zmienić przynależności państwowej. Negocjatorzy ze strony Ludwika XIV ostatecznie im ustąpili, acz pod warunkiem, iż sąsiedzi z południa nigdy nie wybudują na tym terenie fortyfikacji. Llivia to jedna z czterech tego typu eksklaw współczesnej Europy. Dziś obejmuje ona obszar niespełna 13 km2 i jest zamieszkana przez blisko 1,5 tysiąca osób.
Zatrzymawszy się na styku dróg N116 i D89 nie miałem pewności jak długa wspinaczka mnie czeka. Niektóre źródła sugerowały, iż szosa skończy się nam pod kołami przy wyciągu Combe des Rameaux. To znaczy na wysokości około 1980 metrów n.p.m. Jedno było pewne. Trzeba było zmierzać w kierunku piętrzącego się na francusko-hiszpańskiej granicy szczytu Puigmal d’Err (2910 m. n.p.m.). To trzecia pod względem wysokości bezwzględnej, lecz pierwsza jeśli chodzi o tzw. wybitność góra w departamencie Pireneje Wschodnie. Jej wysokość względna to 1331 metrów. Kolarską wspinaczkę w stronę tego wyniosłego szczytu można zacząć także nieco dalej na wschód wjazdem na drogę D33a. W tym drugim przypadku na samym początku przejeżdża się przez wioskę Err. Podobnie jak na Coma Morera tu również wschodni wariant podjazdu jest krótszy i uchodzi za nieco trudniejszy. Według zaktualizowanej ostatnio punktacji rodem z „cyclingcols” to wzniesienie warte jest 655 punktów, zaś opcja zachodnia ze startem u św. Leokadii 631. Szlak wschodni ma długość 14,3 kilometra długości i średnie nachylenie 6,4%. Natomiast zachodni jest o trzy kilometry dłuższy i stąd ma średnio tylko 5,3%. Oba łączą się na wysokości niespełna 1800 metrów n.p.m. i wyżej prowadzi już tylko jedna droga. O ile na Coma Morera wybraliśmy trudniejszą wschodnią alternatywę, to na Puigmal skorzystaliśmy z nieco łatwiejszej zachodniej opcji. Niemniej czy aby na pewno ten wariant podjazdu jest luźniejszy? Tak sugerują procenty. Trzeba jednak wspomnieć, iż nasza wspinaczka była przerwana około dwukilometrowym zjazdem tuż za półmetkiem wzniesienia. Taki przerywnik potrafi zaś wybić z rytmu, a potem trzeba jeszcze odzyskać straconą wysokość. W związku z tym na zachodnim Puigmal do zrobienia w pionie są aż 993 metry, zaś na wschodnim tylko 917.
Zacząłem ten podjazd 30 minut po Piotrze. Bodaj w najgorętszej porze dnia. O godzinie wpół do trzeciej u podnóża Puigmal mój licznik zanotował aż 34 stopni. Do tego było bardzo wietrznie. Miałem nadzieję, że na podjeździe częściej będzie mi wiało w plecy niż w twarz. Tuż po starcie przeciąłem tory linii kolejowej, po której kursuje słynny w tej okolicy „Le Petit Train Jaune” czyli Żółta Kolej wąskotorowa obsługująca 63-kilometrową trasę z Villefranche-de-Conflent do Latour-de-Carol. Droga, po której przyszło nam się wspinać od startu robiła dobre wrażenie. Nawierzchnia bez zarzutu, do tego świeżo oznakowana, na pierwszych kilometrach mająca nawet wydzielony pas dla cyklistów. Co kilometr mijałem biało-zielone „kamienie milowe” pokazujące aktualną wysokość, nachylenie najbliższego odcinka jak i dystans pozostały do Cotze. To znaczy do stacji narciarskiej, na terenie której działa Refuge du Puigmal. Za nim dojechałem do zjazdu musiałem ominąć dwie bariery drogowe i przemknąć boczkiem szosy po swego rodzaju rolkach. Nie ścigałem się tu z Piotrem, ani nawet z własnym cieniem. Nie wykluczałem też, że na zjeździe skorzystam ze wschodniego wariantu trasy prowadzącego przez Err. Dlatego by został mi jakiś ślad fotograficzny po tej części wspinaczki zatrzymałem się dwa razy by zrobić zdjęcia. Zjazd był dość łagodny, lecz jak wykazał Pietro można się było na nim rozpędzić niemal do 60 km/h. Pod koniec jedenastego kilometra podjazd odżył i od razu zaproponował mi swój najtrudniejszy kilometr ze średnią stromizną 8,4%. Tak podczas przejazdu przez Cotze jak i na paru kolejnych kilometrach prawy pas drogi był wyraźnie nowszy od tego, po którym należałoby zjeżdżać. Wkrótce minąłem się z Piotrem, po czym dojechałem na polanę Les Planes, skąd startuje wspomniany wyciąg Combe de Rameaux.
Przede mną roztaczał się jakże miły widok. Droga owszem zwężała się, ale nadal była wybornej jakości. Świeżutka asfaltowa alejka. Wysokogórska ścieżka rowerowa. Elegancki „dywan” jakby powiedział Dario Kamiński. Dalsza jazda była czystą przyjemnością. Tym bardziej, że nachylenie było regularne i rzecz jasna nieporażające stromizną. Cały czas na umiarkowanym poziomie od 6 do 7,5%. Do tego jeszcze cztery przyjemne wiraże. W sam raz na zrobienie efektownych zdjęć w drodze powrotnej. Asfaltowa bajka skończyła się w miejscu zwanym Prat de Tossa w pobliżu wyciągu pociągniętego na okoliczny szczyt Pic de Duraneu. Wielki Puigmal miałem przed sobą, nieco po lewej stronie. Według stravy na dotarcie w to miejsce potrzebowałem przeszło 72 minut. De facto wspinałem się przez 1h 09:50 (odliczywszy wspomniane postoje). Piotrek na całym podjeździe był o niespełna dwie minuty szybszy. Niemniej na przeszło 6-kilometrowym finałowym segmencie zyskałem nad nim kilkanaście sekund. To była niezła wróżba przed drugim tygodniem naszej górskiej przygody. Wspinaczkę zakończyliśmy na wysokości 2229 metrów n.p.m. Tym samym Puigmal (Prat de Tossa) można by uznać za najwyżej położony kawałek kolarskiego asfaltu nie tylko w departamencie Pyrenees-Orientales, lecz nawet w całych francuskich Pirenejach! Ta sprawa jest dyskusyjna, bowiem Collade de Roques-Blanches i Port de Boucharo są nieco wyższe. Tym niemniej wspinaczka na to pierwsze wzniesienie, ponoć możliwa do wykonania na rowerze szosowym, na ostatnich kilometrach wiedzie po szutrze. Z kolei finałowy odcinek tej drugiej góry (powyżej Col de Tentes 2208 m. n.p.m.), choć asfaltowy jest na stałe zamknięty dla samochodów. Ba, z rzadka można go pokonać rowerem o czym sam się przekonałem w czerwcu 2018 roku.
Z Puigmal zjechałem szlakiem przetartym na podjeździe. Piotr miał nade mną spory zapas czasu. Zdążył zatem wrócić do samochodu pozostawionego w Bourg-Madame i następnie podjechał do Sainte-Leocadie, by mnie zgarnąć pod sam koniec zjazdu. Powoli zbliżała się godzina siedemnasta. Bez zbędnej zwłoki należało się zapakować do auta i ruszać w dalszą drogę ku bazie noclegowej nr 4 wynajętej w Vernet-les-Bains. Mieliśmy do przejechania jeszcze 50 kilometrów niemal w całości „krajówką” N116. Na początek kilkanaście kilometrów pod górę z finałem w Mont-Louis. To jedna z mniejszych gmin w całej Francji. Obejmuje obszar ledwie 39 hektarów, więc ma powierzchnię mniejszą od Watykanu. Niemniej nie z tego słynie. To górska twierdza powstała w czasach „Króla Słońce” czyli Ludwika XIV, co zresztą pobrzmiewa w jej nazwie. Jej architektem był oczywiście Sebastien Le Preste de Vauban – wybitny inżynier wojskowości, architekt i urbanista. Twórca wielu warowni na terenie Francji, by wymienić tylko: Arras, Besancon, Briancon, Longwy czy Villefranche-de-Conflent, którą to już wkrótce też mieliśmy ujrzeć. Mont-Louis całkiem niedawno, bo w trakcie TdF z 2021 roku było premią górską pierwszej kategorii na etapie z Ceret do Andorry. Pierwszy zameldował się tu Holender Wout Poels. Po minięciu Góry Ludwika zaczęliśmy długi zjazd przez Olette do Villefranche, gdzie rzuciliśmy tylko okiem na kolejne warowne miasteczko i skręciliśmy w drogę D116 by podjechać do Vernet. Zanim zaczęliśmy poszukiwanie naszego lokum przy Avenue de Thermes zdążyliśmy jeszcze zrobić zakupy w miejscowym supermarkecie. Nowy apartament przypadł nam do gustu. Dwie sypialnie, salonik z kuchnią & łazienka za niewygórowaną cenę. Jego sporym plusem-bonusem był wychodzący na zachodnią stronę domu, obszerny i nasłoneczniony taras z pięknym widokiem na uzdrowisko jak i okoliczne góry.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/7266250344
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7266250344
ERR-PUIGMAL by PIERRE
https://www.strava.com/activities/7264461230
ZDJĘCIA
FILM