Epilog: Route des Grandes Alpes
Autor: admin o sobota 6. lipca 2013
W nocy z piątku na sobotę mogliśmy się w końcu wyspać do woli. Podczas planowania tej wyprawy mieliśmy z Piotrem różne pomysły co do sposobu spędzenia weekendu rozpoczynającego się nazajutrz po pokonaniu trasy Route des Grandes Alpes. Ja zastanawiałem się nad możliwością startu w niedzielnym L’Etape du Tour na trasie wokół Annecy, po wcześniejszym odpoczynku w sobotę. Tym niemniej miałem już za sobą trzy, zaś Piotr i Darek po dwa starty w tej imprezie. Co prawda w przeciwieństwie do innych „gran fondo” i „cyclosportive” odbywa się ona co roku na innej trasie, więc i tak stanowiła pokusę. Jednak i na to znalazł się sposób. Piotr zaproponował przejechanie całej 125-kilometrowej trasy tego wyścigu dzień wcześniej, turystycznym tempem we własnym pięcioosobowym gronie. W ten sposób mogliśmy zaoszczędzić sobie po 100 Euro i zmierzyć się z tym samym wyzwaniem na spokojnie, bez wyścigowego stresu i niebezpieczeństw. Uznałem rację swego kolegi i na starcie naszego dwutygodniowego touru taki właśnie był nasz plan na sobotę z zastrzeżeniem, iż ostateczną decyzję podejmiemy u kresu wyprawy na podstawie tego jak ją kondycyjnie wytrzymamy. Dopuszczaliśmy jeszcze możliwość pokonania krótszej rundki wokół Annecy obowiązkowo z finałowym podjazdem. Tym niemniej jak należało oczekiwać pokonanie zaprojektowanej przeze mnie trasy każdego z nas kosztowało wiele sił. Po czternastu górskich etapach o średniej długości blisko 130 kilometrów nie mieliśmy wielkiej ochoty na piętnasty z rzędu odcinek tego typu. Zamiast tego pozwoliliśmy sobie na leniwe przedpołudnie przeznaczone na zakupy w Allinges oraz turystyczny wypad do Thonon-les-Bains, który stał się obowiązkowym punktem sobotniego programu po tym jak w piątek nie dane nam było wspólnie stanąć do pamiątkowego zdjęcia w punkcie oznaczającym początek Drogi Wielkich Alp.
Do miasta służącego nam za punkt startu i linię mety naszej wersji Route des Grandes Alpes zjechaliśmy kilka minut przed jedenastą. Przeszliśmy przez park, w którym stoi pomnik pochodzącego z Thonon Josepha Marie hrabiego Dessaix, generała wojsk napoleońskich, zwycięzcy bitwy pod Wagram i uczestnika wyprawy na Moskwę. Następnie wstąpiliśmy do biura informacji turystycznej w pobliskim Chateau de Sonnaz. Tu podobnie jak Adam i Darek kosztem bodaj 35 Euro nie odmówiłem sobie przyjemności kupienia pamiątkowej koszulki kolarskiej dokumentującej nasz wielki wyczyn. Stąd było już tylko kilkanaście kroków do głównego celu naszej ponownej wizyty w tym mieście czyli placu przed budynkiem merostwa. Tu nadzialiśmy się na swego rodzaju „wieczór panieński”. Jedna z dziewczyn wyrwała do tańca Piotra, a następnie zrobiła nam wszystkim zdjęcie na tle rozety dzięki czemu nie musieliśmy się zmieniać w roli fotografa lub nagabywać o tego rodzaju przysługę innych przechodniów. Po opuszczeniu placu poszliśmy jeszcze na półgodzinny spacer po centrum tej miejscowości. Godzi się wspomnieć, że to niespełna 35-tysięczne miasteczko podobnie jak pobliskie Evian-les-Bains nie raz gościło uczestników Tour de France. Dokładnie zaś osiem razy wyznaczano tu metę jednego z etapów „Wielkiej Pętli”. Jako pierwszy w 1955 roku wygrał tu Holender Jos Hinsen. Po nim wygrywali zaś jeszcze: Jacques Anquetil, Hiszpan Fernando Manzaneque, Holender Jan Janssen, Włosi Michele Dancelli i Marino Basso, Francuz Bernard Quilfen (późniejszy dyrektor sportowy ekipy Cofidis), zaś jako ostatni w sezonie 1981 dzisiejszy komentator brytyjskiego Eurosportu, zaś w latach 80-tych najwszechstronniejszy kolarz zawodowego peletonu Irlandczyk Sean Kelly. Na koniec naszej południowej wizyty w Thonon zjedliśmy mały posiłek, po czym wróciliśmy na nasze wzgórze w L’Ermitage.
Niedługo później pożegnaliśmy się, bowiem każdy z poddziałów naszej drużyny miał własny sposób na spędzenie pozostałej części tego weekendu. Mazowszanie postanowili zostać w Le Chalet Armoy do północy i w sobotnie popołudnie przejechać się wzdłuż brzegów jeziora do Genewy i z powrotem. Nogi odmówiły im jednak posłuszeństwa i zakończyli swój pobyt we Francji ledwie 30-kilometrową przejażdżką. Tymczasem mój pomorski oddział wyruszył samochodem w kierunku południowo-zachodnim do Annecy i Culoz by przed powrotem na ojczyzny łono zaliczyć jeszcze parę przepięknych podjazdów na pograniczu Alp i Jury. Podobnie jak nasi koledzy goniliśmy już resztkami sił, więc ograniczyliśmy do dwóch niedługich wycieczek. Wspólnym dla nas wszystkich usprawiedliwieniem tego weekendowego lenistwa był bagaż doświadczeń z poprzednich dwóch tygodni. Ilość i przede wszystkim jakość przemierzonego dystansu, który przedstawiam poniżej na bazie odczytów z własnego licznika.
Route des Grandes Alpes anno domini 2013 by Daniel Marszałek
Łączny Dystans > 1772,1 / 1786,7 kilometra (z dwoma dojazdami na kwatery i prologiem)
Łączne Przewyższenie > 44.069 metrów
Łączny Czas Jazdy > 80h 52:03
Średnia Prędkość > 21,913 km/h
Najdłuższy etap > czternasty czyli 154,7 kilometra
Najkrótszy etap > piąty czyli 98,9 kilometra
Najtrudniejszy etap > dziewiąty czyli 4129 metrów przewyższenia
Najłatwiejszy etap > szósty czyli 2380 metrów przewyższenia
Czternaście przełęczy o wysokości powyżej 2000 metrów n.p.m. czyli: Croix de Fer, Galibier, Izoard x 2, Vars, Bonette, Fauniera, Sampeyre, Agnello, Sestriere, Mont Cenis, Iseran, Petit Saint-Bernard oraz Gran San Bernardo.
Osiemnaście podjazdów o przewyższeniu ponad 1000 metrów czyli: Colombiere, Roselend, Madeleine, Croix de Fer, Galibier, Izoard (nord), Vars, Bonette, Saint-Martin, Turini, Fauniera, Sampeyre, Agnello, Izoard (sud), Mont Cenis, Petit Saint-Bernard, Gran San Bernardo i Forclaz.
Najwyższy podjazd: Iseran > 2770 metrów n.p.m.
Największy podjazd: Gran San Bernardo > 1882 metrów przewyższenia.
Najdłuższy podjazd: Gran San Bernardo > 34,3 kilometra.
Najbardziej stromy podjazd: Corbier > średnio 8,61 %.
Najbardziej stromy pośród gigantów: Sampeyre / via Vallone d’Elva > średnio 8,24 %.
Najtrudniejszy podjazd (według skali Archivio Salite na stronie www.zanibike.net): Fauniera / via Valcavera > 1387,51 punkta.
Tak wygląda podsumowanie mojej autorskiej trasy. Mniej więcej w 95 % pokrywa się ona z dokonaniami moich trzech kolegów. Z Thonon-les-Bains do Menton wszyscy pojechaliśmy tym samym szlakiem, aczkolwiek Dario jako jedyny spośród nas na dojeździe do Morza Śródziemnego zahaczył jeszcze o wzgórze Castillon. W drodze powrotnej nad Lac Leman każdy z nas miewał już swe oryginalne pomysły na pokonanie tego czy innego odcinka. Pietro zrezygnował z Fauniery i Sampeyre na ósmym etapie zadowalając się podjazdem pod Madonna del Colletto. Ja zafundowałem sobie inne niż koledzy finałowe podjazdy na etapach dziewiątym i dwunastym do Sestriere i Champex-Lac. Z kolei Piotr w inny sposób niż ja, Adam czy Darek pokonał ostatnie kilometry przed Combloux. Na tym samym trzynastym etapie Pietro i Dario odpuścili sobie wspinaczkę pod przełęcz Lein. Z oryginalnych dodatków do głównego szlaku wymienić można jeszcze: moje Sauze d’Oulx czy zdobycz Adama i Darka w postaci szutrowej przełęczy Basset i w końcu samotną wspinaczkę tego drugiego pod Rifugio Martin al Monte Fraiteve – wszystko na etapie dziesiątym. Godzi się również dodać, iż Romano służąc nam co dzień nieocenioną pomocą natury transportowej sam znalazł siły i czas na pokonanie w sumie 23 wzniesień. Niekiedy we wspólnym towarzystwie, innym razem na solo, zaś w razie konieczności od przeciwnej niż my strony. Jako jedyny podjechał też do bazy noclegowej nr 5 we wiosce Roya. Wspominając nasze przygody z lata 2013 roku żywię nadzieję, iż na tym nie koniec wspólnych przygód. Podobnego typu wyzwanie czeka na nas w Pirenejach. Jakkolwiek na sezon 2014 mamy już wszyscy inne plany, być może w tym samym lub lekko rozszerzonym składzie dotrzemy na francusko-hiszpańskie pogranicze już w 2015 roku. Podobna do tej alpejskiej trasa przez Pireneje – znad Morza Śródziemnego po Ocean Atlantycki i z powrotem – została już przeze mnie wytyczona. Pozostaje nam tylko zgrać swe sportowe plany i terminy urlopów.