banner daniela marszałka

Col de la Llose / Pic de la Tossa

Autor: admin o wtorek 7. czerwca 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Pont sur Ribrera de Cabrils (D4, D4C)

Wysokość: 2032 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1001 metrów

Długość: 19 kilometrów

Średnie nachylenie: 5,3 %

Maksymalne nachylenie: 9 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po wizycie na Col de Creu, a przed kolejną wtorkową wspinaczką musieliśmy pokonać pierwsze 13 kilometrów z długiego zjazdu do Olette. Należało dojechać do rozdroża, na którym od drogi D4 odchodzi boczna szosa D4c prowadząca na Col de la Llose. Ustaliliśmy, iż ten podjazd podobnie jak dzień wcześniej Puigmal pokonamy osobno. Piotr jest kolarzem lubiącym wiatr we włosach i pewien dreszczyk emocji na zjazdach. Dzięki lepszej technice i odrobinie brawury zapewne nadrobiłby nade mną ze dwie minuty na odcinku o takiej długości. Ja po nawrotkach z przełęczy wolę raczej kontemplować górski krajobraz w ramach osobiście przyznanej sobie nagrody za wcześniej wykonaną pracę. Przede wszystkim jednak zjazdy są dla mnie okazją by uwiecznić w obiektywie aparatu co ładniejsze obrazki z przejechanych dopiero co wzniesień. Taka „praca” fotoreportera-dokumentalisty zabiera zaś nieco czasu. Tym samym było pewne, iż na rozdrożu pojawię się nie dwie, lecz ze dwadzieścia minut po koledze. Nie było sensu by Pietro czekał na mnie aż tak długo. Gdy zjechałem do tablic przy rozjeździe na przystanku autobusowym spostrzegłem hasła wymalowane przez zwolenników niepodległej i zapewne niepodzielnej Katalonii. To znaczy „Sem catala” (Jesteśmy Katalończykami) oraz „Visca Catalunya Llivre” (Niech Żyje Wolna Katalonia). Sześć lat wcześniej napisy o podobnym politycznym wydźwięku widziałem na znanym z tras Volta a Catalunya podjeździe do stacji Port-Aine. Na rozdrożu okazało się, iż na rozpoczęcie drugiej wspinaczki przyjdzie mi jeszcze chwilkę poczekać. Pierwsze 1,2 kilometra na drodze D4c prowadziło bowiem tylko w dół.

Wschodni podjazd na Col de la Llose zaczyna się bowiem dopiero za mostkiem ponad rzeczką Cabrils. To całkiem spore wzniesienie o nieco solidniejszym nachyleniu niż sąsiednie Col de Creu. W postaci przez nas poznanej ma ono długość 13,5 kilometra i średnią stromiznę 6,2% co daje przewyższenie przeszło 830 metrów. Nawet taką Llose spokojnie można zatem uznać za premię górską pierwszej kategorii. Natomiast w razie rozpoczęcia wspinaczki w Olette mielibyśmy już do czynienia z przeszło 24-kilometrowym podjazdem o amplitudzie grubo ponad 1200 metrów. Nachylenie „naszej Llose” było solidne, acz w żadnym momencie nie zaskakujące stromizną. Dość powiedzieć, iż maximum na całym tym wzniesieniu to ledwie 8%. Nieco trudniejsza jest pierwsza połowa. Początkowo przeważają tu odcinki z nachyleniem na poziomie 6,5-7%, później normą są sektory o wartościach 5,5-6%. Jest to zatem subtelna różnica. Gdybyśmy podzielili te przeszło 13 kilometrów na trzy tercje o równej długości to wyszłyby nam segmenty o średnich stromiznach kolejno: 6,6% – 6,3% oraz 5,6%. Llose podobnie jak Creu nie została jeszcze odkryta przez organizatorów Tour de France. Okazji ku temu nie ma wiele, bowiem „Wielka Pętla” ostatnio rzadko zagląda do departamentu Pyrenees-Orientales. Obie przełęcze są łącznikami pomiędzy historycznymi krainami Conflent i Capcir. Spokojnie każdą z nich można wkomponować w program dowolnego etapu wiodącego ze wschodu przez Col de Pailheres ku mecie w departamencie Ariege lub na terenie Andory. Przy tym Llose łatwo dałoby się też wpleść w górski odcinek zmierzający w tym samym kierunku, lecz południowym szlakiem przez Cerdanię i Col du Puymorens.

W minionym sezonie „profi” pojawili się jednak nieopodal owej przełęczy. Ledwie jedenaście dni po naszej wizycie w pobliskiej stacji narciarskiej Les Angles zakończył się królewski etap wyścigu Route d’Occitanie wygrany przez Kanadyjczyka Michaela Woodsa. Jednak nawet włodarze tej imprezy nie wybrali dojazdu naszym bezludnym szlakiem. Skorzystali z trasy wiodącej przez przełęcze Jau i Hares. Wschodnia droga na Llose prowadzi przez tereny bardzo słabo zaludnione. Według ostatniego spisu ludności w całej gminie Ayguatebia-Talau mieszka raptem 35 osób! Droga prowadzi generalnie w kierunku południowo-zachodnim. Przez pierwsze 7 kilometrów z hakiem trzyma się blisko rzeczki Pujols, co jakiś czas przeskakując z jednego jej brzegu na drugi. W połowie czwartego kilometra wspinaczki na około minutę zatrzymałem się na rozjeździe. Po namyśle ruszyłem dalej przed siebie. Alternatywą był skręt w lewo na szosę D4d prowadzącą do osady Talau. Trzymając się drogi D4c po przejechaniu kolejnego kilometra wjechałem do Ayguatebii. Na terenie wioski pokonałem trzy wiraże, po czym zostawiłem za plecami wąską dróżkę wiodącą na Coll de Jouell (1499 m. n.p.m.). W połowie ósmego kilometra nasz szlak skręcił na zachód, po czym na początku jedenastego kilometra minął boczną drogę D4f prowadzącą do wioski Caudies-de-Conflent. Ta szosa łączy się z drogą D4 powyżej wioski Railleu. Dzięki niej można zatem znacznie szybciej przeskoczyć z Creu na Llose. Ostatnie 3,5 kilometra wiodły znów wyraźnie na południe. Po niespełna godzinie jazdy dotarłem na przełęcz. Według stravy przejechanie segmentu o długości 13,77 kilometra zabrało mi de facto 57:51 (avs. 14,3 km/h). Piotrek jak zwykle był szybszy, uzyskał tu czas 56:02.

Na Col de le Llose jest schronisko i sporo miejsc parkingowych. Nie bez przyczyny. Mieści się tu bowiem największa z trzech części ośrodka narciarskiego Estacion Nordica del Capcir. Wokół przełęczy wytyczono trasy biegowe o łącznej długości 56 kilometrów, a poza tym można tu jeszcze uprawiać biathlon, saneczkarstwo i chodzić na rakietach śnieżnych. Na Llose nie spotkałem Piotra. Dlatego, iż nie był to dla nas jeszcze koniec wspinaczki. Przed naszym przyjazdem ustaliłem, iż na pobliski szczyt Pic de la Tossa (2034 m. n.p.m.) także prowadzi droga asfaltowa. Tym samym Llose stała się jedynie środkiem do osiągnięcia wyższego celu. Dzięki swemu odkryciu mogłem zdobyć kolejny pirenejski „dwutysięcznik”, a przy tym wykonać podjazd o przewyższeniu nieco ponad tysiąca metrów. Cóż trzeba było zrobić? Najpierw należało zjechać 900 metrów drogą D4 wiodącą w kierunku miejscowości La Llagonne. Potem tuż przed ostrym wirażem należało odbić w lewo i wjechać na węższą dróżkę prowadzącą (jak się okazało) na wojskową strzelnicę. Z tego miejsca do szczytu brakowało jeszcze 4,4 kilometra. Pierwszy kilometr biegł w terenie góra-dół. Dopiero ostatnie 3,5 kilometra były już prawdziwym podjazdem. Wzniesieniem o średnim nachyleniu 6,8%. Nieco łatwiejszym na dole, zaś na finałowych dwóch kilometrach trzymającym już na stałym poziomie 7-8% przy max. 9. Nawierzchnia była chropowata i z lekka posypana żwirem. Im wyżej tym gorszej jakości. Ostatnie 200 metrów trzeba już było pokonać po szutrze. Znacznie wcześniej, bo przeszło 2 kilometry przed finałem minąłem stojącego na poboczu Piotrka, który na zjeździe „złapał kapcia”. Na przedostatnim kilometrze droga przecinała obszerną łąkę. Centralne miejsce poligonu. W oddali widać było czołgi. Najwyraźniej strzela się tu pociskami naprawdę dużego kalibru.

Na nasze szczęście tego dnia wystrzeliła tu tylko dętka w rowerze mojego kompana. W spokoju wspinałem się zatem dalej. Powyżej łąki skręciłem ostro w lewo i niebawem minąłem pośrednią przełęcz Coll de Brilles (1969 m. n.p.m.). Z prawej strony dociera do niej alternatywna, acz gruntowa ścieżka z Col de la Llose. Od wspomnianego zakrętu ponownie zbliżałem się do owej przełęczy. Przynajmniej do czasu, gdy na 300 metrów przed końcem trzeba było pokonać pierwszy z trzech wiraży. Tuż za nim skończył mi się asfalt pod kołami, ale w upartości swej postanowiłem dobić do samego końca drogi. Jak wynika ze stravy finałowy segment o długości 3,4 kilometra przejechałem w 16:15 (avs. 12,6 km/h). Piotr znów był wyraźnie szybszy, gdyż pokonał go w równo 15 minut. Zakładałem, że ujrzymy się ponownie dopiero przy samochodzie. Tymczasem, gdy pokonałem pierwsze 2 kilometry zjazdu nadal spotkałem go walczącego z defektem. Nadal był dobrej myśli, iż rychło uda mu się napompować koło. Ruszyłem zatem sam w kierunku Col de la Llose, lecz na hopce ku przełęczy odebrałem „telefon od przyjaciela”. Pietro tracił już powoli wiarę w dalszą jazdę, więc poprosił bym cofnął się do niego po kluczyki do samochodu. Tym sposobem dodałem sobie kilka kilometrów i nieco metrów w pionie. Skończyłem ten etap z dystansem 89,4 kilometra i przewyższeniem niemal 2400 metrów. Dziełem przypadku wyszedł mi z tego najtrudniejszy i prawie najdłuższy dzień w tegorocznych Pirenejach. Na zjeździe zatrzymywałem się rzadziej i krócej niż miałoby to miejsce w „nie-awaryjnych” okolicznościach. Zakładałem wszak, iż na dole czym prędzej wsiądę do auta i pojadę na odsiecz koledze. Ostatecznie nie było takiej potrzeby, bowiem Pietro zjawił się w Olette zanim ja zdążyłem odpalić silnik Forda.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7269842974

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7269842974

PIC DE LA TOSSA by PIERRE

https://www.strava.com/activities/7269898688

ZDJĘCIA

Tossa_41

FILM