Wollaner Nock
Autor: admin o wtorek 6. września 2022
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Arriach (L46, Oberwollan Strasse)
Wysokość: 1960 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1156 metrów
Długość: 14,4 kilometra
Średnie nachylenie: 8 %
Maksymalne nachylenie: 16 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
We wtorkowe przedpołudnie trzeba się już było pożegnać z Arriach. Tego dnia czekał nas 100-kilometrowy transfer z samego środka Karyntii do bazy noclegowej nr 3 we wiosce Tresdorf (gmina Rangersdorf) na zachodnim krańcu tego austriackiego landu. Nie było lepszego sposobu na pożegnanie się z górami Nockberge niż podjechanie tej, która stanowi najwyższy punkt na mapie gminy Arriach. A przy tym, jak wiele z okolicznych wierzchołków, mającej w swej nazwie nawiązanie do oznaczenia całej tej górskiej grupy. Mowa o Wöllaner Nock wznoszącej się na wysokość 2145 metrów n.p.m., a przy tym wybijającej się ponad swą okolicą o 1042 metry. Ze strony północnej na sam jej szczyt prowadzi gruntowa droga z kurortu Bad Kleinkirchheim. Przy czym owo wejście można sobie znacząco ułatwić dojeżdżając do poziomu 2030 metrów kolejką gondolową Kaiserburgbahn. Po stronie południowej przede wszystkim trzeba skorzystać z przeszło 14-kilometrowej drogi, która to m/w od połowy swego dystansu jest szutrowa. Dociera ona wysokość 1966 metrów, gdzie na górskiej polance, nieco na wschód od szczytu stoi gospoda Walderhütte. Wiedząc, że na tej górze nie możemy liczyć na asfalt do samego końca wspinaczki przed wyjazdem do Austrii nie wpisałem jej na naszą listę „premii górskich” do zaliczenia. Potem zmieniłem zdanie uznając, iż warto jednak spróbować. Serfując po sieci nabrałem podejrzeń, że jej szutry będą znośne dla naszych szosówek. Poza tym rozpoczęcie dziewiątego etapu od Wöllaner Nock znacząco ułatwiało nam logistykę związaną z drugą przeprowadzką. Zamiast dwóch mogliśmy zrobić już tylko jeden przystanek na samochodowej trasie do Tresdorf.
Oczywiście ta decyzja obarczona była pewnym ryzykiem. Nie każde „szutry” są przyjazne dla szosowych opon o szerokości 23 czy 25mm. Zastanawiałem się czy będziemy tu mieli przejezdną gruntówkę w typie tych, które przed laty napotkałem na Colle delle Finestre (2015) czy Croix de Coeur (2017). Czy też może pełną drobnych kamyczków trasę, na której ciężko będzie złapać przyczepność. Tego rodzaju problem miałem na Kronplatzu w 2015 roku. Bywają też dukty może i solidnie utwardzone, lecz obsypane kamieniami. Na takich zaś łatwo „złapać gumę” czy nawet przeciąć oponę. Czego doświadczyłem na podjeździe do Fort du Gondran ponad Briancon w 2019. Cóż jeszcze? Mapy Austrii są słabiej niż w innych europejskich krajach „rozpracowane” przez google-street view. Tym samym nie sposób było wcześniej obejrzeć na zdjęciach stanu nawierzchni na tym wzniesieniu. Co więcej ponieważ wszystkie dróżki powyżej Arriach miały tą samą poślednią kategorię można się było zastanawiać, którą z nich mamy się wspinać na Wöllaner Nock. Jasne było, że podjechawszy do Arriach trzeba się skierować na zachód ku Sauboden, ale jak dalej? Drogi wiodące na szczyt były dwie. Przeszło 12-kilometrowa wschodnia ścieżka biegnąca przez osady Laastadt i Geiger oraz nieco dłuższy zachodni szlak wiodący przez Unterwöllan i Oberwöllan. Patrząc na dystans jak i opis profilu tego podjazdu pobrany z „cyclingcols” uznałem, że trzeba wybrać tą drugą opcję. Na koniec, gdy było już wiadomo, że jedziemy oraz którędy trzeba było poprosić naszych gospodarzy o zgodę na nieco późniejsze niż „w ogłoszeniu” opuszczenie apartamentu. Oczywiście nie było z tym żadnego problemu. Dzięki ich uprzejmości przed wyruszeniem w dalszą drogę mogliśmy się jeszcze odświeżyć po porannym wysiłku i na spokojnie zapakować nasz cały (wcale niemały) dobytek podróżniczy do auta.
Podjazd na Wöllaner Nock nawet gdyby był on w pełni szosowy uchodziłby za wzniesienie najwyższej kategorii. Spodziewane szutry były jedynie dodatkowym wyzwaniem. Owszem góra ta wygląda na nieco łatwiejszą od wspinaczki po Gerlitzen Gipfelstrasse, którą zaliczyliśmy pięć dni wcześniej po przeciwnej stronie Arriach. Niemniej pod względem swych wymiarów czyli dystansu, przewyższenia czy stromizny spokojnie wytrzymuje ona porównanie chociażby z kultową L’Alpe d’Huez rozsławioną wydarzeniami z wielu edycji Tour de France. Na stronie „cyclingcols” Wöllaner Nock wyceniono na 1034 punkty, co w hierarchii naszej wyprawy plasowało ten podjazd na dziesiątym miejscu, pomiędzy Tschiernock a Koglereck. Słynnej L’Alpe przyznano tam co prawda 1039 punktów, ale ów rachunek skali trudności wykonano dla wspinaczki kończącej się na Col du Poutran (1996 m. n.p.m.) czyli przeszło 150 metrów powyżej zwyczajowej mety w tej stacji. Najtrudniejszy kilometr naszej „przydomowej” góry miał mieć średnią 11,5%. Najcięższy 5-kilometrowy segment przeciętną aż 10,1%. Odcinków z dwucyfrowym nachyleniem miało się zaś uzbierać 5,7 kilometra. Nieco ponad połowę tej wspinaczki mieliśmy pokonać jadąc szosą. Szutrowy odcinek miał liczyć niecałe 7 kilometrów. Tym samym był o kilkaset metrów dłuższy niż ten, który pięć lat wcześniej napotkałem na Croix de Coeur oraz o kilometr krótszy niż ten z Finestre, bodaj najsłynniejszy w kolarskim światku, bo czterokrotnie wykorzystany na Giro d’Italia. Bramkę z punktem poboru opłat mieliśmy minąć na wysokości niespełna 1300 metrów n.p.m. Tym niemniej asfalt miał zniknąć dopiero półtora kilometra za owym szlabanem. Tym samym z całego przewyższenia „tylko” 515 metrów było do zrobienia na gravelowym szlaku.
Niedługo po wpół do dziewiątej wyszliśmy na podwórko przed Landhaus Unterkofler by zmierzyć się z opisanym wyżej wyzwaniem. Na początek wypadało zjechać pół kilometra do drogi L46 czyli Teuchen Landesstrasse, by zacząć tą wspinaczkę z miejsca wskazanego na profilu wzniesienia. Ruszyliśmy razem z nastawieniem współpracy na całym podjeździe. Pierwsza kwarta miała nam pozwolić na złapanie dobrego rytmu wspinaczki. Nie była szczególnie trudna. Początkowe 3,4 kilometra owej góry ma średnie nachylenie 6,5%. Aczkolwiek podczas dojazdu do Arriach czy przejazdu przez Sauboden miały się pojawić ścianki ze stromizną do 10%. Po przejechaniu niemal kilometra wjechaliśmy do Arriach poznanego już w trakcie spaceru z deszczowej środy. Droga zatoczyła łuk, za którym minęliśmy miejscowy Urząd Gminy jak i luterański kościół 4 Ewangelistów. Następnie po krótkim leśnym odcinku już w połowie drugiego kilometra wpadliśmy do Sauboden. Tu mimo wcześniejszego „wywiadu sieciowego” zrazu skręciliśmy na Waldweg, lecz rychło zawróciliśmy, dzięki czemu uniknęliśmy zbędnej wspinaczki ku Laastadt. Na razie jeszcze trzeba było jechać na zachód. Kierunek północny mieliśmy obrać dopiero skończywszy czwarty kilometr czyli po zostawieniu za plecami rozproszonych gospodarstw składających się na Unterwöllan. Pod koniec czwartego kilometra stromizna wzrosła. Na kolejnych sześciu kilometrach, z czego dwóch szutrowych miała trzymać na stałym poziomie od 9,5 do 10,5%. Średnia tego środkowego segmentu to aż 9,9%. Do tego po drodze miały nas ukłuć „chwilówki” o wartościach od 12 do 14%. Pod koniec piątego kilometra minęliśmy leżącą nieco w dole po lewej stronie drogi Oberwöllan, w której na tle niskich zabudowań wyróżniała się strzelista wieża kościoła pod wezwaniem św. Piotra.
Na szóstym kilometrze minęliśmy jeszcze kilka domostw zaliczanych do tej osady. Następnie po przejechaniu 6,2 kilometra dojechaliśmy do tutejszej „mautstelle”, gdzie opłata wynosi 6 Euro. Ominęliśmy szlaban lewą stroną i pojechaliśmy dalej ciesząc się każdym metrem pozostałego nam jeszcze asfaltu. W połowie siódmego kilometra na dłużej wjechaliśmy do lasu. Minęliśmy dwa wiraże i ambonę strzelecką zanim szosa w końcu ustąpiła miejsca gruntowej drodze. Niemniej ta była dobrze ubita i niezbyt kamienista. Po takim dukcie nawet całkiem przyjemnie się nam jechało. Po koniec jedenastego kilometra wyjechaliśmy ponad górną granicę lasu, zaś kilometr dalej dojechaliśmy do zakrętu, przy którym stały jakieś drewniane konstrukcje wyglądające niczym stare szyby naftowe. Do naszej drogi dołączał tu szlak biegnący z Laastadt i Geiger. My musieliśmy skręcić w lewo. Stan nawierzchni na ostatnich dwóch kilometrach był już nieco gorszy, lecz nadal spokojnie do pokonania na rowerach szosowych. Poza tym górna faza wspinaczki nie była już tak trudna jak środek. Na ostatnich 5 kilometrach średnia to „ledwie” 6,9%. Na przedostatnim kilometrze minęliśmy jeszcze trzy wiraże, zaś na ostatnim przejechaliśmy obok szczytu Vorderer Wöllaner Nock (2090 m. n.p.m.). Droga swój najwyższy punkt osiągnęła jakieś 200 metrów przed Walderhütte, potem już tylko delikatnie opadała w kierunku owej gospody. Podjazd zaliczyliśmy na spokojnie w czasie 1h 17:09 (avs. 11,3 km/h) z VAM 899 m/h. Na górze spędziliśmy niemal pół godziny ciesząc się dobrą pogodą i pięknymi widokami. Na szczycie mieliśmy słoneczne 18 stopni. Niestety w tej „górskiej chacie” nie można było płacić kartą. Gotówki nie mieliśmy przy sobie zbyt wiele. Tym samym na tej premii górskiej musieliśmy się zadowolić samą kawą i to po drobnej obniżce ceny.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/7765125522
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7765125522
WOLLANER NOCK by ADRIANO
https://www.strava.com/activities/7762613677
ZDJĘCIA
FILM