banner daniela marszałka

Furka & Oberalp

Autor: admin o poniedziałek 11. sierpnia 2008

W Andermatt wynajęliśmy niewielki apartament położony kilkaset metrów od centrum miasta, przy drodze prowadzącej na Oberalppass. Przełęcz ta była zresztą jednym z dwóch celów naszej popołudniowej przejażdżki. Niemniej na pierwszy ogień pójść miała trudniejsza i położona dalej od miasta przełęcz Furka (2431 metrów n.p.m.). Aby dotrzeć do podnóża tej przełęczy musieliśmy przejechać rozgrzewkowe dziesięć kilometrów w lekko wznoszącym się terenie mijając po drodze wioskę Hospental na drodze ku Realp.

Dopiero w tej miejscowości na dobre zaczyna się wschodnia strona Furkapass. Przejście z odcinka „falsopiano” na prawdziwy podjazd wśród alpejskich łąk jest dość gwałtowne. Bez dwóch zdań na tym wzniesieniu najtrudniejszych jest pierwszych sześć kilometrów o średnim nachyleniu 8, zaś maksymalnym 13 %. Za podupadłym nieco hotelem Galenstock droga spuszcza z tonu tzn. do średniej około 6 % przez kolejne trzy kilometry. Ponownie robi się sztywniej między dziewiątym a jedenastym kilometrem, lecz ostatnie setki metrów podjazdu tzn. po minięciu tkniętego upływem czasu hotelu Furkablick są już niemal zupełnie płaskie. Pominąwszy jednak ów płaski finał zarejestrowane przez mój licznik wymiary owej góry to 11,6 km przy średniej 7,4 %. Pokonanie tego odcinka zajęło mi nieco ponad 49 minut przy średniej prędkości 14,3 km/h i VAM rzędu 1029 metrów. Jednym słowem pojechałem na niezłym poziomie, lecz bez rewelacji. No cóż włoska forma z czerwca była mym coraz odleglejszym wspomnieniem. Na przełęczy temperatura była całkiem przyzwoita tzn. 16 stopni, lecz nad nami zaczęły się zbierać czarne chmury. Dlatego postanowiliśmy możliwie szybko zjechać z powrotem do Andermatt by przed jakimś załamaniem pogody dotrzeć również na Oberalppass (2044 m. n.p.m.).

Dojechaliśmy do charakterystycznego ronda z niedźwiedziem i od razu rozpoczęliśmy drugą tego dnia wspinaczkę. Podjazd ten należy uznać za łatwiejszy od Furki. Rozpoczynając wspinaczkę w Andermatt mieliśmy do przebycia około 600 metrów przewyższenia. Niemniej można go zacząć bardziej na północ czyli w Goschenen czy Wassen i wtedy składałby się on niejako z dwóch połówek o łącznym przewyższeniu ponad 1100 metrów przedzielonych płaskim odcinkiem w okolicy Andermatt. Oberalppass w naszym wydaniu liczył sobie 9 kilometrów przy średnim nachyleniu 6,3 %. Ten odcinek przejechałem niespełna 34 minuty przy średniej prędkości 16 km/h i VAM dokładnie 1000 metrów. Początek podjazdu był nawet dość wymagający i przy tym kręty z przejazdem przez jeden skromny tunel. W dalszej części szosa prowadziła już raczej prostym i bardziej łagodnym odcinkiem wzdłuż wysokogórskiej linii kolejowej. Jednak w otwartym terenie dawał się we znaki wiatr zwiastujący pogorszenie pogody. Po pokonaniu wspomnianych dziewięciu górskich kilometrów trzeba było jeszcze przejechać blisko dwa kilometry niemal płaskiego terenu. Spora część tego fragmentu drogi prowadziła, zaś w półmroku sporej długości tunelu, który kończył się dopiero na dwieście metrów przed przełęczą.

Obok przełęczy jak gdyby nigdy nic tzn. na wysokości ponad 2000 m. n.p.m. ulokowany jest dworzec kolejowy. Sama przełęcz oddziela zaś kantony Uri oraz Graubunden. Ten drugi to największy, lecz zarazem słabo zaludniony region Szwajcarii – znany nie tylko z miejscowości takich jak Davos, Sankt-Moritz czy najstarsze ze szwajcarskich miast Chur, ale też z faktu, iż oprócz języka niemieckiego i włoskiego używa się tu również języka retoromańskiego. Niemniej eksplorację tego zakątka Szwajcarii pozostawiliśmy sobie na ostatnie cztery dni wyprawy. Z przełęczy przegonił nas coraz śmielszy deszcz. Na zjeździe trzeba było przeto uważać na mokrą drogą, zaś przyjemność jazdy odbierał nam nie tyle chłód co ostre krople deszczu, które nieprzyjemnie cięły po oczach i twarzy. Udało nam się bezpiecznie zjechać do bazy. Dalszą część dnia należało zacząć od suszenia ubrań. Nasz poniedziałkowy przebieg to niespełna 67 kilometrów i 1606 metrów przewyższenia.