banner daniela marszałka

Giro di Lombardia

Autor: admin o poniedziałek 17. sierpnia 2020

Tegoroczny górski sezon miałem zacząć w czerwcu od śmiałej wyprawy do dalekiej Andaluzji. Z polskiego punktu widzenia byłaby to najdalsza możliwa lądowa wycieczka w ramach kontynentu europejskiego. Gdy okazało się, że na taki „projekt” nie zbiorę odpowiedniej drużyny „przestawiłem zwrotnicę” na znacznie nam bliższą Lombardię. Krótko po zmianie owych planów nasz „Stary Kontynent” został zaatakowany przez „chińskiego” wirusa, zaś wspomniany region przez długi czas wyglądał na najbardziej doświadczony przez wybuchłą pandemię. Szybko stało się jasne, że do końca wiosny mało gdzie można będzie bezpiecznie czy legalnie pojechać. Pozostając wierny pomysłowi na Lombardię przełożyłem więc tą wycieczkę z czerwca na pierwszą połowę sierpnia. Tym samym drugą z corocznych eskapad musiałem przerzucić na ostatni sensowny termin czyli wrzesień. Początek pobytu w najbogatszym z włoskich regionów zaplanowałem na 1 sierpnia. Nigdy jeszcze tak późno nie ruszałem w góry. Niemniej zwłoka ta była w pełni uzasadniona, albowiem wyboru wielkiego nie miałem.

Lombardia nie była mi obca. Począwszy od roku 2006, gdy w pierwszych dniach lipca podjechałem na Passo Gavia (2621 m. n.p.m.), byłem tam kilkukrotnie. Chociażby w sezonie 2008, gdy wraz z Piotrem Mrówczyńskim startowałem w Gran Fondo Marco Pantani, rozgrywanym na ciężkiej 172-kilometrowej trasie wokół Apriki. Jak również w roku 2014, gdy w większym gronie (by wymienić tylko Darka Kamińskiego i Daniela Pawelca) testowałem strome podjazdy w dolinie Valtellina. We wcześniejszych latach zdążyłem już poznać 34 kolarskie wzniesienia z tego regionu. W tym kolosy takie jak: Stelvio, Gavia, Spluga, San Marco, Crocedomini, Montecampione czy słynne Mortirolo. Wciąż jednak sporo zostało miałem tu do zobaczenia. Lombardia to zdecydowanie najludniejszy (przeszło 10 milionów mieszkańców) i zarazem jeden z czterech największych regionów Republiki Włoskiej (ma niemal 24 tysiące km2 powierzchni). Rozciąga się z zachodu na wschód od jeziora Maggiore i rzeki Ticino po jezioro Garda i rzekę Mincio oraz z północy na południe od granicy ze Szwajcarią po rzekę Pad, a na pewnym odcinku nawet ciut dalej. Jak podaje wikipedia aż 41% jego powierzchni zajmują tereny górskie. Sześć z dwunastu prowincji tego regionu przebiega przez łańcuch alpejski. W jego granicach piętrzą się szczyty takich pasm jak: Alpy Lepontyńskie, Alpy Retyckie (z najwyższym w Lombardii Punta Perrucchetti 4020 m. n.p.m.), Alpy Bergamaskie, grupa Ortler-Cevedale czy masyw Adamello. Poza tym Lombardia na swym południowo-zachodnim krańcu w rejonie zwanym Oltrepo Pavese zahacza też o Apeniny Liguryjskie z kulminacją na Monte Lesima (1724 m. n.p.m.).

Region ten uznać można za kolebkę włoskiego kolarstwa. Wszak w jego stolicy czyli Mediolanie (drugiej włoskiej metropolii po Rzymie) swą siedzibę ma „La Gazzetta dello Sport” czyli dziennik będący pomysłodawcą wyścigu Dookoła Włoch. Pierwsza jak i druga edycja Giro d’Italia zaczynała się i kończyła w tym mieście. Współcześnie start tej imprezy krąży po całych Włoszech (bywa też wyznaczany poza granicami Italii), lecz meta wciąż najczęściej znajduje swe miejsce na szosach Lombardii. Zazwyczaj na ulicach jej stolicy. Podczas drugiej dekady XXI wieku 5-krotnie „La Corsa Rosa” finiszowała w Mediolanie i jeden raz w Brescii. Na tym nie koniec. Il Lombardia jesienny wyścig po szosach tego regionu ma status kolarskiego monumentu czyli zaliczany jest do wąskiego grona pięciu najbardziej prestiżowych imprez jednodniowych (rangą ustępującym tylko Mistrzostwom Świata). Natomiast drugi z włoskich „monumenti” Milano – San Remo też rozpoczyna się w tych stronach. Z Lombardii pochodzi wielu kolarskich mistrzów. By wymienić tylko postacie takie jak: Felice Gimondi, Alfredo Binda, Claudio Chiappucci, Learco Guerra, Gaetano Belloni, Gianbattista Baronchelli czy Ivan Basso. Poza tym mianem „lombardo” określani są urodzeni poza tym regionem: Giuseppe Saronni i Gianni Bugno. To właśnie tu produkowane są od wielu lat rowery takich marek jak: Bianchi, Colnago czy De Rosa. W końcu zaś to na ziemi lombardzkiej znajduje się najsłynniejsze kolarskie sanktuarium czyli kościółek pod wezwaniem Madonna del Ghisallo.

Do Lombardii pojechałem wraz z Danielem Szajną z Gdyni, który choć debiutował w mojej górskiej drużynie miał własne alpejskie doświadczenia. Przed pięcioma laty kręcił już bowiem po szosach austriackiego Tyrolu. W pierwszych tygodniu towarzyszyli nam Rafał Wanat i Krzysztof Żbik z Gorzowa. Nasi koledzy mieli do swej dyspozycji tylko początkowy weekend plus cały kolejny tydzień. My dwaj szczęśliwcy wybraliśmy się w te strony aż na szesnaście dni. Mimo to uznałem, iż przesadą byłoby zaglądać do każdego z górskich rewirów Lombardii. Darowałem nam zatem zwiedzanie prowincji Varese i Sondrio. Tą drugą miałem już wcześniej dokładnie zbadaną. W sierpniu 2014 roku poznałem 21 podjazdów w tym rejonie podczas wyprawy do Valtelliny. Poza tym na GF Pantani 2008 zmęczyłem słynne Mortirolo (od Mazzo), zaś w sezonie 2011 podziwiałem uroki Splugi. Z tej pierwszej poznałem zaś w roku 2010 dwa najciekawsze wzniesienia czyli Campo dei Fiori oraz Cuvignone. Teraz postanowiłem się skoncentrować na prowincjach Como, Lecco, Bergamo i Brescia. Prolog i pierwsze 7 etapów mieliśmy „rozegrać” w okolicach Lago di Como, zaś 8 kolejnych dni zmagać się z podjazdami na szosach wschodniej Lombardii. Mając taki plan na trasie naszego przejazdu musiałem zarezerwować w sumie pięć baz noclegowych. Ostatecznie cztery pierwsze noce spędziliśmy w Garzeno po zachodniej stronie Lago di Como, zaś trzy kolejne w Bellano na wschodnim brzegu tego jeziora. Następnie na cztery doby „zameldowaliśmy się” w Barzanie nieopodal Bergamo. Potem na jedną noc zatrzymaliśmy się we wiosce Villa koło Lodrino, zaś cztery ostatnie spędziliśmy w Capo di Ponte na terenie Val Camonica.

Początki mego Giro di Lombardia nie były łatwe. Pierwszy raz zabrałem w góry około 80 kilogramów „żywej wagi”. Potem na upalnym etapie 1b pokonały mnie skurcze nóg, zaś dzień później na deszczowym zjeździe z drugiej góry zaliczyłem mocnego „dzwona”. Nazajutrz ledwie mogłem chodzić z uwagi na kontuzję prawego kolana. Ból stopniowo słabł, acz do dziś mimo upływu trzech miesięcy kompletnie nie zanikł. Początkowo obawiałem się, iż zwiedzanie Lombardii zakończę już na piątej premii górskiej lub w najlepszym razie kilka następnych etapów przyjdzie mi odpuścić. Ku swemu zaskoczeniu mogłem dalej jeździć i ostatecznie pokonałem 30 nowych gór. A do liczby tej nie wliczam małego, lecz bardzo „kąśliwego” Muro di Sormano. W mojej kolekcji znalazło się 21 kolejnych wzniesień o przewyższeniu przeszło 1000 metrów. Podczas tego wyjazdu nie wspinałem się wysoko, gdyż zazwyczaj startowałem z niskiego pułapu. Granicę dwóch tysięcy metrów n.p.m. pokonałem tylko raz. Wjeżdżając na Passo Carette di Val Bighera usytuowaną na poziomie 2130 metrów. Nieco niżej kończyły się wspinaczki na Passo San Marco (1985 m. n.p.m.) oraz Monte Padrio (1871 m. n.p.m.). Pod względem przewyższenia moimi najtrudniejszymi wyzwaniami również były Carette i San Marco (odpowiednio 1440 i 1436 metrów w pionie), zaś trzecie miejsce przypadło wspinaczce do Alpe Giumello (1343 metry). Natomiast najdłuższym podjazdem nie był wcale żaden z wyżej wymienionych. Największy dystans musiałem bowiem pokonać między miasteczkiem Lenna a stacją narciarską Foppolo (23,1 kilometra). W sumie na trasach wieczornego prologu i 15 kolejnych etapów przejechałem 983 kilometry z łączną amplitudą 32.467 metrów. W krótkich słowach: pełen sukces mimo wszelakich przeciwności. Przy okazji niemal podwoiłem swój lombardzki dorobek.

Przez kolejne osiem tygodni postaram się opowiedzieć jak nasze zwiedzanie w szczegółach wyglądało. Mam nadzieję (dla własnego dobra), że zdołam to opisać bardziej zwięźle niż to bywało w poprzednich latach. Listopad i grudzień przeznaczam sobie na relacje z Lombardii, zaś w styczniu i lutym chciałbym się już zająć sprawozdaniem z szos francuskich czyli opisem wrześniowej podróży z Adrianem po Alpach Nadmorskich i Prowansalskich.

Poniżej przedstawiam listę premii górskich, które poznałem na sierpniowym szlaku od Dongo po Edolo.

Mój rozkład jazdy:

1.08 – Valle San Iorio

2.08 – Monte Sighignola & Passo della Cava

3.08 – Alpe di Colonno & Monte Bisbino

4.08 – San Bartolomeo di Bugiallo

5.08 – Rifugio Roccoli del Lorla & Passo Agueglio

6.08 – Monte San Primo (via Ghisallo) & Colma di Sormano + Muro

7.08 – Valico di Moncodeno & Alpe Giumello

8.08 – Piani Resinelli (Rifugio Soldanella) & Valico di Valcava

9.08 – Malga Alta di Pora & Selvino

10.08 – Foppolo & Piani di Bobbio

11.08 – Passo San Marco & Monte Avaro

12.08 – Colli San Fermo (Colle Ballerino) & Colle San Zeno

13.08 – Passo del Baremone & Passo del Maniva

14.08 – Monte Padrio & Fabrezza

15.08 – Val Malga (Ponte del Guat) & Malga Lincino

16.08 – Passo Carette di Val Bighera & Monte Colmo