banner daniela marszałka

Gavia

Autor: admin o środa 5. lipca 2006

Nazajutrz w środę 5 lipca czekała nas powtórka ze Stelvio, lecz tym razem w najzupełniej turystycznej w formie czyli podziwianie okolicy zza okien naszych samochodów. Przełęcz tego dnia z uwagi na wcześniejszą porę naszego wjazdu i gorsza pogodę była nieco opustoszała. Dziewczyny miały tu okazję do zrobienia zdjęć, zaś my wszyscy mogliśmy zakupić okolicznościowe pocztówki i wysłać je prosto ze Stelvio do bliskich osób w kraju. Potem czekał nas 21-kilometrowy, miejscami bardzo kręty zjazd do słynnego z zawodów narciarzy-alpejczyków Bormio. Dalej zaś jeszcze dłuższy, ale spokojniejszy odcinek doliną Valtellina do miejscowości Mazzo. Na pożegnanie z Włochami chcieliśmy bowiem przejechać Gavię od słynniejszej południowej strony, a przy okazji po drodze do podnóża tej przełęczy przejechać samochodem przez okrutne Mortirolo. Tak jak nie było łatwo znaleźć dróżkę wiodącą pod tą stromą górę tak też nie było łatwo lawirować po jej ciasnych serpentynach szczególnie w Ździśkowym Mercedesie Vito mającym słuszne gabaryty. Co godne podkreślenia nawet na tak morderczej górze nie brakowało śmiałków amatorów mierzących z nią swe siły. My zaś zza okiem samochodu zastanawialiśmy się czy dane nam będzie w przyszłości pójść w ich ślady i z jakimi przełożeniami trzebaby tu przyjechać. Po drodze wypatrzyliśmy na szczyt odsłonięty wiosną tego roku pomnik Marco Pantaniego robiąc sobie w tym miejscu krótki postój i sesję zdjęciową. Po czym z braku czasu, jako że czekała nas jeszcze tego dnia co najmniej 6-godzinna podróż do Francji pomknęliśmy czym prędzej do naszej bazy wypadowej pod Gavię czyli miejscowości Ponte di Legno.

Załoga Forda Fusion czyli Piotr z Michałem dotarła tam już półtorej godziny przed nami. Dlatego też w chwili gdy nasz trójmiejski tercet wyładował swe maszyny na obrzeżach wspomnianego miasteczka i szykował się do ataku pod straszną Gavię oni zapewne już tam byli. Ja postanowiłem sobie zrobić małą czasówkę pod ten podjazd i pojechać niemal od początku swoim tempem niespecjalnie oglądając się na Darka i Ździśka. Po około 5 kilometrach podjazdu śmignęły mi z naprzeciwka wracające już z niebotycznej przełęczy nasze dwa „Sokoły”. Niewiele dalej tzn. na początku siódmego kilometra zaczęły się prawdziwe schody. W tym miejscu droga zwęża się do szerokości jednego pasa. Gorsza jest też jej jakość bowiem jezdnia zdaje sie bardziej chropowata i popękana, lecz przede wszystkim jej stromizna przez 400 metrów utrzymuje się na poziomie 16%. Potem jest jeszcze jeden trudny około 300-metrowy odcinek ze średnim nachyleniem 14%. Wszystko to jest jednak do przeżycia gdy ma się odpowiedni respekt przed taką góra czyli jedzie się swoim rytmem na równym oddechu. Podjazd ten jest bardziej odludny od Stelvio bowiem poprowadzony jest drogą drugorzędnego znaczenia. W wyższych jego partiach przy nieco zamglonym powietrzu miałem odczucie jakbym był tam sam. Tylko samotny człowiek i ogrom gór plus droga pnąca się ku niebu.

Najtrudniejszym momentem tej wspinaczki okazał się dla mnie nieoświetlony tunel na jakieś 3-4 kilometry przed szczytem. Jadąc pod górę nie było widać wylotu z niego bowiem około 200-metrowa prosta przechodziła w łuk, zaś wyjazd był dopiero kilkadziesiąt metrów za zakrętem w lewo. Po wjechaniu głębiej, a jeszcze przed owym zakrętem kompletna ciemność niczym w kopalniach Morii. Słychać tylko swój własny oddech wcale nierówny po stromizna tej góry wcale w tym miejscu nie popuszcza. W dodatku droga jest śliska i sprawia wrażenie nieco wyżłobionej. Dla świętego spokoju wolałem zejść na chwilę z roweru by się nie przewrócić w tej „czarnej dziurze”. Na górę dotarłem ostatecznie w czasie 1h18:09 czyli przy dystansie 16,58 km ze średnią 12,73 km/h. W mojej skali to całkiem niezły wynik jak na blisko 8% średnie nachylenie tego podjazdu. Na górze czyli na 2621 m. n.p.m. należało się niemal od razu cieplej ubrać oraz poczekać kilka minut najpierw na Darka i nieco dłużej Ździśka. Dalej już tradycyjny rytuał czyli zdjęcia w ciekawszych miejscach tak na szczycie (obowiązkowo przy tablicach) jak i podczas postojów na zjeździe (przy tablicy oznaczającej wjazd we wspomnianą strefę 16%). Natomiast po zjechaniu do samochodu początek dłuższej podróży do położonej nieopodal Bourg d’Oisans wioski Envesin d’Oz, w której Piotr wynajął dom letniskowy dla całej naszej ósemki za skromne 200 Euro!