banner daniela marszałka

L’Ardechoise – cz. I

Autor: admin o czwartek 15. czerwca 2006

Start w czwartkowy ranek został wyznaczony na godziny poranne, lecz zgodnie z luźnym charakterem całej imprezy, całkiem niezobowiązująco tzn. na dowolną porę między 6:00 a 9:30. Po odstawieniu samochodów na strzeżony parking i oddaniu organizatorom swych bagaży podręcznych wystartowaliśmy około 7:20. Tego dnia czekało na nas 192 kilometry rajdu z ośmioma klasyfikowanymi podjazdami. Czekało nas w sumie niemal 78 kilometrów samych podjazdów. W dodatku trzy najtrudniejsze (każdy o przewyższeniu ponad 500 metrów) czyli: La Faye (1019 m. n.p.m.), 4 Vios (1149 m. n.p.m.) oraz Benas (795 m. n.p.m.) usytuowane w końcówce tego etapu. Na całe szczęście wzniesienia w tym regionie nie są zbyt strome. Większość z nich miała średnie nachylenie na poziomie od 3 do 5 %. Pierwsze 40 kilometrów do „naszego” Gilhoc chcieliśmy pokonać zgodnie czyli w pełnym 8-osobowym składzie. W tym czasie czyli na wzniesieniach Buisson i Saint-Genest zdołaliśmy wyprzedzić około dwustu innych uczestników, którzy nie rzadko nasze tempo kwitowali słowem „vitesse”. Dobre skojarzenie bowiem firma jednego z naszych sponsorów oznacza po francusku „prędkość”. Już pierwszego dnia spore wrażenie zrobiła na nas życzliwość i wysoki szacunek względem sportowców-amatorów ze strony miejscowej ludności. Miejscowi częstokroć przyozdabiali swe ulice fioletowo-żółtymi balonami czy wstęgami w kolorze barw L’Ardechoise, a przede wszystkim we własnym zakresie organizowali darmowe (najczęściej) bufety, w których spragnieni i głodni uczestnicy mogli liczyć na wodę, pomarańczę, suszone morele czy ciastka. Te i inne specjały niezbędne dla uzupełnienia swych zapasów można było wlać sobie do bidonów czy pochować w kieszeniach koszulek.

Ponieważ w tym składzie widzieliśmy się w akcji na dobrą sprawę po raz pierwszy przyszło nam nawzajem poznać swe siły i słabości. Piotr niemal cały etap przejechał sobie tylko właściwym tempem. Ja sporą część dystansu przemierzyłem tego dnia w towarzystwie Darka. Po zjeździe do Privas poczekaliśmy dłuższy czas na Alaina, Czarka, Konrada i Zdziśka. Nasi czterej „muszkieterzy” na swej drodze w miejscowości Saint-Pierreville załapali się na wywiad z dziennikarzem regionalnego dziennika „Dauphine Libere”. Dzień później w gazecie tej ukazał się stosowny artykuł na temat tego spotkania wraz ze zdjęciem naszych kolegów raczących się piwem w chwili wytchnienia. Po przydługim postoju pozostała nam jeszcze do zdobycia przełęcz Benas, na której zrobiłem sobie „solówkę” aż do zjazdu z trasy rajdu w miejscowości Saint-Privat. Tam dopiero postanowiłem poczekać na czasowo najbliższych kompanów. Jak się miało okazać dojazd do ronda w Saint-Privat nie był końcem naszej męki dnia pierwszego. Czekał nas jeszcze bowiem 12-kilometrowy dojazd do miejsca noclegu, który w dodatku wyznaczony został dobre 150 metrów wyżej na campingu Domaine du Taille powyżej miejscowości Vesseaux. Ponad dwieście kilometrów „na dzień dobry” w takim terenie i przy ekstremalnie wysokiej temperaturze to była potężna dawka wysiłku. Nic dziwnego, że już wieczorem tego dnia wieczorem niektórzy spośród nas zaczęli przebąkiwać o lekkim odpuszczeniu drugiego etapu czyli skróceniu go o którąś z wyznaczonych na piątek pętli.