banner daniela marszałka

L’Ardechoise – cz. III

Autor: admin o sobota 17. czerwca 2006

Po dwóch dniach skwaru sobota powitała nas skromnym porannym deszczykiem. Ten dzień pomimo czterech solidnych podjazdów miał być najłatwiejszy choćby z uwagi na fakt, iż na trasę rajdu wjeżdżaliśmy w Saint-Cirques-en-Montagne na wysokości około 1000 metrów n.p.m., zaś meta w Saint-Felicien znajdowała się na dość skromnej wysokości 520 m. n.p.m. Wynikał z tego prosty wniosek, iż trasa trzeciego etapu miała tendencję zjazdową. Upał nie był już dokuczliwy, więc i średnie prędkości tego właśnie dnia mieliśmy najwyższe. Przejechałem finałowe 175 kilometrów przy przeciętnej ponad 26 km/h. Sporą część trzeciego etapu spędziłem w towarzystwie Czarka. Na początku musieliśmy pokonać trzeba długi, lecz rozłożony jakby na raty podjazd pod Gerber de Jonc (1417 m. n.p.m.). Potem czekało nas kilka „hopek” na sporej wysokości i długi zjazd do miejscowości Chaneac.

Następnie trzeba było się zmierzyć z najtrudniejszym tego dnia wzniesieniem czyli kultową dla tego rajdu przełęczą Col de l’Ardechoise (1184 m. n.p.m.) o wymiarach 11,7 km na 5 %. Na górze poczekałem kilka minut na swego kompana z kaszubskich treningów i razem zjechaliśmy do Saint-Martin de Valamas po drodze łapiąc rozmaite grupki z rosnącej w siłę rzeszy ludzi, gdyż wraz ze zbliżaniem się do Saint-Felicien łączyły się szlaki wszystkich tras rajdu. Na bardzo długim bo przeszło 17-kilometrowym podjeździe pod Col de Claviere (1088 m. n.p.m.) podłączyłem się pod jeden z szybkich „pociągów”, który w tempie bliskim 30 km/h pokonywał owo wzniesienie o skromnym średnim nachyleniu 3,2 %. Tym sposobem jednak rozstałem się jednak z Czarkiem. Po dotarciu na szczyt do mety całej zabawy pozostały jeszcze trzy zjazdy i dwa podjazdy tzn. blisko 4-kilometrowy Rochepoule i ponad 6-kilometrowy Buisson (920 m. n.p.m.) pokonywany od przeciwnej strony niż na rozpoczęcie całego rajdu.

Na górze dojrzeli mnie Alain, Konrad i Zdzisiek, którzy i tym razem przejechali dwie–trzecie etapu oraz Piotr, który wszędzie zwykł docierać jako nasz forpoczta. Jakiś kwadrans poczekaliśmy na czarka i niemal w komplecie mogliśmy zażyć piknikowej atmosfery na ostatniej przełęczy tych zawodów. Ostatecznie po 12-kilometrowym zjeździe z Col du Buisson przekroczyliśmy linię mety w Saint-Felicien w silnym 6-osobowym składzie. Jak się okazało zajęliśmy szóste miejsce w gronie 129 drużyn komercyjnych uzyskując łączny wynik 3902 kilometrów i to pomimo faktu, iż w związku z wydarzeniami na drugim etapie pełen dystans La Chataigne – Montagne Ardechoise zrobili tylko Piotr i Darek. „Przegraliśmy” tylko z ekipami, które miały w swym składzie większą ilość zawodników (od jedenastu do dwudziestu ośmiu). Po zakończeniu rajdu czekał nas odbiór dyplomów z adnotacją adekwatną do liczby przejechanych kilometrów, zdanie chipów za zwrotem kaucji i posiłek na lokalnym boisku piłkarskim.

Natomiast na sam koniec przewidziano jeszcze losowanie nagród dla uczestników wyścigu, którzy wzięli udział w specjalnej loterii. Tym razem szczęście też się do nas uśmiechnęło bowiem Darek wygrał tygodniowy pobyt na campingu w okolicznych stronach, zaś Andrzej komplet kół o wartości 300 Euro. Po zakończeniu piętnastej edycji L’Ardechoise pozostał nam już tylko powrót do sympatycznego zajazdu w Gilhoc-sur-Ormeze. Tamże prysznic i nocleg, zaś rano około 8:00 początek kolejnej 20-godzinnej samochodowej podróży do Trójmiasta. Dla Alaina, Andrzeja, Czarka i Konrada ta wyprawa była kulminacją sezonu 2006. Natomiast dla mnie, Darka, Piotra i Zdziśka „tylko” próbą generalną przez dwutygodniową eskapadą we włoskie i francuskie Alpy ze startami w wyścigach: La Marmotte (8 lipca) i L’Etape du Tour (10 lipca). Dla wszystkich było to wspaniałe doświadczenie w uroczym regionie Francji pełnym wymagających tras, pięknych widoków i ciepłych ludzi.