banner daniela marszałka

Izoard

Autor: admin o wtorek 5. lipca 2005

Po wyczerpującej podróży zrobiliśmy sobie wielce zasłużoną krótką drzemkę. Wczesnym popołudniem pojechaliśmy z Piotrem na pierwszy wspólny trening. Na fali entuzjazmu porwaliśmy się od razu na najsłynniejszą przełęcz w okolicy czyli Col d’Izoard (2361 m. n.p.m.). Podjazd ten znany jest z tras Tour de France od czasów międzywojennych, gdyż po raz pierwszy został użyty na „Wielkiej Pętli” już w 1922 roku. To w na nim podwaliny pod swe zwycięstwa w Tourze kładli tacy mistrzowie jak: Gino Bartali, Fausto Coppi, Louison Bobet czy Bernard Thevenet. Nasz hotel „Le Martinet” był położony tuż obok strategicznego ronda, na którym należało skręcić na wschód w kierunku owej przełęczy. Pierwsze 15 kilometrów prowadziło lekko w górę przez urokliwe tereny Parku Regionalnego Queyras gdzie niejednokrotnie zdarzało nam się wjechać w wydrążone w skale tunele. Podjazd zaczynał się na dobre już w kotlinie o tej samej nazwie czyli Combe de Queyras by po dwóch kilometrach zboczyć na północ ku miejscowości Arvieux.

Cały podjazd pod południową ścianę Col d’Izoard to 15,9 kilometra przy solidnym średnim nachyleniu 6,9 %. W okolicy wspomnianej wioski Arvieux nie brak kilkuset metrowych odcinków na poziomie 10 %. Co gorsza poprowadzony na dłużącej się prostej i w dość odsłoniętym terenie. Dopiero po dziewięciu kilometrach w okolicy Brunissard zaczyna się seria dających lekkie wytchnienie serpentyn w dodatku biegnących przez lasek, więc w razie potrzeby można się odrobinę schować przed słońcem. Takiej możliwości nie ma w najbardziej kultowym miejscu całej wspinaczki czyli Casse Desert, którego pustynne oblicze przypomina scenerią finałowe kilometry równie słynnej Mont Ventoux. Niemniej w tej okolicy jest około półkilometrowy odcinek zjazdu i płaskiego terenu dający nieco wytchnienia przed ostatnimi dwoma kilometrami wspinaczki. Ostatnie 14 kilometrów wzniesienia czyli od skrętu na północ przejechaliśmy w około godzinę, przy czym Piotr urwał mnie na kilkadziesiąt sekund. Pierwszy test wspólnej jazdy dowiódł, iż obaj jeździmy na bardzo zbliżonym poziomie co zapowiadało w miarę zgodne zdobywanie zaprogramowanych podjazdów. Kilka fotek na szczycie i zjazd z zaskakującego zimnego Izoard do Briancon żyjącego już po mało mającym tu zawitać za osiem dni Tourem. Stamtąd najpierw boczną drogą, zaś następnie po krajówce N94 wzdłuż rzeki Durance zjechaliśmy do Guillestre.