Col de Portel
Autor: admin o poniedziałek 30. maja 2022
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Biert (D618, D18B)
Wysokość: 1432 metry n.p.m.
Przewyższenie: 847 metrów
Długość: 12,1 kilometra
Średnie nachylenie: 7 %
Maksymalne nachylenie: 15 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Na etapach od drugiego do czwartego mieliśmy przemierzać górskie drogi rejonu Couserans. Ta kraina historyczna o gaskońskich korzeniach obejmuje dziś z grubsza teren okręgu Saint-Girons będącego zachodnią częścią departamentu Ariege. Mój wstępny i niezobowiązujący pomysł zakładał zwiedzanie tej okolicy w trybie z zachodu na wschód. To znaczy zakładałem, iż w poniedziałek poznamy Col de la Core z dwóch stron lub tylko od wschodu, ale za to w pakiecie z Col de Pause, a może nawet szutrową Port d’Aula. We wtorek mieliśmy zobaczyć Col d’Agnes i stację Guzet-Neige. Po czym w środę byłby czas na góry najbliższe naszej bazie noclegowej w Serrat de Foulgas czyli Col de Portel oraz Col de Peguere. Pogoda zmieniła nam rozkład zajęć. Prognozy na poniedziałek były nieciekawe. Pochmurna aura o poranku zdawała się potwierdzać te pesymistyczne przewidywania. Z ostrożności postanowiliśmy nie oddalać się zanadto od swego domostwa i podjęliśmy próbę przejechania dwóch najbliższych wzniesień. Na pierwszy rzut miała więc pójść Col de Portel, zaś na drugi Col de Peguere bądź łatwiejsza Col de Port. Przy takim planie nie trzeba było nawet odpalać auta. Ruszyliśmy na rowerach wprost z przydomowego ogródka. Spaliśmy w tych dniach na wysokości około 1150 metrów n.p.m., po zachodniej stronie Col de Port. Jakieś 2100 metrów od owej przełęczy. To zaś oznaczało, iż etap drugi naszej przygody musieliśmy zacząć od przeszło 10-kilometrowego zjazdu do Massat. Dokładniej zaś do mostku nad rzeczką Arac (634 m. n.p.m.), gdyż sama miejscowość położona jest już nieco wyżej.
Zjazd był spokojny, a do tego przerywany moimi foto-przystankami. Musiałem bowiem strzelić kilka zdjęć na potrzeby późniejszej wspinaczki pod przełęcz Peguere lub Port. Potem dojechawszy w pobliże Kościoła Najświętszej Marii Panny musieliśmy skręcić w prawo by kontynuować naszą podróż drogą D618. Stąd mieliśmy do przejechania 3,5 kilometra w kierunku zachodnim po terenie lekko opadającym. Piotr był w na tyle bojowym nastroju, że pierwszy raz odjechał mi już na tym łatwym odcinku. Po niespełna 14 kilometrach od domu dojechaliśmy do Biert. To w tej mającej nieco ponad trzystu mieszkańców wiosce mieliśmy zacząć naszą znajomość z Col de Portel. Jak dowodzi znamienita strona „cyclingcols” wariantów wspinaczki na tą przełęcz w masywie Arize jest co najmniej sześć! W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, iż mamy tu trzy podjazdy wschodnie i tyleż samo opcji zachodnich. Trzy pierwsze zaczynają się we wioskach: Estaniels, Serres-sur-Arget i wspomnianej już Massat. Każda z nich prowadzi na Portel poprzez Col de Peguere (1375 m. n.p.m.). Z kolei zachodnie szlaki „ruszają” z Lestanque, Riverenert oraz Biert i przechodzą przez pośrednią przełęcz Col de la Crouzette (1244 m. n.p.m.). Nasza „ścieżka” czyli południowo-zachodnia uchodzi za najtrudniejszą z owej szóstki i przez „cyclingcols” została „wyceniona” na 745 punktów. Podstawowa trudność tego wzniesienia to przeszło 3-kilometrowy odcinek poprzedzający wjazd na przełęcz Crouzette. Cały ten segment ma średnie nachylenie aż 11,4%, zaś ósmy kilometr podjazdu aż 13,7%.
Ta akurat wspinaczka nie pojawiła się dotychczas na trasie Tour de France. Zresztą Col de Portel tylko raz została wykorzystana przez organizatorów „Wielkiej Pętli”. Miało to miejsce w 2008 roku na etapie jedenastym z Lannemezan do Foix. Peleton TdF dojechał tu od strony Saint-Girons czyli zachodnim szlakiem przez Riverenert. Tym samym „profi” nie zapoznali się ze stromizną straszącą cyklistów po południowej stronie przełęczy Crouzette. Jako pierwszy na Portel zameldował się wówczas Francuz Amael Moinard. Na jego nieszczęście do mety etapu było jeszcze 57 kilometrów, choć de facto ową górską przeprawę od Foix dzieli ich tylko 29. Kolarz Cofidisu został ostatecznie dogoniony przez pozostałych harcowników uczestniczących w 12-osobowej ucieczce. Z etapowego sukcesu cieszył się tego dnia Norweg Kurt-Asle Arvesen jeżdżący w barwach Team CSC-Saxo Bank. Nasz podjazd prowadził z Biert wpierw na północ drogą D18B aż po Col de la Crouzette. Następnie zaś na wschód szosą D72 przez Col de Pradel (1291 m. n.p.m.) ku mecie zlokalizowanej w pobliżu szczytu Cap de Campets (1502 m. n.p.m.). Dość szybko zdałem sobie sprawę, iż mój względnie udany występ na Pic de Nore był jedynie „miłym początkiem złej serii”. Przez pierwszy tydzień tej wyprawy na podjazdach przyszło mi się męczyć bardziej niż zwykle, szczególnie na co bardziej stromych odcinkach. Cóż z wagą nieco powyżej 80 kilogramów nie mogłem liczyć na zbyt wiele. Na tej górze od początku szło mi ciężko, więc już na drugim kilometrze postanowiłem puścić tylne koło Piotra. Miałem na uwadze jak stromy sektor przyjdzie nam sforsować w środkowej fazie tego wzniesienia. Uznałem, że samobójstwem byłoby szarpanie się na pięciu pierwszych kilometrach. Wolałem dojechać do tej „ściany” własnym tempem i to nawet z pewną rezerwą.
Pierwsze 2,5 kilometra trzymało tu ze średnią od 6,5 do 7,5%. Kolejny odcinek tej długości długimi fragmentami odpuszczał do ledwie 3%. O tym jak trudny będzie kolejny kilometr informowały nas niewielkie zielono-żółte tabliczki wkopane w pobocze drogi. Po przejechaniu 5,4 kilometra zatrzymałem się na jednym z wiraży. Było już ciężko, acz nie na tyle bym musiał stanąć. Dotarłem jednak do rozjazdu i chciałem się upewnić gdzie mam dalej jechać. Straciłem przeszło trzy i pół minuty na bezowocnym szukaniu odpowiedzi w swej komórce. Jednak nawigacja mnie zawiodła i ostatecznie sam musiałem podjąć tą decyzję. Wybrałem opcję lewą i dobrze uczyniłem, bo w prawo, jak się później okazało, biegnie ślepa dróżka do osady Encenou. Od tego wirażu do przełęczy Crouzette miałem jeszcze blisko 3 kilometry. Szczerze powiedziawszy męczyłem na tym segmencie, acz nie było opcji bym sobie z nim jakoś nie poradził. Piotr wspinał się znacznie sprawniej. On jechał po tej „ścianie” w tempie 10,7 km/h, ja ledwie 9,2 km/h. Nadrobił tu nade mną przeszło trzy minuty. Na całej górze blisko pięć. Najgorsze skończyło się kilkaset metrów przed Crouzette. Na owej przełęczy trzeba było odbić w prawo. Potem dziesiąty kilometr pozwolił na chwilę odpoczynku, zaś od Col de Pradel do Portel trzeba było jeszcze pokonać 2 kilometry o nachyleniu 7,4%. Gdy wjechałem na przełęcz gromadziły się nad nią deszczowe chmury. Nawet z lekka popadało. Na górze po kilku chwilach dla „filmowców i fotoreporterów” uzgodniliśmy plan działania na najbliższe godziny. Piotr pojechał dalej na wschód by poprzez przełęcz Peguere dotrzeć na Col de Port. Ja zawróciłem na południe by dotrzeć w to samo miejsce poprzez Biert i Massat.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/7225948691
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7225948691
COL DE PORTEL by Pierre
https://www.strava.com/activities/7225878090
ZDJĘCIA
FILM