banner daniela marszałka

Col de Jau

Autor: admin o czwartek 9. czerwca 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Catllar (D619, D14)

Wysokość: 1506 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1175 metrów

Długość: 23,2 kilometra

Średnie nachylenie: 5,1 %

Maksymalne nachylenie: 12 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Na ostatni dzień w Pirenejach wybrałem sobie dwa wzniesienia o wielce podobnych nazwach, lecz o jakże różnym charakterze. Tego dnia nawet pogoda na nich była skrajnie odmienna. Pierwszym (wspólnym) celem była Col de Jau. Górska przeprawa leżąca na granicy departamentów Pyrenees-Orientales i Aude, zaś w sensie historycznym rozdzielająca katalońską krainę Conflent od oksytańskiej Fenolhedy (franc. Fenouilledes). Natomiast drugim już wyłącznie moim wyzwaniem stała się Col de Jou czyli przełęcz położona w masywie Canigou. Niejako „na zapleczu” goszczącego nas w tych dniach Vernet-les-Bains. Ten duet ochrzciłem mianem Yin & Yang wschodnich Pirenejów. Nawet kolejność zwiedzania mi tu pasowała. Na Jau zastało nas zachmurzenie i powiało chłodem. Natomiast na Jou towarzyszyło mi słońce i zrobiło się naprawdę gorąco. Jau jest przełęczą od czasu do czasu wykorzystywaną na kolarskich wyścigach. Jou z punktu widzenia kolarzy szosowych jest wspinaczką na ślepej drodze. Można bowiem na nią podjechać tylko od strony północnej zaczynając „zabawę” w dolinie rzeki La Tet. Każda z dwóch ścieżek prowadzących na Col de Jau ma długość około 20 kilometrów i wymaga pokonania przeszło tysiąca metrów w pionie. Wymiary południowego podjazdu prowadzącego po drodze D14 i rozpoczynającego się we wiosce Catllar podałem na wstępie tego artykułu. Wspinaczka północna biegnie szosą D84 i zaczyna się jakieś 3 kilometry na południe od miasta Axat. Ma ona długość 19 kilometrów i przeciętne nachylenie 5,7% przy max. 10%. Jest zatem nieco krótsza, lecz bardziej stroma i zapewne dlatego nieco wyżej wypunktowana na stronie „cyclingcols”.

Oba podjazdy na Col de Jau zostały już przetestowane na trasach Tour de France. W sumie przełęcz tą jak na razie trzykrotnie wykorzystano w „Wielkiej Pętli” i co godne zauważenie premie górskie na Jau za każdym razem wygrywali kolarze francuscy. Na Tourze z roku 1976 podjechano na nią od strony północnej. Pierwszy na górze jak i na mecie w stacji Font Romeu – Pyrenees 2000 był Raymond Delisle. To był wielki dzień tego kolarza. Etap wygrał z przewagą blisko 5 minut nad najbliższym rywalem i na dwa dni stał się liderem tej imprezy. Ostatecznie zajął w niej czwarte miejsce przegrywając podium z 40-letnim już Raymondem Poulidorem o skromne 9 sekund. Przy dwóch kolejnych okazjach na Jau wjeżdżano już od „naszej” południowej strony i była to wówczas premia pierwszej kategorii. W pamiętnym dla polskich kibiców roku 1993 przełęcz ta znalazła się na trasie piętnastego etapu prowadzącego do stacji narciarskiej Pal w Andorze. Cały ten odcinek wygrał Kolumbijczyk Oliveiro Rincon, lecz „górka” należała do Richarda Virenque’a. Natomiast w sezonie 2001 pierwszy na Jau zameldował się Laurent Roux. Tym niemniej etap z metą w stacji Ax-3-Domaines wygrał znów Kolumbijczyk. Tym razem Felix Rafael Cardenas. Zaledwie 9 dni po naszej „inspekcji” na Jau zawitał zaś wyścig Route d’Occitanie. Wykorzystano podjazd południowy, acz w ciut skróconej 21-kilometrowej wersji. „Profi” rozpoczęli bowiem swą wspinaczkę od styku D14 z drogą D619 jako, że wcześniej zaliczyli Col de Roque-Jalere (991 m. n.p.m.). Etap do stacji Les Angles jak i cały ów wyścig wygrał Kanadyjczyk Michael Woods. Premię na Jau wziął zaś Bask Igor Arrieta z Equipo Kern-Pharma. Co ciekawe na naszym zjeździe spotkaliśmy podjeżdżających pod Jau dwóch innych kolarzy tej drużyny tzn. Jona Agirre i Jordi Lopeza.

Do podnóża Col de Jau mieliśmy znacznie dalej niż w środę na dojeździe ku Col de Mantet, lecz mimo to zdecydowaliśmy się ruszyć spod samego domu na rowerach. Chcieliśmy jednak uniknąć przejazdu po drodze krajowej czyli N116. W tym celu po wskoczeniu na nasze „karbonowe rumaki” z Avenue de Thermes od razu odbiliśmy w prawo, wjeżdżając na szosę D27. Ta miała nas zawieźć do Prades spokojniejszym i przyjemniejszym dla oka szlakiem. Szkopuł w tym, iż na tej trasie od samego początku do połowy trzeciego kilometra trzeba się było wspinać by dotrzeć na Col de Saint-Eusebe (795 m. n.p.m.). Skromna to była hopka. Jakieś 130 metrów w pionie do zrobienia, ale wybitnie mi nie szło. Na starcie czułem się wyzuty z wszelkiej energii. Bóg raczy wiedzieć czemu, skoro dzień wcześniej zaliczyłem etap stosunkowo krótki i relatywnie łatwy. Owszem środowa góra była ciężka, ale tylko jedna. No nic trzeba było to przetrwać, zaś Piotr musiał się wykazać cierpliwością. Od oglądania się za siebie mogła go rozboleć szyja. Po wjechaniu na św. Euzebiusza mieliśmy cztery kilometry w terenie pofałdowanym, w tym przejazd przez Fillols. Potem już dłuższy zjazd, na którym minęliśmy wioskę Taurinya. Odtąd jechaliśmy już wzdłuż rzeczki La Llitera. Po 13 kilometrach przemknęliśmy wzdłuż murów Abbaye Saint-Michel de Cuxa. To opactwo benedyktyńskie powstało już w roku 840, zaś swą aktualną lokalizację uzyskało w 878, po tym jak powódź zniszczyła jego pierwszą siedzibę. Po szesnastu kilometrach wpadliśmy do Prades (cat. Prada-de-Conflent). To przeszło 6-tysięczne miasteczko jest stolicą (podprefekturą) jednego z trzech okręgów na jakie podzielony jest departament Pyrenees-Orientales.

Historia Prades również sięga IX wieku. Urodził się tu w owym czasie Wilfried Włochaty – hrabia Barcelony i szeregu innych pirenejskich ziem. Postać, z którą związana jest legenda na temat sposobu powstania herbu i flagi Katalonii czyli owych czterech czerwonych pasów na złotym tle. Poza tym z Prades związany był też Jean Castex. Polityk francuski, który z merowskiego stołka w tym mieście przeskoczył w lipcu 2020 roku na paryski fotel premiera V Republiki. Miasto te nigdy nie wystąpiło w roli etapowej mety czy choć wioski startowej na Tour de France. Tym niemniej w 2017 roku rozpoczął się w nim trzeci etap hiszpańskiej Vuelty. Górski odcinek z metą w Andorra La Vella wygrany przez Włocha Vincenzo Nibalego. Z Prades musieliśmy wyjechać na północ i przeprawić się na lewy brzeg rzeki La Tet. Potem jadąc już bardziej na wschód dotarliśmy do mostu nad rzeczką La Castellane. Tuż za nim zaczęliśmy najdłuższy z pirenejskich podjazdów tej wyprawy. Południowy wjazd na Col de Jau można podzielić na dwie zasadnicze części. Pierwsza to 13 kilometrów o zmiennym, lecz ogólnie łagodnym nachyleniu. Mamy tu kilometrowe odcinki ze stromizną ledwie 1,5-2%, ale też takie na solidnym poziomie 5-6%. Średnia owego segmentu to tylko 3,7%. Druga „połówka” to ostatnie 10 kilometrów z przeciętnym nachyleniem 6,8%, gdzie każdy z pięciu finałowych kilometrów ma już stromiznę co najmniej 7%. Już na dojeździe do Catllar dawał się nam we znaki słynny w tych stronach „tramuntana”. To znaczy porywisty i chłodny wiatr wiejący z północnego-zachodu. Szczególnie dokuczliwy był na pierwszych kilometrach tej wspinaczki, więc jechanie na kole mocniejszego kolegi nie było złym pomysłem.

Na wypłaszczeniu z początku drugiego kilometra minęliśmy łącznik ze wspomnianą drogą D619. Mocując się z niewidocznym, acz silnym przeciwnikiem brnęliśmy naprzód pod prąd La Castellane co rusz przeskakując z jednego jej brzegu na drugi. Po przejechaniu 4,3 kilometra od Catllar dotarliśmy do Les Bains de Moltig. Już na dojeździe do tego uzdrowiska widać było z oddali miejscowy Grand Hotel. Główna część owej miejscowości czyli Moltig-les-Bains ulokowana jest na wzgórzach nieco dalej na północ. Aby do niej wjechać należałoby skorzystać z szosy D14a. Niemniej my trzymaliśmy się przełomu wspomnianej rzeki, który fundował nam iście bajkowe obrazki. W połowie szóstego kilometra podjazdu minęliśmy zjazd ku wiosce Campome i dalej trzymaliśmy kurs na północny-zachód. Pod koniec dziewiątego kilometra ukazał się nam przed oczyma piękny widok na Mosset. Po wyjeździe z tej wioski mieliśmy do przejechania jeszcze ponad 13 kilometrów. Niebawem droga odbiła wyraźniej na zachód, lecz nadal uparcie trzymała się lewego brzegu La Castellane. W środkowej fazie tej wspinaczki czułem się na tyle dobrze, iż mogłem nawet nieco podkręcać tempo dyktowane przed Piotra. Jechało nam się przyjemnie. Było ciepło, teren otwarty, widoki przednie, nawet wiatr jakby ucichł. Na ostatnich 7 kilometrach szlak stał się bardziej kręty, zaś na 3 kilometry przed finałem droga D14 wpadła do lasu. Z tego co ustaliłem to po północnej stronie Col de Jau cały podjazd przebiega w tak zacienionym środowisku. W samej końcówce miałem kłopoty z utrzymaniem rytmu Piotra. Tym razem wzięły się one jednak z problemu z tylną przerzutką niż gorszego dnia.

Piotrek dostosował swe tempo do mojego i na przełęcz wjechaliśmy razem w czasie 1h 24:16 (avs. 16,1 km/h). Wspomniani „profi” z ekipy Kern Pharma na dystansie 22,7 kilometra byli od nas szybsi o niespełna 15 minut czyli nie „zaginali się” w tempie wyścigowym. Na przedostatnim kilometrze tuż za ostatnim wirażem minęliśmy pozostałości po dawnej Station du Ski Col de Jau. Przez miejscowych nazywaną ongiś „najmniejszą stacją narciarską świata”, bowiem ten powstały pod koniec lat 60. ośrodek był obsługiwany przez jeden orczyk i miał w ofercie dwie trasy o łącznej długości zaledwie 800 metrów. Prawdziwie niemiłą niespodzianką było załamanie pogody w rejonie przełęczy. U podnóża tego podjazdu mieliśmy temperaturę 26 stopni. Jeszcze na dwa kilometry przed przełęczą mój licznik zanotował 20. Tymczasem na Col de Jau powitały nas chmury i przede wszystkim ostry wicher zacinający mżawką. Po ciepełku nie było śladu. Mieliśmy tam ledwie 12-14 stopni Celsjusza. „Tramuntana” dokazywał na całego. Na szczęście można się było osłonić przed tym wietrzyskiem wchodząc pod dach czegoś w rodzaju wiaty autobusowej. Ponoć owa przełęcz między szczytami Pic de Madres (2469) i Pic Dourmidou (1844) słynie z kapryśnej aury. Już XIX-wieczny historyk Bernard Alart nazwał Col de Jau „bramą złej pogody”. Po prostu ciepłe powietrze znad Morza Śródziemnego często zderza się tu ze znacznie chłodniejszym nadciągającym z głębi lądu. Zimą skutkiem owych „spotkań” bywają śnieżyce. Niemniej gdy tylko aura jest znośna to biorąc pod uwagę umiarkowaną wysokość Jau przejazd przez nią jest możliwy nawet w środku zimy.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7280232806

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7280232806

COL DE JAU by PIERRE

https://www.strava.com/activities/7279783438

ZDJĘCIA

FILM