banner daniela marszałka

Klippitztorl

Autor: admin o niedziela 28. sierpnia 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Vorderklippitz (B78, L91)

Wysokość: 1644 metry n.p.m.

Przewyższenie: 978 metrów

Długość: 14,8 kilometra

Średnie nachylenie: 6,6 %

Maksymalne nachylenie: 12 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Do Karyntii wybierałem się niczym przysłowiowa sójka za morze. Skala trudności podjazdów w tym austriackim landzie nieco mnie odstraszała. Profile dostępne w słynnym „archivio salite” były zanadto czerwone. Po raz pierwszym miałem się tam wybrać już w roku 2019, ale temat odpuściłem. Kolejne dwa sezony też nie okazały się właściwym momentem. Dopiero w 2022 uznałem, iż nie co ma tego dalej odwlekać i odważyłem się zmierzyć z tym ostrym wyzwaniem. Trzeci rok z rzędu w późno-letniej wyprawie towarzyszył mi Adrian Zdrojewski. Początkowo zamierzałem się wybrać do południowej Austrii aż na 17 dni, ale ostatecznie okroiłem swój program do standardowych ostatnimi czasy 15 etapów. Co prawda na miejscu czekały nas strasznie ciężkie podjazdy, ale przynajmniej wycieczka w ten rejon Alp miała swoje logistyczne plusy. Jakby nie było Austria z pięciu krajów najbardziej obfitujących w trudne kolarskie wzniesienia jest nam geograficznie najbliższa. Dzięki temu przy założeniu, iż na rowerze będziemy tam jeździć od ostatniej niedzieli sierpnia do drugiej niedzieli września mogliśmy na podróż do Karyntii przeznaczyć większą część soboty. Wystarczyło ruszyć z Trójmiasta o świcie by mieć pewność, że po jedenastu, max. dwunastu godzinach jazdy dotrzemy w rejon Wolfsbergu (miasteczka we wschodniej części wspomnianego landu) późnym popołudniem. Zatem tym razem nie trzeba było ruszać w drogę wieczorem i spędzać kilku ładnych „za kółkiem” w mrokach nocy. Zrobiliśmy całą trasę za dnia. Na koniec transferu wpadliśmy jeszcze na zakupy do miejscowego supermarketu Billa, a mimo to do naszej pierwszej bazy noclegowej dotarliśmy około godziny osiemnastej.

Na pierwsze trzy noce zatrzymaliśmy się w apartamencie wakacyjnym zajmującym pierwsze piętro domku stojącego na terenie gospodarstwa rolnego prowadzonego przez familię Schilcher. Lokal ten znajduje się dwa kilometry od wsi Maildorf, po prawej stronie bardzo stromej górskiej drogi Koralpenhohenstrasse. Nasi gospodarze już pierwszego wieczoru dali się poznać nie tylko jako uprzejmi, ale też pomocni ludzie. Ochoczo zabrali się do poszukiwania w swym obejściu śrubki, która choć tymczasowo mogłaby zastąpić tą która właśnie mi pękła, gdy zbyt mocno ścisnęliśmy obejmę w trakcie montażu siodełka. Wspólnymi siłami poradziliśmy sobie z tym kłopotem, więc w niedzielę z samego rana mogliśmy ruszyć do nierównej walki z tutejszymi górami. Problem ostatecznie rozwiązaliśmy zaś w poniedziałkowy poranek wizytą w lokalnym OBI. Najtrudniejszy podjazd we wschodniej Karyntii, ba jeden z najcięższych w całej Austrii (jeśli nie w ogóle w Europie) mieliśmy pod naszym nosem. Mieszkaliśmy wszak na szlaku prowadzącym z Maildorf na Grosser Speikkogel. Tym niemniej aby udanie zmierzyć się z tym „potworem” wpierw należało zahartować się w górskim terenie. Postanowiłem, że powalczymy z nim w ostatnim możliwym momencie czyli tuż przed naszą pierwszą przeprowadzką. Dokładnie zaś we wtorkowe przedpołudnie. W niedzielę ruszyliśmy zaś na północ by zaliczyć wspinaczki na Klippitztorl oraz Gaberl Sattel. To drugie wzniesienie leży poza granicami Karyntii tj. na terenie sąsiadującego z nią od północy i wschodu kraju związkowego Styria (Steiermark). Nie zamierzałem się tu ograniczać wyłącznie do ziemi karynckiej. Pod koniec drugiego tygodnia mieliśmy wszak jeszcze zahaczyć o podjazdy z tyrolskiego powiatu Lienz czyli tzw. Ost Tirolu.

Z bazy wyjechaliśmy już o wpół do dziewiątej biorąc kurs dla Klippitztorl. W tym celu udaliśmy się pod Bad Sankt Leonhard in Lavanttal. Miasteczka położonego w górnej części doliny rzeki Lavant. Po zjechaniu z autostrady A2 wpadliśmy na „krajówkę” B78, przy czym nie musieliśmy dojeżdżać do wspomnianego uzdrowiska. Interesowała nas boczna szosa L91 wiodąca ku ośrodkowi narciarskiemu Klippitztorl i znajdującej się powyżej niego przełęczy. Zatrzymaliśmy się więc w Vorderklippitz, na parkingu sąsiadującym ze stykiem obu wspomnianych dróg. Na Klippitztorl wiodą trzy kolarskie szlaki. Dane techniczne wybranej przez nas wschodniej ścieżki podałem na wstępie tego artykułu. Zachodnia zaczyna się przy drodze krajowej B92 pomiędzy wioskami Huttenberg i Wieting należącymi do powiatu Sankt Veit an der Glan. Ten podjazd jest nieco łatwiejszy od wschodniego, bo ma długość 14,1 kilometra i przeciętne nachylenie 6,7%. O ile na naszym maksymalna stromizna sięgała 16%, to po drugiej stronie przełęczy ma „tylko” 12,5%. Na wschodnim zboczu najtrudniejszy kilometr ma nachylenie 12%, zaś na zachodnim 10,7%. Jest i trzeci wariant wspinaczki pod Klippitztorl. Południowo-wschodni z początkiem na obrzeżach Wolfsbergu. Prowadzi on w dużej mierze drogą D137 i łączy się ze wschodnim na 5,2 kilometra przed przełęczą. Na „cyclingcols” wyceniono go najwyżej. Bez dwóch zdań jest on najdłuższy i największy, gdyż liczy sobie aż 24,3 kilometra i ma przewyższenie netto 1195 metrów (brutto 1234). Ogólnie jednak nierówny. Jego przeciętne nachylenie to tylko 4,9%, choć maksymalne aż 17%. Teoretycznie mogliśmy z niego skorzystać. Niemniej nie jest fanem przydługich luźnych wstępów, zaś tu na pierwszych 9 kilometrach byłoby średnio ledwie 2,7%. Poza tym tego dnia mieliśmy zajechać do Styrii, więc bardziej po drodze było nam ze wschodnią Klippitztorl.

Klippitztorl była naszą jedyną wspinaczka w paśmie Saualpe. Cyclingcols wycenił to wzniesienie na 809 punktów. To dość wysoka nota, acz na tle całego naszych zestawu austriackich wyzwań nie robiła specjalnego wrażenia. Na mej wcześniejszej wyprawie do Oksytanii i Prowansji miałem w programie ledwie cztery góry trudniejsze od tej. To znaczy dwie z trzech wersji Mont Ventoux oraz pirenejskie Pailheres i Mantet. Jak można by opisać nasz pierwszy podjazd w Karyntii? W największym skrócie jako wymagający, lecz dość nierówny. Na początek mamy tu 6,5 kilometra z umiarkowanym nachyleniem 5,2%. Następnie trudną środkową fazę o długości 4 kilometrów i średniej stromiźnie aż 10,7%. Pod koniec zaś kolejny 4-kilometrowy segment. Tym razem o bardzo zmiennym nachyleniu. To znaczy mający zarówno 2-kilometrowe „falsopiano” jak i ostatni kilometr na poziomie 9,5%. Tego dnia nie mieliśmy gwarancji dobrej pogody. Przelotne opady były wielce prawdopodobne. Wystartowaliśmy około 9:20 przy temperaturze 16 stopni. Było zatem dość rześko. Wypadało się rozgrzać na trasie. Tuż po starcie przejechaliśmy przez tory kolejowe, zaś po chwili mijaliśmy już kolorowe domki we wiosce Wiesenau. Pierwsze 4 kilometry miały łagodne nachylenie od 3 do 5%, więc mijały nam dość szybko. Po około 12 minutach dojechaliśmy do Kliening. Wsi z kościołem Fatimakirche i całkiem sporym budynkiem miejscowej Straży Pożarnej. Za nią czekał nas trudny piąty kilometr ze średnią stromizną 8,6%. Potem zaś „luźniejszy” szósty z nachyleniem 6,6%. Na razie jeszcze jechaliśmy razem, choć wiedziałem że to tylko kwestia czasu. Do wyprawy austriackiej byłem co prawda lepiej przygotowany niż do francuskiej. Niemniej wybrałem się tu z jeszcze mocniejszym kompanem niż Pietro. Poza tym miałem jeździć w terenie wybitnie nieprzyjaznym „góralowi” o mojej posturze.

W połowie siódmego kilometra na dobre puściłem koło Adka. Tymczasem szosa skręciła na południe, po czym wraz z końcem ósmego kilometra zaczęła się piąć po serpentynach. Na dziewiątym pokonała trzy wiraże i jeden szerszy łuk w lewo. Przez długie trzy kilometry stromizna miała cały czas dwucyfrowe wartości. Najtrudniejszy odcinek skończył się na początku dziesiątego kilometra. Według stravy ten 3-kilometrowy segment pokonałem w 18:11, zaś Adrian w 16:37. Mój kolega wspinał się tu z VAM na poziomie 1147 m/h. Ja zaś byłem w stanie wycisnąć 1049 m/h. Po przebyciu 9,5 kilometra minąłem Gaiseeg, gdzie z naszą drogą połączyła się szosa L137 czyli Weisenbachstrasse. Następnie trzeba było jeszcze pokonać wymagające półtora kilometra ze zmiennym nachyleniem od 5 do 11%. Po czym zaczął się długi przejazd przez Klippitztorl. To niewielki ośrodek sportów zimowych na południowym zboczu góry Hohenwart (1818 m. n.p.m.). Ma on w swej ofercie 13 tras zjazdowych o łącznej długości 28 kilometrów. Turyści są tu obsługiwani przez 5 wyciągów (w tym 2 krzesełkowe). Na dwunastym kilometrze nachylenie przeszło z umiarkowanego w łagodne i pozostało takie aż do końca czternastego kilometra. Wydawało mi się, że ukończę tą wspinaczkę w czasie poniżej godziny. Ostatecznie jednak stroma 700-metrowa końcówka skutecznie temu zapobiegła. Zmagając się ze stromizną wziąłem ostatni zakręt w prawo, po czym pokonałem finiszową prostą o długości 200 metrów. Na przełęcz wjechałem w 1h 00:25 (avs. 14,7 km/h i VAM 979 m/h). Adriano wykręcił tu czas 56:49 czyli nadrobił nade mną 3:36. Wszystko na ostatnich 8 kilometrach z hakiem. Niestety na samej górze zaczęło padać. Z początku mżawka, zaś w górnej fazie zjazdu już istna ulewa. Na stromym bałem się zjeżdżać w tych warunkach. Tym bardziej, że samochodów wkoło nie brakowało. Na szczęście w niższych partiach góry deszcz odpuścił.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7715637635

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7715637635

KLIPPITZTORL by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/7715601371

ZDJĘCIA

Klippitztorl_01

FILM