banner daniela marszałka

Marterle

Autor: admin o piątek 9. września 2022

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Witschdorf (B111, L23)

Wysokość: 1836 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1003 metry

Długość: 11,6 kilometrów

Średnie nachylenie: 8,6 %

Maksymalne nachylenie: 14 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W piątek pogoda była nie lepsza niż w czwartek. Aura tak samo kiepska, ale nasz pomysł na uratowanie dnia krańcowo różny. Zamiast krążyć po regionie postanowiliśmy czym prędzej zaliczyć ciekawy podjazd, który mieliśmy niemal pod samym domem. Dzień był bardzo pochmurny i chłodny jak na końcówkę kalendarzowego lata, ale z rana jeszcze nie padało. Liczyliśmy, że deszcz wstrzyma się ze swym występem przynajmniej do południa. To jest zanim zdołamy odwiedzić Marterle. Tym mianem miejscowi ochrzcili górską polanę, położoną na wysokości ponad 1800 metrów n.p.m., na której to stoi najwyżej położony kościół pielgrzymkowy w Austrii. Ponoć w połowie XIX wieku stał w tym miejscu krzyż meteorologiczny. Następnie pewien pasterz z pobliskiej osady Wenneberg w roku 1854 wybudował tu kaplicę w podzięce za wyleczenie z ciężkiej choroby. Co ciekawe proboszcz z Rangersdorf poświęcił ją 9 września 1860 roku czyli jakby nie patrzeć ruszyliśmy na ten podjazd w 162. rocznicę tego wydarzenia. Na przełomie wieków postanowiono, że na miejscu kaplicy powstanie kościół. Jego budowę rozpoczęto w czerwcu 1902 roku. We wrześniu 1904 roku świątynia była już gotowa, zaś jej uroczystej konsekracji dokonał 22 czerwca 1906 roku pochodzący z tych stron Josef Kahn, biskup z diecezji Gurk. Mniej więcej w tym samym czasie otwarto naprzeciw kościoła karczmę co by strudzeni pielgrzymi mieli gdzie się posilić. Dziś funkcjonuje ona jako zajazd Alpengasthaus Marterle zarządzany przez Erikę Thaler. Nieopodal działa też Rangersdorfer Hütte, więc turyści nie są tu skazani na ofertę kulinarną jednej tylko restauracji. Pośród okolicznych szczytów najwyższy jest Zellinkopf (2597 m. n.p.m.), do którego z Marterle prowadzi pieszy szlak długości 4,4 kilometra. Tutejsze góry zaliczane są do Golbergruppe wchodzącej w skład Wysokich Taurów.

Podjazd pod Marterle zaczyna się we wsi Witschdorf należącej do gminy Rangersdorf. Trzeba na nim pokonać nieco ponad tysiąc metrów w pionie na dystansie niespełna 12 kilometrów. Niemniej na profilu rodem z „cyclingcols” różnica poziomów pomiędzy zjazdem z drogi B106 a wspomnianym kościółkiem wynosi tylko 992 metry. Mniejsza jednak o detale. Tak czy owak był to kolejny podjazd z gatunku HC na naszym karynckim szlaku. Na holenderskiej stronie wyceniono go na 872 punkty czyli odrobinę niżej niż krótszą, lecz bardziej stromą wspinaczkę pod Maltaberg. Marterle okazuje się tu jednak trudniejsze niż niejedno wzniesienie rozsławione wydarzeniami z tras Wielkich Tourów. Dla porównania obecne na Tourze pirenejskie finały pod Luz Ardiden czy Pla d’Adet warte są w tej skali „tylko” 814 i 768 punktów. Legenda Vuelty czyli Lagos de Covadonga uzyskała tu 840 oczek, zaś odkryta niedawno na Giro i znana nam Alpe di Mera jedynie 803. Mimo to pośród 27 premii górskich jakie zaliczyliśmy na tym wyjeździe ta „górka” pod względem trudności była ledwie siedemnasta. To pokazuje jak wysoko postawiliśmy sobie poprzeczkę, skoro tego typu podjazd był bliżej końca niż czoła tabeli. Na Marterle trudniejsza jest pierwsza połowa wspinaczki. Dolny segment o długości 5,2 kilometra ma średnie nachylenie 9,5%. Potem na szóstym kilometrze jest kilkusetmetrowe wypłaszczenie. Po czym na górnych 6 kilometrach przeciętna wynosi 8,3%. Ogólnie im dalej tym luźniej. Na ostatnich dwóch kilometrach dłuższe odcinki trzymają już tylko na poziomie 7-7,5%. Najtrudniejszy kilometr tego wzniesienia ma średnio 11,8%, zaś najcięższy 5-kilometrowy segment wartość 9,6%. Wszystkie odcinki z dwucyfrową stromizną składają się zaś na łączny dystans 5,6 kilometra.

Góra była blisko bazy, więc tego przedpołudnia Adrianowa Honda „miała wolne”. Ruszyliśmy się z domu na rowerach o godzinie 9:10. Najpierw krótki zjazd ku krajówce nr 106. Na szczęście nie musieliśmy na nią wjeżdżać. Akurat w tej części doliny równolegle do niej pociągnięto alejkę, z której skorzystaliśmy tak na dojeździe jak i powrocie z Witschdorf. Od podnóża góry dzieliło nas tylko 4,5 kilometra. Dojazd generalnie prowadził w terenie płaskim, za wyjątkiem niewielkiej hopki w trakcie przejazdu przez Rangersdorf. Po około 10 minutach byliśmy już na miejscu. Nawet w dolinie było chłodno. O tej porze dnia ledwie 15 stopni. Podjazd ten co prawda startuje z ulicy wiodącej do Witschdorf, lecz bynajmniej nie przechodzi przez tą wioskę. Już po stu metrach należało odbić w lewo i wjechać na dróżkę biegnącą w kierunku zachodnim. Przez pierwsze kilkaset metrów biegła ona równolegle do porzuconej „krajówki”. Tu od razu zrobiło się stromo. Za pierwszym wirażem zaczął się 500-metrowy odcinek o średniej 13%. Droga od czasu do czasu zmieniała kierunek. Do połowy drugiego kilometra minąłem cztery wiraże. Oczywiście niemal od początku jechaliśmy osobno. Każdy na miarę własnych możliwości. Tym razem moja strata do Adka rosła w umiarkowanym tempie i jak się miało okazać jedynie do czasu. W każdym razie na pierwszych 3 kilometrach straciłem kolegi 1:12. Na tym etapie podjazdu szosa minęła zjazd w lewo ku osadzie Mentl, zaś po chwili kolejny tym razem w prawo do Pflor. W połowie czwartego kilometra przejechałem przez centralną część Lobersberg, największej osady na tym górskim szlaku. Potem na wirażu z początku piątego kilometra minąłem dróżkę prowadzącą do osady Stein. Jeszcze niespełna kilometr i na dojeździe do Verhach stromizna zdecydowanie odpuściła.

Kilkaset niemal płaskich metrów na dojeździe do Mortelbauer czyli minutka-półtorej na złapanie głębszego oddechu. Chwilę później minąłem Blick Lienzer Dolomiten czyli punkt z widokiem na austriacki skrawek Dolomitów. Na siódmym kilometrze z przejazdem przez Wiesenbauer znów było ciężko. Nachylenie nieco zelżało na początku ósmego kilometra, gdy droga wpadła do ciemnego lasu. Pozostała w nim niemal do końca, zrazu prowadząc na zachód. Na dziesiątym zakręcie zawinęła się w prawo, by już do końca prowadzić w kierunku wschodnim. Niebawem wjechałem w chmury, więc widoczność znacząco się pogorszyła. Powietrze do cna przesiąknięte było wilgocią. Na przedostatnim kilometrze wzdłuż szosy zaczęły się pojawiać stacje drogi krzyżowej, zaś półtora kilometra przed finałem minąłem kapliczkę z figurką Matki Boskiej. Jeszcze kilka minut wysiłku i nareszcie dostrzegłem we mgle białą bryłę kościółka Marterle. Przejechałem asfaltowy łuk wokół niego i wpadłem na polanę między świątynią a Alpengasthaus Marterle. Wspinaczkę ukończyłem w niecałą godzinę. Segment o długości 11,91 kilometra pokonałem w 59:47 (avs. 12 km/h). Tylko kolegi jakoś mi tu brakowało. Musiałem na niego poczekać dobre 10 minut. Adriano miał po drodze parę problemów technicznych. Najpierw zrestartował mu się Garmin, potem jeszcze spadł łańcuch. Przede wszystkim zaś na początku czwartego kilometra zboczył z trasy. W sumie przejechał poza nią 4,2 kilometra i dodał sobie 255 metrów przewyższenia. Stracił na tym wszystkim kwadrans czyli bez owych przygód spokojnie mógł zdobyć Marterle w 55 minut. Na górze mieliśmy tylko 10 stopni. Na szczęście gospoda była otwarta, więc wpadliśmy do niej zagrzać się i wypić coś gorącego. Pogoda szła ku gorszemu. W drodze powrotnej przez pierwsze 5 kilometrów zjeżdżaliśmy w „mlecznej poświacie”. Natomiast w dolinie dość mocno wiało. Do bazy wróciliśmy w samo południe. Udało się nam umknąć przed nadciągającą ulewą.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7779063638

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7779063638

EGGER ALM by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/7775294455

ZDJĘCIA

Marterle_01

FILM